Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy oni w tych szkołach są normalni?

Polecane posty

Gość gość

Mój syn dzisiaj w planie ma 7 lekcji polski,matematyka, angielski, przyroda, muzyka, religia i wf. Do polskiego podręcznik, ćwiczenia zeszyt, do matematki podręcznik ,ćwiczenia, zeszt, do przyrody podręcznik, ćwiczenia, zeszt, do tego jeszcze atlas przyrodniczy. Do angielskiego podręcznik, ćwiczenia, zeszt, do muzyki podręcznik i 2 zeszyty, bo jeden w pięciolinie, a drugi w kratkę. Nawet do religii podręcznik i zeszyt + do tego strój na wf, jedzenie i piecie na 7 godzin. Czy oni powariowali? 11 książek wcale nie cieńkich + 9 zeszytów, bo dochodzi jeszcze zeszyt do korespondencji i brudnopis, w pełni wyposażony piórnik i strój. Jak 10 latek ma to unieść. Dodatkowo zmieniają salę co godzinę taszcząc to wszystko ze sobą. To jest chore ! U Was też to tak wygląda ? Mój syn wychodząc dzisiaj do szkoły wyglądał jakby niósł na plecach worek kartofli, ledwo szedł, a do szkoły blisko nie jest. Normalnie płakać mi się chciało widząc tego biedaka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
u mojego tak wyglądało od roku chodzi do szkoły w innym kraju ,tornister bez książek tylko kanapki .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja corka Chodzi w De do szkoly ( 5 Klasa) i ma tylko: Angielski, Niemiecki,Matematyka, wf. ,Religia i Biologia( polaczona z Chemia i Fizyka) Zeszytow nie Maja tylko takie koszulki nosza z kartkami...ogolnie w porownaniu do Polski to napisze smialo ze nauke tu Maja lekka, Malo zadane. Takze jestem zadowolona z jej Edukacji:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bardzo współczuję, wiem od znajomych i rodziny, że nie dość, że dźwignią te biedne maluchy to jeszcze zbankrutować można przez te wyprawki. Mój syn chodzi do szkoły w Niemczech, w szkole ma szafkę, w której trzyma wszystkie rzeczy, do domu zabiera tylko zadanie domowe, no i wszystkie lekcje w jednej sali. I tutaj podręczniki zapewnia szkoła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Oni w tych szkołach powariowali. Wiecie co, mam młodszą siostrę, która ma 14 lat, wszystkie jej zeszyty muszą być w grubej okładce! Przeciez jej plecak wraz z książkami i całym wyposażeniem waży ponad 10 jak nic! Dzisiaj ma 8 godzin podobno ale jak była młodsza to również dźwigała plecak. I niby skąd powykrzywiany kregosłup u dzieci? Mówią, że teraz są problemy z kregosłupem, że dzieci nie ćwiczą, siedzą przed komputerem itp. itd. że tyle rehabilitacji więc może niech zwrócą uwagę na ich tornistry, najlepiej na wagę i wtedy niech się wypowiadają. Już w pierwszej klasie podstawówki jak tornister ją ciągnął do tyłu. a teraz to już w ogóle worek ziemniaków...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nauczyciele są teraz bardzo wygodni. Nawet do muzyki każą dzieciom ćwiczenia kupować. Ogólnie mają zboczenie punkcie ćwiczeń, bo najprościej kazać dzieciom otworzyć sobie stronę w ćwiczeniach i kazać im coś przerobić w trakcie lekcji. Nie trzeba dyktować, pisać na tablicy, itd. Każdy nauczyciel patrzy tylko na siebie. Jeśli wydawnictwo w komlecie do podręcznika proponuje jeszcze ćwiczenia, zbiór zadań, atlas, to każą kupić wszystko i nosic na kazdą lekcję. Jeśli takich lekcji w dniu jest 7 to robi się problem, bo taki nauczyciel nie pomyśli o tym, że inni też tak robią i tego się już do plecaka nie da zmieścić. Kto to widział by na lekcję muzyki nosić książkę, ćwiczenia, dwa zeszyty i jeszcze flet? A gdzie reszta przedmiotów? Za moich czasów do muzyki był tylko zeszyt k to w dodatku cieńki, który starczał na cały rok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czym się podniecacie, przecież za naszych czasów było dokładnie tak samo!!! Ja szłam do szkoły w 1991 i przy 4 godzinach miałam plecak 11 kg a sama ważyłam 15 kg: polski-czytanka "litery", czytanka do gramatyki ", ćwiczenia, wycinanka do polskiego (tak a różowa, pamietacie), podręcznik i ćw do matmy, podręcznik i ćw do środowiska, zeszyty do tych 3 przedmiotów, buty i strój na wf, piórnik z wyposażeniem, klaser z literkami, patyczki i liczydła, nożyczki, klej, parasolka, bidon z piciem, śniadaniówka z kanapkami... pamiętam dokładnie, ze też mieliśmy takie cieżkie plecaki, jedna koleżanka była jeszcze większe chucherko ode mnie i dziadek jej plecak na rowerze przywoził :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
bardzo dobrze, patrzac na te rozwydrzone dzieci to az sie plakac chce

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no i też miałam 6 lat i szłam sama do szkoły prawie kilometr wzdłuż drogi przelotowej , także naprawde nie wiem czemu się tak podniecacie... moją córkę wychowuję na samodzielną, a nie na mameje tak jak wy!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No akurat ostatni przyklad do bani! POza tym nikt nie pisze o wychowywaniu tylko o ciezkim tornistrze,itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11:02 i 11:05 to ja pisałam oba posty, więc nie są do bani tylko to ciag dalszy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość LadyHardcore
Ja jeszcze tak całkiem niedawno do szkoły chodziłam :P To było okropne - podstawówka, gimnazjum czy technikum, multum książek, zeszytów, ćwiczeń, różnego rodzaju teczek (przedmioty zawodowe), kserówek. Masakra. O ile w podstawówce i gimnazjum miałam o tyle dobrze, że każda klasa miała swoją salę i nie trzeba było nosić wszystkiego ze sobą (gdziekolwiek szłam, czy do sklepiku czy po szkole to przy sobie miałam tylko komórkę, klucze od domu i kasę :P). W technikum tragedia. Nie dość, że przedmiotów od zarąbania, to jeszcze tak mało szafek, że musieliśmy jedną szafkę dzielić w dwie osoby. Dodatkowo budynek duży (klasy były w takiej jakby piwnicy, której malutkie okna były zrównanie z chodnikiem, do tego parter, pierwsze piętro i drugie) i trzeba było się naprawdę nachodzić. Na WF praktycznie nie chodziłam - nie chciało mi się. Szczególnie, gdy mieliśmy 8 lekcji, z tego dwie ostatnie to WFy. Nie dość, że trzeba było nosić z 6 zeszytów, 6 książek, 6 zeszytów ćwiczeń, do tego jakiś atlas na biologię czy geografię plus strój na WF i jakieś śniadanie to człowiek miał dość gimnastyki na cały dzień :D Wiele osób miało świadectwa z 2 i 3 z tego przedmiotu. Poza tym i tak większość osób dojeżdżała. Wuefiści nie zwalniali te 10 minut przed końcem lekcji, a na kolejny autobus weź człowieku czekaj 2 godziny (a niektórzy po 15 nie mieli w ogóle autobusu), więc WF w technikum, do którego chodziłam był zbędny. W dodatku obowiązkowe wyjścia na basen, który była płatny 8 zł za godzinę. A na basen się szło na około 2 godziny (zazwyczaj wtedy, kiedy były 2 pod rząd). I to podejście nauczyciela: nie masz kasy ? No trudno, no możesz wejść na basen, ale jak nie pójdziesz na basen to masz 2 banie w dzienniku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do gościa z 11.02. W szkole wazylaś 15 kilo, a miałaś plecak 11 kg? Chyba cię fantazja poniosła. 15 kilo to waży 4 latek, a nie dziecko w wieku szkolnym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11:13 miałam dokładnie tak jak ty i tez niedawno, tyle że nie basen a siłownia w hotelu koło szkoły i nie 8 a 5 zł, dodatkowo wuefmen wyznaczył mnie do zbierania kasy i rozliczania z facetem od siłowni, w ostatniej klasie liceum załatwiłam sobie zwolnienie z wf na cały rok

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11:17, ja pierniczę, to że ty nie pamietasz ile ważyłaś to nie znaczy że inni też, powtórzę: miałam 6 lat i ważyłam 15 kg i dosięgałam czubkiem głowy do klamki, a i tak nie byłam najmniejsza bo usadzali nas wg wzrostu a ja trafiłam do 3 ławki, dziewczyny w 1 ławce były naprawdę malutkie a żebyś mi jeszcze pozazdrościła, to oprócz dobrej pamięci możesz mi pozazdrościć obecnej figury 170 i 53 kg oraz IQ 164 :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam zdjęcie z plecakiem na wadze na pamiątkę i książeczke zdrowia z dzieciństwa, może mam jeszcze zeskanować i wysłać????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11:17 rozumując wg ciebie, 15 kg moze też ważyć dobrze utuczony i wyrośniety 2 latek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11:17 uważam, ze mogła tyle ważyć, moja córka ważyła w 1 kl. 17kg, a do komunii 21kg, ale na kafe wszyscy nawet ci powiedza ile ważyszi czy to fantazja czy nie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
skrzywienie kręgosłupa grozi nie tylko przez ciężki plecak, ale też od ilości zadanych zadań, bo jak siedzi dziecko 4 godziny jeszcze po szkole nad lekcjami, to jak niby ten kręgosłup ma się nie krzywić? i kiedy ma ćwiczyć i biegać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To przecież nic nowego, ja mam 24 lata i przez wszystkie lata szkoly też musiałam dźwigać pierdyliard zeszytow, ćwiczeń i książek, z których niejednokrotnie się na lekcjach nie korzystało. Ale trzeba było mieć, bo jak nie, to pała :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie do końca i zgadzam się z tym, że szkoła jest winna wad postawy i chorób kręgosłupa u dzieci, nie wspomnę o tych niedożywionych. Pamiętam, jak w II klasie wuefista uwziął się na białe skarpetki i za każdym razem wpisywał uwagę do zeszytu z wielkimi wykrzyknikami, że brak białych skarpetek, pomimo, że dziecko miało białe skarpetki, tylko że z nadrukiem u kostek. Akurat nigdzie nie było całkowicie bialych skarpetek, zlatałam całe miasto, byłam nawet na targu, ale wuefista ( bo panem go napewno nie nazwę) nadal ze wściekłym uporem na czerwono bazgrał zeszyt dziecka. Myślałam, że dostanę szewskiej pasji, niezapomnę tego idiotyzmu szkolnego do końca życia. Zamiast zajmować się swoim sportowym powołaniem, on szukał wyladowania swojej frustracji na dzieciach ......i ich skarpetkach!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
aaaa, fakt braku szacunku ze strony nauczycieli do dzieci to inna historia i niech nikt nie pisze, ze dzieci są wredne, owszem są, ale nie wszystkie, a obrywa się wszystkim jak pani ma ciote, albo brak cierpliwości zawsze powtarzam, ze są też inne zawody niż nauczyciel, wystarczy poszukać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak było zawsze, ja do 1 klasy szłam w 1980 roku:) był podręcznik, cwiczenia zeszyt prawie do każdego przedmiotu; z polskiego pani wymagała 4 cm marginesu i 100 kartkowego zeszytu. dodam,że: po zeszyty i papier toalet. stało sie godzinami w sklepie papierniczym, zeszyt i wszystko" rzucali" przed pocz. roku szkolnego, jak się nie zdażyło kupić, to nie było. Szafek w szkołach nie było i wszystko też targało się na własnych plecach. ba, nawet były problemy z kupieniem JAKIEGOKOLWIEK tornistra, nie mowięże tornistra lekkiego i dopasowanego