Gość T_O_J_A Napisano Listopad 17, 2013 Hm.. Jestem z moim chłopakiem od 1,5 roku. Pierwsze trzy miesiące były dla mnie rajem, on zawsze mnie wspierał, pomagał mi, troszczył się o mnie.. Później zaczęły się kłótnie.. Jestem dość nerwowa, wychowałam się w "zachwianym" otoczeniu, a gdy pojawił się on, te wszystkie zmartwienia znikły. Po 3 miesiącach naszego związku zrobił się zrzędliwy. Kłóciliśmy się o byle co, zawsze coś było nie tak, lecz potem cała ta złość znikła i znowu było dobrze. Po jakimś czasie znowu się zaczęło.. Wpakowałby mnie w niezłe tarapaty, a gdy próbowałam go od tego odciągnąć, ten zaczął się na mnie wydzierać. I znów się pokłóciliśmy.Od tej pory nie mogę sobie poradzić. Dwa miesiące temu poznałam super paczkę kolegów, którzy traktują mnie lepiej niż mój własny chłopak. Najgorsze jest to, ze gdy chciałam go z nimi poznać stwierdził, że "nie lubi poznawać nowych ludzi i jego to nie interesuje, z kim ja się zadaję". Wiem ,ze był na mnie zły. Wiedziałam ,ze nic z tego nie będzie, więc z nim zerwałam... Miesiąc potem (październik), nasza "ekipa" przypadkowo na niego wpadła.. Wtedy przyznał mi się ,ze ma białaczkę.. W głębi serca na prawdę go kochałam, a wiedziałam ,że jego poprzednia dziewczyna zostawiła go wtedy, gdy jej potrzebował. Ja taka nie jestem.. Wróciłam do niego i znów się zaczęło. Nie potrafiłam sobie poradzić, bo nasz związek opierał się na wypadach z jego "przyjaciółmi", którzy gdy on ich potrzebuje, ulatniają się. Rozstaliśmy się na tydzień. Stwierdziłam ,że powinnam do niego wrócić, lecz ten potrzebował "czasu". Posłuchałam. Znów do siebie wróciliśmy. Wczoraj miał do mnie przyjechać,bo jestem chora na ospę, lecz chciał się spotkać z tymi swoimi kumplami, dlatego przyjechałam do niego. Od godziny 18 do 20.30 staliśmy na wietrze, ja z gorączką i ospą, a on stwierdził, że musimy poczekać, na jego kolegów, bo oni sobie poszli do koleżanki na cappucino. Wkurzyłam się i poszłam w stronę jego domu. Ten wybiegł za mną, zaczął mi robić wyrzuty czemu taka jestem, choć chciałam dla niego dobrze.. Wygarnęłam mu, że z kolegami to może siedzieć, a do mnie to nie może przyjechać.Spytałam się, czy aż tak nie lubi ze mną siedzieć, a ten stwierdził, że tak. Rozpłakałam się .Nie mogłam już dłużej tego wytrzymać. Pojechałam z nim do jego domu, położyłam się pod kołdrą, a ten zamiast mnie pocieszyć, nwm przeprosić, to poszedł na komputer pisać ze swoją "przyjaciółką". Przypomniał sobie o mnie 15 minut przed moim odjazdem.. Obiecał mi ,że przyjedzie do mnie dzisiaj, ale łaskawie napisał mi sms ,że nie przyjedzie, bo nie ma ochoty.. Nie wspiera mnie, nie dba o to, w jakim stanie jestem.. Nwm co mam myśleć... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach