Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Mój mąż jest mega w***********m człowiekim

Polecane posty

Gość gość

Dowiedziałam dawno już temu że pewien męża znajomy chyba 2 lata wcześniej musiał załatwiać dziecku przedszkole. Nauczona więc jego doświadczeniem stwierdziłam ubiegłej zimy że trzeba abyśmy z mężem poszli razem do przedszkola się dowiedzieć i też zaklepać. Nasz syn miał wówczas 2 lata. Mój mąż jednak nie wykazał żadnego zainteresowania tym tematem. Kiedy zaczęłam bardziej naciskać wyskoczył na mnie z pyskiem, że ja to chyba nic do roboty nie mam skoro sie chce zajmowac takimi rzeczami już teraz i czy do komunii też zamierzam już go szykować. Generalnie zrobił ze mnie nadgorliwą kretynke której sie nudzi. Dziś jest już wrzesień. Nasze dziecko ma 2,5 roku. Mój mąż dziś powiedział że dziecko naszych sąsiadów które jest tylko kilka dni starsze od naszego załapało się do przedszkola i od jutra już idzie. Ja odpowiedziałam tylko "o kurcze, ale mają fajnie". A mój mąż tylko skwitował "widzisz ? Trzeba było załatwiać przedszkole, interesować sie" :O Mina mi zrzedła i szlag mnie trafił. Zaczęłam mu odświeżać pamięć że w zimie mówił co innego. I świadczy to o nim że sam sobie przeczy byle by tylko wine na mnie na wszystko zwalić. On mnie olał. Coś tam komentował żeby niby załagodzić ale tak na odp*****l i widać że miał mnie w d***e. No generalnie ma takie tendencje że co nie zrobie to zawsze trzeba na mnie wine zwalić. Kiedyś była wielkanoc i pytałam kiedy idziemy z koszykami do święcenia to on coś tam wyznaczył jakąś godzine ale na odp*****l. Dostosowałam się pod jego hasło wtedy. Potem sie okazało że kiedy wyszliśmy to akurat przyszła chmura z jakimiś opadami. To wyskoczył na mnie z agresją że to przeze mnie musimy iść w deszczu bo sie guzdrałam a mogliśmy wcześniej wyjść to by nasz deszcz ominął. Urządził mi scene na ulicy tak że biegłam za nim z koszykiem i z dzieckiem. Na moje tłumaczenie że przecież on rano chciał iść o tej i o tej godzinie to jakby mu się skleroza włączyła, coś tam kręcił byle sie wyprzeć. Tym razem ja już straciłam cierpliwość i zaczęłam sie na niego drzeć i napieprzałam chyba z godzine. On coś tam niby przepraszał, załagodzić próbował ale widać było że to takie sztuczne były przeprosiny żeby mnie uciszyć. Nie widziałam w nim żeby rozumiał cokolwiek ze swojego zachowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko poprawiłas mi humir:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×