Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Muszę się wyżalić będzie długo i nudno

Polecane posty

Gość gość

W ciągu dwóch tygodni mój facet dwukrotnie mnie pobił - zawsze po wódce. Nie wiem zresztą czy pobicie to odpowiednie słowo - w sumie był zbyt pijany żeby mnie trafić na tyle skutecznie, żeby zrobić mi większą krzywdę. Jestem wyrozumiała, więc za pierwszym razem mu odpuściłam, bo kompletnie nie wiedział co robi, gdzie jest, ani kogo bije - ot, zezgonował i zareagował agresywnie na budzenie go. Za drugim razem w ruch poszły wszystkie kończyny, zelżył mnie przy moich znajomych, poniżył - bo zabroniłam mu iść na wódę z kolegami na następny dzień, ponieważ znowu ostro przesadził z alkoholem, a ja nie mam ochoty go całe życie pilnować. Uważam, że po czymś takim miałam prawo się zwyczajnie, po ludzku wk*rwić, więc wróciłam do domu sama i przez tydzień nie kontaktowałam się z nim. Wcześniej były inne groźne incydenty (głównie bójki oraz próba powieszenia się! po której spędził trzy tygodnie w szpitalu i którą ja odchorowywałam przez ładnych kilka miesięcy, a jemu nic nie było, sam nie wie czemu to zrobił, psycholog zaleciła mu ćwiczenia oddechowe i to wszystko), ZAWSZE po wódzie. W sumie kiedy był trzeźwy żyło nam się całkiem fajnie, nie kłóciliśmy się prawie nigdy, był opiekuńczy i troskliwy, nigdy mnie nie okłamywał, zawsze dotrzymywał słowa, dbał o mnie... Był jeden zgrzyt - nie sprzątał po sobie i potrafił się nie myć przez dwa tygodnie jeśli się go nie upomniało, ale to już kwestia konsekwentnego wyrabiania nawyków których nie nabył w patologicznym jak cholera domu, nic nie do przeskoczenia. W każdym razie - w czasie tego tygodnia bez kontaktu potrzebowałam trochę się rozerwać, krótko mówiąc - w końcu się konkretnie napie*dolić, bo nie miałam ku temu okazji od kiedy się poznaliśmy - zawsze musiałam go pilnować, żeby nie zrobił sobie albo komuś krzywdy, z czasem wolałam już wcale nie wychodzić niż później się za niego wstydzić. Poszłam ze znajomymi (zna ich wszystkich) na imprezę w plener, było bardzo przyjemnie, wpadliśmy do lokalu w którym spotkałam przyjaciółkę, nocowałyśmy u mnie. Kiedy się spotkaliśmy, opowiedziałam mu jak było i ustaliliśmy że nie ma co liczyć że będę wobec niego milutka i przyjemniutka przez jakiś czas, ponieważ musi mnie przekonać, że to się więcej nie powtórzy i że potrafi brać odpowiedzialność za swoje zachowanie. On oczywiście wykazał skruchę, obiecał poprawę, przysiągł z własnej inicjatywy że nigdy więcej nie tknie wódki. Po kolejnym tygodniu zdecydowałam że wyskoczę napić się z przyjacielem, którego on zna i wie że nigdy nic między nami nie było i nie będzie, nie jest o niego zazdrosny, bardzo się lubią i nie jest to żaden problem. Poinformowałam go o tym tego samego dnia. Jemu nie spodobało się to, że zaledwie 12 h wcześniej, bo niby miał na ten dzień jakieś plany (to czemu nie poinformował o nich mnie...?), ja zaproponowałam żeby wpadł do mnie wcześniej, zwłaszcza że zostawił u mnie ładowarkę do telefonu a dobrze byłoby mieć w razie czego kontakt, skoro planowałam wracać sama po nocy po pijaku do domu przez pół miasta. Zamiast tego zaczął wypytywać z kim, gdzie, o której itd., przez co padła mu bateria. Do mnie nie przyszedł. Nie mieliśmy kontaktu przez dokładnie 36 godzin, kiedy to zadzwonił oznajmić mi że wpadł do kumpla po ładowarkę i właśnie piją (twierdzi, że wódki nie tknął), a ja w tym czasie musiałam użerać się na kacu z jego wujkiem, który miał do niego jakąś sprawę i wydzwaniał do mnie doskonale wiedząc że nie wiem gdzie mój facet jest, co robi ani czy jest w domu. Kiedy w końcu do mnie zadzwonił, umówiliśmy się że dam znać kiedy będę w domu i ustalimy czy do mnie wpadnie czy nie. Nie odzywał się przez kolejne kilka godzin wymawiając się tym, że nie słyszał telefonu i że "przecież by zadzwonił w swoim czasie". Ta, jasne, tylko że godzina o której mógłby się u mnie pojawić zdążyła minąć. Poinformowałam go, że chyba powinien trochę inaczej się zachowywać na tym swoistym okresie próbnym i rozłączyłam się. Nie zadzwonił ponownie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
... Minął kolejny tydzień jako-takich relacji, przyszedł kolejny weekend, kolejna impreza, kolejny raz ci sami znajomi. On miał wieczorem zajęcia w szkole w której się dokształca. Na następny dzień dowiedziałam się, że po zajęciach poszedł pić (twierdzi, że tylko piwo i wino) z ludźmi ze szkoły, w tym z ku*wiszczem które na pierwszym roku próbowało go poderwać i które wtedy opie*doliłam z góry na dół tak, że nigdy więcej się do niego nie odezwało - aż do tego weekendu. Nawet pozdrowienia mi przekazał. Po czym pojechali sobie do miejscowości oddalonej 20 km od domu, a jakiś jego kolega - uwaga - zadzwonił do dwóch obcych bab i poszli do jednej z nich do altany! I tam z nimi chlali i nocowali! Podobno razem z moim było trzech facetów i dwie d**y. Opowiadał mi, że tamci dwaj dymali tamte dwie i w ogóle każdy z każdym się pie*dolił, tylko jakoś zapomniał wspomnieć co on robił w tym czasie. Kiedy kazałam mu w krótkich, żołnierskich słowach "oddalić się pospiesznie", twierdził że nie wie o co mi chodzi i co takiego zrobił źle, zaczął na mnie naskakiwać że skoro mam problem z tym że mi powiedział, to od teraz będzie mnie okłamywać! Dodam, że wszystko zaczęło się, kiedy po kilku miesiącach, w czasie których nie wiedziałam co właściwie do niego czuję przez jego głupie od*ebki, odważyłam się znowu skoczyć na główkę w uczucie do niego. Kiedy byłam obojętna, skakał koło mnie, robił dla mnie wszystko, czego mogłam zapragnąć, był bardzo kochany, nigdy by mnie nie uderzył, nie ubliżył mi, nie skrzywdził mnie w jakikolwiek sposób. A w momencie kiedy ja się przełamałam, zmienił się o 180 stopni. Gdzie tu sens, gdzie logika? Dzisiaj spakowałam jego rzeczy, bo nie mogę tak dłużej. Czuję się odstawiona na boczny tor, zraniona i oszukana. Może zdradzona. Zwłaszcza że po tym weekendzie za miastem zapytał mnie, czy kogoś mam. Nie wiem czy dobrze robię, nie wiem co o tym myśleć. Powiedziałam mu że nie mamy o czym rozmawiać, bo nie jest człowiekiem jakiego znam i z jakim się wiązałam. Chyba wziął to sobie do serca, bo kiedy przysnęłam na filmie czułam że siada obok mnie i głaszcze mnie po głowie. Kiedy się obudziłam w środku nocy zobaczyłam że porozklejał w sypialni rysunki serduszek żeby było mi miło. Tylko że nie było. Ani miło, ani niemiło. Spojrzałam, stwierdziłam "o, a ten znowu" i poszłam spać dalej. Kiedy po drugim pobiciu nie widzieliśmy się przez tydzień, nawet się nie ucieszyłam kiedy go zobaczyłam. Nawet przez chwilę za nim nie zatęskniłam. Mam wrażenie że tęsknię przez cały czas, ale za kimś innym, kimś kim on już nie jest. Co ja mam zrobić? Kiedy się z nim wiązałam, wiedziałam że będą problemy i świadomie się na to zgodziłam, ale nigdy, przenigdy nie sądziłam że będzie mnie krzywdzić w tak bezpośredni sposób. Z drugiej strony różne rzeczy przetrzymaliśmy, on wiele wytrzymał z mojej strony (wspomniana kilkumiesięczna obojętność, zaniedbywanie siebie i jego, kpiny, drwiny i inne mentalne kopniaki) i boję się że będę żałować. Mieliśmy duże plany, mieliśmy za miesiąc razem wyjechać do pracy na 9 miesięcy, po powrocie sprzedać jego mieszkanie i zamieszkać razem. Jeśli nie pojadę, finansowo nie będzie kolorowo. Z jednej strony żal mi tego co było i co może być, z drugiej boję się że będzie tak jak było ostatnio. Nie wiem, czy walczyć, czy uciekać. A może to ze mną jest coś nie tak, skoro nigdy nie było bliskiego mi mężczyzny, który w końcu by mi nie przypie*dolił. Ojciec tłukł mnie przez całe dzieciństwo do momentu kiedy nauczyłam się bronić, włącznie ze sprawą w sądzie, dwóch braci (ale w sumie to normalne chyba między rodzeństwem w pewnym wieku), trzy poważne związki. Matka-alkoholiczka też potrafiła mnie uderzyć. Mijają kolejne lata a ja w dalszym ciągu uważam, że całe życie dostawałam od teoretycznie najbliższych osób wciry niesłusznie i nigdy nie zasłużyłam sobie na akty przemocy. A może to jakiś głupi okres, może to on potrzebuje pomocy, może siedzi w nim coś, z czym nie potrafi sobie poradzić, a ja dramatyzuję? A może mu nie przejdzie? A może skończy się tak, że będzie dobrze przez kilka lat, będzie ślub, pojawią się dzieci, a on znowu stanie się taki, jak teraz i swoją decyzją skrzywdzę te małe, niewinne istotki? Walczyć, czy uciekać? Mam w sobie mnóstwo żalu i poczucia krzywdy, nie jestem w stanie obiektywnie ocenić tej sytuacji. Pomóżcie mi, proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zostaw go. -pije -podnosi na CIebie rękę -odwija dziwne akcje i nie raczy nawet zadzwonić. Naprawdę chcesz zeby reszta Twojego życia tak wyglądała?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
toksyczny zwiazek. uciekaj!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Faceci w dłuższych związkach zmieniają się na gorsze, wychodzi z nich maksimum ohydy. Jeśli np on się nie myje dwa tygodnie teraz, to nie będzie się mył przez dwa miesiące, z czystej złośliwości, ale to betka bo jeśli bije na całego, to np już własne dziecko po prostu zabije, trochę w szaleństwie, trochę przypadkiem, za to faktycznie. Odpuść żeby nie doszło do tragedii z twoim i przyszlego dziecka udziałem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powielasz schemat rodziny, znalazłaś chłopa na wzór swojego ojca... Na pewno chcesz, żeby twoje dzieci miały takie same piekło jak ty? Nie myśl, że się zmieni... Skoro teraz Cię bije to po ślubie będzię Cię bił jeszcze częściej aż w końcu dojdzie do tragedii. Wiem co mówię bo ja niestety popełniłam ten błąd i uległam potworowi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wybaczcie dubla. A może jakaś terapia? Myślicie że zadziała?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
On by się zgodził, tylko nie wiem czy jest sens, czy to pomoże faktycznie. Ktoś przechodził albo zna kogoś po terapii?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niestety nie znam nikogo kto przechodzi czy przechodzil taka terapie ale popre poprzednie wpisy - uciekaj !!! Jak mozesz w ogole to analizowac ? Jak mozna godzic sie na przemoc wobec wlasnej osoby. Nigdy przenigdy tego nie tlumacz w zaden sposob bo na to nie ma zadnego wytlumaczenia. Wodka ??? Dziewczyno, opamietaj sie i ogarnij. Lepiej juz nie bedzie a moze byc tylko gorzej. Twoje uczucie i tak juz jest na wypaleniu wiec nie powinnas dlugo cierpiec. Ale zacisnij usta i walcz o siebie. Szukasz dla Was rozwiazania, dla niego terapii ... a co on robi w tym kierunku ??? imprezuje z innymi ??? na litosc boska. To alkoholik, mysle ze zawsze bedzie juz pil wszystko procz wodki. Wiej !!! Moja rada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blahblahblah1212
Uciekaj jak najszybciej i jak najdalej!!!! Dobrze Tobie tutaj ludzie radza. Nie badz glupia i nie zyj nadzieja ze on sie zmieni! Mam kumpele (bylismy 2 lata wspollokatorkami), ktora miala podobna historie. Gosciu po pol roku pierwszy raz ja uderzyl. Sorry, zle okreslenie.....nie uderzyl a chwycil za ramiona tak mocno ze miala ogromne siniaki przez tydzien. Ona winila sama siebie ze niby pijana byla ze sie klocila itd.... Po kilku tygodniach to sie powtorzylo znowu siniaki na ramionach i kolejne jej wymowki ze niby on wiekszy ze ona szczupla i nie wiedzial ze ja rani. Po kilku miesiacach (ja sie wyprowadzilam) zobaczylam ja z podbitym okiem. Oczywiscie znowu on. Po tym znowu kilka razy to samo. Raz tak ja walnal ze musiala isc do lekarza bo miala oznaki wstrzasu mozgu!!!! Ci faceci tak juz maja: pierwszy raz to test. Po pierwszym razie bedzie nastepny i nastepny i nastepny i bedzie mocniej i gorzej! Oni sie nie zmienia. Uciekaj poki jeszcze mozesz!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moj maz mnie bil, za kazda p*****le, bil nawet wtedy gdy bylam w ciazy! Nie badz glupia i uciekaj jak nakszybciej od niego! On nie jest ciebie wart! Nie mysl o terapii dla niego, moj poszedl tylko po to, zeby mnie uspokoic i zatrzymac przy sobie ale i tak nic sie nie zmienilo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
fajny gość, prawdziwy macho. trzymaj się go bo drugiego takiego łatwo nie znajdziesz. najlepszy dowód to że inne baby chcą ci go odbijać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Okej, nie przeczytałam może całości, ale jak dla mnie oboje jesteście patologiczni i oboje popełniacie błąd. Zróbcie sobie OBOJE przerwę od alkoholu! Wyjedźcie gdzieś na weekend. Dla mnie to wygląda tak: on chleje, ty mu chcesz zrobić na złość i idziesz sama chlać, on się złości i pije i kółeczko się zamyka. Za dużo chlejecie i imprezujecie. Ustalcie choćby próbnie na miesiąc, że kończycie z alkoholem i imprezami, albo imprezujecie i pijecie tylko 1 raz w miesiącu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Widać że nie doczytałaś, wiedziałabyś że zanim się wszystko posypało, nie upiłam się przez prawie dwa lata. Na imprezy chodziliśmy rzadko, raz na kilka miesięcy właściwie. Sama sobie założyłam że nie będę pić przez pół roku i zobaczymy jak będzie - nie piłam jeszcze dłużej, bo nie odczuwałam takiej potrzeby. Naprawdę, pięć imprez przez całe wakacje (i mam tu na myśli rok akademicki!) to tak dużo? O_o A wniosek że ja chcę komuś zrobić na złość to bzdura o jaką trudno. Korzystałam póki mogłam, żeby przed wyjazdem mieć okazję pożegnać się ze swoimi znajomymi. Im też mnie brakowało. Zanim się pożarliśmy zdarzały się i babskie, i męskie wieczory i nikt nikomu o to problemów nigdy nie robił. Normalna rzecz. Gdybym chciała mu zrobić na złość, bawiłabym się z kolegami, a nie koleżankami i zadbałabym o to, żeby zdjęcia do niego szybciutko dotarły :) Ja poszłam odpocząć, zadbać o swoje samopoczucie, wybawić się. Nap*********m się trzy razy (i to nie na umór, ot żeby pośmiać się, potańczyć, pobełkotać bzdury i chwiejnym krokiem iść spać we własnym łóżku) i wystarczy mi to na kolejnych ładnych parę miesięcy. Wszystko jest dla ludzi. Co do konkretnych porad od osób które przeczytały całość - wszystko brzmi logicznie i sensownie, tylko... On nawet nie pamiętał tego że mnie bił, nadal nie pamięta. Może mi tylko wierzyć na słowo. Każę mu przestać pić w ogóle jakikolwiek alkohol - posłucha, tak długo aż pozwolę mu się napić - pół roku, rok, wszystko jedno. Powiem, że chcę iść razem na terapię - pójdziemy, raz że ten temat już się przewijał, dwa że sam chciał iść zrobić coś z gniewem który czuł w sobie. Nie mówił mi nic wcześniej, bo wyszedł z założenia że nie mogę mu pomóc, że jeśli bez pomocy specjalisty może z tego wyjść, to tylko sam i trzeba to przeczekać. Popełnił błąd. On nie jest zły, przynajmniej do tej pory nie był. Nigdy nikt tak się o mnie nie troszczył jak on, nigdy nikt nie zanosił mnie do łazienki kiedy byłam chora i zmęczona, nigdy nikt nie ugotował za mnie obiadu, ba - nigdy nikt nie podał mi głupiego kakao czy nawet herbaty bez proszenia się, widząc że trzęsę się pod kołdrą. Ja wychodzę z założenia, że facet musi coś odp*******ć raz na jakiś czas, bo inaczej się udusi. Problem zaczyna się, kiedy ktoś przez to cierpi. Naprawdę uważacie, że ucieczka jest jedynym wyjściem? Trzeba wszystko rzucić w diabły i szukać idealnego księcia na białym koniu? A może wystarczy problem zdusić w zarodku? Kiedy to ja byłam problemem, on to przetrzymał i mnie wspierał, cierpiąc w milczeniu. Kim byłabym, gdybym teraz odwróciła się od niego plecami po pięciu czy sześciu tygodniach w których stracił nad sobą panowanie? Boję się, to oczywiste. Ale związek to nie tylko te dobre chwile. Jest milion niewiadomych, nikt nie może wiedzieć co tak właściwie się w nim załamało, nawet on sam. Może to złe wyczucie czasu, że zranił mnie akurat wtedy, kiedy mogło mnie to zaboleć najbardziej? Nie wiem, dlaczego dzieje się to, co się dzieje. Boli mnie to, rozpadam się w środku. Nie bolało mnie nawet tak bardzo to, że mnie uderzył. Zdążyłam się przyzwyczaić. Gorsze było to upokorzenie które poczułam widząc że nie zachowuje się tak, jak ja bym tego chciała, że imprezuje sobie z jakimiś obcymi k***ami i nie mam na to żadnego wpływu, nigdy nie dowiem się co tam się naprawdę działo. Przez to wszystko straciłam do niego zaufanie. Ale żeby coś stracić, trzeba najpierw to mieć. Oznacza to, że jeśli oboje ochłoniemy i zaczniemy się starać to odbudować, to możemy dać radę - skoro raz się udało, uda się i drugi. Czy naprawdę nie ma innego wyjścia niż znów budować wokół siebie mur i trwać w poczuciu krzywdy do czasu kiedy pojawi się następny facet i historia zatoczy krąg? Z drugiej strony - facet to proste, bezmyślne narzędzie, nie powiedziałam mu wprost że nie wolno mu imprezować, a tylko że nie wolno mu pić wódki - może faktycznie nie zdawał sobie sprawy, że robi źle. Może nie wiedział że będą u jakiejś szmaty, pojechał z głupoty z kumplami i nie miał jak wrócić, może sam się tam męczył. Nie wiem tego. Czy więc można tylko stchórzyć, czy może jednak z pomocą specjalisty mamy szanse? Czy naprawdę ktoś, kto uderzył raz i drugi nie ma żadnych szans na dalsze życie bez przemocy? Naprawdę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×