Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kajonka

Nie kocham swojego dziecka.

Polecane posty

Gość gość
A ja jestem ojcem, który nie kocha swoich dzieci - mam dwójkę 8 i 10 lat. Za to strasznie kocham ich matkę i w zasadzie dlatego mamy dzieci, ona sobie nie wyobrażała życia bez nich. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem nieszczęsliwy, ale dzieci nie wzbudzają we mnie żadnych wzniosłych emocji mimo tylu lat, dla mnie mogłoby ich nie być. Ale jak najbardziej biorę odpowiedzialność za ich wychowanie i zawsze postaram się im pomóc. Po prostu ich nie kocham, choć to moja tajemnica i chyba tylko w taki anonimowy sposób mogę się uzewnętrznić... Za to moją żonę ubóstwiam. Zawsze uważałem, że w życiu nie mamy wpływu na to w jakiej rodzinie się urodzimy, jakie dzieci mieć będziemy, a jedyny świadomy wybór to wybór żony/męża - osoby, którą sami możemy wybrać i świadomie pokochać. A z dziećmi - to chyba ruletka, nie potrafię ich kochać tylko dlatego, że są...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja tez nie kocham swojego dziecka ma 2 miesiace a ja zaluje ze sie w ogole urodzil to byla najgorsza decyzja mojego zycia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lilianan12
Ja zawsze chciałam mieć dziecko, przynajmniej tak mi się wydawało. I myślałam, że nawet mam praktykę, bo przez parę lat byłam w związku z wdowcem, który miał kilkuletnią córkę, którą naprawdę pokochałam. Mimo że nam się to rozpadło, to miałam wrażenie, że kocham dzieci - no i mam dziecko, męża, tylko że niewiele czuję do dziecka, do WŁASNEGO dziecka..., nie rozumiem tego, bo obce potrafiłam pokochać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś U ciebie to raczej wygląda na depresje poporodową, kiedy człowiek jest kawałkiem nerwów i zmęczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dzieci to cały mój świat. One nadają sens życiu, pracy, zmęczeniu... Robię to dla nich, aby miały łatwiejszy start. Każde istnienie zasługuje na miłość. A tam gdzie miłość, tam nadzieja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
6.05 oby:-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś No widzisz, tylko ja tego tak nie widzę, dla mnie dzieci nie są żadnym celem, a już na pewno nie takim aby poświęcać im życie. Nie chcę żyć życiem moich dzieci, ale swoim. Może to brzmi egoistycznie, ale ja też mam swoje cele i nie chce wszystkiego poświęcać dla dziecka. Chcę skupić się na sobie i mojej drugiej połowie. Może biologicznie jesteśmy zdeterminowani mieć potomstwo, ale uważam, że jest naprawdę mozna nadać życiu sens bez dziecka. Z drugiej strony bałbym się mieć dziecko tylko dlatego, że ono mnie określa i nadaje sens mojemu życiu, czy to znaczy, że bez niego nic nie znaczę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zazdroszcze Wam " problemow"... ja nie moge zajsc w ciaze, juz mam 35 lat, I nic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
6:55 a ja Ci zazdroszczę „problemu” niemoznosci zajścia w ciąże

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jest naprawdę dużo takich osób które nie kochają własnych dzieci które żałują że je mają. Tylko strach jest się przyznać do tego. Ja niemam dzieci właśnie dlatego że sądzę że będę żałować. A wolę kiedyś żałować że go nie miałam niż żałować że je miałam.Nie uważam też że dzieci nadają sens życiu. Tylko my sami możemy nadać sens naszemu życiu żadna inna osoba za nas tego nie zrobi. Nie chce tego całego poświęcenia się dla dziecka. Robienia wszytkiego tylko dla niego. Żeby jemu było lepiej. Żeby miało dobry strat. Naszczescie mój mąż myśli tak samo jak ja. I znam kilka osób kobiet które mimo że mają po dwoje nawet troje dzieci planowanych dzieci to gdyby mogły cofnąć czas to nie miałyby ich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
