Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Ja nie lubię nikogo, zawsze chodzę swoją drogą.

Polecane posty

Gość gość

Tak mi się moja sytuacja skojarzyła ze słowami piosenki Łez. Od pierwszych lat szkolnych zostałam wyalienowana. Tak się dzieje, każdy zna kogoś takiego, kto zostaje odrzucony przez grupę. No i padło m.in. na mnie. Tyle, że ja nie jestem typem osoby, która jak powietrza potrzebuje towarzystwa. Potrafię sobie sama zorganizować czas i rozrywkę. Tyle, że moja najbliższa rodzina tego nigdy nie rozumiała. Byłam i jestem dla nich bucem i niedorajdą życiową. Przez nich dorobiłam się silnej nerwicy bo jak słyszysz ciągle, latami wręcz, że jesteś nic nie warta to w końcu zaczynasz w to wierzyć. Całe szczęście mam męża i dziecko i oni są dla mnie wielkim wsparciem. Mam 27 lat i dopiero niedawno przestałam próbować zadowalać wszystkich dookoła. Czasami jednak nienawidzę się za to,że jestem taka wrażliwa. Kiedyś kłóciłam się z rodziną, krzyczałam, próbowałam z nimi walczyć. Ale to jak walka z wiatrakami. Przestałam się buntować, to co mieli mi do wyrzucenia słuchałam i nie komentowałam. Wszystko tłamsiłam w sobie. Nawet przestałam płakać cichaczem. Wszystkie złe emocje rosły we mnie. Straciłam serce do swoich bliskich (prócz męża i córki oczywiście) Częściej myślę o nich z niechęcią niż z sympatią a co dopiero miłością. Nie jest mi z tym dobrze. Ale zaakceptowałam siebie. Chociaż tyle z tego dobrego. Nie wiem po co to piszę. Może szukam kogoś kto czuje się podobnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zielone Wino
Powiem Ci tylko tyle że właśnie opisałaś moje życie. Z jednej strony smutne z drugiej trochę pocieszające ze nie jestem aż taka dziwaczna i wyjątkowa jak sobie wyobrażałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Najsmutniejsze, że własna rodzina potrafi zniszczyć ci życie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja też w dupce mam ludzi i robie swoje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zielone Wino
Kiedyś też tak myślałam -jak zaczęłam to pojmować miała z 28 lat. teraz mam 35 i wiem ze to nie ich wina ze mnie nie rozumieli ze nie mogliśmy się dogadać. Po prostu nie nadawaliśmy na tych samych falach. Do dziś kumpluje się z bardzo małym gronem ludzi ,których sobie wybieram -bo reszta tylko wkurza już po 10 min. rozmowy. Nie jest łatwo bo czyje się jak miała rodziny, wszystko wydaje się takie nie sprawiedliwe wtedy. Ale z każda próbą zbliżenie się do nich utwierdzam się w przekonaniu ze dobrze robię trzymając się od nich z daleka bo tylko wtedy mogę być sobą. jak to trafnie ujęłaś -przestalam próbować spełniać czyjeś oczekiwania i zaczęłam myśleć o sobie. I choć bym miała być sama przez resztę życia to nie zamierzam już więcej robić nic wbrew sobie( no chyba ze ma to komuś uratować życie)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zielone Wino - to nie jest tak, że od teraz mam na wszystko w******** Po prostu przestałam walczyć sama ze sobą. Staram się być dobry człowiekiem. Jesli mogę to pomagam każdemu kto o pomoc prosi. Tyle, że moja rodzina jest taka, że wyciąga do mnie ręce po pomoc, a kiedy już jestem im nie potrzeba dostaję z buta. Jestem wyśmiewana, szydzą ze mnie, że nie mam pracy, że jestem bufonem..Najbardziej zawiodła mnie moja matka. Niedługo po tym jak urodziła mi się córka stwierdziła, że nie zasługuję na swojego męża i powininen odebrać mi małą i odejść ode mnie. Te słowa sprawiły, że poczułam się jakbym dostała w twarz. Nic nikomu nigdy nie zrobiłam złego, przynajmniej nie na umyślnie. Nie byłam latawicą, nie chlałam, nie paliłam, miałam jedynie problemy z nauką, ale maturę zdałam bez problemów, skończyłam studia. Rodzice nie mieli powodów by się za mnie wstydzić.. A jednak nigdy nie czułam się kochanym dzieckiem. Raczej jak piątym kołem u wozu. Zamiast mnie wspierać mam wrażenie, że życzą mi jak najgorzej. A zwłaszcza matka. Może boli ją właśnie najbardziej to, że ja - ta, która miała problemy z nawiązywaniem znajomości, ta, która została wykluczona z grupy wyszłam za mąż za mężczyznę, który mnie kocha, który w dodatku dobrze zarabia, że mam dziecko,które nie daje się wciągać w głupie gierki mojej matki i obojętnie co by jej ta mówiła, moja córka zawsze stoi za mną murem, mało tego jeszcze dom budujemy. Zawsze wydawało mi się, że szczęście dziecka jest też szczęściem rodziców. A tu jednak nie. Zawsze byłam, jestem i będę tą najgorszą. Pozostaje mi tylko zająć się sobą i swoją rodziną, a od nich się odseparować. Choć nie powiem.. przykro mi z tego powodu. i to bardzo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja tez lubie przebywac sam i idealnie sobie organizuje czas,nigdy sie nie nudze. Mam od wielu,wielu lat z 20 znajomych i nowych nie szukam bo nie potrzebuje ci mi wystarczaja a i tak za czesto truja doope

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zielone Wino
To jest przykre ale zawsze mniej niż to co ci robią. Naucz się żyć ze świadomością ze oni są inni ( zazdrośni ,zakompleksioni i zagubieni) a ty jesteś ta która widzi wszystko wyraźnie i wie czego unikać by was nie krzywdzili.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zielone Wino
Ja też od rodziców nic nie dostałam zawsze byłam ta druga-czarna owca w rodzinie. jak spotkała mnie tragedia bo rodzice nie interesowali się- to tylko słyszałam ze znowu trzeba mi pomagać -trudno jak to określili. A jak wyszłam z tego z podniesiona głowa, poradziłam sobie sama -założyłam firmę ( nie dość ze od zera to jeszcze z długami) to myślałam ze w końcu usłyszę od nich jak się mylili co do mnie i ze są dumni-ale nie . Tak jakby żyli w innym świecie-matka do dziś krytykuje wszystko co robię i nawet z najbardziej korzystnej sytuacji szuka dziury w całym by wtrącić swoje ALE

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to tak jak u mnie. Za co bym się nie wzięła to zawsze usłyszę, że przecież i tak nic z tego nie wyjdzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zielone Wino
Ha, ha ,ha no nie mogę -to jest żałosne jak ludzie są do siebie podobni. Cieszę się ze chociaż masz męża który cię kocha i rozumie. Mój partner tez mówi ze kocha ale na pewno nie rozumie. Jest między nami coraz gorzej ,tracę już nadzieje ze znajdę na tym świecie osobę której będzie na mnie zależało i która chociaż spróbuje mnie zrozumieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja mam ludzi w dupce ale gdybym choc raz w zyciu poznala kogos z kim ja i ten ktos ze mna rozumial sie dobrze to tez by bylo fajnie :) owszem maz dzieci rodzina jest ale czasami brakuje kogos z kim mozna by wymienic sie doswiadczeniem pomyslami rozterkami niestety nie dane mi bylo poznac :) byc moze przyczyna jest zawilosc mojego charakteru jakby nie patrzyl nie spotkalam nigdy kolezanki podobnej do mnie bo moj maz w pewnym stopniu jest taki jak ja ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zielone Wino - my na razie mieszkamy z moimi rodzicami (choć mam nadzieję, że już niedługo pójdziemy na swoje) więc mąż ma oczy i widzi jak jestem traktowana. Zanim wzięliśmy ślub nie wiedział jak wygladają relacje między mną a rodzicami, a zwłaszcza matką. Choć do końca na pewno nie wie co czuję, ale w swoich odczuciach chyba każdy jest osamotniony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zielone Wino
Po to rozmawiam ze swoim facetem o uczuciach bym nie czuła się samotna -wiem że to prosty facet i nie rozumie mnie ale wystarczy by słuchał ,pocieszał , przytulał a ja widzę ze on tylko czeka aż przestane gadać. Bo wtedy ma świetny spokój-czy to ma być miłość? Charakterek tez mam nie łatwy ale jak bym znalazła kogoś wrednego ale intelektualnie podobnego do mnie to pewnie bym się dogadała. problem chyba w tym ze tacy ludzie jak my właśnie nie szukają nikogo bo nie potrzebują co nie znaczy ze nie fajnie jest się czasem spotkać i pogadać na ciekawe tematy. Ja zawsze wychodzę na ta co się wymądrza i myśli ze wszystko wie najlepiej a ja po prostu dyskutuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zielone Wino - Mam bardzo podobnie :D Lubie dyskutować, ale nie każdy ma tyle ciepliwości by ze mną prowadzić konwersacje :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W pewnym sensie te słowa opisują i mnie.. Słyszałam już tyle obelg, że w koncu zaczełam to lubić.. Kiedyś jak byłam młodsza - pyskowałam, krzyczałam, wyłam.. Potem przestałam odpowiadać. Przestałam mówić. Potem się "skonczyło". Zrozumiałam że to było jedyne co miałam. Te "obelgi". Kiedy się skonczyło myslałam, że może już jestem tak bardzo nic nie warta, że nawet nie warto mnie obrażać..? Potem szalałam. zamknęłam się w pokoju. nie wychodziłam. zerwałam wszysstkie kontakty. olałam wiele rzeczy. Potem gdy się kłóciłam - oni mówili wiele rzeczy które cholernie raniły - ale "prowokowalam" ich specjalnie. Specjalnie dopytywałam by mówili więcej.. by powiedzieli wszystko co o mnie naprawdę myślą.. Bo sprawiało mi to jakąś chorą przyjemność. Słuchać tego co tak rani ale jest w jakiś sposób przyjemne. Nigdy nie powiedziałam im tego co by ich zraniło. A ja milczałam i słuchałam tych rzeczy z uśmiechem. Chora jestem chyba. Wiem, że może i nie na temat. Ale czasem miło jest wyrzucic coś z siebie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dobrze, że to powiedziałaś :-) tyle nam pozostało..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×