Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Chłopakwpotrzebie11

Co zrobić z moim życiem? Zagubiony w cywilizacji.

Polecane posty

Gość Chłopakwpotrzebie11

Mój ojciec jest psychopatą. I to nie takim co lata i zabija typu Breivik. Mam ok 20 lat, od urodzenia widze jak mój ojciec znęca się psychicznie i czasem fizycznie nad matką. Dodatkowo jest alkoholikiem. Moja matka już pare razy się z nim rozstawała, jednak jest to człowiek inteligentny i sprytny, wykorzystuje jej emocje i ona do niego wraca. I tak już 25lat (podobno pierwsze 5 było "normalne"). Wykorzystuje do znęcania psychicznego takie czynniki jak groźby, wrzask, manipulacje, zastraszanie... w sumie robi wszystko żeby nas zdołować, żeby on wygrał każdą kłótnie. W naszej rodzinie nie ma już rozmów, są tylko kłótnie gdyż każda kończy się jego krzykiem (ostrym darciem mordy). Jeżeli to on zrobi coś złego - zwala na matke, jeżeli ona ma usprawiedliwienie i potrafi się obronić - pałeczka przechodzi na mnie. Tyle że ja tak mam od dziecka, nie umiem się przed tym bronić, w dodatku mam chorobę układu mięśniowo-kostnego i nie mogę nawet porządnie mu wpie*dolić... Teoretycznie mógłbym się wynieść precz i zacząć własne życie, ale po pierwsze chciałbym napisać chociaż tą maturę (kiblowałem-wiele razy się przenosiliśmy a raz "wysłali mnie" (czytaj wypędzili) do stolicy. Coś jak ta metoda że aby ktoś nauczył się pływać trzeba wrzucić go na głęboką wodę. Skończyło się tak że głodowałem 3 miesiące aż w końcu wróciłem... Więc jednak napiszę tą maturę. Po drugie - nie chce zostawiać matki. Ona sobie sama z nim nie poradzi. Mój starszy brat już w wieku 17 lat uciekł i ma teraz mieszkanie, samochód, ma normalne życie. No ale mam jeszcze młodszą siostrę, a to już 3 argument. Jest dzieckiem, nie skończyła jeszcze podstawówki, a urodziła się w okresie kiedy ojciec swoją psychopatyczną strone przestał wobec nas ukrywać. Ponadto odbija się to też na matce, ostatnio siostra dostała srogi 30-sto minutowy opierdziel za to że (dosłownie) mleko się wylało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chłopakwpotrzebie11
Ja w tym wieku zauważyłem że rozwija się u mnie "paranoja prawdziwa" (to nazwa, wygooglujcie). Gdy on tylko podniesie głos ja dostaje paraliżu. Nie jestem jakimś "kozaczkiem", ale powoli zaczynam myśleć o dole w głebi lasu... naprawdę, jestem racjonalistą ale innego wyjścia nie widze. Gdzie się nie przenieśliśmy - on nas znalazł, nawet na 2 końcu polski. Poszedł siedzieć - wyszedł - dalej to samo, nawet gorzej bo to matka wytoczyła sprawę i często jej o tym przypomina. Policji się nie boi, nawet kiedy była kolejna awantura w domu z użyciem noża namówiłem kolegów żeby przyszli i pomogli. I przyszli, było ich 6 dużych chłopów, a on jeden - budowlaniec. Uciekli jak go zobaczyli... Dosyć często jest mi przypominane że "nasyłam na niego kumpli". Jest o tyle sprytny, że (zazwyczaj) nie stosuje przemocy fizycznej - wie że łatwo ją udowodnić. On znęca się psychicznie. Do tego stopnia jakby sądził że będziemy na kolanach prosić go żeby dzisiaj nie było awantury. W sądzie nie używa adwokata - gada sam. I gada tak że sami byście mu uwierzyli. Dzisiaj dostałem op*****l za to że nie wziąłem od matki pieniędzy na fajki - ja też pale i tego się przyczepił. Tyle że ja pale tytoń, który ciągle miałem, a jemu fajki się skończyły. Zarzucił mi że jak nie mam co palić to proszę go, a jak jemu się skończy to nie pójde do matki. On jest pasożytem na życiu mojej matki. Pracuje jako budowlaniec, niby robi (bo robi, sam widziałem), tyle że jego wypłaty to ja od 3 lat nie widziałem, czasami da tam stówke, dwie i jest zadowolony że coś dał. Tak co 2 miesiące... Wszystko przepija. W dodatku mi też czasem kupuje, a ja że głupi, młody, to pije to piwo. Niby osobno, w swoim pokoju, ale ludzie widzą że kupuje dla dwóch... a wszystko prawdopodobnie po to że w razie czego wrobi mnie w współudział. Gdyby mi się coś stało to nikt nie uwierzy że to on - wszędzie gdzie się znajdzie mówi że "niech tylko ktoś spróbuje mi syna ruszyć". To pewnie dlatego że ludzie sądzą że pijane osoby są szczere. Gdy jest trzeźwy - izoluje się, nie rozmawia za mną, siedzi z matką i ją "ugłaskuje", żeby nie była na niego zła. A jak ją już ugłaska to wsio zdarova idzie dalej pić. Jeżeli chodzi o mnie, nie wiem co mam zrobić z swoim życiem. Nie mogę myśleć o pracy fizycznej ze względu na stan zdrowotny - ostatnio próbowałem na magazynie ale też nic z tego nie wyszło. Jedyna opcja to praca "biórkowa", jak byłem w stolicy sprzedawałem wam drodzy forumowicze cyfrowe polsaty, a potem likwidowałem szkody telefonów (które się gubiły w serwisach). Nie chce wracać do korporacyjnego ścisku, zwłaszcza przez moją paranoję. Czy wiecie o tym że ze względu na stres możecie co godzine latać do kibla się odlać (2 kropelki), i tak przez 3 miesiące? W sumie do dzisiaj mam z tym problem, a jestem pewien że nie jestem na nic chory - badałem się. Jestem introwertykiem, nie przepadam za ludźmi. Myślę że zrobie studia, prawdopodobnie psychologiczne. Ale co z pracą? W Polsce bardzo trudno o pracę biurkową, nawet mimo przekonania że jak się ma stopień o niepełnosprawności to jest łatwiej (a mam najwyższy). Mimo tego stopnia i tak mam przejeb*ne, bo z zewnątrz wyglądam normalnie, nie jeżdżę na wózku, nie chodzę o kulach... chodzi o mięśnie. Po prostu jestem "szkieletem", ale w dzisiejszych czasach to normalne, więc ludzie myślą że jest ok. Na znajomych nie mam co liczyć, bo widzą że jestem słaby i ewentualnie moge się ich trzymać, ale jak sam chce coś wniesć to nie (i powiedzcie mi teraz że wygląd nie ma znaczenia). W dodatku wyrobiłem sobie w okolicy opinie "młodego ćpuna" - paliłem zioło oraz te nieszczęsne dopalacze - wiem, jestem głupi. Przestałem. Nie wiem jak ja to k*rwa w tym stresie zrobiłem ale przestałem. Fajki próbuję rzucić ale jakoś nie wychodzi. I proszę bez tekstów "jak się chce to się da", bo jak ci ktoś dzień w dzień piłuje głowę, grozi i tłamsi to naprawdę, ciężko rzucić. Mniejsza z tym. Pamiętam że jak byłem mały to chciałem zostać podróżnikiem, zainspirował mnie Cejrowski. Żyć w dzikiej puszczy, zbudować sobie drewniany domek, własny ogródek, od czasu do czasu chodzić na polowania. Nie, nie miał bym problemu z zabiciem żywego stworzenia które potem zjem - jak wspomniałem jestem realistą. Oczywiście w dzisiejszych czasach moje marzenia zostały stłamszone, "zacznij stąpać po ziemi", "jaja sobie robisz?". Te marzenia, a raczej plany siedzą w mojej głowie po dziś dzień. Niestety, żeby je zrealizować trzeba mieć pieniądze (chociażby na przygotowania), poza tym sam przestaje już w to wierzyć... Jeżeli chodzi o płeć przeciwną... przez całe życie miałem 3 dziewczyny. Pierwszą w podstawówce, drugą poznałem w ośrodku samotnej matki w wieku pierwszej gimnazjum, a trzecią miałem 2 dni - w okresie "wyrabiania sobie opinii ćpuna". Szanuje kobiety. Nie wiem czy to przez to, że nie chce być podobny do ojca, czy przez to że widze w nich coś co sprawia że ten świat nie jest taki szary. Nie wychodzę już na miasto, nie zadaje się z kumplami, więc nie mam okazji żeby kogoś poznać. Zwłaszcza że to jak się zachowuję nie zachęca kobiet. Zabunkrowałem się. Moje życie wygląda tak jak wygląda życie typowego "nerda", siedzę od wstania do spania przed komputerem, grając w gry czy oglądając debilne strony w internecie. Nie dbam już zbytnio o moją higiene osobistą - i tak nikt mnie tu nie widzi. Długie włosy, powoli broda... I tak od 2 lat. Jednak wiem, że już niedługo będę musiał stanąć na własnych nogach, zrobić coś ze swoim życiem. Nie liczę na żadną pracę artystyczną - ludzie dzisiaj są tak "zakrzywieni" że trudno trafić w ich gusta, co widać po powiedzmy "One Direction", czy słynnym obrazie czerwonej kropki na białym tle, wartym pare milionów dolarów... Jak wspomniałem nie chce również wracać do korporacyjnego ścisku - jest to praca bez perspektyw, w dodatku sumienie nie da mi spokoju. Najchętniej zamieszkał bym w okolicach Bieszczad - ale tam większość prac opiera się na sile fizycznej i zdolnościach manualnych, które ja mam na niskim poziomie. W każdym razie czuję że aby nadrobić sobie te 20 lat musiałbym zamieszkać w miejscu spokojnym, gdzie moja psychika pozbierała by się i powróciła do normalności. Nie wiem. Po prostu nie wiem co mam robić. Zostać tu nie zostanę, mogę wrócić do stolicy gdzie moja psychika jeszcze bardziej się posypie i będę narażony na mokrą plame na gaciach w miejscu publicznym... Mam ręte 850zł oraz zasiłek pielęgnacyjny 150zł, czyli razem ma tysiąc... Ręta do końca życia. Tyle że za tysiąc nigdzie się nie przeżyje. Praca na kasie powiecie - przypominam, paranoja. A propo tej paranoji, to nie tak że jestem świrnięty, czy broń boże nieobliczalny. Z tego co czytałem wiele osób ją ma, tyle że u mnie jest gorzej. Idziecie przez miasto i wydaje się wam że wszyscy się na was patrzą... siedzicie na kiblu i słyszycie przez okno "ej patrzcie jaki klocek"... Tego typu sprawy. Po prostu wasz mózg wam wmawia coś czego nie ma. Podobno jest to nieuleczalne, coś jak shizofrenia, tyle że o tym wiesz i nie masz halunów. Nikt cie nie prześladuje, nikt się nie patrzy, ale ty i tak wierzysz w to, że jak jedziesz przez miasto to ludzie gadają o tobie. Mało tego, w strzępach rozmowy ty to słyszysz. To powoduje u mnie stres i prawdopodobnie stąd to latanie do kibla. Nie wiem co robić... Czasami przed snem tak sobie myślę, że gdzieś tam jest ktoś, kto czuje się podobnie, kto przeżył to co ja. (Nie mylić z osobami które miały gorzej) Może kiedyś się spotkamy, a może nie. Jak wspomniałem jestem realistą ale nie do końca. Lubie wierzyć w takie rzeczy, że żyjemy w sztucznym świecie, jak mrówki w terrarium, co prawda w boga nie wierze, no ale skoro sztuczny świat to jakiś "programista" musiał go zrobić. Co nie znaczy, że jest kimś lepszym, równie dobrze też może być zwykłym Kowalskim. Rzeczy typu "żydzi rządzą światem" nie uważam za głupotę. To nie tak że akurat żydzi się uwzięli, po prostu światem rządzi pieniądz, a że żydzi mają go najwięcej... Nie uważam również za głupotę islamizacje europy - przecież to już widać. Poza tym, jakby nie patrzeć my nie mamy dużo dzieci, a oni mają ich sporo. Więc to już tylko kwestia czasu. Dobra, przechodzę do meritum. Otóż napisałem to co napisałem żebyście mi jakoś pomogli, poradzili, dali swoje przykłady które będę mógł wykorzystać w moim życiu. Faktycznie trochę się napisałem jednak chciałem żebyście zobaczyli i zrozumieli moją osobę. Tak więc, główne pytanie i prośba zarazem to: "Co zrobić z moim życiem" Ps. Przepraszam że w 2 postach jednak kafeteria uznała że SPAM bo za długie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×