Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Masaraksh

Nie radzę sobie z samotnością

Polecane posty

Gość Masaraksh

Trudno mi stwierdzić czego oczekuje pisząc tu, chyba po prostu nie mam nikogo komu mógłbym to z siebie wyrzucić. Czuję, że życie ucieka mi między palcami, mam dużo znajomych, sle niewielu mogę nazwać przyjaciółmi. Spędzam życie w domu, od czasu do czasu z kimś się umówię na piwo i znowu nie będziemy się widzieć przez kilka miesięcy. Życie przez ostatnie pare lat mnie sponiewierało. Z jednej strony fałszywi przyjaciele, którym oddałem wiele,nie odmowilem nigdy pomocy a którzy nagle zapominają o moim istnieniu. Z drugiej strony kobieta wywróciła mi życie do góry nogami. Zawsze mimo wszystko starałem się iść do przodu, poznawać nowych ludzi, z niczego nie rezygnować, ale chyba zabrakło mi sił. W lutym poznałem kogoś, na kim zależało mi jak jeszcze na nikim i niczym w życiu. Nawet z perspektywy czasu, kiedy juz żadnego zauroczenia nie można o to obwiniać uważam że pasowaliśmy do siebie jak mało kto. Wciąż zdażało nam się złapać na tym, że jednocześnie mówiliśmy to samo, obydwoje mielismy specyficzne poczucie humoru - chyba nie poznalem nikogo kto choć troche byłby w tym do mnie podobny, jak ona. Po raz pierwszy od dawna czułem się naprawdę szczęśliwy i wiedziałem że poznalem kogoś bardzo dla mnie specjalnego. Czułem że to jedna z tych osób, których w życiu poznaje się dosłownie kilka, a za które rękę sobie damy uciąć. Zrezygnowałem z planów wyjazdu na rok na stypendium do Korei, żeby być tu z nią. No i cytując klasyka polskiego kina "Ja też kiedyś zaufałem kobiecie, dałbym sobie za nią rękę uciąć. I wiesz co? I bym teraz k***a nie miał ręki" Tak jak widziałem że jej zależy, że chce czegoś więcej, chce spędzac ze mną czas i jest przy mnie szczęśliwa, tak nagle na przełomie dosłownie dnia czy 2, w które się w dodatku nawet nie widzielismy zmienila zdanie. Odpuściła, szukała wymówek żeby sie nie spotkać, jak sie jej nie chcialo to juz nawet nie odpisywala na wiadomości. Pytana co się dzieje nie uznała za stosowne byc ze mną szczera i zapewniala ze wszystko jest dobrze, jest bardzo zajęta. Ciągała mnie tak za sobą nie dając jednoznacznie znać na czym wogóle stoję po czym dopiero po przyciśnięciu jej do móru i zmuszeniu do jakiejś decyzji usłyszałem że "my" to zły pomysł. Wściekłem sie że nie umiała być ze mną szczera mimo że byłem dla niej najlepszy jak umiałem a w zamian chciałem tylko odrobiny szacunku. Odwróciłem sie i odszedłem. Ostatnie co od niej usłyszałem to smsktorego znam niestety na pamięć. "Masz racje, ze zachowalam sie nie w porządku, to nie ma nic wspólnego z twoją osobą, naprawde cie polubiłam. Tkwie w dziwnej spirali swoich byłych rozpamiętując przeszlosc z wykluczeniem zapomnianych na sile powaznych bledów z którymi sie po prostu nie pogodziłam. Jestem c******m materialem na związek ale nie chciałam dawać ci obietnic bez pokrycia ani cię zwodzic, ani razu tak nie pomyslalam. Przepraszam ze tak przez smsa, ale tamta sytuacja mnie przerosla a innej szansy pewnie juz miec nie będę". Byłem już wtedy tsk strasznie zmęczony tym wszystkim że nie potrafilem stwierdzić czy to wymówka, czy prawda, nie wiem po prostu nie mialem juz wiecej sily nad tym myslec i miałem do niej straszny żal więc się z nią pożegnałem. Od tamtego czasu nie ma dnia zebym o niej nie myślał. Dłużej za nią tęsknię niż ją wogóle znałem, ale nie moge oprzec sie wrazeniu ze przez glupote ominelo nas cos niesamowitego. Gdziekolwiek nie jestem mam to dziwne uczucie kiedy wiemy ze jakiegos elementu brakuje, ze czegoś tu nie ma choć powinno być. Od tamtego czasu jej nie widzialem, aż do dziś.. Modliłem sie zeby o niej zapomnieć, a zamiast tego wychodząc dzisiaj z zajęć spotkałem ją na ulicy. Ilekroć widziałem kogoś przypominającego ją, zawsze miałem tą głupią nadzieje że to ona. Dziś okazalo się że się nie pomyliłem. Nie wiem nawet czy mnie zauważyła, po prostu szedłem obok niej, mając wrażenie jakby od tamtego czasu nie minął nawet jeden dzień. Jeśli mnie zauważyła nie dała tego po sobie poznać. Odkąd się tak pomieszało między nami nie umiem być szczęśliwy, nie zależy mi na niczym ani na nikim, mam wszystko w d***e, jakbym sie wypalił. Czasem tylko spadnie na mnie napad depresji kiedy przez kilka godzin nie mam siły wogóle wstać. Tyle razy myslalem ze wiele bym oddal zeby ją jeszcze zobaczyć, po prostu na ulicy przejść obok i widzieć ją szczęśliwą. Kiedy juz sie to stało, to, nie wiem jak się po tym pozbierać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teenage lighting
ooooo kolego, uczucia człowiek ma, żeby rodzić coś pięknego!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
coś mi się wydaje, że jesteś wyjątkowy :) a rady w tej sytuacji nie ma, czas swoje pokaże, pamiętaj tylko, że to co teraz wydaje nam się największą tragedią, później z perspektywy czasu uznajemy za błogosławieństwo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×