Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Silene

Co Wam sie w życiu udało a co nie?

Polecane posty

I czy jesteście zadowoleni z życia? Ja spełniłam marzenie zawodowe, finansowo też nie narzekam. mam cudowną pracę i nie zamieniłabym jej na inną. Mieszkam w bajkowym miejscu. Jestem samowystarczalna. Inni ludzie niespecjalnie są mi potrzebni do życia ;-). Natomiast nie za bardzo udało mi się życie uczuciowe, bo miłość mojego życia jest księdzem i mimo całkowitego zerwania z nim kontaktów, wciąż o nim myślę i z nikim innym nie udało mi się stworzyć idealnego związku. Poza tym jestem całkiem zadowolona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stara45latka
Co mi się udało? Chyba prędzej wypisać, co mi się nie udało... Mąż-alkoholik, pił, na szczęście nie bił. W końcu schlany na maxa wpadł pod samochód i zginął na miejscu. Dzieci - syn wyjechał na zachód, pracy nie znalazł i siedzi na socjalu, bo mu tak dobrze. Nic nie robi i kasę dostaje. Córka jeszcze gorzej, zaszła w ciążę, jak miała 14 lat - bawili się gówniarze "w słoneczko", bóg jeden wie, ilu ją wtedy zaliczyło, niektórzy chłopacy byli przyjezdni i ich tylko raz w życiu widziała. Dziecko nie wiadomo czyje, oddane do adopcji. Mąż wtedy jeszcze żył, cud że jej zatłukł, jak się dowiedział. Potem wyszedł, upił się i prasnął pod auto. Ale córce to do rozumu nie przemówiło. Jak miała 16 lat, przygr***ała sobie starszego o 7 lat narkomana. Cud, że hiv nie złapała. Ale załapała kolejną ciążę. Znów do adopcji. Teraz ma 22 lata, siedzi z bóg wiem którym gachem na socjalu. Dzieci obecnie ma troje, żałuje, że tamtą starszą dwójkę oddała, "bo by więcej wyciągnęła od państwa" (cytuję jej słowa). Rzadko się z dziećmi widuję, mam wrażenie, że zawiodłam jako matka na całej linii. Z pracą też nienajlepiej, pracuję w dyskoncie, wykorzystywanie na wszystkie sposoby - aby najwięcej zrobić za minimum wynagrodzenia. Długi po mężu dopiero niedawno spłaciła, choć już tyle lat nie żyje. Zdrowie szwankuje, mam 45 lat, a czuję się jak stara baba. A kiedyś wszystko inaczej się układało, w liceum miałam fajnego chłopaka, planowaliśmy ślub, rodzinę. Niestety, poszedł "do woja" i zginął w czasie jakiegoś wypadku na poligonie. Głupia śmierć - nie na wojnie, lecz w czasie pokoju, podczas ćwiczeń. Miałam wtedy 19 lat, strasznie to przeżyłam. Związałam się z kuzynem zmarłego, później moim mężem. Wydawał się księciem z bajki, oczytany, elegancki. Zdarzyło się przed ślubem, że się raz czy dwa upił, ale przecież to normalne, to nie powód do paniki. Nie minął rok od ślubu, a on już się nawet nie ukrywał, pił przy mnie, przy dzieciach. Głupia byłam, najpierw myślałam, że się zmieni, potem żeby dzieci ojca miały. Kiedyś, jak byłam z córką w ciąży, zaczęłam pakować rzeczy swoje i syna i chciałam się w diabły wynosić. To on wtedy zagroził, że wyjdę sama, bez syna, a córkę po porodzie będę widziała i nigdy więcej. Miał znajomości, jego rodzina tak ustawiona, że mógł to bez trudu zrobić. Więc zostałam, głupia. Po jego śmierci musiałam stoczyć walkę o dzieci, bo mi teściowie i szwagierka je odebrać chcieli. Na szczęście skończyło się odrzuceniem ich pozwu. Od tamtej pory ich ani razu nie widziałam. Im nie zależało na moich dzieciach, ale żeby się na mnie odegrać za bóg wie co. Że ich synek i brat zginął po pijaku, a ja żyję? Czasami mam dość...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×