Gość jońcia Napisano Maj 29, 2014 Zacznę od tego, że znam tę osobę 7 lat. I nigdy bym nie przypuszczała, że tak naprawdę jej tak do końca nie znam. W październiku przyszła na studia i wprowadziła się do mojego akademika i pokoju. Super! Bardzo się ucieszyłam. II Współlokatorka ją nawet polubiła. Super. Pierwszy dzień, nie poszła w ogóle z nami ani wypić piwa ani się przejść żeby poznać ludzi. Nic. Poszła o 10 spać. Okej kolejne dni nie lepsze: "Jak można się tak długo kąpać?!" - reakcja na kolejki do łazienki. Jak jej zwróciłam uwagę to jeszcze do mnie miała pretensje, że jej śmiem zwrócić uwagę. Potem przeszkadzały głośne rozmowy i krzyki na korytarzu. Kolejną sprawą było walenie o godz. 6.30 - drzwiami, szafkami, lodówką, talerzami... - zwrócona uwaga, pomarudziła, focha strzeliła ale było lepiej. Pijemy sobie kiedyś ładnie i wypiłyśmy za dużo. Jej w sumie dużo nie potrzeba. I poszła sobie na korytarz. Do okna. Otworzyła ****ardzo szeroko i się wychyliła. Wiecie. Ona mówiła, że nie chciała wyskakiwać i by nie wypadła. Ale skąd miały wiedzieć moje koleżanki? Poleciały do niej wzięły ją i zaprowadziły do pokoju. Na drugi dzień nie potrafiła zrozumieć co nas tak zdenerwowało. Juwenalia: Siedzimy na kocu koło akademika znajomego, ona wstaje i mówi, że idzie dosłownie na sekundę do naszego akademika. Czekamy 20 minut, 30...., po 50 stwierdziliśmy, że już nie przyjdzie. Bo miała iść ze znajomymi z roku o 12 na koncerty. No ok. Pewnie poszła, a nie dała znaku bo nikt nie miał telefonu. Poszliśmy, bawimy się. Chłopak koleżanki dostaje sms - a. Od niej. "Gdzie my do ch***ry jesteśmy!" itd. itp. On napisał do niej, gdzie będzie stał i na nią czekał. Poszedł. Nie było go z ponad pół godziny. Wrócił. Nie znalazł jej. Ona mu napisała, że czeka gdzieś tam i on MA PRZYJŚĆ. Dobra. Foch kolejny. Jak wróciłam do akademika na tel. miałam 3 wiadomości z przecinkami typu "cho**ra". Wróciła. Na drugi dzień wylało się na moją kurtkę i podłogę piwo, które zostawiła poprzedniego wieczoru. Spoko. Wzięła mopa i starła to piwo. II współlokatorka zwróciła jej uwagę a ona z wielkim fochem i trzaskaniem kijem opłukała tego mopa i wytarła na mokro podłogę. Potem ją przeprosiła. Sytuacja z wczoraj - uczyłam się do późna w pokoju. Światło duże paliłam. Prawda. Jest u nas pokój cichej nauki, ale jest tam tak ciemno, że masakra. Ale jej powiedziałam, że trochę posiedzę. A ona, że ok. Budzi się koło 2 i z wielkim bulwersem w głosie: " Długo jeszcze będziesz świecić to światło?!" Ja się wkurzyłam, zgasiłam i pisałam notatki po ciemku, żeby mogła spać. Dzisiaj kłóciły się o to współlokatorki. Że ona jak nie może przy świetle spać, to niech sobie opaskę kupi, a ona że "przecież ładnie mi powiedziała o tym świetle w tej nocy, że nie potrzebuje opaski, że ma się do niej nie przypier*alać, że ta II mnie zawsze broni, że śpimy do 12(?) i powiedziała że już nie chce o tym gadać i nie będzie" tupnęła nóżką i się do teraz nie odzywa(od rana). Ja już nie wiem co robić. Serce mnie boli, denerwuję się. Nie wiem jak z nią gadać. Bo ona sobie nic nie da wyjaśnić. Macie jakiś pomysł? Chciałam też się troszkę wyżalić. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach