Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość jestemzadobraaa102

Kochałaś kiedyś? Tak obrzydliwie mocno?

Polecane posty

Gość jestemzadobraaa102

Ja chyba tak. Gdy zdradził mnie ze swoją szkolną miłością, pozwoliłam mu wybrać dając kilka dni. Chyba za bardzo go kochałam. Miał nerwicę lękową, zmiany nastrojów, szybko się denerwował, często na mnie krzyczał. Wiedziałam, że gdy decydowałam się na ten związek, nikt nie mówił, że będzie idealnie. Wiedziałam, że moim obowiązkiem jest trwać przy nim i wspierać go w chorobie która go dopadła. Byłam niesamowicie wyrozumiała, wszystko co robił źle, tłumaczyłam sobie jego chorobą. Aż do momentu, kiedy jego kolega zabrał mnie w miejsce, w którym był Lukasz. Tego dnia mieliśmy iść na imprezę z wspólnymi znajomymi, jednak on powiedział, że dojedzie później, bo jest u swojego brata ciotecznego, którego nigdy nie poznałam. Miejsce, do którego zabrał mnie kolega, by udowodnić mi, że Lukasz kłamie, był dom Ani. Przyznał się następnego dnia, że zdradził. Mówił, że dawne uczucie do niej wróciło niespodziewanie. Kilka dni, które dałam mu na przemyślenie i wybór, minęło... Wiedziałam, że to symboliczne kilka dni i nie miałam wątpliwości, że będzie mnie przepraszał, jak to zwykle robił. Nie odezwał jednak się ani słowem. Dowiedziałam się kilka dni później od jego brata, że świetnie układa im się od ponad trzech miesięcy. To silny facet, typowo męski, choć jeszcze dwa tygodnie temu, gdy wybiegłam z mieszkania po małej sprzeczce, zatrzymał mnie i przytulił mnie płacząc. Mówił, że nigdy nie pozwoli mi odejść. Wtedy pierwszy raz widziałam jak płacze. Czując na swoich policzkach jego łzy, byłam w końcu pewna, że jestem naprawdę jego ukochaną... Minęły może dwa tygodnie, kiedy znalazłam się na drugim planie. A raczej zupełnie poza kadrem. Męczyłam się z jego chorobą kilka miesięcy, udając przed każdym, że mnie to nie rani.. Dbałam o niego, bo czułam zobowiązanie. Pokochała mnie jego mama, polubili jego kumple. Nagle zostałam sama z milionem mysli i pytań. Niespodziewanie odeszło ode mnie to całe cholerstwo, jego okropne zachowania, ta nerwica, te jego zmiany nastrojów, które przecież tak bardzo pokochałam... Ledwo udało mi się, po jakichś dwóch miesiącach, stanąć na nogi i zaakceptować to co się stało, a tu nagle dostałam od Łukasza telefon. Jeszcze ostatnio nawet odrzucał moje połączenia, więc byłam w lekkim szoku. Gdy usłyszałam jego głos, ze szczęścia serce biło mi jak młot. Zapytał tym głosem, który uwielbiam, gdzie teraz jestem, chcąc w to miejsce przyjechać. Zrobił mi tak straszną rzecz, poniżył, zdradził, prawie zrównał z ziemią, a ja, gdy wysiadł z samochodu, po prostu go przytuliłam. Marzyłam, teksniłam tak strasznie, żeby go zobaczyć. Myślałam, że to, że czuję znowu jego silne ramiona, jego zapach, jego oddech, że to jakiś sen. Uklęknął przede mną, całował moje ręce, przepraszał, nawet zanucił naszą piosenkę. Długo rozmawialiśmy, nawet płakaliśmy oboje. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do niego. Następnego dnia też przyjechałam do niego do domu i wtedy nocą namietnosc wziela gore... Dzień później przestał odpowiadać jego telefon, zablkował mi dostęp do jego profilu na facebooku, jego brat udawał, że nie wie o co chodzi, gdy zpytałam go dlaczego Łukasz zupełnie się ode mnie odciąl. Teraz minęło ponad pół roku od tej sytuacji i wczoraj dodał mnie do znajomych na fb, napisał co slychac, chwile pogadalismy i znowu koniec. To chyba kolejna intryga z jego strony, żebym jeszcze troche pocierpiała i przypadkiem nie przestała o nim myśleć. Wydawałoby się to normalne, gdyby nie fakt, że teraz i przed ten cały okres czasu, we wszelki sposób dowiadywałam się, czy wszystko u niego dobrze, jak się czuje, czy jest z tą Anią. To zaszło tak daleko, że zaczęłam się uśmiechać, słysząc, że jest z nią szczęśliwy. Nic dla mnie nie znaczy to, jak mnie traktuje, naprawdę wybaczyłam mu to w sercu. Chcę po prostu jego szczęścia i uwierzcie mi, że jest ono dla mnie ważniejsze niż ja sama. Jestem spokojna, gdy wiem, że układa mu się w życiu. Chciałabym być przy nim, oczywiście. Ale on tego nie chce, nie zmusza się nikogo do uczucia. I to nie jest tak,ze nie mam swojego życia. Owszem, mam. Pracuję, studiuję, czasem imprezuję, ale nawet będąc zajętą czymś, gdzieś w tle, w myślach, jest ze mną on. Czy to się leczy? Czy może naprawdę da się kochać człowieka, którego powinno się całym sercem nienawidzić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak to się leczy. Kochać to jedno ale jak mozna kochac kogos ktory bawi sie twoimi uczuciami? Najpierw odwalą szopki, przeprasza, a za chwile blokuje i zdradza. Wydaje mi sie ze masz strasznie nieskie poczucie wartości i strasznie sie od tej c***y uzależni,as,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
odpowiadając na to pytanie,tak, tak kocham,choć dawno już "nas" nie ma a życie toczy się dalej i dalej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×