Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość i809

Lublin, szukam koleżanki, przyjaciółki

Polecane posty

Gość i809

Zacznę od tego, że mam niecałe 30 lat. Byłem wychowywany tylko przez mamę. W moim domu oprócz mnie, była jeszcze starsza o 5 lat siostra. Gdy próbuję przypomnieć sobie moje relację z mamą w dzieciństwie, to mam obraz kogoś obojętnego i niereagującego na mnie. Mam w pamięc***ewne wspomnienia z dzieciństwa kiedy siadałem na schodach i udawałem, że płaczę. Robiłem to tak długo aż mama to usłyszała i weszła do mnie na górę. Pamiętam też powtarzające się sytuacje, gdy rano - po przebudzeniu - wstawałem z łóżka, stawałem przy barierce od schodów i krzyczałem tak długo, aż mama przyszła do mnie na górę. Nie wiem ile mogłem mieć wtedy lat, ale musiałem już samodzielnie chodzić. Co prawda nie sądzę aby tak było w rzeczywistości, ale nie pamiętam właściwie sytuacji, aby moja mama mnie przytulała, abym miał z nią bliższy, fizyczny kontakt. Nigdy też nie mówiła o uczuciach. Ponadto zapamiętałem ją jako kogoś bardzo spokojnego, opanowanego. Niewiele pamiętam sytuacji, w których by krzyczała lub ogólnie denerwowała się. Nie była narzucająca, ani ingerująca. Nie miała też nigdy jakiś szczególnych wymagań wobec mnie. Trudno mi sobie przypomnieć sytuacje aby cokolwiek mi nakazywała lub zakazywała. Wydaje mi się, że najlepsze określenia jakie teraz przychodzą mi do głowy to obojętna i odległa. Mam też w pamięc***ewne sytuacje, kiedy ja jako małe dziecko złościłem się, krzyczałem przy niej, ale ponieważ nie przynosiło to żadnych efektów, ona pozostawała niereagująca, to w końcu przestawałem i wyciszałem się. Dla jasności napiszę, że nie mam do niej żadnego żalu ani złości. Właściwie to bardzo łatwo jest mi wczuć się w jej sytuacje i wydaje mi się, że bardzo dobrze rozumiem jej postępowanie. Nie wiem czy to mogło mieć jakikolwiek wpływ na moje dalsze życie, ale z tego co wiem, urodziłem się z zapaleniem oskrzeli. Dlatego, bezpośrednio po porodzie musiałem zostać w szpitalu bez mamy. Pamiętam niestety tylko jakieś strzępki rozmów na ten temat. Wszystkie sprzed co najmniej 10 lat lub więcej. Nigdy sam o to nie pytałem. Z tych strzępków zapamiętałem, że podobno, gdy zostałem w szpitalu, to kompulsywnie uderzałem o coś głową, a lekarz stwierdził, że to z braku kontaktu z matką. Przy czym, to co napisałem jest oparte na strzępkach zapamiętanych rozmów. Sam nigdy o to nie pytałem i raczej nie zapytam. Tak więc, nie potrafię ocenić na ile poprawnie opisałem sytuacje i na ile ona realnie mogła się zdarzyć. Nie mam też pojęcia czy ona mogła mieć jakikolwiek wpływ na moje dalsze życie. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam pewne dziwne zjawisko polegające na tym, że" przyczepiałem się" do przypadkowych dorosłych z mojego otoczenia. W pewnym sensie lgnąłem do nich. Dotyczyło to np. nauczycielek w szkole, koleżanek mojej mamy ale czasem nawet przypadkowych pracowników sklepu. Teraz wydaje mi się, że działo się tak, ponieważ one - wg. mojego odbioru - okazały mi uwagę, zainteresowały się mną. Teraz wydaje mi się, że poszukiwałem tego, czego nie miałem jako dziecko w domu. Odkąd pamiętam, gdy ktoś rozmawiał przy mnie o uczuciach, to czułem się nieswojo, nie wiedziałem co powinienem robić. Czułem coś w rodzaju paraliżu, zażenowania. W szczególności dziwnie się czułem jak ktoś używał tych dziwnych słów typu miłość lub kochać. Ja do dzisiaj nie mam żadnej ich reprezentacji w moim mózgu. Gdy próbuję sobie je jakoś zwizualizować w mojej wyobraźni, to mam zupełną pustkę. Podobnie jest ze słowem przyjaciel. Jednak, abym nie został źle zrozumiany - nie piszę tego z żadnym rozżaleniem czy złością. Nie odczuwam też żadnego braku z tego powodu. Nie odczuwam żadnej "tęsknoty za miłością" itp. zjawisk. Zupełnie nic takiego nie przychodzi mi do głowy. Prędzej mam ochotę po cichu wyjść z pokoju, żeby nie musieć słuchać gdy ktoś rozmawia o uczuciach - nawet jeśli kierowałby te słowa do mnie. Mam tak całe życie do dzisiaj. Pamiętam pewną sytuacje kiedy na jednej z uroczystości rodzinnych (miałem wtedy może 20-22 lata) zobaczyłem jak moja ciotka mówi do swojej kilkuletniej córki, że ją kocha. Po czym zapytała się czy "ona mamę też". Dla mnie to było bardzo dziwne. Byłem zaskoczony i zdezorientowany widząc, że coś takiego może dziać się w realnym życiu. Pamiętam, że miałem wtedy wrażenie, że takie rzeczy się dzieją tylko na filmach albo w książkach, że tak nie wygląda prawdziwe życie. Ponownie dodam, że sednem moich reakcji jest poczucie "zażenowania" lub "dziwnego wrażenia", a nie "tęsknota" lub "poczucie jakiegoś braku". W ostatnim czasie zacząłem się zastanawiać, że być może tak jest, ponieważ w moim rodzinnym domu nigdy nie słyszałem takich rzeczy. W czasie szkoły podstawowej regularnie doświadczałem przemocy psychicznej i do pewnego stopnia fizycznej ze strony rówieśników. Myślę, że można również to zjawisko nazwać odtrąceniem lub ostracyzmem. Zjawisko to przybierały różne formy np. naśmiewanie się, chowanie plecaka, wpychanie do damskiej toalety, wykręcanie rąk, plucie na twarz, bicie po ciele. Tym co dodatkowo odróżniało mnie od większości, był fakt, że bardzo nie lubiłem lekcji WFu - podczas gdy z tego co mi się wówczas wydawało - większość osób uważała to za jakąś formę rozrywki. Nigdy nie radziłem sobie w żadnym sporcie ani ćwiczeniach, co często spotykało się z powszechnym wyśmiewaniem mnie. Mam w pamięci sytuacje jak w 5-6 klasie - gdy mieliśmy lekcje WFu na dworze - starałem się wymknąć w trakcie zajęć i ukryć za drzewami rosnącymi obok boiska szkolnego. Chciałem pozostać tam niezauważony, najlepiej jeśli tylko udałoby się, do końca lekcji. Nie mam i nigdy nie miałem żadnego wyobrażenia czym jest "związek". Nie mam do dzisiaj żadnej wizji jak on powinien wyglądać i na czym polega. Pamiętam, że mniej więcej na granicy szkoły podstawowej i liceum moi rówieśnicy zaczęli łączyć się w pary, tworząc jakiś nowy nieznany dla mnie typ relacji. Ja nigdy nie przeszedłem tego etapu. Jednak, od 10-11 roku odczuwałem popęd płciowy i jakąś formę pociągu do kobiet. Od tamtego czasu również regularnie masturbuję się. Gdy w wieku 17 lat uzyskałem dostęp do internetu, zacząłem starać się odnaleźć partnerkę. Jednak z pominięciem związków i tej całej dziwnej dla mnie otoczki, przez którą czułem się nieswojo. Trudno mi było określić czego dokładnie szukałem, jakiej formy relacji. W pewnym doszedłem do wniosku, że szukałem kogoś w rodzaju "koleżanki", jednak dla mnie samego było to mocno rozmyte. Zanim zacząłem poszukiwania w internecie, nie miałem praktycznie żadnych doświadczeń w kontakcie z płcią przeciwną. Moje próby nawiązania kontaktu z kobietami okazały się dla mnie bardzo frustrujące. Metody, które próbowałem stosować, to głównie czaty oraz w mniejszym stopniu portale randkowe. Nie wiem czemu, ale dopiero niedawno zdałem sobie sprawę z tego dlaczego prawdopodobnie moje próby były nieskuteczne. Dopiero w tym roku zdałem sobie sprawę z tego, że ja prawdopodobnie nigdy nie realizowałem "wzorca mężczyzny". Jeśli pisałem do jakiejś kobiety, to dlatego, bo liczyłem, że ona odwzajemni mi uwagę, okaże mi zainteresowanie i w jakiś sposób "zaopiekuje się mną". Gdy rozmówczyni okazywała się w moich oczach bierna, obojętna, chłodna lub wprost odtrącająca - a tak jest prawie zawsze gdy obcy mężczyzna zagaduje do kobiety w internecie - wycofywałem się czując zniechęcenie lub frustrację. Zamiast adorować i "zdobywać", szukałem u kobiet opieki i rozumiejącej akceptacji. Gdy wydawało mi się, że ktoś mógł mną się interesować i jednocześnie czułem się podczas rozmowy wystarczająco bezpiecznie, to zaczynałem lgnąć do kogoś takiego. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że to prawdopodobnie to samo zjawisko, którego doświadczałem w dzieciństwie gdy "przyczepiałem się" do przypadkowych dorosłych. Niestety, prawie zawsze okazywało się, że te sygnały były przeze mnie źle odczytane. Takich przypadków miałem tylko kilka w życiu. Wydaje mi się, że trafiałem na kobiety z pewnym specyficznym typem zaburzeń emocjonalnych. One same inicjowały ze mną kontakt, okazywały mi zainteresowanie, wydawały mi się miłe i ciepłe. To powodowało, że w jakiś instynktowny sposób natychmiast przywiązywałem się do nich. Jednak równie szybko (w ciągu kilku dni) stawały się dla mnie aroganckie, agresywne, ignorujące lub odtrącające. Kiedyś w takiej sytuacji rozpłakałem się czując się jak dziecko porzucone przez mamę - mimo, że cały epizod trwał zaledwie niecałe dwa tygodnie. Zdaję sobie sprawę, że sednem problemu jest tutaj fakt, mojego patologicznego przywiązywania się do osób, które w jakiś sposób okazały mi uwagę. ...ciąg dalszy w kolejnym poście...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i809
Jakieś 6-7 lat temu miałem epizod, w którym spotykałem się z pewną dziewczyną. Raczej nie był to związek, a przynajmniej nigdy tak tego nie określiliśmy. Ciężko mi nazwać tą relacje. Teraz gdy wspominam ten okres, to wydaje mi się, że doświadczałem w niej przemocy psychicznej. Pamiętam sytuacje, kiedy byłem w wulgarny sposób wyzywany. Kiedyś zdarzyło się, że gdy chciałem wyjść od niej z mieszkania, ona zabrała mi dokumenty aby mnie zatrzymać. Poczułem się wtedy jak w szkole, kiedy ktoś w czasie przerwy chował mój plecak i nie chciał powiedzieć gdzie on jest. Przyznaję, że to było bardzo nierozsądne, ale kilka lat temu pożyczyłem pewnej kobiecie poznanej w internecie pieniądze (spotkaliśmy się kilka w przeszłości). Po przelaniu pieniędzy na jej konto przestała odpowiadać na moje wiadomości. Nie mam z nią kontaktu do dziś. Wydaje mi się, że to może również pokazywać moją potencjalną naiwność i łatwowierność. Od dawna mam wrażenie jakby mój rozwój emocjonalno-społeczny zatrzymał się na poziomie dziecka. Poniżej próbuję przytoczyć kilka przykładów obrazujących to zjawisko: 1. W wieku 30 lat nadal boje się ciemności. Nie jest to już dla mnie dużym problemem, ponieważ śpię przy zapalonej lampce. Jakiś czas temu zdarzyło się, że obudziłem się w środku nocy i zobaczyłem, że jest ciemno. Wystraszony od razu wstałem, żeby zapalić główne światło w pokoju. Okazało się, że żarówka w lampce się spaliła. Gdy byłem dzieckiem lęk przed ciemnością był dla mnie istotnym problemem. Noce regularnie kojarzyły mi się z panicznym lękiem. Do dziś pamiętam moment, kiedy zauważałem, że na dworze robiło się szaro i ogarniał mnie spokój. Wtedy mogłem spokojnie zasnąć. W każdym razie w wieku 30 lat nadal boje się ciemności i wydaje mi się, że nie bałbym się gdybym spał z kimś obok mnie i mógłbym na przykład trzymać kogoś w nocy za rękę. 2. Mam wrażenie, że moje rozumienie "bliskości" z drugim człowiekiem może być prymitywne lub w jakimś stopniu niedojrzałe. Gdy wyobrażam sobie bliskość z partnerką to w moich wyobrażeniach jest ona właściwie tożsama z dotykiem i bliskością fizyczną. Odczuwam silną potrzebę w tym zakresie - w moich wyobrażeniach chciałbym się przytulać, dotykać kogoś, czuć fizycznie jej istnienie. W tych fantazjach czuję się wtedy bezpiecznie. Jednocześnie mam w tym zakresie prawie zerowe doświadczenia i w rzeczywistości boję się tego. Odczuwam lęk przed bliskością z drugim człowiekiem. 3. Gdy doświadczam trudnej do zniesienia sytuacji, w której brakuje mi wzorca prawidłowej reakcji, to zdarza się, że reaguje niedojrzałym płaczem. Gdy miałem ok. 20 lat byłem ofiarą napadu. Pewien mężczyzna zatrzymał mnie na ulicy, chciał żebym poszedł zszedł z nim w boczną uliczkę. Chciał abym oddał mu pieniądze, pokazał portfel itd. Podczas rozmowy z nim w pewnym momencie zacząłem płakać. Wydaje mi się, że brakuje mi jakiś mechanizmów radzenia sobie z pewnymi sytuacjami. Lub inaczej, że dorośli ludzie tak nie reagują. Może być też tak, że wynika to po prostu z moich nikłych doświadczeń życiowych. Innymi słowy, że "nie zdążyłem nabrać dystansu i oswoić się z pewnymi sytuacjami", ponieważ do tej pory ich nie doświadczyłem lub doświadczyłem w bardzo ograniczonym zakresie. 4. O tym pisałem już powyżej - niedawno zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie nie potrafię zrealizować "poprawnego wzorca mężczyzny". Nie jestem aktywny, nie umiem "zdobywać". Zamiast adorować, szukam opieki lub okazania uwagi. Gdy obiekt okazuje się dla mnie obojętny, chłodny lub odtrącający - a tak jest statystycznie zawsze gdy nieznajomy mężczyzna "zagaduje" do kobiety - rezygnuję czując frustrację. Gdy zauważam sygnał, że ktoś może okazać mi zainteresowanie, to w jakiś sposób zaczynam "lgnąć" do takiej osoby. 5. Moje preferencje seksualne wydają mi się w pewnym sensie niedojrzałe. Wiele moich fantazji wciąż ogranicza się do dotykania, pettingu, wspólnej masturbacji ale również np. seksu analnego. Trudno mi powiedzieć do końca czemu, ale mam też pewną niechęć do klasycznego (waginalnego) stosunku. Po częśc***ewnie dlatego, że panicznie boję się ciąży. Generalnie w moich fantazjach często przewija się taki niedojrzały, nieporadny, niezdarny seks niczym u nastolatków, którzy nie wiedzą sami co powinni robić. 6. Nie mam zbyt wiele okazji do tego, ale wydaje mi się, że lubię być traktowany jak dziecko i móc zachowywać się infantylnie. Wstyd mi trochę o tym pisać, ale mam w głowie głęboko skrywane fantazje, kiedy np. partnerka mnie sama przytula i głaszcze po głowie jak dziecko i wtedy ja się uspokajam, czuję coś w rodzaju absolutnego bezpieczeństwa. 7. Mimo moich doświadczeń z przemocą w szkole, odczuwam dość silną nostalgię z okresem kiedy byłem dzieckiem lub nastolatkiem. Czasem wydaje mi się, że chciałbym nadal móc robić pewne rzeczy z tamtego okresu np. lepić z kimś bałwana. Czasami, mając prawie 30 lat słucham audycji radiowych dla dzieci. Chciałbym też wrócić do różnych aktywności, które robiłem w dzieciństwie ze starszą siostrą np. grać z partnerką w gry karciane lub planszowe. W pewnym sensie chciałbym nadal być dzieckiem. 8. Czasem mam wrażenie, że bardziej "ogarnięty" gimnazjalista ma większe doświadczenia życiowe ode mnie - szczególnie w zakresie kontaktów z kobietami. ...ciąg dalszy w następnym poście...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i809
W przeszłości kilkakrotnie miałem kontakt z psychologiem oraz psychiatrą. Przez kilkanaście miesięcy brałem udział w terapii grupowej oraz indywidualnej, ale było to dość dawno temu. W tamtym okresie otrzymałem diagnozę osobowość schizoidalna. Epizodycznie przyjmowałem też leki przepisane przez psychiatrę. Aktualnie nie leczę się, ani nie mam kontaktu z psychologiem. Mam silną awersję do wszelkich form agresji i rywalizacji. Być może jest to związane z faktem, że doświadczyłem przemocy w okresie szkolnym. Mimo, że ogólnie jestem bardzo tolerancyjny, to nie potrafię zaakceptować zachowań typu arogancja, naśmiewanie się z kogoś, robienie komuś żartów, robienie czegoś z czystej złośliwości itd. Czasami wydaje mi się, że niektóre osoby uważają mnie przez to wręcz za gbura bez poczucia humoru. Jednak... dla mnie to naprawdę jest nie w porządku i wydaje mi się okropne. Podobnie źle reaguje gdy ktoś krzyczy lub złości się. Jednak nie w tym sensie, że sam reaguje na to emocjonalnie. Wtedy raczej się "zamykam" i odsuwam od takiej osoby. Jestem introwertykiem, nigdy nie prowadziłem aktywnego życia towarzyskiego. Od dłuższego czasu pracuję zdalnie przez internet i raczej rzadko wychodzę z domu. Jednak taki tryb życia odpowiada mi. Nigdy nie chodziłem do miejsc publicznych typu pub, bar, klub, dyskoteka itp. Jednak, nie czułem też nigdy żadnego braku z tego powodu. Mam 2-3 znajomych, z któymi spotykam się kilka razy w roku i to zaspokaja moje potrzeby w tym zakresie. Jednocześnie nie chciałbym aby ktoś narzucał mi wyraźną zmianę w tym zakresie. Nigdy nie miałem fantazji na temat założenia rodziny, posiadania dzieci, ożenienia się. Dopuszczałem myśl, że być może mógłbym się kiedyś z kimś związać i nawet zamieszkać razem, jednak nadal ślub wydawał mi się czymś nieprzydatnym. Jestem też pewny, że nie chcę mieć dzieci - jest to niezmienne przez całe moje życie. Dla uniknięcia nadinterpretacji napiszę, że mój rozwój w pozostałych rejonach np. intelektualnym lub zawodowym wydaje się być w normie. Ukończyłem studia wyższe, pracuję jako specjalista. Moja praca ma raczej charakter indywidualny i w dość znacznym stopniu wymaga ode mnie samodzielności, odpowiedzialności oraz kreatywności. Unikam też sytuacji, w których w istotny sposób byłby zależny od innych ludzi lub ktoś byłby zależny ode mnie. Toteż wbrew temu co można by pomyśleć nie szukam kogoś kto przejąłby za mnie całą odpowiedzialność za swoje życie. Jeśli już, to w tym zakresie poszukuję raczej kogoś kto da mi nienarzucające wsparcie. Ponieważ kilkakrotnie odwołałem się do relacji matki z dzieckiem, to chciałbym też sprostować przypuszczenia jakobym był w jakiś znaczny sposób zależny od swojej własnej mamy. Nasz kontakt nigdy nie był intensywny. Właściwie nigdy nawet nie rozmawialiśmy poza formalnymi sprawami. Nie jestem też od niej w żaden sposób zależny w zakresie mojej decyzyjności. Podsumowując, w ostatnim czasie zdałem sobie sprawę, że być może przez całe życie poszukuję tego czego nie otrzymałem w dzieciństwie. Szukam u kobiet tego, że obdarzą mnie one opieką, dadzą poczucie bezpieczeństwa, okażą rozumiejącą akceptacje. Czyli w pewnym sensie też tego, że staną się stroną aktywną i kimś w rodzaju "opiekuńczej, ciepłej, spokojnej i troskliwej mamy". Wydaje mi się, że to zupełnie odwrotnie w stosunku do tego, jakich mężczyzn szukają kobiety. To czego szukam: - poczucie bezpieczeństwa - aktywne zainteresowanie (opieka) To od czego uciekam: - narzucanie, nadmierna ingerencja, próba zmieniania mnie - brak stabilności (nadmierna emocjonalność, chwiejność emocjonalna itp.) - jakakolwiek agresja (arogancja, złość, krzyk, poniżanie, manipulacja, szantaż, wyśmiewanie itp.) Mój email: i809@o2.pl Poszukuję osób z Lublina lub okolic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fotel
już ci chciałem wcisnąć moja żonę ,ale 3 ostatnie zdania twojego monodramu uświadomiły mi że nawet normalny psychopata jej nie przygarnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×