Gość gość Napisano Lipiec 24, 2014 niby wyszlo nie tak zle, mam mgr z uczelni panstwowej - tryb dzienny, jakas tam pozycje spoleczna (tzn jej zalążki, bo dopiero wszystko sie klaruje), ale nie umiem sobie wybaczyc tego, ze chodzilam na wagary a jednoczesnie probowalam miec dobre oceny ze wszystkiego (to takie glupie bylo rozumowanie, nie zdawalam sobie sprawy jak wazne jest ukierunkowanie tylko na przedmioty maturalne); rodzice sie wkurzali za te wagary, ale ja przezywalam okres buntu- w ich oczach mialam byc dobra ze wszystkiego, bo sie przyzwyczaili do czerwonego paska na swiadectwie, sami tez nie ogarniali - swoja edukacje zakonczyli na szkole sredniej; tak naprawde to wszystko sie zaczelo pod koniec podstawowki, a w gimnazjum byla tragedia totalna - przesladowali mnie za wyglad, stalam sie odludkiem, zaczelam znikac ze szkoly, probowalam mowic nauczycielom, jaka jest sytuacja, ze wredne dzieci z patologicznych rodzin nie pozwalaja mi sie skupic na nauce, ze ja boje sie wyjsc na przerwe itd, calkowicie sprawe olala pedagog szkolna - od tamtej pory mam wyrobione zdanie o osobach wykonujacych taki zawod; poszlam do lo- moje nawyki wagarowe przetrwaly, popadlam w nieciekawe towarzystwo - jedna z moich owczesnych kolezanek po pijaku skoczyla z wiezowca... wkurzalam sie, ze nie rozumiem fizyki - a byla mi potrzebna na maturze- mialam wrazenie, ze mnie to przerasta (na korkach nie rozumialam za duzo - poprostu bylam zbyt glupia, zeby to ogarnac); biologii nigdy nie lubilam, ale ambicje byly - i tu zaczelo sie pojawiac takie uczucie niskiej samooceny, utwierdzanie sie w przekonaniu, ze nic w zyciu nie osiagne; no i zostalam bardzo blisko progu wymarzonych studiow, a prog nie spadl, bo bylismy wtedy w calej Polsce przypisani do miejsc, bo nikt z tych, ktorzy sie dostali, nie zrezygnowali, bo nie poszliby gdzie indziej,bo wtedy byla taka sama zasada wszedzie na tym kierunku; mialam 5 lat na poprawianie, raz tylko podeszlam do poprawy chemii - bo ją umialam i rozumialam najlepiej, a w moim lo mnie utwierdzali w przekonaniu, ze jakbym napisal gorzej fizyke, to dadza mi gorszy wynik - a ja nie chcialam ryzykowac... jak sie po czasie okazalo - bylo to klamstwo nie wiadomo z czego wynikajace - chyba najpredzej z niewiedzy pani dyrektor; co ciekawe, piszac chemie nie zauwazylam zadania, ktore daloby ilosc punktow konieczna do dostania sie, ale jakims trafem znowu zabraklo mi tyle samo co wczesniej, bo prog sie zwiekszyl (no a ja poprawilam wynik, ale bez tego magicznego zadania, ktore przegapilam)... zwatpilam w siebie calkowicie, niby bylo 5 lat na poprawianie, ale mnie nadzieja opuscila calkowcie; od tego czasu mam nerwice lekowa, depresje, czasami to odchodzi na pare miesiecy jesli sie wspomagam farmakologicznie, ale potem znowu wraca; czuje sie jak czlowiek bezwartosciowy; na studiach stalam sie kujonem, co roku dostawalam stypendium naukowe; nie potrafie sobie wybaczyc bledow mlodosci - powinnam byla chodzic do szkoly codziennie i ryc na pamiec skoro bylam za glupia,zeby zrozumiec, moje zycie to wegetacja, nie odczuwam radosci, spelnienia Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach