Gość martyna1997 Napisano Kwiecień 22, 2014 Otóz, mam problem z relacjami z rodzicami, a głownie z mama. Dlatego głownie z nia, poniewaz z tata moge sie spokojnie dogadac..kiedy nie ma mamy w domu...bo gdy ona jest przy rozmowie to tata diametralnie zmienia zdanie. Po skrócie to mama rzadzi w domu, a tata juz tak naprawde nie ma swojego zdania i tylko ja popiera i nabiera te same stereotypy co Ona. Mam 17 lat, nigdy nie sprawialam zadnych problemów wychowawczych zawsze bylam "nad stan" ta najlepsza,co roku pasek, a jesli bylam na 2 miejscu np w szkole to juz bylo ze sie staczam-słowa mojej mamy. Teraz chodze do krakowskiego liceum, jest bardzo dobre bo do innego by mama mnie nie puscila. ( sama tez bym nie chciala, bo zalezy mi na swojej przyszlosci,a dobra szkola to podstawa do dobrego zdania matury, i do tego chęci). Ciagle sie klocimy, glownie o wyjscia o to ze w szkole nie mam samych 4 i 5..powtarzam Jej ze to nie podstawowka czy gimnazjum tylko szkola srednia i juz nie jest tak lekko. Dojezdzam do szkoly codzienniej 1,5h bo mam prawie 50km a przy korkach wracam nawet do 3h zimą najczesciej. Ale o mieszkaniu nie ma mowy, mimo ze mam w krk bliskich kuzynow z ktorymi mamy dobry kontakt i moglabym tam zamieszkac. Wracam do domu i nauka do poznego wieczoru. Potem wstaje jade wracam i codziennnie tak w kólko..wreszcie nastaje weekend mysl ze odpoczne rozerwe sie nie ma opcji! a piatek padnieta klade sie juz spac o 20 w sobote sprzatam caly dom, bo mama pracuje, a wieczor mam wolny. Niedziela to spotkanie z rodzina i nauka. Skoro mam wieczor wolny, to dlaczego nie moge sie rozerwac wyjsc ze znajomymi...przez wakacje nawet nie mam zbyt ciekawie i powrot do 22 codziennie nawet w weekend nie wspominajac o imprezach bo przez cale wakacje moglabyc tylko jedna, ale nad tym nie ubolewam bo imprezy do szczescia nie sa mi potrzebne. Chodzi po prostu o to, ze czuje sie jak w klatce..chce czerpac z mlodosci, miec wspomnienia...a poki co mam 4 sciany i dom caly czas..nie zawiodlam nigdy swoich rodzicow, zawsze robilam tak jak chcieli i to chyba byl blad..ale nie chcialam sie buntowac bo uwazalam ze to beznadziejne i dziecinne podejscie i zadne rozwiazanie. Myslalam, ze sie cos zmieni a dalej jest to samo. I najgorszy problem w tym wszystkim, to moj chlopak. Juz rok sie spotykamy, a jak chcialam rodzicom powiedziec to byla straszna awantura zabranie telefonu i reszta cudów...ale nie zrezygnuje z tego chlopaka. On zna moja sytuacje, widzi co jest i wspiera mnie i co najwazniejsze wytrzymuje to, bo nie jeden by zostawil i poszedl do takiej z ktora bedzie sie mogl spotkac kiedy chce o ktorej chce a nie raz na dwa tygodnia i to na chwile...mam czasami dosc tej calej sytuacje. Moj chlopak dodaje mi otuchy zebym sie spiela w sobie i sprobowala porozmawiac az do skutku, ale ja sie zwyczajnie w swiecie boje. Boje sie sprzeciwic i powiedziec stop! nie potrafie, ale bede musiala sie chyba złamac i to zrobic. Chodze od kilku miesiecy do pani psycholog, ktora tez dodaje mi otuchy i szukamy razem jakiegos rozwiazania. Ale jest bardzo ciezko. Co o tym myslicie? Moze ktos mial podobne sytuacje i poradzil sobie z "despotyczna" mama, jak ktos juz mi to kiedys powiedzial..i jak stworzyc tzw "mocny charakter" , ktorego mi brak. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach