Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość lukasz02983

Poznałem dziewczynę przez internet. Zależy mi na niej. I co teraz?!

Polecane posty

Gość lukasz02983

Witam dziewczyny! A o to moja historia.. Pewnego dnia, a było to ponad 2 lata temu, chodząc na kurs z kat. C+E, mój kolega (instruktor z którym miałem zajęcia praktyczne z jazdy tzw TIRem) podsunął mi pomysł założenia konta na jednym z portali, który kojarzy ze sobą ludzi. Po "chwili" zastanowienia pomyślałem sobie: -w sumie nie mam nic do stracenia, więc dlaczego by nie spróbować:) Po kilku dniach od założenia konta na tym portalu, zainteresowałem się profilem pewnej dziewczyny/kobiety (dla mnie pomijając pewne filozoficzne rozważania określenia te są tożsame). Nie zastanawiając się długo, napisałem do Niej i nie czekając długo otrzymałem odpowiedź, która utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że tak jak w realu tak i w internecie doskonale radzę sobie z poznawaniem nowych interesujących (na pierwszy rzut oka) ludzi/kobiet:) Pisaliśmy ze sobą kilka godzin, po czym wymieniliśmy się numerami tel. W sumie to ona zapytała mnie o nr, a ja bez zastanowienia jej go podałem. Tak jak obiecała, zadzwoniła kilkanaście minut później. Pierwsza nasza rozmowa była (dla mnie) nowym przeżyciem, bo przecież nigdy wcześniej nie praktykowałem zawierania znajomości z kimkolwiek w sieci. No ale jak to się mówi, kiedyś musi być ten pierwszy raz:) Zaczęliśmy rozmawiać i z minuty na minutę zacząłem przekonywać się, że dziewczyna jest w stanie mnie sobą zainteresować na płaszczyźnie rozmowy telefonicznej. Tak mijał dzień za dniem, rozmawialiśmy na początku co kilka dni, potem co drugi dzień, potem codziennie aż doszło do tego, że rozmawialiśmy po kilka godzin każdego dnia, nierzadko kończąc ze sobą rozmawiać o 3-ej nad ranem:) Do dnia dzisiejszego mijają +/- ponad 2 lata od naszego poznania. Muszę przyznać, że znamy się jak "łyse konie" w najlepszym tego słowa znaczeniu i nawet przez chwilę przez cały ten okres naszej znajomości nie wkradł się pomiędzy nas tzw relacja przyjaciel - przyjaciółka. Wszystko było tak jak miało być. Wszystko szło w tym najlepszym dla nas obojga kierunku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od naszego "poznania" nie widzieliśmy się jeszcze ani razu, choć wiem jak wygląda (wysłała mi chyba z 300 swoich różnego rodzaju zdjęć). Z każdym kolejnym mailem ze zdjęciami, czy mmesem, utwierdziłem się w przekonaniu, że dziewczyna tak jak myślałem na początku jest warta grzechu:), a po tych niezliczonych rozmowach liczonych już latach przekonałem się, że jest również warta zachodu. Nigdy nie narzekałem na powodzenie u płci przeciwnej, wychodząc z założenia, że wdrapuje się na najwyższe drzewa, zrwyając tylko najlepsze owoce:) No ale do rzeczy.. Otóż przez cały ten czas nigdy zgodnie nie ustaliliśmy terminu spotkania, ponieważ jakoś zawsze myśleliśmy, że zawsze będzie na to czas, a rozmowy rekompensowały nam brak siebie w realu, na tzw wyciągnięcie ręki. Ja z kolei nie brałem na poważnie wyjazdu do niej na spotk, z racji wykonywanej pracy na miejscu i nierzadko wyjazdach poza granice kraju. Do czasu.. I to będzie tyle wstępem tego co chcę napisać.. Od jakiegoś miesiąca nasze relacje przeplatały się różnie. Raz się kłóciliśmy (częściej niż zazwyczaj:), innym razem "spędzaliśmy" ze sobą czas tak dobrze jak jeszcze nigdy dotąd. Jednak pewnego razu podczas mojego wyjazdu w kolejną trasę po krajach UE, prowadziliśmy rozmowę od Lublina aż po przejście graniczne w Świecku. W czasie tej rozmowy, powiedziała mi że na weekend wyjeżdża do Krakowa.. z osobą towarzyszącą, którą zorganizowali jej znajomi. W pierwszym odczuciu nie uznałem tego za nic złego, ponieważ nigdy przez cały czas naszej znajomości zupełnie niczego się nie czepiałem, ani też niczego nie żądałem, zabraniałem czy rościłem sobie też prawo do wyłączności. Jednak po pewnym czasie naszły mnie pewne niepokojące myśli, że przecież status osoby towarzyszącej musi tu coś sugerować i z pewnością nie skończy się niczym dobrym (dla mnie rzecz jasna). Mój humor troszkę obniżył loty, ale dalej robiłem swoje ponieważ zawsze uważałem, że o tym jak będę się czuł decyduję tylko i wyłącznie ja sam, i nikt więcej. Minęły dwa tygodnie mojej pracy za granicą (kierowca na trasach UE), przez który nie mieliśmy ze sobą kontaktu (wiadomo roaming robi swoje:). Wymieniliśmy się tylko kilkoma smsami, w których napisałem jej, że zacząłem czuć się niewygodnie po tym jak oznajmiła mi że jedzie tam choć w grupie znajomych to jednak z kimś teoretycznie "przypisanym" do siebie. Sms jaki otrzymałem po prostu podciął mi nogi i opadłem bezwładnie przechadzając się po centrum Barcelony. Napisała mi, że osoba z którą tam była sprawiła, że nigdy nie czuła się tak wyjątkowo, nigdy nie czuła się tak szczęśliwa, że nigdy nie czuła się tak wspaniale, bo potrzebna drugiemu człowiekowi.. W odległości od domu jakieś 2500km, wykrzyczałem na cały głos (nie zwarzając na to co wokół mnie) k***a mać!!!! Pierwszy raz poczułem się, że tracę kogoś, kto stał mi się tak bliski (z wzajemnością). Wiele razy powtarzała, że jestem bardzo ważną osobą w jej życiu, jak nie najważniejszą! Prowadziliśmy setki godzin rozmów nt tego co będzie jeśli zdecydujemy się być ze sobą nie tylko przez telefon. Zapewniłem ją, że wezmę ją do siebie, a ona zapewniła mnie, że poważnie myśli o tym, by przeprowadzić się do mojego miasta. Przy okazji, ona jest z Tarnowa, a ja jestem z Kielc (140km odległości między nami). Po tym jak poznała jego, dalej utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, tak często jak do tej pory. Przy okazji też, on jest z Tarnowa, a pracuje na codzień w Krakowie. Ona ma 28 lat, on jest lekko 20-tce, a ja mam równe 30 jak w mordę strzelił:) W pewnym momencie po jednej z naszych dłuższych rozmów (ostatnimi czasy jednej z tych poważniejszych i trudniejszych), dostałem wiadomość z nieznanego mi numeru, że: "Koleś nie życzę sobie, żebyś mówił i pisał do Anki w taki sposób. Nie myśl sobie, że jesteś nie wiadomo kim". Nie odpisałem, bo nie mam w naturze zniżać się poniżej pewnego przyzwoitego poziomu realacji z drugim człowiekiem. Podczas rozmowy po której dostałem tego smsa, powiedziałem jej, że nie wyobrażam sobie konkurować z kimś, kto ma jeszcze mleko pod nosem, ani robić sobie żadnych problemów. Że nie jestem przyzwoitką i nie mam zamiaru tkwić w tak otwartym "związku". Dziewczyna się lekko mówiąc podłamała, zapewniając mnie, że jestem nadal najważniejszą dla niej osobą, mimo że oznajmiła mi, że "oficjalnie" ona i on są ze sobą już w związku.. Nie wiem skąd chłopak zdobył do mnie nr telefonu, ale jak się później okazało, miał już okazję być u niej w domu, a jak ona to subtelnie określiła, nie zawsze ma swój telefon na oku. Oczywiście jego wiadomość do mnie pozostawiłem bez echa i poinformowałem ją, że kolejny tego typu sms podziała na mnie jak "płachta na byka". Obiecała mi, że już wiecej się to nie powtórzy, że jasno mu przekazała, że więcej ma nie odstawiać takiej szopki. Tak też jest do tej pory. Dalej utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, ona w jego obecności potajemnie dzwoniła do mnie (od początku to ona dzwoniła nie ja), jednak świadomość tego, że przebywa teraz z nim psuła nasze relacje. Wiem, że nie widząc się z nią w realu do tej pory, nie mam w pewien sposób obowiązku wymagania od niej, by wybierała między mną a nim, ale przecież te setki jak nie tysiące godzin rozmów o wszsytkim i o niczym do czegoś jednak zobowiązują. W zeszłym tygodniu podczas kolejnej długiej rozmowy do 3-ciej nad ranem oznajmiła mi (po tym jak jak powiedziałem, że jednak nie przyjadę do Tarnowa), że to ona przyjedzie do mnie do Kielc, tj w sobotę 13-go lipca. Podczas kolejnych długich rozmów i pisania przez gg, poszukaliśmy informacji na temat połączeń pomiędzy Tarnowem a Kielcami, tak by mogła przyjechać wcześniej i ewent. tego samego dnia wrócić do siebie. Wszytko było już dopięte na ost guzik, po czym w piątek (kiedy wracałem z treningu siłownia + MMA:) zadzwoniła do mnie i poczułem w jej głosie pewnego rodzaju smutek, rozgoryczenie, zdenerwowanie. Jak się okazało, powiedziała mi że rozmawiała z nim przez tel i 500 razy pytał się czy się spotkają w sobotę (13.07), po czym w końcu oznajmiła mu, że jedzie wtedy do Kielc spotkać się ze mną. Powiedział jej żeby lepiej tego nie robiła, a ona mu odpowiedziała, że jeśli nie przyjedzie do Kielc i nie spotka się ze mną, z nim również się nie zobaczy. To mnie paradoksalnie lekko wkurzyło, bo przecież sama świadomość, że jest ktoś trzeci potrafi popsuć nastój doszczętnie. Spytałem, czy musiała mu o tym mówić, i czy musi mi przypominać, że jest też ktoś taki jak on w tym wszystkim. Zapytałem po co ona w ogóle w takim razie chce przyjeżdżać?? Odpowiedziała, żeby się przekonać i utwierdzić w przekonaniu, że słusznie czuje do mnie to co czuje. Bez zastanowienia spytałem, czy traktuje to jak swego rodzaju plebiscyt na zajebistość?? Że jestem samochodem, który przyjedzie obejrzyć, czy warto go kupować?? Wiem wiem, miałem nie wymagać by wybierała miedzy mną a nim, ale pewne emocje w pewnych sytuacjach biorą jednak górę. Powiedziałem jej tylko (mimo jej zapewnień, ze przyjeżdża bo jej na mnie zależy), że przez tą noc, do czasu odjazdu busa z Tarnowa niech się zastanowi, czy chce przyjechać, czy też zostać i spędzić ten dzień z kimś kogo przecież ma na wyciągnięcie ręki. Powiedziała, że nie chce już rozmawiać, na co jej bez chwili zawahania odpowiedziałem, że przecież nie musimy, że może się rozłączyć. Po dłuższej chwili ciszy, która zdawała się trwać wieczność, odpowiedziała, że wie co zrobi.. Że nie spotka się ani ze mną, ani z nim, po czym oboje tak z dobre 2 minuty tkwiliśmy w ciszy z telefonami przy uchu.. po czym bez słowa się rozłączyliśmy (nie pamiętam już kto pierwszy zakończył tą rozmowę). Powiedziała tylko wcześniej, że ma ochotę się teraz przejść i przemyśleć to wszystko. Po tym jak skończyliśmy rozmawiać, po kilku minutach zadzwoniłem do niej pierwszy, po czym nie odebrała ode mnie tel. Zadzwoniłem drugi raz, zadzwoniłem trzeci, czwarty i piąty. Nic, bez odpowiedzi. W końcu napisałem jej tylko wiadomość z treścią: "Ost raz wystawiłaś mnie do wiatru. Ost też raz zagrałaś na moich uczuciach".. Do godziny w której umownie powinna wysiąść z busa w Kielcach, wierzyłem i czekałem na to, że zadzwoni i spyta się czy czekam i gdzie jestem. Nie przyjechała, co mnie też do końca nie zdziwiło. Nie wiem, czy spotkała się z nim, nie wiem też czy do dnia dzisiejszego widziała się z nim w ogóle (pn-pt pracuje w Krakowie, więc w Tarnowie go nie ma). Nie wiem czy rozmawiała z nim do tej pory przez telefon. Wiem tylko tyle, że od momentu kiedy się rozłączyliśmy a ja napisałem jej ost swojego smsa, my nie rozmawialiśmy a nasz kontakt się urwał. W swoich opisach na gg, sugeruje mi, że ciągle myśli, że jest jej trudno, ale nie wiem jak jest naprawdę. I teraz pytanie do Was dziewczyny (o ile nie usnełyście po przeczytaniu mojego posta:). Co mam robić teraz?? Czuję, że ją tracę, czuję też że cholernie mi na niej zależy i mam też świadomość, że jeszcze i ja coś dla niej znaczę! Moja duma nie pozwala mi odezwać się pierwszemu (nie będę tego ukrywał). Ale i ona czuje się też zbyt "ważna" by po raz kolejny odezwać się do mnie. Gdybym mógł, pojechałbym do niej mimo wszystko, ale z jednej str nie chcę niepotrzebnych kłopotów. Nie chcę też, wyjść na kogoś komu nagle zaczęło śmiertelnie zależeć, co może obrócić się przeciwko mnie. Zresztą ona zdaje sobie sprawę z tego, że jest dla mnie bardzo ale to bardzo ważna! I tu właśnie kończy się moja historia.. Teraz skupiam się na tym co robiłem do tej pory, a nawet robię to wszystko w zwiększym zaangażowaniem. Staram się o niej nie myśleć w głupio desperacki sposób, bo pomimo całej tej historii znam swoją wartość i mam też świadomość, że jedno wyjście do ludzi umożliwi mi poznanie dziewczyny/kobiety z którą będę mógł stworzyć związek. Jednak nie wymarzę jej ze swojej głowy i serca. Nie chcę tu używać słów, które mają dla mnie szczególne znaczenie (K.C.), bo wiem, że są na tyle ważne i mają skrajnie głębokie znaczenie, że nie chcę ich profanować. Co do niej jednak czuję? Myślę, że na obecnym poziomie to jedyna kobieta, z którą chciałbym się związać pomimo, że jeszcze się nie widzieliśmy. Pytanie teraz, co mam zrobić, albo może czego mam nie robić, żeby coś co jeszcze do niedawna było czymś wspaniałym, mogło powrócić na nowo i umożliwić nam przejście z poziomu znajomości przez telefon i internet na poziom znajomości i bycia ze sobą i dla siebie w realu. Sorki, za tak dłuuuuuuuuugi post. Ale inaczej tego nie potrafiłem streścić. Z góry dzięki za zainteresowanie się moim tematem, pytaniami i wszelkimi Waszymi odpowiedziami, uwagami, radami i co tam jeszcze. Czekam z niecierpliwością na poważne podejście do tematu, bo tylko w taki sposób myślę o niej - POWAŻNIE! Pozdrawiam serdecznie, Łukasz - Kielce:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zasłabłam. Jako mężczyzna powinieneś się streszczać. A nie jak baba rozwlekać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kto to przeczyta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja przeczytala. I napisze Ci ze kiepski z Ciebie mezczyzna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
łal wiemy ze chcesz dokładnie opisac sytuacje ale ty zaszalełes na całego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nikt tego nie przeczyta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mrytka
Pogubiłam się w tym. My, kobiety, piszemy jednak znacznie prościej. No i czemu nie dopisałeś do końca..?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmm nie ważne jak bardzo by zapewniała jak bardzo jesteś ważny. Gdybyś miał trochę godności zerwał byś to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tomm5
jeśli dla kogoś powieść jest za trudna to niech pozostanie w świecie smsów. Nie dokończone, gdyż w trakcie realizacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×