Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kamrska

Taka sytuacja.

Polecane posty

Gość kamrska

Na samym wstępnie uprzedzę, że mam siedemnaście lat i pomimo takiego młodego wieku nie mam "siana we łbie", jak większość nastolatek. Mój partner ma dwadzieścia lat i jest zaledwie o trzy lata starszy ode mnie, jesteśmy parą od niemal roku. Jeśli zamierzasz mi ubliżać, że jestem młodocianą puszczalską (oszczędzę wulgaryzmów), albo rzucać inne, jeszcze bardziej soczyste epitety, to nie odpowiadaj na moje pytania w ogóle. A więc: zacznę od początku. Współżyjemy od sylwestra, ale stosunkowo rzadko: przerwy bywają nawet kilkumiesięczne. Ostatnio współżyliśmy w miniony weekend, po przerwie wynoszącej ponad trzy miesiące (walentynki). Jesteśmy wobec siebie szczerzy i otwarci, nie wstydzimy się siebie i nie boimy się rozmawiać o stosunkach i antykoncepcji. Zawsze używamy prezerwatyw i zawsze upewniam się, że mam dni niepłodne (dbam o to, by była to druga połowa cyklu, po dniach płodnych, ostatni tydzień przed miesiączką). Mimo to zawsze po stosunku przeżywam ogromny stres, przeraża mnie myśl o nieplanowanej ciąży, ponieważ moi rodzice są "staromodni". W wyniku stresu okres się oczywiście spóźnia i z dwudziestu sześciu - siedmiu dni nagle zrobiło się trzydzieści kilka, dodatkowo przez mój strach i narzekania stresuje się także mój partner. Przez wydłużający się cykl trudno mi przewidzieć dni płodne, a więc także i czas, gdy jestem niepłodna. Zdarzyło się nam uprawiać może i mało romantyczną, namiętną miłość, ale z pewnością łagodzącą buzujące w nas popędy. Obawiam się, że mogło się to zdarzyć w ostatni z płodnych dni - przy obliczeniach przyjmuję, że do jajeczkowania dochodzi w połowie cyklu, którego długość przyjmuję trzydzieści dni, następnie przyjmuję, że kilka dni przed i kilka dni po obliczonym jajeczkowaniu mam dni płodne. Mam się czym martwić, czy po prostu histeryzuję? Dbamy o zabezpieczenie, przy zakładaniu prezerwatywy zawsze zwracamy uwagę, by nie było "bąbelka" z powietrza. Martwię się, ponieważ koleżanka straszyła mnie, że przez trzy miesiące od poczęcia kobieta może dalej miesiączkować (albo przynajmniej mieć krwawienia uznawane za miesiączkę), dodatkowo takim krwawieniem towarzyszy duży ból - a ja od jakiegoś czasu podczas miesiączkowania mam znacznie większe boleści niż kiedyś. Dotychczasowe krwawienia miesięczne nie traciły na intensywności - wprost przeciwnie. To był pierwszy problem - standardowy lęk przed "wpadką". Teraz... drugi. Bardziej wstydliwy. Po stosunkach w walentynki, które trwały trzy dni (co noc i w pierwszy i w ostatni dzień), przeziębiłam sobie pęcherz. Infekcję szybko (bo w ciągu jednego dnia) wyleczyła Furaginą, którą dostałam od koleżanki, która często miewa problemy z drogami moczowymi. Po trzech miesiącach (i tym małym, nieintensywnym "wyskoku" w między czasie na spacerze), a więc w miniony weekend, znów pojechałam do mojego partnera na weekend (stosunków było mniej, bo trzy: jeden w drodze do niego i dwa z maksymalnie godzinną przerwą w drodze powrotnej). Po powrocie czułam się dobrze, beż żadnych dolegliwości. W nocy miałam otwarte okno, rano (5:30) obudziła mnie silna potrzeba oddania moczu. Pieczenie było niemal nieodczuwalne, jednak z czasem przybierało na sile, tak, by po lekcjach w szkole było już nieznośne (14:00). Czułam ból pęcherza i ból podczas oddawania moczu. Dodam, że aktualnie oczekuję miesiączki, dzisiaj jest dwudziesty dziewiąty dzień mojego cyklu. Jest godzina 19:00, ból ograniczył się do pieczenia podczas oddawania moczu, ale wtedy jest tak intensywne, że nie potrafię powstrzymać jęku z bólu i w oczach stają mi łzy, w moczu pojawiła się krew i jestem pewna, że nie jest to krwawienie miesięczne. Jutro mam oddać mocz do badania. Domyślam się, że przez zapalenie okres może opóźnić się jeszcze bardziej, niż przez stres. Obawiam się także wykrycia ciąży podczas badania moczu. Chyba znów histeryzuję, mój partner zapewnia mnie, że nie mogło dojść do zapłodnienia. Czy przyczyna zapalenia tkwi we mnie, czy w partnerze? Czy to dlatego, że będąc u niego w weekend brałam jeden raz lodowaty prysznic, a stosunki mieliśmy w samochodzie, dodatkowo jeden na zewnątrz samochodu? Czy to wina pozycji, w której się kochamy (nasza ulubiona to piesek i misjonarz poprawiony o tyle, że mój partner zakłada sobie na ramiona moje nogi), ponieważ dochodzi do ucisku pęcherza? A może to dlatego, że mieszkam w internacie, a więc w miejscu publicznym, i mogłam zarazić się bakterią w internacie? Czytałam, że w pochwie jest pH kwaśne, a w s*****e zasadowe, a więc dochodzi do reakcji w organizmie kobiety, która może przerodzić się właśnie w zapalenie pęcherza. Czy prezerwatywa też może doprowadzić do takiego stanu? Przepraszam za rozwlekłość i liczę na odpowiedź. Pozdrawiam kamrska.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taurus309
..prawde mowiac..moze siadalas na zimnym podlozu...albo od zimnego prisznicu,w kazdym razie od czegos zimnego...partner tu nie zawinil..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kamrska
Sytuacja się powtórzyła, wtedy zwaliłam winę na niską temperaturę. Nigdy nie miałam problemów z pęcherzem ani z drogami moczowymi, a okazuje się, że występują one właśnie po bardzo intensywnych stosunkach, mój partner się martwi i myśli, że stosunki są zbyt intensywne, a ja nie chce z nich rezygnować, bo je lubię, zwłaszcza te ostrzejsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Karzełku, w skrócie wygląda to tak: mam ponowne zapalenie pęcherza i powód tkwi najprawdopodobniej w stosunku z partnerem, ale nie wiem w czym dokładnie. W pozycji, warunkach pogodowych, miejscu, prezerwatywie? A może to wina któregoś z nas? Dodatkowo mam czasem problem z ustaleniem dni niepłodnych i daty krwawienia miesięcznego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Karzełku " :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×