Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość laco

Mąż chce ratować małżeństwo ja NIE Odeszłam 6 m temu pozew w sądzie

Polecane posty

Gość laco
Co niektórzy bardzo mało,jedynie wylewaja swoje frustracje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mialam identyczną sytuację jak autorka z tym, że u mnie dochodziło do rękoczynów. W ciąży przytyłam tylko 10kg ale genetyczne uwarunkowania (uwierzcie robiłam wszystko by im zapobiec!) sprawiły że miałam zmasakrowane ciało rozstępami. Po ciązy mąż nie dość, ze mnie zdradzał i się z tym nie krył to siłą rozbierał mnie, ubliżał mi, wyzywał od różnych okropieństw z powodu takiego ciała i bił po całym ciele w tym w miejsca intymne :( :( :( Potrzebowałam 3lat terapii aby dopiero wyznać to psychiatrze. W końcu (po 2latach takiego koszmaru) zdecydowałam się odejsć. W momencie w którym przyprowadził naszą córkę na jedną z takich "sesji" aby pokazać jej "jaka obrzydliwa" jest jej matka coś we mnie pękło. I zaczęło być tak jak u autorki (ja odeszłam a mu padło coś na mózg). Ale ja się nie dałam. EKS mąż na szczęście nie zmarł w próbie samobójczej ale doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu i dał mi rozwód. Na szczęście również "w ramach kary dla mnie" (sam tak powiedział) nie chce mieć nic wspólnego z naszą corką. Po tylu latach wiem, że TYLKO I WYŁĄCZNIE on był potworem. I żadna z komentujących tu bab nie wmówi mi, że jestem współwinna. Autorko -osobiście radzę ci UCIEKAĆ. To człowiek toksyczny. Jednak NIGDY NIE OPIERAJ SIĘ NA RADACH Z INTERNETU. Trzeba opierać się TYLKO I WYŁACZNIE na swojej ocenie sytuacji bo to jest droga do wewnętrzenej harmonii i szczęścia. W moim przypadku pierwszym błędem było wyjście za tego potwora (kochalam go lecz zauważalam również jego wady z którymi chcialam walczyć ale z perspektywy czasu wiem, że ten potwór był spaczony od zawsze i na zawsze). Zastanów się sama czego TY chcesz i JAK TY TO WIDZISZ. Opinie moją i innych komentujących traktuj tylko na zasadzie "oni by tak zrobili ale ja jestem SOBĄ i zrobię tak jak ja chcę" :). Życzę szczęścia na nowej drodze bo wydaje mi się, że jednak ją już wybralaś :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja wypowiedź z 22.10.13 Ktoś może mieć jakieś zdanie i doradzać. Pracuję w poradni od kilkunastu lat. Przychodzą i pary i małżeństwa. Nie wszyscy podjęli ten krok samodzielnie. Czasem są to osoby skierowane przez sąd. Mało kto wie że sądy w trakcie rozprawy rozwodowej kierują wpierw pary do poradni i zasięgają opinii biegłych. Są też osoby które trafiają tu po wspólnej decyzji. Nie chodzi tu o połączenie tych osób na siłę. Potrzeba jest stworzenia pomiędzy nimi możliwości porozumienia się. Znalezienie wspólnego języka. Taka terapia pozwala tym parom wybrać to co oni sami uważają za najlepsze dla nich. Ale taka decyzja musi zostać dokonana tylko przez nich. Rola takiej poradni polega na stworzeniu prawdziwego pomostu i znalezienie wspólnego języka. To jest jak mediacja. Gdy pani mówi że nie. Pada pytanie dlaczego nie. BO NIE. To nie jest odpowiedź dorosłej osoby. Ona musi wyartykułować dlaczego nie. Podać istotne powody. Gdy pan obiecuje poprawę musi mieć świadomość że stoi przed ostatnią szansą. Potem już będzie tylko koniec układu. Niektórzy pracują nad sobą wspólnie i wspierają się nawzajem. Ale są i niepoprawni. Ci odpadają. W wielu przypadkach okazuje się że to jednak kobiety bywają despotyczne i tyranizują panów. Wcale nie jest to mały procent. Jest to w proporcji prawie pół na pół. Więc prośba o nie ferowanie wyroków, że to panowie są tacy źli. Moim skromnym zdaniem autorka faktycznie powinna odciąć się na razie od tego forum i wybrać raczej wizytę w poradni. Tam naprawdę są osoby z dużym doświadczeniem i wcale nie traktują tych spraw pobieżnie. Można zaufać tym specjalistom. To są lekarze duszy. Pozdrawiam i żegnam. Życzę powodzenia i poprawy nastroju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laco
Nareszcie jakieś głosy krzepiące....współczuje Tobie tego co przeszłaś z tym psychopatą-przepraszam,ale jesteś dzielna....jutro idę na terapie pierwszy raz,a wiec dziękuję za informację jak to mniej wiecej wygląda....a forum...poczytać zawsze warto a i tak nikt nie poczuje tego co ja i nie wczuje sie w moja sytuacje tak ja ja ją odbieram...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po rozwodzie poczulam ulgę jednak coś ciągle mi ciążyło i dlatego poszłam do psychiatry. Dopiero po skonczonej terapii uwolniłam się od tego i zrozumiałam, że jestem bez winy (na początku obwiniałam siebie za to wadliwe ciało). Ale wiem, że dobrze zrobiłam. Szkoda tylko, że tak późno bo moja corka była świadkiem takiej sceny jakiej dziecko nigdy nie powinno zobaczyć :(. Laco też jesteś dzielna! Odeszłaś a to już wielki krok naprzód. Cofnąć się już nie cofniesz! Możesz isć tylko do przodu a pytanie jest czy w dalszej drodze widzisz siebie i męża i córkę (co ja osobiście ci całkowicie odradzam) czy siebie i córeczkę. Wybor powinien być tylko i wyłącznie twoją decyzją :). Sugerować się powinnaś opinią rodziców i ew. rodzeńswta ale to tylko w momencie gdy znają calą prawde i czy dobrze się wzajemnie rozumiecie :). Na pocieszenie dodam - od końca terapii minęlo 11lat a ja ponownie wyszłam za mąż i mam drugie dziecko a także co najważniejsze - JESTEM SZCZĘŚLIWĄ KOBIETĄ! :) Tego też Ci zyczę! Abyś była szczęśliwa i spełniona bez względu na to jaką drogę wybierzesz! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laco
Gratuluje i zazdroszczę,że masz to za sobą i że Tobie się udało...ja chciałabym już mieć to za sobą usnąć i obudzić się PO...pytasz,czy widzę nas razem jeszcze?....hmm...widzieć widzę,ale nie czuję,mnie wszystko przytłacza w nim męczy,nawet mieszkanie,zapachy w domu...wszystko mi się tak źle kojarzy,on ciągle smutny,albo wściekły,albo płacze,albo jest skurw....ta depresyjna atmosfera ktora panuje od pół roku jest wyniszczająca,powrót mam wrazenie byłby męczarnią mimo jego szczerych chęci,bo widać,że w ostatnim czasie bardzo chce tzn.nie pokazuje tego złego oblicza,bez złośliwości,podłości,są rozmowy,smutne rozmowy i plany z tymże on to widzi czuję,wczuwa sie a ja...przerazają mnie te plany,bo za dużo się stało,żeby coś planować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko, widzę, że przeraża Cię przyszłośc i to jaka pracę masz do wykonania. Dlatego proponowałam Ci jak najszybsze zgłoszenie się do poradni. Nie rezygnuj jednak z pomocy, której mogą Ci udzielić kobiety będące kiedyś w podobnej sytuacji. One przeszły te drogę, ułożyły swoje życie na nowo w zdrowych relacjach. Rozumiem negatywne komentarze niektórych piszących tu panów. Zapewne większość z nich może ujrzeć w mężu autorki cząstkę siebie - prawda o sobie jest ciężka do zniesienia. Zdajesz sobie sprawę, że powodzenie Waszej wspólnej terapii - jeśli taka w ogóle nastąpi - zależy w równym stopniu od Was obojga. Nic nie jesteś w stanie zrobić jeżeli Twój mąż nie zechce - nie chodzi tu o puste deklaracje, ale prawdziwą ciężką pracę nad sobą. Nawet jeśli w końcu podejmiesz decyzję o rozstaniu to warto przejść ten etap.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to ja ten niedobry
Tak. To ja facet . Jestem człowiekiem z tej drugiej strony barykady. Po ślubie szybka ciąża, poród i nagle świat stał sie inny. Żona zajęta cały czas dzieckiem. Całą uwagę poświęcała jemu, prowadzenie domu i takie tam. Panie podobno to znają. Panowie tracą punkt oparcia. Schodzą na dalszy plan więc......... Zaczyna się poszukiwanie jakiegoś rozwiązania. Tym rozwiązaniem często bywa inna kobieta. Ona spragniona usłyszeć miłe słowa, przymila się jak kotka. Stara się go uwodzić i to z powodzeniem. On dostaje to czego nagle mu zabrakło w domu. Sam miód na serce faceta. A żona ? No cóż, żona ma swoje priorytety, dziecko, karmienie, pieluszki, lekarz, badania. Wieczorem zmęczona zasypia naburmuszona, bo mąż się jej czepia. A w nocy też wstaje do malucha, bo mąż śpi. Rano idzie do pracy. Po pracy też ma ważne zajęcia z jakąś panią która jest chętna na jego zawracanie d**y. :) Potem jeszcze inna pani. Czas mija. Żona domaga się zmiany w układzie rodzinnym. Chce czułości, przytulania, seksu. On stracił już na nią apetyt. Ma tyle chętnych do wyboru. Żona dowiaduje się od kogoś, że coś tam, że jakaś pani. Pyta czy to prawda. Konsternacja. Przyznanie się. Płacz i kłótnie. On lub ona, ktoś się wyprowadza. Przychodzi moment otrzeźwienia. Opamiętanie się. On zaczyna odczuwać jej brak obok siebie. Wydzwania, nachodzi. Płacze i kłótnie. Stanowcze nie. Któregoś dnia nerwy puszczają. Awantura na 14 fajerek, szarpanie, obelgi, wyzwiska. Zjawia się policja. Areszt. Żona zjawia się na komisariacie wyjaśnia, przeprasza policjantów. Sprawa zawieszona z udzielonym ostrzeżeniem. Wreszcie próba spokojnej rozmowy. Ona chce rozwodu i samodzielności. On prosi o powrót. Obiecuje zmianę, poprawę. Ona mu nie wierzy. Zaparła się. Koleżanki i rodzina namawiają do rozwodu. Trafia się jej znajoma. Rozmawiają. Ona opisuje swoją historię. Podpowiada jej terapię. Ale wspólną. Decydują się pójść razem. Cały proces trwa kilka miesięcy. Mieszkają oddzielnie, ale spotykają się. Tak jakby na randkach. Całe uczucie odżywa na nowo. I jest naprawdę cudowne. Od tamtych dni minęło kilka lat. Doczekaliśmy się drugiego dziecka. Nie zdradzam. Kocham. I staram się rozumieć sam siebie. Żona dała nam obojgu szansę. Ona twierdzi że jest szczęśliwa. Cieszy się że nie doszło do rozwodu. Mówi, że drugiego takiego jak ja nie znajdzie. Dlatego jestem jej wdzięczny. Ona uwierzyła i mnie i we mnie. Gdyby nie przypadkowe potkanie z jej starą znajomą być może nic nie wróciłoby do normy. Faceci tak mają. Ale mądra kobieta potrafi czasem obrócić te złe chwile na coś dobrego. Wiem że nie ma aż tak głupich kobiet. Ale trochę odwagi, cierpliwości. Bo uczucie jest. Tylko dajmy mu powrócić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Facet, ale o co ci chodzi. Co chciałeś przez to powiedzieć. Że niby ona ma mu przebaczyć i potem znowu ją sponiewiera. Ale szmira.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Faceci tak maja- co za bzdura :D to niech taki facet zajmie sie zupkami, pieluszkami, usypaniem dziecka, a wtedy zona bedzie miala wiecej czasu. nie usprawiedliwiajcie sie, bo NIC nie usprawiedliwia zdrady, tak jak NIC nie usprawiedliwia przemocy- fizycznej, psychicznej. winnym zdrady jest zdrajca, winnym przemocy jest oprawca. rozmycie winy jest standardowa technika manipulacji. niczego nowego nie wnosicie. autorka podjela juz decyzje (sluszna) i zrobila krok milowy. teraz pozostaje jej trzymac sie obranej sciezki i uwierzyc, ze sa inni mezczyzni. tacy, ktorzy nie szantazuja, nie zdradzaja, nie bija, nie sa toksyczni. autorka musi nauczyc sie wyznaczania granic innym ludziom. musi nauczyc sie przyjmowac i wymagac, a nie tylko dawac. musi zrozumiec, ze w zyciu obowiazuje zasada wzajemnosci. ze dorosly czlowiek jest odpowiedzialny za swoje decyzje i nie prawa nikogo ta odpowiedzialnoscia obarczac. ze gotowanie, sprzatanie oprawcy jest niepotrzebne, szkodliwe dla niej samej. ze jej szczescie zalezy tylko od niej. ze jest zycie po zwiazku z toksykiem. i to wszystko przyjdzie, ale z czasem. z kazda sesja terapeutyczna (sugeruje terapie indywidualna, psychodynamiczna) poczujesz sie lepiej. dowiesz sie czegos o sobie, a wiec o swiecie. :) a do tego pana, ktory twierdzi, ze na blogach pisza inne kobiety, o innych sytuacjach- to nieprawda. toksyczne zwiazki tworza pewien schemat, tak samo, jak zachowania oprawcow. ich motywy. srodki. manipulacje. te kobiety, czytajac inne kobiety, ze zdziwieniem stwierdzaly, ze ich zycie wygladalo tak samo. roznily sie detale. prosze zatem nie wprowadzac celowej lub nie dezinformacji,. tylko zasiegnac wiedzy u zrodla. j a wiem, co mowie- prowadze terapie dla wspoluzaleznionych kobiet. a pan co wie i skad?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
aha, jeszcze jedno: 98% oprawcow w momencie, w ktorym kobieta sie ''buntuje'', decyduje sie na podjecie drastycznych srodkow walki. ale walka nie jest spowodowana miloscia, a potrzeba utrzymania kontroli. sprawca wie, ze wiekszosc kobiet nie zgodzilaby sie na takie traktowanie, wobec czego nie ma innego wyjscia, jak walczyc o te. oprawca jak powietrza potrzebuje ofiary. celem terapii jest natomiast przekonanie ofiary, ze oprawca nie jest jej do niczego potrzebny. kiedy to zrozumie, poczuje- jest wolna. i tego zycze autorce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość potluczona
doslownie jakbym czytala o sobie, tylko ze ja juz jestem po rozwodzie od czerwca. Kobieto uciekaj poki mozesz bo Cie wykonczy psychicznie, jemu nie chodzi o to ze Cie kocha on sie po prostu boi samotnosci. ja wierzylam ze on mowi szczerze i wogole po czym okazywalo sie ze to jedno wirlkie klamstwo. teraz jestem po tym wszystkim na lekach uspokajajacych, przez ostatnie dwa miesiace trzy razy na pogotowiu wyladowalam z silnymi zawrotami glowy, prawdopodobnie to przez stres, bo do tej pory on i jego matka drecza mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pojęcie toksycznego związku jak sama nazwa mówi świadczy o toksycznym podejściu obydwojga partnerów do całokształtu. Nie istnieje toksyczny związek przy udziale pojedynczej jednostki. W takiej sytuacji mówimy o dominacji osobnika, albo o wywieraniu przez niego presji na najbliższych. Wypowiedzi ignorujące taką sytuację potwierdzają właśnie toksyczność wybielających się osób. Więc albo mówimy o toksycznym związku przy udziale obydwojga partnerów, albo mówimy o dominacji jednego z partnerów. Do tego dochodzi kolejna grupa osobników stosujących przemoc fizyczną. i.t.d. Proszę więc nie stosować określeń o których nie ma się zielonego pojęcia. To świadczy o braku rozeznania w temacie. Jeżeli tego typu porady stosujecie w swoich związkach to proponuję udać się do najbliższej poradni rodziny. Naprawdę polecam niezwłoczną wizytę. Jestem skłonna zrozumieć osoby nawołujące do pogodzenia się. Takie kierunki sugerują zawsze specjaliści. Okazywanie wrogości i negowanie skruszonej