05:39 Chciałabym żeby mój mąż coś takiego o mnie szczerze powiedział. Niestety trafiłam w życiu źle i muszę sobie rekompensować straty miłością do dziecka. Ból niespełnienia z mężczyzną zawsze jednak we mnie pozostanie i nawet to, że kocham dziecko nie sprawi że będę w pełni szczęśliwa. Pewnie, że w tym się kryje jakiś dramatyzm co opisujesz ale z dwojga złego chyba wolałabym taką postawę u faceta jak ty opisałeś niż jak mąż kocha dziecko, a żony nigdy nie doceniał tak naprawdę. I aż mi sie chce wyć czasem że nie mogę cofnąć czasu. Cudownych lat młodości gdy całe życie było przede mną i miałam możliwości ułożyć je sobie z kimś kto mnie kochał już nikt mi nie zwróci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Zawsze uważałem, że w życiu nie mamy wpływu na to w jakiej rodzinie się urodzimy, jakie dzieci mieć będziemy, a jedyny świadomy wybór to wybór żony/męża - osoby, którą sami możemy wybrać i świadomie pokochać. " Ojjjjjj... Kochany... Jakąż to świadomość może mieć człowiek który jest ledwie po 20-tce, a to właśnie wtedy najczęściej są zalążki znajomości z których może się wykluć małżeństwo. A prawda jest taka że często koło 30-tki dopiero można stwierdzić czy wybór małżonka był taki całkiem mądry i trafiony w 10-tke. Wiele ludzi wtedy dopiero uzmysławia sobie że niestety tak nie jest. Stąd tyle rozwodów jest. Wybór małżonka to wcale nie taki znów świadomy wybór. Może koło 30-tki jest świadomy. Tobie się poszczęściło, bo gust ci się nie zmienił pomimo upływu lat oraz nie doświadczyłeś przewartościowania życia jak wielu ludzi doświadcza i często jest to dla wielu ludzi niemiłe doświadczenie i twarde lądowanie. Miałeś fuks po prostu, że nie zmieniłeś się z biegiem lat. Przeważnie ludzie się zmieniają z biegiem lat. Doświadczenia to sprawiają i zmiana wnioskowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Często też jest tak, że związek z początku fajny to z biegiem lat przeobraża się. Ludzie na siebie obojętnieją. Ty miałeś fuksa i myślisz, że wszyscy tak mają jak ty stąd gadka o świadomych wyborach. To tu cię zdziwię. Twój przypadek jest rzadkością. Ze ślubami jest często taka sama pomyłka jak z niechcianymi dziećmi. Ktoś napisze, że są rozwody. Niestety to nie takie proste. Wiele kobiet nie zarabia na tyle by się utrzymać samotnie, szczególnie jeśli jest wspólne dziecko na ich barkach i są przy nienawistnym mężu uwiązane ekonomicznie przynajmniej dopóty dziecko nie pójdzie na swoje. Inna sprawa rozwód nie jest nigdy w pełni satysfakcjonującym rozwiązaniem jeśli jest dziecko, bo ono wiąże ludzi aż do śmierci, a więc nawet jeśli są po rozwodzie to będą musieli swoje gęby oglądać przez cały swój żywot. To jest prawie tak jakby urodzić niechciane dziecko. Brzemie głupiego wyboru będzie wisieć na zawsze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja macierzyństwa tak ogólnie to nie żałuję. Jeżeli dziecka żałuję w jakiś sposób to chyba tylko w takich kategoriach, że mogłam je zrobić z kim innym, a nie z moim mężem. Natomiast to, że mojemu mężowi oddałam swoje unikalne lata młodości - czas gdy byłam śliczną, beztroską, pełną chęci do życia dziewczyną, lata które przemineły i mąż tego nigdy nie docenił to tego żałuję straszliwie i tego sobie nigdy nie wybaczę, że go wybrałam, że uznałam go za godnego miłości. Okazał się niegodny miłości, niegodny mojego zaangażowania. Odrzuciłam tym samym też szanse na być może szczęśliwsze życie z kimś innym. To był największy błąd mojego życia - mój mąż. Największy dramat, który jest nie do odżałowania. Nie mam jak odejść od męża. Nie zarabiam na tyle, od lat nie układa mi się zawodowo. Moje życia to jakieś przekleństwo. Nawet wiara w Boga sie u mnie załamała. Żyję w permanentnej depresji. Czasami mam ochotę sie zabić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
