Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

zaczynam wątpić w Jego miłość do mnie... :(

Polecane posty

Gość gość

długie, ale proszę o przeczytanie. jesteśmy razem prawie rok, dla innych długo, dla innych krótko. w tym roku mamy (mieliśmy?) się zaręczać i zamieszkać ze sobą. nasi rodzice wiedzą o mieszkaniu razem (miałam wprowadzić sie do jego mieszkania, które jest właśnie meblowane- żeby nie było, ja mam zapisane jedno na siebie). oboje mowimy otwarcie o miłości do siebie itd. dobrze się z nim czuję, tak bezpiecznie czego nie doświadczałam w poprzednich związkach. on ma faktycznie trudną pracę (mundurowy) i w sumie moge śmiało powiedzieć, że jestem wyrozumiała i daję mu pewne wsparcie w tym co czasem widuje w pracy. ale czasem mi puszczają nerwy i zachowuję się nieco egoistycznie tak jak dzisiaj... przyznaję... dzisiaj jest chyba 6 raz pod rząd, kiedy mamy miesięcznicę i się nie widzimy. tak jak widujemy się prawie codziennie, tak zawsze 24 dnia każdego miesiąca wypada albo kłótnia albo Coś. i jedna wielka d/u/p/a smutas.gif wiem, dla niektórych miesięcznica, co to jest... jesteśmy po 20stce, ale dla mnie ma to pewne znaczenie. faktycznie widujemy sie często i ten jeden dzień nic nie zmienia. jednakże wczoraj super się czuł, a dzisiaj nagle jest chory. zdenerwowałam się strasznie, że nastawilam się na miły dzień, a tu jak za każdym razem. zachowałam sie egoistycznie, no i pokłóciliśmy się. nie wiem co we mnie wstąpiło skoro zazwyczaj jestem wyrozumiała i nie robię jakichs chorych jazd. zamiast pojechać do niego a nie smęcić, to dolałam oliwy do ognia. a może on? sama nie wiem, bo tak czy siak ta rozmowa sprowadziła mnie do głownego meritum tego tematu... otóż on w ciągu naszego związku z 3 razy rzucił coś o rozstaniu, zaraz potem, że to w gniewie itd. nie przejmowałam się tym jak aż tak bardzo, bo na co dzień mimo wszystko związek jest udany i czułam się bezpiecznie, jak wspomniałam wczesniej. dzisiaj jednak ponownie rzucił, żebym oddala mu bluzę i że nie ma sensu ciągnąć tego dalej skoro tak się zachowujemy. później od słowa do słowa, dodał jeszcze, że nie będziemy razem mieszkać , bo on nie ma siły. zaznaczę, że aktualnie od kilku dni mamy taki "kryzys", gdzie kłócimy się i godzimy. mimo to, kochamy się (?- przynajmniej ja jego prawidziwie). ja do niego, że jeśli jest takiego zdania, to ja się nie będę żebrać o związek. że mimo wszystkich tych kłótni kocham go i nawet przez usta mi nie przeszły takie słowa. i że skoro po kilku dniach takiego"kryzysu" mówi o rozstaniu i nie mieszkaniu razem, to ta jego miłosć chyba nie jest tak silna jak się zarzeka. uraził mnie, zranił i skłonił do przemyśleń. nie mam zamiaru stawiać wszystko na jedną kartę i wyprowadzać się od rodziców, by później wracać do nich (jeszcze nie mam tak wielu finansów, by sama wyremontować i utrzymać mieszkanie przypisane na mnie) i robić z siebie głupią panienkę. on przeprosił mnie, powiedział ze to wszystko w złości, że naprawde mnie bardzo kocha. ale co ja mam sobie myśleć? przecież skoro mamy prowadzić jedno życie, to co będzie ze wspólnym mieszkaniem i prawdziwymi kryzysami? będzie mówił mi, że nie da rady? przecież nie zawsze będzie kolorowo. aktualnie nie wyobrażam sobie życia z nikim innym, ale nie dam się traktować jak podmiotka... żebralam w poprzednich związkach, teraz nauczyłam się niektórych rzeczy i mój szacunek do samej siebie trochę podskoczył. mimo wszystko, ten związek jest dobry, czuję bezpieczeństwo, to odpowiedzialny i ogarnięty mężczyzna. ale teraz...? skłonił mnie do przemyśleń, czy ta jego miłość jest faktycznie tak mocna, by przeżyć wszystkie kryzysy, które są o wiele większe od tej kilkudniowej kłótni. sama nie wiem, pogubiłam się. może i dobrze, że dzisiaj wyszło jak wyszło, bo może otworzę oczy na nowe rzeczy. nie jestem ideałem, mam swój udział też w naszych kłótniach, ale ja go akceptuję. chciałabym naprawdę z nim zamieszkać i się dzielić nie tylko szczęściem, ale i smutkiem. a teraz czuję urazę, żal i niepewność po jego słowach. proszę o Wasze opinie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szczerze, to nie dziwię mu się, że czasami ma dosyć - czepianie się o miesięcznicę? No bez przesady. Albo dasz mu wolność i będzie Twój, albo ucieknie jak najdalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ale to nie jest tak, że ja jestem czepialska. sama się domyślasz, jak to jest pracować w mundurówce. tu nie ma stałych godzin pracy. masz nocke w poniedzialek, we wtorek idziesz od południa do późna, wolna środa, czwartek znów na rano albo na nockę. nikt nie wie jaki będzie kolejny tydzień pracy. ja jestem WYROZUMIAŁA, naprawdę. on to wie, sam przyznaję. jednak jesli to się zdarza kolejny raz z rzędu... chociaż mogłam pojechać sama do niego, także tu się bez bicia przyznaję, że przesadziłam. jednakże czy go to upoważnia do rzucania tak łatwo takich słów?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×