Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Iggy

beznadziejna sprawa

Polecane posty

Gość Iggy

Mam 30 ileś lat, mąż, 2 małych dzieci, mieszkanie, praca, którą lubię. I jestem taka nieszczęśliwa. Jak to napisać. OD kiedy urodził się synek - 6a lat temu, wszystko się zmieniło. Zostałam roboto - opiekunką do dzieci. Miałam wrażenie, że mąż nie tylko mnie nie kochał, ale nawet nie lubił. Przyjemność sprawiało mu robienie mi przykrości, doprowadzenie do łez. Jakby wtedy, czuł się lepiej, miał satysfakcję. Ile razy płakałam... Zmusiłam go do pójścia na terapię małżeńską do psychologa. Chodziliśmy dosyć długo. Potem psycholog nie miała żadnych uwag do mojego męża, ani jednej, natomiast stwierdziła, że ja powinnam zacząć uczęszczać na terapię, co najmniej rok, bo pochodzę z rodziny rozbitej, wychowałam się bez ojca. Nie powiedziała tego wprost, ale wynikało, że to ja jestem tą słabszą połową, przyczyną. Do tej pory nigdy mi to, że wychowałam się bez ojca jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Nie poszłam jednak na terapię - za mało czasu przy dwójce dzieci, no i chyba trochę zabrakło mi chęci. Mąż za to miał ogromną satysfakcję. Przez dobry rok przy każdej kłótni mówił, że o co mi chodzi, to ja powinnam się leczyć psychicznie i kiedy zacznę chodzić "na te twoje lekcje", że on nie chciał chodzić do psychologa, a teraz jak mi się nie podoba diagnoza, to odwracam kota ogonem. Tak sobie myślę, że może w ogóle nie powinnam wychodzić za mąż w takiej sytuacji, zakładać rodziny, bo się do tego nie nadaję. Tylko przed ślubem wszystko wyglądało inaczej. Myślałam, że wreszcie znalazłam kogoś, to się mną zaopiekuje, dla kogo będę ważna. I tak było do urodzenia się dziecka. Wtedy to dziecko stało się ważne, dla niego, nie ja. Miałam przez rok depresję poporodową, lecz nikt tego nie zauważył, nawet ja. Dopiero później przeczytałam w gazecie, że to depresja. Mąż mówił, że sobie wymyślam. Boję się znowu pójść do psychologa, bo powie mi, że to, że mój mąż zdradzał mnie, gdy byłam w 9 miesiącu ciąży, to też moja wina. I to, że zaczął romans w te wakacje też. Gdy to odkryłam poczułam ulgę. Rozwiodę się, tak miało być - przecież ja nie nadaję się na żonę. Jakbym się nie starała, to i tak jest źle. A starałam się, naprawdę. Przez te lata. Takie rzeczy się zdarzają. Wyrzuciłam go z domu. Lecz on zaczął walczyć o nasze małżeństwo. Gdy wylądował w szpitalu ze stanem przedzawałowym, dałam mu szansę. Wróciliśmy do siebie. I teraz śmieszna rzecz. Może dwa tygodnie po powrocie jego stan zdrowia się załamał. Gdy poszedł do lekarza mówiąc, że coś go boli w podbrzuszu, ten powiedział mu: "ty się zbadaj, bo to może być rak". I wtedy zaczęło się: rak prostaty, jąder, nerek, szpiku kostnego, chłonniak itd. Mąż był przekonany, że jest śmiertelnie chory. Byliśmy chyba u 20 lekarzy, wydaliśmy majątek na badania. Wyszła tylko graniczna bolerioza i chlamydia. Ale w międzyczasie mąż wpadł w depresję. Prawdziwą. Wcześniej był pracoholikiem, teraz nie jest w stanie wejść do pracy itd. I najlepsze - cały czas powtarza, że mnie kocha, że tylko przy mnie czuje się dobrze. Jeździłam z nim na badania, szukałam lekarzy. Zmusiłam do pójścia do psychiatry. Jestem wierząca. Przysięgaliśmy: "na dobre i na złe" i to jest to złe. Tylko teraz, gdy poczuł się trochę lepiej, znowu jest wiecznie niezadowolony. Znowu ja leżę w łóźku, a on siedzi przed telewizorem. Znowu jestem nieszczęśliwa. Boże, może to ja powinnam zacząć brać psychotropy, żeby było lżej, mniej bolało. Wcześniej nawet nie przyszło mi to do głowy, nie pomyślałam o tym

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zawsze szczery
brakuje paru istotnych szczegolow, rozwin wypowiedz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×