Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Mój problem związkowy zataczający koło

Polecane posty

Gość gość

Hej, to może być dla niektórych dość długi post, ale jest to dla mnie dość ważna sprawa, tak więc jeśli ktoś się wypowie i mi doradzi, wywoła uśmiech na mojej twarzy :) Jestem po 20stce i dzisiejszego wieczora dopadła mnie taka rozkmina życiowa... A mianowicie byłam już w związkach trwających od kilku miesięcy po dwa lata. Studiuję, spotykam się ze znajomymi, potrafię być poważna, uczę się każdego dnia coś nowego z życia. Jestem dość atrakcyjna, także nie miałam nigdy większego problemu z zainteresowaniem ze strony mężczyzn. Problem pojawiał się jednak z podtrzymaniem tego zainteresowania na dłuższa metę. Problem ten potrafił być obustronny. Obecnie jestem w związku od kilku miesięcy. Wiem, początki itd, póki co jest przyjemnie. Powiedzieliśmy sobie "kocham" i gdy jesteśmy razem, jest nam ze sobą naprawdę fajnie. Na ogół dogadujemy się dobrze i na wakacje mamy ze sobą zamieszkać. Może to i szybko, ale gdy myślę nad tym krokiem, to w sumie cieszę się z tego. Zdaję sobie sprawę z finansowej strony tej sytuacji itd. Mój partner podobnie. Dlatego wydaje mi się, że mam dosyć poważne podejście do wyprowadzki od rodziców. Niby jako młoda kobieta pragnę już stałego związku, bezpieczeństwa, nie biegania po imprezach z koleżankami co piątek. Wydawać się może, że z obecnym chłopakiem zgadzamy się co do tego samego. On też już wyszalał się w swoim życiu. O co więc mi chodzi? O to, że przed chwilą zaczęłam zastanawiać się nad tym czy faktycznie dojrzałam do poważnej relacji? Pragnę stabilizacji, ale zdarza mi się (przez moją zaniżoną samoocenę z powodu wcześniejszych zawodów na polu ja- facet), że gdy kłócę się z nim, to mam już w głowie myśli "Znowu będzie to samo... Znowu się rozstaniecie, a on się od Ciebie oddali. Każda kłótnia zabija związek. Może lepiej przestać się angażować, by nie cierpieć?". To chore skoro się kochamy, co? Przyznam, że mam też chyba coś takiego, że boję się po każdej dyskusji, kłótni, że go stracę. Dlatego zauważyłam u siebie tendencję do wyrzutów sumienia. Nawet jeśli przystaję przy tym, że to nie moja wina, to w środku zaczynam się nad tym zastanawiać, że może faktycznie coś nawaliłam. Po prostu podczas tej wymiany zdań, chyba dość łatwo mnie zmanipulować. Tak było zresztą i wcześniej... Nie, nie jestem kobietą bluszczem, która chodzi za misiem z kanapeczkami :) Już od moich poprzednich (oraz aktualnego) usłyszałam, że czasem czują, że nie zależy mi na nich. Przykładowo mimo tego, że kocham mojego chłopaka, potrafię nie odzywać się do niego większość dnia, bywamy złośliwi dla siebie. Ale więcej jest tego tulenia z mojej strony, uśmiechów, żartów, trzymania za rękę niżeli złośliwości ;) Także nie, nie... Nie jestem kobietą z zimnym sercem. Wydaje mi się czasami, że mam coś zaburzone w relacjach z mężczyznami (śmierć ojca w wieku nastoletnim?) i tyle tych związków mi się rozpadło, że może szukam czasem dziury w tym, co jest dobre? Przykładowo w moim obecnym związku, w którym jestem de facto szczęśliwa. Zawsze tego szukałam- chłopak powiedział "kocham", zaproponował mi zaręczyny w rocznicę poznania się, zamieszkanie razem. A może tzn, że nie dorosłam do poważnego związku? Sama nie wiem... Może ktoś pomoże mi to wszystko rozgryźć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Tatiana
Za duzo analizujesz i martwisz sie na zapas..zupelnie niepotrzebnie ;) Jesli czujesz sie gotowa do wspolnego mieszkania to zamieszkajcie razem ,w ten sposob najlepiej sie poznacie ;)powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Tatiana
Jeszcze dodam ,ze ciesz sie tym czasem studenckim i nie pozwol zeby zwiazek ograniczal szalenstwa z kolezankami :P po prostu musisz znalezc balans .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×