i odpowiedniego dla ucznia. Tata za mna niósł tornister do szkoły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś To przecież nic nowego, ja mam 24 lata i przez wszystkie lata szkoly też musiałam dźwigać pierdyliard zeszytow, ćwiczeń i książek, z których niejednokrotnie się na lekcjach nie korzystało. Ale trzeba było mieć, bo jak nie, to pała  Xxxx Dokładnie. Mam 30 na karku i za moich czasów było tak samo. Nikt za mnie tornistra nie nosił, za to nie unikałam wfu i miałam full ruchu na świeżym powietrzu po szkole, dzięki czemu żyję, mam zdrowy kręgosłup, jestem zaradna i zorganizowana i ogólnie mam się świetnie. Teraz matki robią z dzieci niedojdy życiowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja szłam do szkoły w 85. Na pewno nie mieliśmy zeszytu do plastyki czy do zpt. Na plastykę przynosiło się farbki lub kredki i blok, na kazdej plastyce nauczyciel zadawał temat i dzieci coś miały narysować róznymi technikami. Zpt było raz w tygodniu 2 godziny. Na każde zajęcia przynosiliśmy inne materiały. Dziewczynki uczyły się szyć, robić na drutach, wyszywać, przygotowywać sałatki, robić własnoręczne serwetki. Chłopcy budowali karmniki dla ptaków, sklejali tekturowe miasta z kartonów, uczyli sie robić proste obwody elektrycznd. Robiliśmy rzeźby z kasztanów, zolędzi, jarzębiny. Tworzyliśmy różne kompozycje z liści. Na religii się śpiewało piosenki religine, opowiadało o życiu Jezusa, o tym jak należy się zachowywać wobec innych. A teraz? Z muzyki i plastyki sprawdziany, testy, klasówki, zadania domowe. Kucie zyciorysów malarzy, kompozytorów i ich dzieł. Na technice w większosci sama teoria na temat systemów produkcji np. papieru, szkła i testy z tego. Na religii kucie non stop nowych modlitw nikomu do niczego nie potrzebnych. Dzieci już nie mają okazji w szkole wykazać żadnej inwencji twórczej, tylko ciąle coś muszą kuć. W zeszłym roku na początek roku szkolnego kupiłam plastelinę, bibułę gładką, karbowaną, wycinanki z papieru kolorowego - wszystko dalej leży w domu, ani razu nie uzyli tego przez cały rok. Za to zeszyty wypisane po brzegi informacjami, które do niczego w zyciu sie nie przydadzą, bo po co komu znać szczegółowy zyciorys Czajkowskiego czy Pendereckiego? Ja jeszcze rozumiem, że mozna wspomnieć o Chopinie albo Vivaldim, ale nie kucie na pamięć zyciorysów ludzi takich jak Czajkowski, bo 90% dorosłych nawet nie zna ani jednego dzieła, gdyż nie są warte zapamiętania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do autorki postu - jak będzie zebranie, to możecie spróbować zorganizować w szkole szafki. Jest to pewien wydatek, ale myślę, że warto. U nas było po jednej niedużej szafce na parę, ale i tak było to o niebo wygodniejsze niż tachanie tego wszystkiego ze sobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hmm, gości z 13:31, widać tobie brakuje tej szkolnej wiedzy, skoro twierdzisz, że Czajkowski nie skomponował niczego wartego zapamiętania. :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A jaki ma sens uczenie się jego życiorysu i "dzieł" na pamięć ? Czy ta wiedza się kiedykolwiek przyda w życiu? Można dzieciom wspomnieć o takim kompozytorze, puścić jakiś utwór dla przykładu, ale żeby kuć jego szczegółowy zyciorys i twórczość,a nawet nie włączyć płyty, bo szkoła nie posiada?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś - wybacz, ale ja cie nie rozumiem... zaczełam podstawkę koło roku 1984, i nie wiem czy było az tak cudnie, ale człowiek ma tendencje do wybielania własnego dziecinstwa. Ksiazki były potwornie brzydkie, trzeba było siedziec w ławkach, które były tylko odmalowywane prosta farba olejna co roku, całe krzywe, potem odchodziły odpryski, i widac było z 7 wartsw... Zajecia z ZPT mnie rozwalały... Nawet nie wiedziałam wtedy, ze chłopcy mieli kompletnie inny program, tez to dla mnie chore, ich moim zdaniem był jak zwykle w zyciu b przydatny, nie znosiłam nauki szycia na tych maszynach co trzeba było pedałowac nogami, a jak wspominam słowa naszej nawiedzonej nauczycielki na koniec, ze co my poczniemy w zyciu jak nas dobrze nie nauczy szyc na tych maszynach to mam bekę na całego... Komunistyczne apele, wiecznie smierdzaca sala gimnastyczna... nauczyciele sprawiali wrazenie w połowie uposledzonych.... Pani od ZPT nam wamawiała, ze kobieca sylwetka jest straaszna, i sie mamy wstydzic niej ( moze brała przykład z siebie, bo tyłek miała wyjątkowo szeroki), baba od biologii 3/4 czasu plotkowała o swoich znajomych, wychodziła np. po 5 minutach lekcji na zaplecze, bo woda sie w czajniku jej gotowała, i nie wracała przez 40 minut. Najlepsza była fizyczka. Siedzielismy zawsze w takich lawkach 3 osobowych, i na poczatku zajec nas podzieliła na 3 grupy wg stopni jakie mamy z matematyki. W danej ławce w srodku zawsze siedziała osoba z najlepszych stopniem, po jej orawej stornie, lepsza np z 4, po drugiej gorsza, z 3. Niby fajny pomysł, ale siedzialo sie z nie zawsze lubianymi osobami, a najgorsze ze zmuszała te osobe posrodku, która była jakby grupowym do meldowania czy grupa gotowa do lekcji, tzn czy mamy zadania odrobione. Jak by ktos nie miał, to grupowy dostawał pałe. Sprawdziany wyglądały tak, ze wchodzilo sie bez niczego, ona wyczytywala nazwisko i rzucała specjalny zeszyt co kazdy miał do sprawdzianu, tam gdzie padł trzeba było usiasc- czesem przy parapecie, albo w innym podobnie miłym miejscu. A religia była w tedy przy kosciele, i tak powinno pozostac do dzis

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przerażające jest to, ile czasu dziecko spędza dziennie w zatęchłych szkolnych murach. Dopiero późnym popołudniem ma szansę pooddychać swobodnie mętnym, miejskim powietrzem... Mnóstwo wiedzy zbędnej, teorii. Mało zajęć praktycznych, stymulujących kreatywność dziecka. Rozumiem kółka tematyczne dla małych pasjonatów, ale czy naprawdę każdego w równym stopniu powinny interesować szczegóły takiego choćby rozbicia dzielnicowego? Żyjemy tu i teraz, na litość psią. Religia - kolejne nieporozumienie. Albo uczymy dziecko o całej gamie istniejących wierzeń, od bóstw słowiańskich, przez bohaterów mitologii greckiej, aż po shintoizm, albo zmieńmy tę zwodniczą nazwę pseudo-przedmiotu. Szkoła winna być instytucją świecką. Każdy rodzic ma prawo do własnego wyznania, tudzież bycia ateistą, i przekazania potomstwu adekwatnych wartości i poglądów. Rzeźbienie umysłu człowieka na jedną modłę od najmłodszych lat to już sekciarskie praktyki. I najgorsze - szkoła nie widzi w uczniu indywidualnej jednostki. Nie stoi na straży osobniczego potencjału. No, chyba że posyłamy dziecko do prywatnej placówki, chociaż i to żadna gwarancja. Naszych dzieci nie uczy się tego, co podstawowe. Miłości i szacunku, do siebie samego, a w dalszej kolejności do innych. Nie uczy zaradności, nie zachęca do wykazywania się własną inwencją. Nie uczy wrażliwości na świat. Wolałabym, żeby zamiast bzdurnych regułek, dzieci nauczyły się sprzątać po sobie w miejscach publicznych. Bo niestety tego wiele z nich nie potrafi. Kochać planetę, na której żyją, troszczyć się o wszystkich jej mieszkańców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×