postawy świadczy że podłoże konfliktu jest jednak po obu stronach. Ale podobno w Polsce najwięcej jest lekarzy. Szkoda że bez dyplomu i praktyki. Głoszenie zasłyszanych informacji z trzeciej ręki jest najlepszym przykładem ignorancji. A postawienie błędnej diagnozy jest bardziej szkodliwe od braku leczenia. Poza tym pacjenci zdrowieją nie tylko dzięki podawanym lekom. Dużą rolę odgrywa też wola wyzdrowienia. Bo chcieć to móc. Więc życzę wpierw zdrowia, potem proponuję sięgnąć po literaturę fachową. A dla wytrwałych proponuję kilkuletnie studia, a potem jeszcze kilka lat praktyki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czyli związek gdzie jest "kat" i "ofiara" nie jest toksyczny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czyli że związek Kobiety kochającej za bardzo i Jej partnera,nie jest toksyczny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czyli,że związek osoby uzależnionej i jej/jego współuzależnionego/współuzależnionej partnerki nie jest toksyczny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laco
ufff,nareszcie ktoś mądrze piszę,trafia to do mnie,dziękuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie skończyłam nawet czytać pierwszej strony i jestem na was nieźle wkurzona! Co wy bredzicie?! Nie starała się?! Wybaczala facetowi tyle zdrad, tyle upokorzeń! To niby co?! Brak miłości?! Nie, takie rzeczy robi sie tylko i wyłącznie z miłości. Autorko, pod zadnym pozorem do niego nie wracaj! Z miesiąc bedzie cudownym i idealnym mezem, pozniej znowu będą zdrady, wyzwiska. A jesli teraz sie ugniesz to jiz nigdy od niego nie odejdziesz, bo odkryje, ze grozenie samobójstwem. jest dobrym sposobem by Cie przy nim zatrzymać. Chcesz, zeby Twoje dziecko mialo zniszczoną psychikę? Nie sądzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wszyscy mają takie dobre rady w tym temacie. Ale prawie wszyscy zapominają jeszcze o uczuciu. Czasem bunt przeciwko istniejącemu układowi nie oznacza chęci zerwania z partnerem z którym łączy nas naprawdę głębokie uczucie. Jest tylko pragnienie zakończenia właśnie dominacji. Chcemy przestać być zależni od kaprysów partnera. Nie przestajemy kochać. My tylko chcemy coś zmienić w naszym związku. A brak rozmowy szczerej i spokojnej doprowadza do stworzenia "toksycznej atmosfery". Te osoby które tak nawołują do odejścia mają właśnie problem z postrzeganiem tej różnicy. To jak wylanie dziecka z kąpielą. Wszystko opiera się na tym, żeby uzmysłowić partnerowi jego błąd i zachowanie. Większość nie potrafi się zdobyć, na spokojną rozmowę. Taką bez emocjonalnych wzlotów. Bo jest to trudne, gdy przed oczami pojawia się to co nas tak doprowadza do ostateczności. Sam fakt podniesienia tej temperatury w związku świadczy o tej głębokiej więzi która łączy partnerów. Więc dlaczego wszyscy tak błędnie to interpretują. Gdyby autorce tak naprawdę nie zależało na mężu to czy ta "walka" trwałaby tak długo ? Bez braku uczucia wszystko dawno by się zakończyło i to w bezkrwawy sposób. Obydwoje są mocno zaangażowani w tym związku. Siła jaka ich łączy objawia się tak skrajnymi postępowaniami. Czy uświadomią sobie błędy które popełniają czy nie, zależy od ich dalszej relacji. Przy namawianiu: "Zostaw go, to chory człowiek", "Odejdź od niego", "Ułóż sobie życie z kim innym" namawiamy do zwiększenia agresji i toksyczności. Nawet gdy partnerzy rozstaną się pozostaną największymi wrogami. Nie dojdą do porozumienia w żadnej kwestii. Będą wytaczać przeciw sobie największy kaliber podłości i nienawiści. Zniszczy to nawet relacje rodzice dziecko. Bo w takiej sytuacji dziecko ucierpi na tym najwięcej. Wydaje mi się że osoby zabierające tu głos na NIE są właśnie takimi "toksycznymi" osobami. Nie tędy droga mili państwo. Takie postępowanie świadczy o braku samokrytyki. To takie zachowanie tworzy toksyczność związku. Moja rada dla autorki.: Nie wiem czy pozostaniesz z mężem, czy odejdziesz. To będzie twoja decyzja. I tylko twoja. Nie sugeruj się wpisami na TAK, ani na NIE. Przecież to jest twoje życie, twoje małżeństwo i TWOJA RODZINA. Jeżeli do tej pory istniały błędy w waszych relacjach, napraw je na początek, a potem decyduj o przyszłości. Są tu osoby namawiające do zadbania o SIEBIE. A gdzie zadbanie o dobro dziecka które ma najwyższy priorytet. Nie mówię tu o tworzeniu sztucznego układu z mężem. Mam na myśli stworzenie poprawnych relacji pomiędzy małżonkami. Wrogość. Nienawiść. Robienie sobie na złość. W tym ferworze walki dziecko schodzi na dalszy plan. Wychowuje sie w chorej atmosferze. To powoduje patologiczną sytuację. Trafia na podatny grunt. Dziecko od małego staje się odzwierciedleniem nas samych. W przyszłości prawdopodobnie jego relacje w związkach będą tak samo chore jak jego rodziców. W ten sposób tworzymy chore społeczeństwo. Może pora opamiętać sie i skończyć z chorą nienawiścią. Może teraz po tych przykrościach nadszedł czas żeby spojrzeć na swoje życie i zweryfikować swoje postępowanie. Autorka jeśli wybierze powrót ma prawo postawić swoje warunki. NIE ŻĄDAĆ. Żądanie to nie partnerstwo. Związek opiera się na partnerstwie, a nie na dominacji którejś ze stron. To nie walka ze sobą nawzajem. To walka o stworzenie własnego domu, rodziny i wspomnień dla siebie na starość. Przecież kiedyś ten partner był nam tak bliski. W którym momencie zaczęliśmy się nawzajem oddalać. Naprawmy to co się zepsuło. A dopiero potem podejmujmy dalsze decyzje naszej przyszłości. Ktoś kiedyś powiedział. ZGODA BUDUJE NIEZGODA RUJNUJE.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeszcze słowo na temat "tego niedobrego" Ktoś wytyka w szowinistyczny sposób błędy mężczyzn. Ten pan przecież napisał że dostrzegł błędy które popełniał co pozwoliło na powrót do zdrowej atmosfery. Napisał że żona jest teraz usatysfakcjonowana. Więc CUDA się zdarzają. Trzeba tylko chcieć. Ale większość z państwa nie chce. Mam wiele do czynienia z takimi relacjami. Przyznaję że czasem moje nerwy też mi zawodzą. Ale muszę zawsze pamiętać że swoim zachowanie, traktowanie tych osób z szacunkiem stwarza poprawę relacji pomiędzy nami, co pozwala na to by sami również zaczęli siebie szanować. Podchodzą do siebie z rezerwą by po metamorfozie móc rozmawiać ze sobą normalnym językiem zrozumiałym dla nich samych. Uczucie wrogości zmienia się na początku w obojętność, potem zmienia się w zrozumienie. Ale bardzo często powraca miłość do siebie. Więc pokochajmy na początek siebie. Polubmy tę istotę. Potem, postarajmy się zrozumieć postępowanie partnera. Wysłuchajmy go. Może coś obydwoje zrozumiecie jacy jesteście naprawdę. Może okazać się że możecie sobie coś ofiarować. Np spokój, szacunek i zrozumienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Maniek_wanio
Na moje oko "laco"- autorka, porostu od początku była zimna dla swojego męża - może to i nie do końca jej wina, bo tego uczą rodzice, ale daję sobie głowę uciąć że pewnie o to poszło, a poleciało "po całości. Bo mężczyźni nie narzekają na takie kobiety jak się tu autorka przedstawia (zaradna, pracowita, dba o dom i dziecko), chyba że właśnie robi wszystko, żeby tylko nie mieć czasu i ochotę poprzytulać się do męża, żeby nie uprawiać z nim sexu. Niestety dla mężczyzn sfera sexualna kobiety, to ta najważniejsza - podstawowa potrzeba, której żadne inne atuty kobiety nie zastąpią. Stąd na pewno zdrady jego i wyrzuty sumienia. Na pewno kochał, potrzebował bliskości ale na to nie mógł liczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Miałam już nie pisać, ciągle wtrącam swoje uwagi. W trakcie terapii które prowadzę muszę g***townie rozdzielać partnerów żeby sobie nie wyrządzili większej szkody. Dlatego i tu staram się raczej wyciszyć nastroje. Proszę spojrzeć na małżeństwa włoskie, hiszpańskie czy francuskie, gdzie g***towność relacji pomiędzy małżonkami osiąga pułap tak wysokich namiętności. Gdzie wymiana zdań staje się wręcz wulgarna. Ostre słowa, ubliżania, obdarzanie się epitetami. Jednak w tamtym środowisku południowców nie doprowadza to do zrywania układu. Możliwe że to klimat sprzyja takiemu temperamentowi. Moze jest związane z podejściem kulturowym. W naszym społeczeństwie zagościł model amerykański. Wiec, szybki seks bez zobowiązań, szybkie zmiany partnerów, Ponowne zawieranie związków jeszcze przy byciu w starym układzie. Ten model być może stał sie popularny dzięki zalewającej nas fali filmów amerykańskich poruszających tę tematykę. Podobnie dzieje się z szerzeniem związków homoseksualnych, które nie są aż takim przykładem do naśladowania. To tylko środowisko homoseksualne wywiera aż taką presję na otoczenie zmuszając ich do opowiedzenia się na TAK. W temacie kłótni pomiędzy partnerami na pewno nie jest to miłe. Każda kłótnia pozostawia niesmak i niezadowolenie. Każde niemiłe słowo wypowiedziane pod naszym adresem przez partnera staje się kamieniem milowym do rozkładu pożycia. Być może określenie bliskości inaczej jest postrzegane przez kobiety i mężczyzn. Słowo "mizianie" jest bardziej bliskie kobiecie niż mężczyźnie. Dla niej jest to dopiero początek do przejścia na wyższy poziom. Dla mężczyzny wystarczy trochę seksownego widoku żeby jego męskość była gotowa do spełnienia. Dla wielu par jest to przyczyną "rozwalania" związku. Nie wstydźmy się mówić o naszych potrzebach, pragnieniach i oczekiwaniach. Niech nasi partnerzy wiedzą co my czujemy. Mówmy o tym, a nie stwarzajmy jakiej iluzyjnej sytuacji, która ma dać do zrozumienia. Pojmowanie naszych pragnień jest znane nam, ale nie naszym partnerom. Czy powiedzieliśmy mu o tym. Czy on wie to z naszych słów, czy powinien się tylko tego domyślać. Dlatego istnieje twierdzenie o winie obydwojga partnerów. Nie powiedzieliśmy mu o tym, ale żądamy by uszanował nasze pragnienia. Jeżeli nie wypowiemy tego czarodziejskiego słowa "PROSZĘ" to te wrota nie staną otworem przed nami. SEZAMIE OTWÓRZ SIĘ. Mamy tyle pięknych słów. Znamy tyle czułych gestów. Mamy tyle pragnień. Oczekujemy tak wiele. Ale dajemy z siebie tak mało. Nie wstydźmy się przyznać że jednak popełniamy błędy. Starajmy się to naprawić skoro jeszcze mamy na to czas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do tej pani powyżej. Nie wszyscy terapeuci mają takie podejście jak pani. Są też tacy którzy odwalają tylko robotę. Chcecie się rozstać, to zróbcie to i nie zawracajcie mi głowy. Pani przedstawia to wszystko inaczej. To brzmi rozsądnie, ale jak to zrobić żeby zadziałało. Gdzie znaleźć takie osoby z pani podejściem ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laco
