Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Shoggies

Problem w małżeństwie

Polecane posty

Zdecydowałam się napisać na forum, bo potrzebuję porady osób trzecich, wiele w moim życiu się podziało i popsuło i ciężko jest mi wysnuć jakąś trzeźwą ocenę sytuacji. Jestem mężatką od dwóch lat, a z mężem znam się od 4 lat. Jesteśmy bardzo młodzi i musieliśmy walczyć o naszą miłość i o zgodę naszych rodziców na ślub (ja miałam 19, a on 21 lat). Mniej więcej od roku zaczęło się psuć. Mąż po ślubie się zmienił (nieoczekiwanie, bo co zabawne, oczekiwałam, że zostanie taki, jaki był). Zawsze był trochę zaborczy i zazdrosny (co doskonale rozumiałam, bo sama mam taki charakter), dlatego starałam się zawsze postępować tak, żeby nie wzbudzać jego zazdrości, ale nie dawałam się zamknąć w złotej klatce. Przez ostatni rok jego zazdrość i zaborczość osiągnęły stan krytyczny. Wszystko zaczęło się od forum, na którym rozmawiałam z ludźmi z zagranicy, najczęściej byli to mężczyźni (uwierzcie, podejmowałam wiele prób rozmawiania tylko z kobietami, ale praktycznie żadna nie wypaliła), ale żadna rozmowa nie przekraczała granic, których przekroczyć nie powinna, bez flirtu, bez dwuznaczności, zwyczajne koleżeńskie rozmowy (myślę, że potrzeba takich znajomości zrodziła się we mnie z tego, że przeniosłam się po ślubie do obcego miasta, gdzie nie mam żadnych znajomych, choć na studiach mam jakieś koleżanki, to jednak odczuwałam samotność, bo wszyscy przyjaciele zostali w rodzinnym mieście). Do tamtego momentu mąż miał dostęp do wszystkich moich kont, dopóki nie przeczytał mi przez ramię, jak ktoś napisał mi komplement, a ja za niego podziękowałam i rozmowa się na tym skończyła. Poleciały bluzgi i przekleństwa, że jestem "szm*ta", "k***a", że jestem bezwartościowa i że go zdradzam. Przyznam, że jego zachowanie zbiło mnie z tropu, bo na tym forum spędzałam naprawdę kilka minut dziennie, a i to nie w każdy dzień, bo nie zawsze miałam na to czas. Nastał okres cichych dni i moich błagań, żeby się do mnie odezwał, ale w odpowiedzi słyszałam tylko wyzwiska i bluzgi i kończyło się tylko na płaczu. Tu muszę nadmienić, że mąż zrobił się też nadwrażliwy, jako kobieta rozumiem, że pewne zachowania mogą być raniące, ale dla mojego męża byle błahostka może być powodem do obrazy i potem muszę za nim biegać i go przepraszać, choć w swoim poczuciu nie zrobiłam nic złego. Dalej wszystko potoczyło się jeszcze gorzej, bo zaczęłam mieć dość tej sytuacji, zwłaszcza, że teściowie (bo mimo wcześniejszej umowy, że po ślubie nie będziemy mieszkać z teściami, musieliśmy się do nich wprowadzić) patrzyli na mnie jak na kosmitkę, bo mąż nie rozmawiał ze mną, nie rozmawiał z nimi i ja musiałam za niego świecić oczami. Pytali się mnie, co się stało, bo uznali, że mój mąż zrobił się jakiś dziwny i agresywny, ale nie rozmawiałam jeszcze wtedy z nimi na ten temat, bo uznawałam, że dopóki możemy to załatwić między sobą, dopóty nie będę w to wciągać osób trzecich. Przyznaję, że tamten okres był dla mnie czasem upokorzeń i upodlenia. Mój mąż to inteligentny człowiek, który potrafi przegadać każdego i wmówić mu bardzo wiele, uwierzyłam mu, że jestem taka bezwartościowa, taka beznadziejna, ta która się nie stara i nic z siebie nie daje (co w moim poczuciu było krzywdzące, bo jak nie chodziłam na uczelnię i się nie uczyłam, to sobie dorabiałam, a jak nie byłam w pracy to zajmowałam się domem, zawsze poświęcałam mu maksimum uwagi i uczucia, już nie wspomnę o tym, że porzuciłam dla niego swoje życie, swoją rodzinę i znajomych, podczas gdy on nie musiał dla mnie z niczego rezygnować). W tamtym czasie (co było błędem) odnowiłam znajomość ze starym przyjacielem z liceum. Porozmawiałam z nim na temat swoich problemów, bo nie miałam komu się wygadać (z rodzicami nie chciałam rozmawiać, bo potem mieliby do mojego męża negatywne nastawienie) i od słowa do słowa zaczęła się zacieśniać z nim więź. Poradził mi, żebym odeszła od męża, a ja rzeczywiście zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłoby to dobre rozwiązanie i popłynęłam, bo zaczęłam zakochiwać się w czlowieku, który mnie szanował i poświęcał odrobinę uwagi bez głupich pretensji (w przeciwieństwie do męża, dla którego moje uczucia się nie liczyły). Wiem, że zrobiłam coś okropnego rozwijając tę znajomość (która była tylko na zasadzie wymiany wiadomości) i pozwalając sobie na takie emocjonalne zaangażowanie i nigdy tego sobie nie wybaczę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że byłam naprawdę bliska zrobienia sobie krzywdy, prawie wpadłam w depresję. Mój mąż widział, jak jego zachowanie łamie moją psychikę i zdolność funkcjonowania, ale mimo to nie zamierzał się tym zainteresować, choć sygnalizowałam mu to i błagałam o pomoc i zainteresowanie. W każdym razie mąż przeczytał te wiadomości, kazał mi zerwać kontakt z tamtym przyjacielem, odciął mi internet, zabrał baterię od komputera i zamknął na klucz w pokoju, bo stwierdził, że nie mogę go opuścić. Dopiero, gdy zaczęłam walić w drzwi, otworzył. Wtedy zaczęłam się go bać. Kontakt z tamtym chłopakiem naprawdę zerwałam, bo to był duży błąd, którego żałuję, ale nie odstanie się. Mąż popadł w manię, łącznie z tym, że żądał, abym mu pokazywała treść wszystkich swoich smsów i wiadomości, a gdy odmawiałam (bo przecież nie jest to moim obowiązkiem! mam prawo do prywatności) przemocą wyrywał mi telefon z rąk, a gdy się broniłam, to popychał mnie i używał wobec mnie siły. Uznał, że musi mnie kontrolować, bo mam problem z wiernością. Szkoda tylko, że nie zastanowił się skąd ten problem wyniknął, bo gdy mnie szanował, nie pomiatał mną i nie znęcał się psychicznie, to żadnych problemów nie było. Poszliśmy na terapię (chciałam ratować to małżeństwo, bo przecież wiedziałam, że nie sztuką jest się rozejść i kochałam męża), która nic nie dała, bo wciąż staliśmy w miejscu, a dla męża każda sprawa była "obojętna" lub ja "wymyślałam" problemy i "nie miałam racji". Niestety jego odpowiedź na moje uczucia i problemy od ostatniego roku zawsze taka była, sam też przyznał na terapii, że zawsze jego musi być na wierzchu, bo przecież tak jest słusznie i w konsekwencji, zawsze wychodzi to nam na dobre, a jeśli ja mam inne zdanie, to po prostu nie wiem co mówię albo nie mam racji. Przestaliśmy chodzić na terapię. W międzyczasie pojawiła się możliwość wyjazdu (na przyszły semestr) na wymianę na Słowację (mieszkamy w Nowym Sączu, a miejscowość na Słowacji do której chcę jechać jest oddalona od naszej miejscowości o 180 km...) i zaczęłam myśleć o niej poważnie. Po pierwsze dlatego, że zawsze marzyłam o możliwości uczenia się za granicą, po drugie dlatego, że chciałabym pozbierać myśli na temat tego co się dzieje. Mąż uznał, że jadę tam by "dup*czyć się w krzaczorach" i kategorycznie mi zabronił wyjeżdżać. Moje tłumaczenia niewiele dały, ale postanowiłam postawić na swoim, wtedy zmienił gadkę na "zabiję się jak mnie porzucisz". Choć mowy o porzuceniu żadnej nie było. Niedawno pojechałam do moich rodziców odpocząć trochę, na trzy dni, tylko bez niego, bo nie dostał wolnego w pracy. Z rodzicami widuję się kilka razy w roku i chciałam z nimi spędzić wtedy cały ten czas. Mąż wydzwaniał do mnie, groził, że się powiesi, jeśli nie będę z nim rozmawiać i poświęcać mu czasu, stwierdził, że on nie może beze mnie żyć, itd. I właśnie to jest główny problem, z którym nie wiem co zrobić. Oddaliłam się przez to wszystko od męża (oboje bardzo zawiniliśmy), ale myśl o tym, że mógłby sobie coś z mojego powodu zrobić, wzbudza we mnie niesamowity ból i lęk. Nie chcę jego śmierci, a on jest zdolny do strasznych rzeczy. Kiedy nie chciałam ustąpić z wyjazdem lub on nie mógł wymusić słownie ode mnie czegoś czego chciał, to walił głową w ścianę i to tak mocno, że teściowie aż się pytali kto się tak tłucze. Dla mnie jego przywiązanie do mnie nie jest miłością, a obsesją. Rozumiem jego lęk i brak zaufania po tamtej sytuacji, ale walenie głową w ścianę, bo chcę pojechać na trzy dni do rodziców, czy nie zamierzam się dać mu zgnębić, to chyba trochę przesada. Przy czym, mąż twardo twierdzi, że moja obecność jest mu niezbędna do życia, że on zabierze mi dokumenty i pieniądze, żebym nie jechała (do czego się raz posunął, bo chciałam wyjść po jednej ostrej awanturze i trzasnąć drzwiami) i że się na pewno zabije, jeśli ja pojadę i to nie groźba, a informacja. Ciężko jest mi już ocenić tę sytuację obiektywnie, bo jestem zmęczona tym wszystkim i boję się, że emocje też robią swoje i oceniam zbyt surowo zachowanie męża, ale jego słowa i postępowanie nie podobają mi się. Uważam, że to nie jest miłość, tylko obsesja. Jak mnie nie ma i nie poświęcam mu cały czas uwagi, to zachowuje się jak narkoman na głodzie. Dla mnie to po prostu jest chore i on potrzebuje pomocy psychologa, do czego go namawiam, niestety bez skutku, bo twierdzi, że "potrzebuje tylko mnie, nie psychologa, jeśli cały czas będę, to będzie dobrze". Martwię się, że on naprawdę coś sobie zrobi i nie wiem jak się zachować. Jeśli się ugnę i zrezygnuję z wyjazdu, to on będzie wiedział, że wszystko jest w stanie na mnie wymusić, jeśli tylko "odpowiednio" się zachowa, a jeśli pojadę, to on może się zabić i to będzie moja wina... Postanowiłam też, o czym on wie, że na wakacje wyjadę do rodziców, tam popracuję trochę, bo nie chcę siedzieć w domu u teściów i robić za pomoc domową i zajmować się ich dziećmi, każdy kto mieszka u teściów zrozumie mój punkt widzenia. Męczy mnie ta cała sytuacja i nie wiem czy dobrze robię. Kocham męża i zależy mi na nim, ale takiej chorej sytuacji nie zamierzam tolerować. Nie wiem jak mu pomóc. Jak go zmotywować, żeby się za siebie wziął. Proszę tylko o zrozumienie i obiektywną ocenę sytuacji, bo z doświadczenie wiem, że czasem trzecia osoba może dostrzec coś, czego nie widzą osoby zamieszane w sytuację. Naprawdę nie wiem już co robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Męczy mnie ta cała sytuacja i nie wiem czy dobrze robię. Kocham męża i zależy mi na nim, ale takiej chorej sytuacji nie zamierzam tolerować. Nie wiem jak mu pomóc. Jak go zmotywować, żeby się za siebie wziął. Proszę tylko o zrozumienie i obiektywną ocenę sytuacji, bo z doświadczenie wiem, że czasem trzecia osoba może dostrzec coś, czego nie widzą osoby zamieszane w sytuację. Naprawdę nie wiem już co robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po co piszesz z nieznajomymi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Idźcie na terapię małżeńską. Jeśli tego nie zrobicie, ten związek się rozpadnie. To tylko kwestia czasu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zazdrość jest jak alkohol. Małżeństwo dla kobiety działa podobnie. Jesteś w trudnej sytuacji ale na szczęście ciebie nie znam i mogę poruszyć każdy temat i uposażyć je w każde, nawet bolesne słowo, jakie mi się spodoba :) Kocha Cię świat! Porzuć marzenia i pójdź własną drogą. Masz rodziców? Poproś o pomoc. Nie pomogą, pójdź do przyjaciół... Idź, i zauważ, że kiedy sama jesteś życie bywa lepsze, a świat bardziej kolorowy. A potem zakochasz się na nowo w mężu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jestes z chorym człowiekiem i dopóki on sie nie wyleczy to nic dobrego z waszego małżeństwa nie bedzie... sorki ale normalny kochający człowiek tak sie nie zachowuje... nawet jak jest mega zazdrosny... nie potrafię ci poradzić jak z nim postępować i myśle ze najlepiej gdybyś poszła na początek sama do jakiegoś dobrego psychologa który pomoże uporać sie Tobie z twoimi myślami i problemami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzięki za podpowiedzi. Byliśmy już na terapii małżeńskiej, ale ona nic nie dała, sama terapeutka stwierdziła, że na razie to chyba nie ma sensu, skoro nic u nas nie zmienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie potrafisz mu stawuiać granic i milczenie aby rodzice sie o Twoich kłopotach nie dowiedzieli to woda na młyn dla jego zachowań. Czuje sie bekarnie i wie że wszystko i tak zatyuszujesz. Po 1 przestac ukrywac go jako drania- złamie mu to komfort takich zachowań po 2 - rozważenie mozliwosci separacji az do czasu az on uzna że nie chce zyc bez ciebie. Wtedy dopiero warunek terapia i nadal trwanie w separacji. Twoja konsekwencja pokaże mu że to on ma pronblem i to on sobie z tym nie radzi a ponadto dowie sie ze masz pewne prawa i nie dasz mu sie tak szybko sprowadzić do postaci podnóżka. jesli teg9o nie zrobisz to albo sie to rozpadnie albo ty staniesz sie starą stetryczałą 30latką. Uwaaj tez na dobrych przyjaciół innych męzczyzn. Twój kolega z liceum teraz pogra dobrego przyjaciela a po kilku latach moze z niego wyjśc dokładnie taka sama żmija.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
cos kiepska ta terapeutka skoro sobie dopuściła i nie skierowała was do specjalisty a przynajmniej twojego nienormalnego (sorki za to no ale normalny to on nie jest) męża... masz dwa wyjścia albo ucieczka od tego psychopaty albo wywleczenie wszystkich chorych sytuacji rodzinie i moze razem dacie radę wysłać go na leczenie... bo jak zostaniesz z nim i waszymi problemami sama to on cie zajedzie na smierć kolokwialnie mówiąc.... siądzie ci przy nim psycha na maksa, wpadniesz w mega deprechę i jeszcze sama sobie jakaś krzywdę zrobisz... albo on tobie co jest raczej pewne sądząc po tym co opisalas... zobaczysz ze niedługo będziesz musiała za przeproszeniem kupę przy nim robić żebyś czasami w tym czasie nie wyciągnęła tel schowanego pod podłoga i nie romansowala...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćCharisma
Byłam z takim człowiekiem, na szczęście do ślubu nie doszło. Minęło 5 lat odkąd zakończyłam ten związek i dalej się z niego leczę. Powiem Ci tylko tyle, że nie ma szans, że on się zmieni. Druga sprawa to jego gadanie, że sobie coś zrobi to jedynie gadanie i wierz mi, że bardziej zniszczona wyjdziesz po nastu latach takiego ubliżania, kontrolowania i zazdrości niż po tym jakby dotrzymał słowa i skończył ze sobą. To co napisałaś o sobie nie niesie żadnych przesłanek, że robisz coś złego. Rozmowy z innymi ludźmi, nawet na forum, utrzymane w odpowiednim tonie nie są zbrodnią. Twój mąż jest chory i na prawdę najlepiej by było, jakbyś się rozwiodła. Dawanie mu szansy minie się z celem. Dla niego jesteś własnością, dla której przewidział określone miejsce i obowiązki w świecie, którego jest panem i władcą. Życzę Ci na prawdę, jak najlepiej i trzymam kciuki, ale uciekaj...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 40cha40
Cały problem polega na tym że dałaś sobie odebrać prawo. Prawo do własnych przyjaciół prawo do bycia soba do rozwoju prawo do zachowywania sie w sposób naturlany zgodny ze sobą samą. Samo to że starałas sie aby on nie poczuł zazdrosci to sygnał że coś u ciebie nie tak z pojmowaniem granic"moje-jego" A sam początek Twojego tematu to informacja o tym że rodzice nie chcieli waszego ślubu bo coś dostrzegali, widzieli kim jest tylko ty nie chciałaś tego dostrzec. Dziś odbierasz tego konsekwencje. Dlatego wazne byś mu postawiła wyraźne granice. Gdzie mu wolno wejśc a gdzie nie, ale myslę ze bez wsparcia psychologa to bedziesz sie w tym gubić. Wiec jesli chcesz zmian zacznij je od siebie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zastanawia mnie, dlaczego tak szybko zdecydowaliscie sie na tak powazny krok, jakim jest malzenstwo? co Ciebie sklonilo do takiej decyzji? przeciez na wlasne zyczenie odebralas sobie mlodosc, swobode i beztroskosc... Twoj maz ewidentnie nie dorosl do roli meza, a ponadto ma powazne zaburzenia osobowosciowe i stanowi dla Ciebie zagrozenie. Troche glupio byc rozwodka przed 30, ale nie widze tu zadnej alternatywy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyznaję, że rzeczywiście decyzja o ślubie była bardzo szybka. Cóż mogę powiedzieć, byłam bardzo zakochana (zresztą nadal jestem, bo chyba w innym przypadku bym w tym nie trwała) i myślałam, że tak będzie dobrze, że słusznie postąpimy biorąc ślub. Prawdą jest, że nie postawiłam granic, zdaję sobie z tego sprawę... niestety sama jestem sobie winna, taka porażka boli podwójnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:)ludzie sie nie zmieniaja tylko ukrywaja kim sa 888 www.youtube.com/watch?v=2DUpkLLyS0Y

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 40cha40
Prawdą jest, że nie postawiłam granic, zdaję sobie z tego sprawę... niestety sama jestem sobie winna, taka porażka boli podwójnie. xxxxx ale To wcale nie musi być porażka. po prostu wyciągnij z tego wnioski i zacznij zmieniać to co się u Ciebie dzieje. Nie bój się. Uważam że warto spróbować właśnie poprzez czasowe odejście. Potem Jego terapia a ty szukaj wsparcia dla siebie. Mówienie wszystkim o jego destrukcyjnych zachowaniach, to on się ma wstydzić. Mam wrażenie że chronisz go bardziej niż siebie a to nie jest normalne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×