Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

ewa098

Mam hiobowe życie...

Polecane posty

Witam. Długo zbierałam się ,by tutaj napisać, ale dłużej już nie potrafię milczeć. Chciałam opowiedzieć swoją historię. Mam na imię Ewa i mam 24 lata. Odkąd pamiętam w życiu nie układało mi się. W wieku 16 lat zachorowałam na nieuleczalną chorobę. Parę lat później zachorowałam na kolejną, przewlekłą, którą ponoć "da" się wyleczyć, lecz jak do tej pory leczę się od 5 lat i nikt nie jest w stanie mnie wyleczyć. Do tego doszły kolejne problemy zdrowotne, których też żaden lekarz nie jest w stanie wyleczyć. Trwa to już z 10 lat , a z moim zdrowiem jest coraz gorzej w miarę upływu miesięcy, lat. Rodzina nigdy mnie nie wspierała, a odkąd ciężej zachorowałam, odkąd z tego powodu zaczęłam mieć problemy z nerwicą rodzina całkowicie odwróciła się ode mnie. Mieszkamy pod jednym dachem i nie odzywają się do mnie, traktują mnie, jakbym nie istniała. Podobnie jest z resztą rodziny(cioci, wujkowie,kuzynki). Nie mam rodzeństwa. Przyjaźniłam się 10 lat z jedną dziewczyną, mieliśmy paczkę znajomych, ale zostawili mnie... po prostu z dnia na dzień przestali się odzywać. Pracuję za 500zł miesięcznie. Nie mogę się wyprowadzić, nie mogę znaleźć lepszej pracy. Mój każdy dzień wygląda tak, że wstaję do pracy, zrobię swoje i wracam do pustego domu, gdzie jestem powietrzem, jakbym nie istniała. Nie mam kompletnie co ze sobą zrobić. Oprócz tego chodzę regularnie do lekarzy(trochę ich jest ze względu na moje dolegliwości) ,biorę leki, jestem na diecie (schudłam już chyba z 12 kg, ważę 42 kg, przy wzroście 160 i wciąż chudnę...) - prawdopodobnie ze stresu i diety(ale muszę być na niej ze względu na chorobę). Próbowałam dawać sobie szanse w życiu: poznawać ludzi, jednak prędzej czy później nikt nie chciał zawierać ze mną znajomości (pomimo, że nigdy nie pokazywałam po sobie , przy mojej trudnej historii życia jak cierpię, zawsze byłam uśmiechnięta, pomocna- po prostu dobrym człowiekiem nikt ze mną nie chciał zawierać dłuższych ,stałych znajomości). Jeśli chodzi o mężczyzn to nikt nigdy nie interesował się mną. Miałam ,co prawda chłopaka w wieku 16 lat, ale to była dziecinada. W życiu zakochałam się do tej pory 2 razy. Niestety, jeden z nich miał żonę , dzieci, a drugi po prostu nie był mną zainteresowany. Był raz mężczyzna, z którym nawiązałam znajomość: świetnie nam się rozmawiało, dobrze spędzało czas, lubiliśmy się wzajemnie, jednak tylko przez jakiś czas widywaliśmy się regularnie ze względu na projekt z pracy. Później on przestał się odzywać(zero kontaktu sms, telefonicznego, email). Nie odzywał się. Prawdopodobnie nawet nie zależało mu na kontakcie ze mną. Czuję się życiowym przegrańcem: pół mojego życia to zmaganie się z chorobą, problemy ze znalezieniem normalnej pracy, z której mogłabym się utrzymać, brak jakiegokolwiek zainteresowania mężczyzn (z wyglądu jestem przeciętna), brak znajomych/przyjaciół. Przede wszystkim brak nadziei... żyję tylko dlatego, bo staram się być silna. Ale przestałam już wierzyć w to, że moje życie się zmieni,jeśli tylko tego chcę. Próbowałam wielu rzeczy, naprawdę się starałam. Nie potrafię zrozumieć jak to jest, że złym ludziom się układa, że niektórzy nic nie robią, a mają szczęśliwe życie, a ja całe życie mam pod górkę, mogę dawać z siebie wszystko, a i to nie wystarcza... zastanawiam się czy moje życie ma jeszcze sens. Niestety , wizyty u psychologa na które wielu ludzi tutaj mnie namawiało to stracony czas. Po prostu są w życiu sytuacje, kiedy nic ani nikt nie jest w stanie pomoc. Nawet Bóg( a ja stałam się niewierząca). Zaczynam się zastanawiać dlaczego tak musi być, dlaczego mnie t spotkało i dlaczego muszę czuć się taka bezsilna, bo co nie zrobię i tak nic z tego nie wynika. Mam wrażenie, że moje życie nigdy się nie zmieni. Nie wiem nawet po co żyję, bo jest to czysta wegetacja. Nie wierzę już , że coś może się zmienić, jest we mnie całkowity brak nadziei. Boję się tylko jednego: że któregoś dnia po prostu nie wytrzymam, człowiek nie jest z kamienia... wiem, że nigdy bym się nei zabiła/ nie popełniła samobójstwa, po prostu nawet nie dlatego, że bym tego chciała, ale że nie potrafiłabym tego zrobić fizycznie, ani w żaden inny sposób. Boję się, bo mam wrażenie,że mogłabym dziś umrzeć, a nic by to nie zmieniło. Wiem, że różne są historie ludzke, ale po prostu dopiero dotarło do mnie, że można żyć na tym świecie i być dla wszystkich nikim, powietrzem. Można żyć wśród ludzi i tak naprawdę czuć się martwym dla świata...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
o rany..wspólczuję ci :( Może szukaj lepszej pracy, bo tylko tak dasz sobie szansę, żeby los się uśmiechnął. Bo skąd ktoś ma wiedzieć, że potrzebujesz lepszej pracy, jak nic nie zrobisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×