Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Najwiecej zboczencow jest wsrod lekarzy. To dopiero sitwa kryminalna.

Polecane posty

Gość gość
Nie trafi za kratki krakowski anestezjolog Jacek C. za seksualne wykorzystanie pacjentki. Sąd Odwoławczy w Krakowie zmniejszył oskarżonemu wymiar kary z dwóch i pół roku więzienia do dwóch lat i zawiesił wyrok na kilkuletni okres próby. W mocy utrzymano pięcioletni zakaz wykonywania zawodu przez anestezjologa. Do zdarzenia doszło na jednym z osiedli w Nowej Hucie w lutym 2007 r., gdy 58-letnia kobieta po kilku dniach picia piwa wystraszyła się, że wpadnie w ciąg alkoholowy. W jednej z gazet znalazła ogłoszenie lekarza, który miał prywatny gabinet i reklamował się, że bardzo skutecznie potrafi zająć się detoksykacją alkoholową. Około 40-letni Jacek C., anestezjolog, zjawił się u kobiety i podał jej zastrzyk uspokajający, po którym pacjentka straciła przytomność. Niedługo później, w jej mieszkaniu pojawił się syn, który zastał lekarza z opuszczonymi spodniami, jak pochyla się nad rozebraną kobietą. Syn gospodyni natychmiast zawiadomił funkcjonariuszy policji, którzy przyjechali na miejsce i zatrzymali anestezjologa. - Niczego złego nie robiłem, ja tylko chciałem odprowadzić kobietę do toalety - tłumaczył się mężczyzna. Nieprzytomna 58-latka szybko trafiła do nowohuckiego szpitala, który opuściła po kilku godzinach na własne żądanie. Sprawą incydentu w mieszkaniu kobiety zajęła się krakowska prokuratura, która po trwającym półtora roku śledztwie oskarżyła lekarza o podstępne dokonanie gwałtu na pacjentce. Lekarz nie przyznawał się do winy, odmawiał składania jakichkolwiek wyjaśnień. Jego proces toczył się przed krakowskim sądem rejonowym z wyłączeniem jawności. Ostatecznie w listopadzie ubiegłego roku Sąd Rejonowy dla Krakowa Nowej Huty skazał tego oskarżonego, ale nie za gwałt, ale molestowanie seksualne kobiety. Lekarzowi wymierzono karę dwóch i pół roku bezwzględnego więzienia. Sąd zdecydował też, że mężczyzna ma kilkuletni zakaz wykonywania zawodu. Anestezjolog złożył odwołanie od wyroku, bo nie zgadzał się z jego treścią i wymiarem kary. We wtorek, na rozprawę apelacyjną Jacek C., elegancko ubrany, szczupły 40-latek przyszedł w towarzystwie kobiety. Była też obecna 58-letnia oskarżycielka posiłkowa. Ostatecznie w prawomocnym wyroku krakowski sąd zdecydował o zmniejszeniu wymiaru kary i warunkowym zawieszeniu jej wykonania na kilkuletni okres próby. Motywy zmiany wyroku nie są znane, bo i ta sprawa była niejawna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Takich "Wacławów" jest znacznie więcej w tym środowisku. To tylko przerysowany przykład. Inne wyrachowane typy działają w bardziej subtelny sposób, żeby nie wpaść, latami wykorzystują sytuacje zależności, naiwność pacjentek itd. Prawo powinno chronić pacjenta. Nie byłoby możliwości przebywania sam na sam gdziekolwiek z lekarzem (czy to szpital, czy prywatny gabinet), a zwłaszcza podczas jakiegokolwiek badania powinna być obecna osoba trzecia z personelu medycznego. Nie dziwi, że coraz więcej ludzi idzie do gabinetu i szpitala z kieszeniami i toebkami naszpikowanymi dyktafonami i kamerami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na 3 lata więzienia skazany został 53-letni chirurg oskarżony przez pacjentkę o zgwałcenie jej pod narkozą podczas zabiegu. Lekarz ma też zapłacić kobiecie odszkodowanie. O sprawie napisał szwedzki dziennik "Sydsvenskan". Kobieta zeznała, że chirurg - w którego klinice kiedyś pracowała - namówił ją na zabieg kosmetyczny pod narkozą i zgwałcił, kiedy wybudzała się po zabiegu. Dowodem w postępowaniu były ślady spermy. Sprawa chirurga-gwałciciela stała się głośna i na policję zaczęły się zgłaszać inne pacjentki, twierdząc, że spotkało je to samo. Obrońca lekarza próbował dowodzić przed sądem, że narkoza mogła wywołać u kobiety "halucynacje seksualne". Sędzia nie podzielił tej argumentacji. Zakwestionował nawet potrzebę zastosowania narkozy do błahego zabiegu. Lekarz ma zapłacić kobiecie 180 tys. koron (19 tys. euro) odszkodowania. Wyrok nie jest prawomocny, obie strony zapowiedziały odwołanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość doktorowaa
dajcie nam żyć!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
otrzasnij sie dziwczyno. nie chcial cie dktorek odejdz z honorem i podniesionym czolem :D nie badz dzieckiem ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To był wstrząs. Nie tak miało wyglądać badanie, które i tak do przyjemnych nie należy. Ona - na fotelu ginekologicznym z rozchylonymi nogami, on - stojący pomiędzy nimi z genitaliami na wierzchu. Teraz nie jest pewna, czy spodnie miał opuszczone, czy tylko rozpięty rozporek, ale pamięta dokładnie te rozchylone poły lekarskiego fartucha i dyndające męskie organy. Uciekła w popłochu. Agnieszka przez 10 lat korzystała z pomocy tego lekarza, znała go, on znał ją. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by zachował się w taki sposób. Wybrała go, bo u niego nie czuło się, że jest się u ginekologa. Owszem, był serdeczny, mówił po imieniu, skracał dystans, ale przecież w taki sposób lekarz może łagodzić pacjentce stres i tak krępujących badań. Niczego zdrożnego w tym nie dostrzegała. Tego dnia spieszyła się wyjątkowo, bilet na pociąg do Krakowa do chorego dziecka w szpitalu już miała wykupiony, a z rzeszowskiej przychodni, w której przyjmuje lekarz, do dworca PKP jest kawałek drogi. - Weszłam do gabinetu, w poczekalni została kolejna pacjentka - opowiada Agnieszka. - Lekarz zapytał, co mamy robić, spojrzał w kartę badań, zdecydował, że pobierze badania kontrolne, zaprosił do pomieszczenia obok. Weszła, przygotowała się, usiadła na fotelu ginekologicznym. - Podszedł, zapytał, czy wszystko w porządku, jak nerki, czy nie ma problemów - mówi dalej. - W pewnym momencie swoją rękę położył mi na udzie. Poprosiłam o pośpiech, tłumaczyłam, że muszę zdążyć do dziecka w Krakowie. Powiedział: "mnie to tak szybko nie pójdzie”. W końcu 10 lat go znała, ta ręka na udzie i ta odpowiedź - nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, ale zbyt zajęta była myślami o dziecku, by zwrócić na to szczególną uwagę. Choć przyznaje, że jakiś cichy dzwonek alarmowy odezwał się w głowie. - Poprosiłam go, żeby nie żartował, naprawdę mi się spieszy i wtedy usłyszałam: to daj się chociaż skosztować - opowiada. - I w tym momencie usłyszałam, jak opada mu klamra od spodni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
(...) Do Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie trafiło już zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. - Z opisem całego tego incydentu, z zarzutem o usiłowaniu gwałtu lub dopuszczeniu się innej czynności seksualnej - precyzuje pani Agnieszka. - Mnie to nie pomoże, ale nie chcę, żeby jakąkolwiek inną kobietę coś takiego spotkało z jego strony. Bo być może nie jestem jedyna. Zdaje sobie sprawę z tego, że była jedynym świadkiem i ofiarą tego incydentu, że na potwierdzenie swoich słów ma tylko... swoje słowo. I że występuje przeciwko być może przeciwko całemu silnemu lobby zawodowemu. - Potwierdzę każde zdanie Agnieszki - obiecuje pani Marta. - Widziałam ją tuż po tym incydencie, widziałam w jakim była stanie, co do mnie mówiła. - Nie wiadomo, jak wiele jest sytuacji, w których urzędnik, lekarz, osoba zaufania publicznego dopuszcza się takich rzeczy - tłumaczy Elżbieta Wisz. - Być może są inne kobiety, które doświadczyły podobnych sytuacji ze strony tego lekarza, ale strach i wstyd każą im milczeć. Lekarz (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) wydaje się być zaskoczony interwencją pani Agnieszki. - Trudno mi powiedzieć, jakoś nie mogę sobie skojarzyć takiej sytuacji - zapewnia, ale przyznaje, że kojarzy pacjentkę o takim imieniu. - Nic mi to nie mówi i prawdę mówiąc jestem zaskoczony. I stanowczo zaprzecza, jakoby opisany przez jego - byłą już - pacjentkę incydent miał miejsce. Teraz Agnieszka szuka w pamięci sytuacji, które wcześniej byłyby sygnałami, że pan doktor przesadnie skraca dystans. - Raz wyznaczył mi termin wizyty, powiedział: przyjdź, pobierzemy badania i nie tylko - przypomina sobie. - Wtedy nie dostrzegałam w tym nic niestosownego, po prostu rozluźniał atmosferę. Takich "niewinnych” sytuacji było więcej, ale nie na tyle wyraziste, by wówczas dały mi do myślenia. Teraz inaczej je widzę. Z doświadczeń ośrodka prowadzonego przez Elżbietę wynika, że sytuacji przemocy seksualnej jest wiele, ale nieczęsto ofiary skłonne są interweniować. - Powstrzymuje je wstyd, strach, lęk przed samotnością i napiętnowaniem, konieczność stawienia czoła Goliatowi - tłumaczy pani psycholog. - Takie doświadczenia wywołują traumę, z którą w samotności trudno sobie poradzić, a my potrafimy pomóc ofiarom takich sytuacji. Agnieszka mówi, że badania i tak musi zrobić. Na pewno nie u tego lekarza. Każdego innego też się już boi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Poznański lekarz został skazany na 5 lat za molestowanie nieletnich pacjentek. Dodatkowo sąd ukarał go 10-letnim zakazem wykonywania zawodu. Dla dr. Krzysztofa Kordela, rzecznika odpowiedzialności zawodowej wielkopolskich lekarzy, który od lat pilnuje ich moralności, to za mało. Pierwszy raz w historii zażądał dożywotniego zakazu wykonywania zawodu. Robert N., pediatra i kardiolog dziecięcy, badał 12-letnią dziewczynkę. W tak szczególny sposób, że zaniepokojeni rodzice zawiadomili Prokuraturę Rejonową Poznań Grunwald. Prokuratura, by wykluczyć nieporozumienie, poszukała biegłego. – O opinię zwrócono się do mnie: czy konieczność przeprowadzenia takiego badania wymagała takich, a nie innych czynności – mówi dr Krzysztof Kordel, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. – Zacząłem sprawę wyjaśniać... Dziecko nie kłamało – Przesłuchałem dziecko w obecności rodziców, przy powołanych biegłych – psychologu i psychiatrze dziecięcym – mówi dr Kordel. – Biegli nie stwierdzili skłonności dziecka do konfabulacji. Inaczej mówiąc: dziewczynka, skarżąca się na dziwne zachowanie lekarza, nie fantazjowała. – Kolejna pacjentka była starsza, 16-letnia – poinformował prokurator Mirosław Adamski, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej. – Lekarz uśpił ją – niby do badania serca. Dziewczyna ocknęła się w trakcie gwałtu. Robert N. nie przyznał się do winy. Twierdził, że nastolatki kłamią. Po długim postępowaniu w prokuraturze sprawa trafiła w końcu do Sądu Rejonowego w Poznaniu. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Lekarz został skazany na 5 lat więzienia. Dodatkowo sąd ukarał go najwyższym, 10-letnim zakazem wykonywania zawodu. Pierwsze dożywocie? – Ostatnia nowelizacja kodeksu, bodajże sprzed miesiąca, uczyniła wyjątek dla pedofilii. Sąd będzie mógł teraz orzec dożywotni zakaz, ale... prawo nie działa wstecz – mówi Krzysztof Kordel. Jest sumieniem – i prokuratorem – wielkopolskich medyków już piąty rok. Nigdy dotąd nie występował o dożywotni zakaz wykonywania zawodu. Mówi, że czeka jedynie na uprawomocnienie się wyroku Roberta N. Do tego czasu sprawa przed sądem lekarskim została zawieszona... – Jako rzecznik będę o taką karę wnioskował – mówi dr Kordel. – To wyjątkowa kara dla wyjątkowych sytuacji. Ja sobie nie wyobrażam, żeby człowiek o takich skłonnościach mógł pracować z dziećmi, a jego obie specjalizacje są związane z dziećmi. To nie był błąd w sztuce lekarskiej. Odebranie prawa wykonywania zawodu to kara dla tych, którzy wiedzą, że łamią prawo w sposób umyślny. Dla łowców skór i pedofili. Dotąd tylko jeden sąd lekarski w Polsce ukarał lekarkę dożywotnim zakazem wykonywania zawodu. Sprawa dotyczyła aborcji. Lekarka nie zaskarżyła orzeczenia. Popełniła samobójstwo. Specjalista, mąż, ojciec Lekarz, który wykorzystał zaufanie młodziutkich pacjentek i ich rodziców, nie wygląda na potwora. W średnim wieku, około czterdziestki. Ma żonę, dwójkę dzieci. Konsekwentnie nie przyznaje się do winy. W prokuraturze, sądzie i u rzecznika. Zaprzecza. Twierdzi, że pokrzywdzone dzieci wszystko wymyśliły. Zaskarży wyrok. Za kilka miesięcy sprawę rozpatrzy – jako sąd drugiej instancji – Sąd Okręgowy. Jego orzeczenie będzie prawomocne. – Wówczas poproszę o wyrok z uzasadnieniem i zażądam dożywotniego zakazu wykonywania zawodu – zapewnia dr Kordel. Barbara Sadłowska Zobacz także: Ewa Wójciak nie odpowie za znieważenie papieża Francis

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To już jest zuchwałość przekraczająca ludzkie rozumowanie, gwałt dokonany przez lekarza na dziecku będącym pod narkozą. 16latka to prawopodobnie pewnie była dziewicą jeszcze. Chory potwór. Nie zostawiajcie nigdy dzieci sam na sam z lekarzem i wszędzie trzeba chodzić z dyktafonami i w eskorcie. Najciemniej pod latarnią. Elegancki szarmancki lekarzyna w garniturze, tatuś na papierze i mąż na pokaz, może być najgorszym obleśnym zboczeńcem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szarmancki. W garniturze i krawacie. Przystojny szatyn po pięćdziesiątce. Wpłacał nawet datki na bezdomne kotki... Tej miłej twarzy nie znają kobiety, które brutalnie przebadał ginekologicznie. Wmówił im, że tego wymaga ich schorzenie. W środowisku nazywali go "larynginekolog" - piszą Anna Górska i Marta Paluch. Koleżanka Lidii Wójcik-Świtek, szefowej przychodni medycyny pracy przy ul. Ciepłowniczej w Krakowie, 23 czerwca 2012 roku zorganizowała grilla. Przy pieczonych kurczakach pani dyrektor żaliła się znajomym. - Przez jednego lekarza stałam się główną bohaterką mediów. Wyobraźcie sobie, zatrudniałam laryngologa, który molestował pacjentki - wzdycha pani Lidia. - Wacław K.? - spytała koleżanka. - Tak, a skąd wiesz? - Kobieto, przecież ten człowiek miał wyrok, był zawieszony. Cały Kraków huczał, że molestował i gwałcił pacjentki w przychodni przy Komorowskiego. Nic nie wiedziałaś? - Nie. Dlaczego ten grill zorganizowaliśmy tak późno? - zasmuciła się pani Lidia. Brutalne badanie 23 kwietnia 2005 roku. Pani Monika przyszła do Centrum Medycyny Profilaktycznej przy ul. Komorowskiego z porażeniem nerwu twarzowego. Wacław K. stwierdził, że jej dolegliwości mogą mieć związek ze schorzeniami ginekologicznymi. Był przekonujący, fachowy - jak to doktor. Dlatego gdy poprosił, by się położyła na leżance i zsunęła majtki, nie podejrzewała go o złe zamiary. Uciskał jej brzuch i nagle, bez pytania o zgodę, zaczął ją badać ginekologicznie. Nie założył nawet rękawiczek. Robił to tak brutalnie, że zaprotestowała, zaczęła się ubierać. Zszokowana uciekła z gabinetu. Trzy dni później złożyła na niego skargę. Po Monice były jeszcze dwie pacjentki. 27 września 2005 roku przyszła do Wacława K. pani Anna. Lekarz zwolnił wcześniej pielęgniarkę do domu. Gdy zaczął badać gardło, a potem brzuch i piersi, kobieta się zaniepokoiła. Jej niepokój wzrósł, gdy ściągnął jej spodnie i majtki i zamknął drzwi na klucz, a potem zaczął zakładać gumową rękawiczkę mówiąc, że to konieczne, kobieta przestraszyła się nie na żarty. Powiedziała, że ma okres i szybko się ubrała. Trzy dni później do gabinetu Wacława K. weszła pani Aneta. Scenariusz był podobny, łącznie zzamykaniem drzwi. Kobieta zaprotestowała przeciw "badaniu ginekologicznemu". Miała przecież tylko chore gardło... Poszła na policję. Prokurator, który przesłuchiwał Wacława K., słyszał z jego ust zapewnienia, że jest niewinny. Lekarz był zszokowany i oburzony zarzutami pacjentek. Wszystkiemu zaprzeczał. Wszystkie te zdarzenia działy się w gabinecie, gdzie był tylko lekarz i pacjentka. Nie było świadków. Sąd uwierzył kobietom. Skazał Wacława K. na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. A komisja orzekająca Okręgowej Rady Lekarskiej pozbawiła go prawa wykonywania zawodu. Był leczony w zakładzie psychiatrycznym trzy miesiące. Potem leczył się ambulatoryjnie, według wskazań w karcie choroby. - Następnie wystąpił o odwieszenie zakazu wykonywania zawodu i je dostał, w 2009 roku - mówi Ewa Mikosza, rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Okręgowej Izbie Lekarskiej. Wydała je komisja orzekająca ORL - ta sama, która go zawiesiła. I do 2012 roku było o nim cicho.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
20 czerwica 2012 roku, godz.10.30, przychodnia przy Ciepłowniczej. Dr Świtek załatwia coś w rejestracji. Obok przemyka Wacław K. - No i znowu ten K. poleciał. A jak zostali jacyś pacjenci, których trzeba zbadać? Wiecznie goni - narzeka księgowa. - Dajże spokój, na pewno wszystkich przyjął. Marudzisz, a tak gorąco i mnie noga boli - uspokaja ją dr Świtek. Godz.11.30. Dwie kobiety podchodzą do rejestracji. Dyskretnie, by nikt nie słyszał, mówią do pani Ali: - Chcemy złożyć zażalenie na Wacława K. Nieodpowiednio się zachowywał. Pani Ala, doświadczona rejestratorka, poczuła, że to coś poważnego. Prowadzi kobiety do szefowej. - Jedna z pacjentek miała około dwudziestu lat. Seksowna dziewczyna, ale spokojna, skromna. Druga nieco starsza, "trzydziestka", pewna siebie - wspomina dr Świtek. - Zaczęły mówić, że doktor chciał im zbadać tarczycę, przy tym kazał im zdjąć majtki, położyć się na kozetce, dotykał brzucha. Byłam w szoku. Podkreślam: nic o jego przeszłości nie wiedziałam. Dokumenty miał w porządku: dyplom, specjalizację, prawo wykonywania zawodu, w którym nie ma ani słowa, że był zawieszony, że to prawo ponownie wydane. Przecież nie będę ni z tego ni z owego pytać faceta, czy czasem nie był zawieszony - tłumaczy. 20 czerwca 2012 r., godz.11.45. Zszokowana dr Świtek obiecuje kobietom wyjaśnić sprawę, zapisuje ich numery telefonów i idzie do gabinetu, by zakończyć ich badania okresowe. Potem kolejny szok. Okazało się, że młodsza dziewczyna w ogóle nie musiała być badana przez laryngologa. Jakim cudem znalazła się w jego gabinecie? - Zaczęłam dopytywać. Okazało się, że po prostu zgarnął ją z korytarza. Powiedział: proszę wejść, sprawdzimy u pani tarczycę. Niczego nie podejrzewając, weszła - wspomina pani Lidia. Z drugą kobietą sytuacja też była dość dziwna. Bo była badana przez Wacława K. w obecnośc***ani Ali. - Popatrzył w gardło, zadał kilka pytań, wpisał co trzeba i do widzenia. Zaprowadziłam pacjentkę do okulisty, później miała czekać na wizytę u neurologa i psychologa. Przypuszczam, że też ją zagadał na korytarzu i zwabił ponownie do gabinetu. Ale jak było naprawdę, wiedzą tylko oni - rozkłada ręce rejestratorka. Karmił kotki W przychodni przy Ciepłowniczej nikt nie wiedział o niechlubnej przeszłości laryngologa. - Wacław K. pracował u nas kilka lat. Zawsze był grzeczny i uczynny - mówi pani Ala, rejestratorka w przychodni. - Dawał pieniądze na jedzenie dla bezdomnych kotów i przynosił mleczko do kawy. Facet nie zdradził się ani razu. Nikogo nie obłapywał, ani nie przytulał bez powodu. Żadnych głupich, niejednoznacznych tekstów. Owszem - ja, stara, może go nie interesowałam, ale do młodych też nigdy nie startował. No nic nie było, rozumie pani? - kręci głową pani Ala. Wacław K. ma 59 lat, ale wygląda znacznie młodziej. Wysoki szatyn. Wszyscy podkreślają, że przystojny. Zawsze schludnie ubrany. Najczęściej chodził do pracy w garniturze i białej koszuli. - Sympatyczny, wesoły, szybki. Na Dzień Kobiet każda dostawała od niego kwiatka. Jeśli nawet nie miałam dyżuru tego dnia, w wazonie na mnie czekał. Zawsze dawał nam tulipany - wspominają go panie z Ciepłowniczej. Podkreślają, że nigdy nie było żadnych skarg ani od pacjentek, ani od pacjentów. O rodzinie nigdy nie mówił, czasem coś wspominał o kolegach. Z nikim z pracy się nie przyjaźnił. Wacław K. kończył studia w Warszawie, tam też zrobił specjalizację, pracował przez jakiś czas, a potem przyjechał do Krakowa. - Jak tu się znalazł, po co i dlaczego - nigdy nie opowiadał. Zresztą zawsze był dziwny - mówi nam jeden z krakowskich laryngologów. - Pracował w różnych miejscach, ale nigdzie długo nie zagrzewał miejsca. Szła za nim fama, że bada ginekologicznie pacjentki. Mówiło się o nim: larynginekolog - dodaje lekarz. Jak udawało mu się namówić kobiety na tego typu badanie? - Manipulant - zaznacza inny krakowski lekarz. - Pewny siebie, umiał zjednywać kobiety - podkreśla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
szukacjei między swoimi przestepców! debile! od lekarzy won! będziecie zdychac i do kogo pójdziecie !?:D :D do znachora ! kiedy te wasze twarze zamkniecie !?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
20 czerwca 2012 r., godz.18. Lidia Świtek cały dzień układa w głowie tekst, który ma powiedzieć Wacławowi K. Karty chorób pacjentek schowała w szafce w swoim gabinecie. Na wszelki wypadek. Wieczorem wykręca numer jego komórki: panie doktorze, mam sprawę niecierpiącą zwłoki. Jutro o 10 u mnie. 21 czerwca, godz.10. Laryngolog słysząc oskarżenia cały pobladł, ale nie stracił równowagi. - Wyparł się wszystkiego jak żaba błota. Wspomniał, że przy badaniu jednej z kobiet była rejestratorka, ja to od razu potwierdziłam. Słowo przeciw słowu. I co miałam robić w tej sytuacji? Zażądałam konfrontacji. Kobiety odmówiły, poinformowały, że zgłoszą sprawę na policję. Ja natomiast powiedziałam laryngologowi, że do wyjaśnienia sprawy ma zakaz wstępu do przychodni - opowiada pani Lidia. Lekarz podczas tego spotkania nie mówi dużo. Na koniec rzuca tylko jedno pytanie: mogę zobaczyć kartoteki pacjentek? - O nie, panie doktorze, ich karty zamknięte na klucz - usłyszał od pani Lidii. Jednak dowiedział się, gdzie mieszka jedna z nich. Podjechał pod jej dom z gazem pieprzowym. W aucie miał nóż, tłuczek do mięsa i gotowe oświadczenie z odwołaniem zeznania przeciw niemu. Kobieta idzie ulicą. Wacław K. pryska na nią gazem, usiłuje wciągnąć do auta. Kobieta krzyczy, przechodnie pomagają jej się uwolnić. Lekarz zostaje zatrzymany. Siedzi w areszcie. - Ma zarzuty molestowania seksualnego oraz usiłowania porwania i zmuszenia do zmiany zeznań - mówi Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. 11 lipca 2012 r. Wacław K. kolejny raz zostaje zawieszony jako lekarz. czarna jagoda (gość) • 03.08.12, 11:55:41 Przecież ten Wacław K - laryngolog już w młodości w Poznaniu wywijał takie numery, był spalony i uciekł z rodzicami(!) do Warszawy, gdzie w latach "80" molestował pacjentkę w Szpitalu Bródnowskim (pewnie inne też). Ma też na koncie MORDERSTWO. Zamordował swoją młodziutką żonę na oczach dziecka! Właśnie tłuczkiem i kablem. Odsiedział w więzieniu zaledwie ok. 2 lat (dlaczego- wyrok był dużo wyższy). Jak widać z Warszawy uciekł do Krakowa. Co było po drodze "kariery tego lekarza" - nie wiadomo. Jak czytam, że na pół roku ma zawieszone prawo wykonywania zawodu, to jestem przerażona tym jak działa wymiar sprawiedliwości w naszym kraju! No i jeszcze to, że LEKARZE lekarzowi pozwalają na to. A co by było, gdyby trafił na bliską osobę (np. córkę, wnuczkę) szacownej komisji lekarskiej? JB (gość) • 03.07.13, 17:00:12 Wacuś Krawczyk odsiadywał wyrok (10 lat) na warszawskiej Białołęce za zabicie żony. Współwięźniom opowiadał, że zastał żonę w łóżku z kochankiem. W każdy czwartek wychodził samodzielnie badać bezdomnych w Monarze. Stąd pewnie ta "nadmierna chęć niesienia pomocy". Niezwykle uczynny, był w ZK bibliotekarzem. Niezwykle sprytny i niebezpieczny manipulant-psychopata, stwarzający pozory tzw. mamisynka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wytłuszczam: "- Jak tu się znalazł, po co i dlaczego - nigdy nie opowiadał. Zresztą zawsze był dziwny - mówi nam jeden z krakowskich laryngologów. - Pracował w różnych miejscach, ale nigdzie długo nie zagrzewał miejsca. Szła za nim fama, że bada ginekologicznie pacjentki. Mówiło się o nim: larynginekolog - dodaje lekarz." Larynginekolog, no bardzo zabawne, panie doktor. Tak państwo doktorzy tolerowali i tolerują psychopatę, o którym wiedziano, że wykorzystuje swoją pozycję zawodową do realizowania chorych zboczeń. I każdy milczał. Bardzo zabawne. Taki kontakt, zły kontakt z lekarzem, może zniszczyć znaczącą część życia człowieka, a niesprawiedliwość tylko potęguje nienawiść z którą ofiara musi żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To skandal, że prawo zezwala na pozostawanie sam na sam z lekarzem w gabinecie zwłaszcza w trakcie takich badań. To powinno być surowo zabronione i myślę, że kwestia czasu gdy u nas to się zmieni. A sprawa tego pseudolekarza jest kuriozalna. Środowisko medyczne wystawiło sobie samo o sobie opinię. Banda łajdaków. Nawet bali mu się odebrać pwz na maksymalny okres. Brak słów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×