18:27 poznałam mojego męża jak miałam 20 lat. Odrazu wiedziałam że będzie moim mężem. Zmieniłam się z wiekiem wiadomo dojrzałam jeszcze bardziej ( choć zawsze byłam nad wiek dojrzała) ale moja miłość do niego się nie zmieniła a wręcz przeciwnie. Wiem że on czuje to samo do mnie. Jesteśmy 12 lat po ślubie. Nikogo więcej do szczęścia nie potrzebuje. Dzieci są owszem ale gdyby ich nie było to nie byłoby jakiegoś wielkiego dramatu bo mamy siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że jedyny świadomy wybór to z kim chcemy spędzić życie. Oczywiście, że się zmieniamy, ale mówienie, że jest to taka sama ruletka jak kwestia gdzie się urodzimy albo kogo urodzimy jest sporym nadużyciem. Nikt nie każe nikomu hajtać się mając 20 lat, przecież można trochę popróbować i przy 30-tce świadomie dokonać wyboru, wówczas już człowiek zwykle wie czego chce lub co go zadowala.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja przestałam kochać moje dzieci.i najchętniej sama bym zniknęła z powierzchni ziemi a potem co będzie to już na niej mnie interesuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Związek z moim facetem to katastrofa .jestem bez pracy bo nigdy nie pracowałam i mieszkanie na wynajem.do którego i tak muszę dodawać i resztę na życie płacić .gdyby nie nasze dzieci dawno bym odeszła ale nie mam gdzie.tylko w miarę życie się kręci dzieki 500+a co potem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matka adopcyjna
Ja mam podobny problem... Jestem załamana Nie wiem co robic... razem z mężem podjęliśmy decyzję adopcji dziecka I adoptowalismy dziewczynkę, którą pokochalismy od pierwszego wejrzenia Po roku czasu dostaliśmy telefon z ośrodka że jest do adopcji biologiczna siostra naszej córeczki Na początku bardzo się ucieszylismy... I również adoptiwalismy ja by dziewczynki mogły się razem wychowywać Ale przy drugiej córce zaczęły się schodki... Ani ja ani mąż nie potrafimy jej pokochać Bardzo nas irytuje... Nie mamy do niej cierpliwości Nie cieszy nas jej obecność Może to straszne co napisze Ale żałóje ze ja wzięliśmy do siebie ale dlatego że wiem że nie damy jej takiej miłości na jaką zasłóguje... Wiem że czuje się nie chciana... Ma teraz 2 latka Jak tylko do kogoś jedziemy albo mamy gości to lgnie do nich.. Do mamy czy taty nawet nie chce iść JESTEM Załamana

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
23:55 bardzo smutna i straszna sytuacja :(. Nie tylko dla małej ale i dla was. Może jakiś psycholog? Bo miłość raczej sama nie przyjdzie. A może kochacie ja tylko o tym nie wiecie? Gdyby nagle zniknęła czy brakowałoby wam jej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czytam to co napisaliście i z jednej strony Wam współczuję, z drugiej dochodzę do wniosku, że jesteście dobrymi aktorami (zwłaszcza pan, który ubóstwia swoją żonę). Przecież to się wyczuwa, że ktoś jest nie kochany. Miłość do dziecka, czy do partnera widać w drobnych gestach, czynach na co dzień. Niestety, ale to nie pozostaje obojętne na dalsze nasze życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ktoś napisał: "jedyny świadomy wybór to z kim chcemy spędzić życie". Ja to widzę inaczej. Oburzycie się ale miłość do męża, żony jest oparta na kalkulacji zawsze. Nie mam tu na myśli na dzień dobry wzgledów ekonomicznych tylko raczej na wstęp jest kalkulacja "czy on/ona mi się podoba fizycznie, czy z nią/z nim mi się dobrze rozmawia, czy on/ona mój pociąg odwzajemnia, czy on/ona jest dobry/-a w łóżku" Tak rozwija się w oficjalnej mowie miłość, a tak naprawde są to kalkulacje. No bo jakby on/ona nie podobaliby mi się fizycznie, nie rozmawiałoby sie z fajnie, nie byłoby "tego czegoś" to miłości by nie było. Proste i kalkulacyjne jak budowa cepa. Natomiast dziecko, uczucie do dziecka nie opiera się na kalkulacji przynajmniej nie tak dobitnie. Dziecko sie kocha dużo bardziej bezwarunkowo już na dzień dobry i nie musi sobie ono na to zasługiwać. Nawet jak urodzi się z jakimś problemem to pojawia się coś takiego jak troska czyli coś co jest i tak podszyte miłością. Oczywiście mówię tu o większości ludzi. Przypadek taki jak ma autorka jest marginesem. Przyczyny się jego nie zna, ale są ludzie o różnych doświadczeniach i osobowościach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Oczywiście, że się zmieniamy, ale mówienie, że jest to taka sama ruletka jak kwestia gdzie się urodzimy albo kogo urodzimy jest sporym nadużyciem. Nikt nie każe nikomu hajtać się mając 20 lat, przecież można trochę popróbować i przy 30-tce świadomie dokonać wyboru, wówczas już człowiek zwykle wie czego chce lub co go zadowala. " To nie takie proste. Koło 30-stki nie ma już się tak szerokich możliwości jak w wieku 20 lat. Oczywiście kafateria zawsze będzie sie zarzekać, że jest inaczej, ale ja wiem jak jest. Koło 30-stki 95% znajomych jest już hajtnięta i jeśli kogoś np. kochałaś mając 20 lat a nie miałaś tego pełnej świadomości to nie poślubisz już nigdy tej osoby bo ona będzie miała już własną rodzinę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
23:55 Co z tą drugą dziewczynką jest nie tak ? Pewnie ta pierwsza spodobała się z wyglądu, a ta druga jest do pierwszej niepodobna, co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
do matki adopcyjnej. jakie to smutne, juz raz ktos tej malej nie chcial a teraz znowu. Jezeli sie zdecydowaliscie to za wszelka cene nie powinniscie dac jej odczuc, ze jest niekochana. Mam nadzieje, ze wasz stosunek do niej sie zmieni. Czy przytulenie dziecka to taki wielki problem? Musicie zmienic nastawienie, jeszcze w przyszlosci znienawidzi siostre, ktora kochacie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matka adopcyjna
WŁAŚNIE ta druga jest bardzo podobna do starszej... I to nie jest tak że jej nie przytulam... PO PROSTU nic do niej nie czuje... Tak jakby to było obce dla mnie dziecko... JEST to trudne dla mnie bo chce ją po kochać a nie potrafię.. NIE potrafię zapanować nad tym że czuję do niej niechęć... :( wiem że była to nasza świadoma decyzja Ale myślałam że z czasem ja pokocham... JUŻ półtora roku jest z nami I nic..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pozostaje wam udawanie, żeby się niezorientowala. Może jednak pokochacie ja. Wybierzcie się do psychologa, może znajdziecie przyczynę tej blokady

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Związek z moim facetem się wypala. Specjalnue przyjeżdża późno wieczorem żeby się ze mną nie klucic.nie raz juz podnoisl na mnie rękę ale nie uderzył.jak nie zrobię po jego myśli to jestem głupia itd.raz juz był zonaty a teraz zwała na mnie ze to ja niszxze nas związek i najlepiej żebym się wyprowadziła. Gdybym miała gdzie to juz dawno bym to zrobiła s wtedy sama wyzywam się na dzieciach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wszyscy mi mówili ze powinnam go zostawić XE to nie jest facet dla mnie.po śmierci męża zatracilam się nie potrafilsm dac miłości córce i teraz sama jej nie dostałam .jak dac miłość jak samemu się jej nie daje.wszystko sir we mnie gotuje ryczec mi się chce bo nie mam komu się wyzalic.moim rodziców okłamuje ze mnie jest dobrze bo jak mi kiedyś moeoli sama go wybrałas.zal mi dzieci bo są takie kochane choć czasem doprowadzaja mnie do goraczki ale nie prosly się same na świat jeśli się urodziły to jakoś trzeba onie dbac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też nie kocham swojego dziecka. Irytuje mnie w nim wszystko. Zawsze robi mi na przekór co irytuje mnie jeszcze bardziej. Jak miał miesiąc zostałam z nim sama. Mieszkałam z rodzicami którzy nie akceptowali tego ze po jakimś czasie chciałam ułożyć sobie z kimś życie na nowo. Moja matka postanowiła ze przejmie rolę matki i zaczęła o wszystkim decydować. "Zepsula" mi syna. Był taki śliczny jak był mały. Teraz jest "byle jaki" bo moja matka zrobiła z niego wiesniaka który uważa że nie musi myć włosów bo babcia powiedziała ze często nie trzeba, nie jeździ na rowerze bo babcia powiedziała mu kiedyś ze jest za malutki to już tego nie robi. Na dwór nie chodzi bo z babcią nie chodził bo były "bachory" w piaskownicy. Po wielkich walkach przeknalam go do nauki pływania całkiem mu to szło, instruktor powiedział ze czas na kolejny krok i zamiast pasa do pływania będzie miał "makaron". Mały się bal Ale przecież na tym polega nauka. Tłumaczyłam ze będzie ok ze to jego sukces... babcia mu powiedziała ze jak się boi to niech nie idzie i juz nie poszedł... wyrósł na irytujacego bachora który w ogóle nie słucha co się do niego mówi a ja już nie chcę próbować. Chce mieć spokój bo mam problem dosłownie ze wszystkim. Mam dość. Jestem na skraju załamania...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×