Chciałabym trafić na taką terapeutkę...jestem po 1 wizycie nie pozwolono nam przedstawić na osobności swojego punktu widzenia ...musieliśmy rozmawiać wspólnie,co dla mnie nie było do końca szczere i nie do końca sie otworzyliśmy....Pani powyżej jest super kobietą,bardzo mądrą i mówiącą bardzo sensownie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
laco czy ty przypadkiem nie jesteś DDRR albo DDA?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laco
Nie miałam ojca,ale dziadek mi go zastąpił

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna C
Jeszcze jedno moje wejście do tych sugestii powyżej. Pierwsze spotkanie zawsze jest wspólne. Pokazuje stopień napięcia pomiędzy partnerami. Osoba terapeuty jest pewnego rodzaju buforem i hamulcem. Dlatego cała sytuacja może wydać się napięta i nieszczera. Moje sugestie dla osób chcących wybrnąć z kryzysowej sytuacji, bez względu na końcowy efekt są zawsze takie same. Namawiam partnerów do prowadzenia rozmów ze sobą "we własnym sosie" W domowym zaciszu gdzie czują sie pewnie i swobodniej. Muszą tylko pamiętać, że gdy tylko temperatura ro\mowy podnosi się niebezpiecznie, muszą przerwać dyskusję. Zrobić sobie przerwę na kawę, herbatę. I zrobić to jedno drugiemu, wspólnie. Ja sypię cukier, ty kawę. Ja wkładam saszetkę z herbatą ty zalewasz wrzątkiem. I z miłym uśmiecham, jak kelner podajemy sobie nawzajem. Często partnerzy zaczynają się śmiać przy takiej sztuczne sytuacji. Rozładowują napięcie i mogą dalej spokojnie rozmawiać. Przekonują siebie nawzajem, podają przykłady swoich złych postępowań, krzywdzących słów i uczynków. Nie wolno im oskarżać się nawzajem. Mogą przyznawać sie do swoich win, bez robienia sobie wymówek. To pomaga znaleźć naprawdę łagodną formę komunikacji. Z przykrością stwierdzam, są takie pary w których nienawiść do siebie jest tak ogromna że jakakolwiek próba mediacji nie odnosi skutku. Nie dają sobie wytłumaczyć że taka agresja nie pozwala nawet na podział majątku. To są naprawdę skrajne przypadki. Często jednak pary postanawiają rozpocząć jednak czystą kartą swój etap wspólnie. Bywa, że trwa to tylko chwilę. Ale wtedy rozstanie przebiega w bardziej cywilizowanej formie. Gross jednak sporów zakończonych powodzeniem trwa w naprawdę zgodnej atmosferze, ze zrozumieniem bólu i krzywd które nawzajem sobie potrafi zadać. Ale to dzięki ich wspólnym decyzjom. Ich więzi która ich łączy, uczuciu jest to możliwe. Terapeuta tylko wskazuje im drogę. Pomaga, czasem hamuje napięcia. Tylko tyle. Główną zasługę ponoszą oni sami. Prawdopodobnie nikt wcześniej nie pokazał im takiego przykładu. Nie mieli wzorca. Z domu wynieśli inne postawy. Kochani. To jakie będziemy mieć życie zależy tylko od nas samych. Jakie relacje powstaną pomiędzy partnerami też zależy tylko od nich. NIE RÓBCIE TEGO NA POKAZ. ZRÓBCIE TO DLA SIEBIE.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laco
Dziekuje Kochana...jestes cudowna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A jak poradzić sobie ze zdradą żony. Kocham ją ale seks jest katorgą. Myśl że ktoś wcześniej się z nią kochał doprowadza mnie do wściekłości. Dlatego zdecydowała się na rozwód, którego ja nie chcę. To ja tera mieszam ją z błotem, wyzywam od dziwek, a ona spuszcza głowę i mówi że mam rację, tylko ona nie może cofnąć czasu. Co zrobić z tym co siedzi u mnie w sercu. Miłość i nienawiść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
piszesz sama ze sobą,ten sam styl, po co ci to? dowartościowujesz się czy co? a temat bierzesz z ....neta żałosne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×