keri88 0 Napisano Listopad 30, 2013 Był dla mnie wszystkim tym, czego zawsze pragnęłam. Poczuciem bezpieczeństwa, spokojem. Osobą, która była dla mnie całym światem, przy której nie potrzebowałam niczego więcej. Pojawił się nagle. Po 6 latach związku zostałam zdradzona. Próbowałam sobie jakoś ułozyć życie i właśnie wtedy pojawił się ON. Mieszkał za granicą, ja byłam tu. Dużo ze sobą pisaliśmy, nigdy z żadnym mężczyzną tyle mnie nie łączyło a jednocześnie dzieliło w podejściu do różnych spraw. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać do późnych godzin nocnych i nagle nasz kontakt się urwał. I kiedy wydawało mi się, że już nigdy nic nas nie połączy nagle spotkaliśmy się w jednym miejscu. Pierwsze spotkanie - jak on mnie denerwował! Swoim zachowaniem, byciem takim pewnym siebie ale dałam się namówić na jeszcze jedno spotkanie. I wtedy pokazał mi inną twarz. Poczułam to, czego nie czułam przez 6 lat związku. Bezpieczeństwo, spokój... Wrócił do siebie ale ciągle mieliśmy kontakt. Postanowiliśmy, że przyleci do mnie na tydzień, żebyśmy zobaczyli czy damy być rade razem a jesli tak to ja przylece pozniej do niego na dłużej. Robił wielkie plany- począwszy od kupna większego mieszkania, po zapewnienie nam środków do życia do póki nie znajde u niego pracy. Miesiąc przed jego przylotem znów nabraliśmy do siebie dystansu, praktycznie nie mieliśmy kontaktu. Ale jego przylot całkowicie to zmienił. Pierwsze dni spędziliśmy na poznawaniu siebie. Ale wystarczyło, że dotknął mnie tylko za rękę a ja już czułam jakby uderzenie pioruna. Nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczyłam. Byliśmy szczęśliwi nawet gdy już wrócił. Mówił, że nigdy nie spotkał takiej kobiety, że jestem dla niego wyjatkowa. Że nie chciałby, żeby ktoś inny pojawił się w moim życiu, że chce być moim ostatnim mężczyzną mimo iż tak naprawdę nie byliśmy razem. On był wielokrotnie zdradzony, poraniony. Przy mnie zdejmował swoją maskę cwaniaka i był tylko mój, prawdziwy. Ustaliliśmy, że przyleci na moje urodziny, na 3 dni. Przez 20 godzin nie spał tylko koczował na lotnisku żeby do mnie przylecieć. Znowu pojawił się dystans ale później było już jak poprzednio tyle że zaczęliśmy szczerze rozmawiać. Oboje ustaliliśmy ze takie latanie do siebie na dłuższą mete nie będzie dobrym rozwiązaniem a na mieszkanie razem za wczesnie. Nie wiedzielismy co robic i ustaliliśmy ze ja przylece w styczniu i zobaczymy jak będzie....Nie wiedzieliśmy też jak nazwać to, co jest między nami. Po jego powrocie wszystko się popsuło. On się przestraszył odpowiedzialności jaką musiał by za mnie wziąć. A jednocześnie mówił ze jest mu ze mną dobrze i to bardzo. Że jak miałby się zachować egoistycznie to kupiłby mi natychmiast bilet tylko w jedną stronę, że bardzo chce mojego przylotu ale nie wie czy bedzie w stanie wpuścić kogoś na stałe do swojego życia. I tak z każdym dniem było co raz gorzej. Serce mi pękało...Ciągle nie wiedział czego chce...W końcu napisałam mu list, w którym wyznałam wszystkie swoje uczucia....Pokłóciliśmy się. Kazałam mu zniknąć tak szybko jak się pojawił. Zakochałam się w nim a on tego nie widział albo nie chciał widzieć. Mój pobyt w styczniu u niego tylko by pogorszył mój stan a wiem co to znaczy cierpiec...Tym bardziej, że zadał mi pytanie czy będę w stanie potraktować to jako wizytę przyjacielską mimo ze dzien wczesniej nic na to nie wskazywało. Mówił, że był w związku na odległość i to nie wypaliło, że prędzej czy później damy sobie kopniaka w tyłek...Miałam dosyć, dlatego kazałam mu zniknąć... Teraz za nim tęsknie ale wiem, że nie mogłam zrobić inaczej. Jestem bardzo kr***a, wrażliwa...Z każdym dniem czułam jak on się ode mnie oddala...Niszczyło mnie to, bo czułam to samo kiedy zostałam zostawiona po 6 latach...Ale myślałam ze z nim będzie inaczej. Że mnie nie zrani...Sam mówił, że między nami jest ogromna chemia i że będę jego przyszłą żoną. Tak mnie przedstawiał przed znajomymi...A teraz? Teraz wiem, że kocham go ale nie mogłam zrobić inaczej. Nie mogę zmusić kogoś do milości, do tego aby zechciał zmienić swoje życie. Najgorsze jest jednak to, że stało się to tak nagle i że wiem, jedno-to był TEN mężczyzna... Jak coś kochasz puść to wolno - jeśli wróci jest Twoje, jeśli nie - nigdy Twoje nie było. Nigdy więc nie był mój.... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach