po co pracowac jezeli to nie zmieni i tak Twojego zycia?

Moj kumpel i ja-oboje po medycynie, on poszedl odrazu po stazu do pracy (rezydentura) , ja siedze na chacie. Oboje nie mielismy i nie bedziemy miec dziewczyny. On zarabia gowno (jakies 2400 na reke), mnie utrzymuja starzy (stary i stara maja lacznie ok 14-16 na reke) i tez mam w sumi egowno bo oprocz zarcia i ciuchow nic ponadto nie kupuje. Nasze zycie wogole sie nie rozni, z tym ze on wstaje o 6 rano i siedzi w tym smierdzacym szpitalu do 16-20ej a ja sie o******lam. Powiedzcie , jaki jest tego wszystkiego sens?

Rozumiem cię bardzo dobrze. W sumie sam zadaję sobie to pytanie. Czy zarabiasz 500zł czy 500tys., to i tak zgnijesz w glebie tak czy inaczej. Mój znajomy w sumie długo zapierniczał na stażu, prsktycznie z dojazdami dokładał do interesu. Pracował w jakimś urzędzie z tytułem mgr., a jego przełożonymi były jakieś baby, co dorobiły się matury za komuny. Tak to niestety wygląda. Niestety tak to jest, a najgorzej jak takie stare konie się na tobie wyżywają. Raz robiłem praktyki w miejscu gdzie jest dużo obcokrajowców i baba, która pracowała tam baaaardzo długo miała problem z dogadaniem się z brytolem. Brytol zaczął dramatyzować i się pluć. Poprosiłem go do siebie i mu wszystko wytłumaczyłem, gościu mi bardzo podziękował, a stare babsko potem bez powodu było do mnie zimno/wrogo nastawione. To życie jest mega sqrviałe. Gdybym tam pracował na stałe, to bym pesnie miał nieźle przeyebane za to, że dobrze wykonywałem swoją pracę.

Jest sens z********ac jezeli masz z tego albo naprawde porzadny hajs czyli na polskie warunki od 8-10 tys w gore albo jezeli sprawia ci praca taka przyjemnosc ze jest to dla ciebie jak piatkowy wypad z kumplami na miasto, ze nie traktujeszz tego jak prace a i tak jakas tam kasa wpada. W innym przypadku jestes debilem jezeli pracujesz