Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

mychaa1234

Kłótnie niszczą wszystko...

Polecane posty

30 października będzie nasza pierwsza rocznica związku. To mój pierwszy chłopak. Nigdy jakoś nie potrafiłam nikogo do siebie nie dopuścić. Każdy ruch jakiegoś adoratora był dla mnie jak ostrzeżenie, że trzeba się wycofać. Aż w końcu pojawił się on... Na początku w ogóle nie zwróciłam na niego uwagi i do teraz nie wiem jak to zrobił. Przeszliśmy naprawdę ciężką drogę, żeby być razem. On był przyjacielem mojego 4 lata starszego brata. Że tak to ujmę - obowiązywała mnie zasada "mówimy nie przyjaciołom brata." Najpierw się zaprzyjaźniliśmy. Nazywaliśmy się "przyjaciółmi" chociaż ten termin nigdy nie był taki "czysty". Był wspaniały i z każdym spotkaniem coraz bardziej wpadałam w zauroczenie, a później się zakochiwałam. Poznawaliśmy się, robiliśmy szalone rzeczy, wspieraliśmy i rozmawialiśmy godzinami o wszystkim. Tłumienie takich uczuć w sobie rozbijało mnie wewnętrznie. Zaczęłam się gorzej uczyć, ryczałam po nocach i nie tylko. Cały świat mi się z nim kojarzył. To nie była platoniczne uczucie, to było uczucie nad którym nie potrafiłam zapanować, pomimo tego, że próbowałam. Po mniej więcej 11 miesiącach powiedział, ze już tak dłużej nie może i nie radzi sobie ze sobą. A ja co? "Przecież wiesz, że nie możemy". Powiedział, ze w takim razie musimy zerwać kontakt, bo nie da rady być w mojej obecności tak daleko. Nie potrafiłam znieść tego uczucia, że go ranię. Pamiętam, że wtedy przeklinałam dzień kiedy w ogóle się poznaliśmy. Parę osób było wtajemniczone w całą sytuację. Cały czas wysłuchiwałam, że nie powinnam sie w to mieszać, że jestem egoistyczna i nie mogę robić tego mojemu bratu, że wszystko popsuję. Nawet moja mama mnie odwodziła od tego. Po jakimś czasie powiedział, ze bycie przy mnie, wiedząc, że nie jestem jego sprawia mu ból, ale nigdy nie czuł większego mając świadomość, ze już nie ma mnie w ogóle przy nim. 30 października 2014 roku brat organizował "męski wieczór". "On" też oczywiście zaszczycił wszystkich obecnością. Wszyscy się upili, rozeszli, brat zasnął, a On, nie pijący dużo lub wcale, miał spać u nas na kanapie. Po kryjomu zabrałam go do swojego pokoju. I tu był przełom... Rozmawialiśmy całą noc, leżąc obok siebie przy zgaszonym świetle. Nie wiem nawet jak to się stało, ale stopniowo było coraz bliżej. Jedną ręką obejmował mnie, a palcami drugiej czytał rysy mojej twarzy, głaskał mnie po głowie i muskał obojczyki. W końcu mnie pocałował. A ja oczywiście po chwili się odsunęłam... Na szczęście po chwili zrobił to drugi raz. Wiedziałam, że od tej nocy już nic nie będzie jak dawniej. Ukrywaliśmy się przez dobre 2 miesiące. Wiedzieliśmy czym ujawnienie się będzie skutkować. To było straszne. Uciekanie po nocach, nawet chowanie Go w szafie. Kiedyś sąsiad zadzwonił do nas, ze o 5 rano ktoś ubrany na czarno wychodził z naszego domu i że to chyba był złodziej. Ale była afera... Na szczęście nic się nie wydało. W końcu zdecydowaliśmy się na ten krok. Nie można było tak dłużej. I było jeszcze gorzej niż się spodziewałam... Brat nie odzywał się do mnie długi czas, a z Nim ograniczył relacje do minimum. Najgorsze było to, ze mieliśmy wspólnych znajomych. Nigdzie nie mogłam od tego uciec. W domu... Czy na wyjściu gdzieś. Jedyną odskocznią był On.To było piekło... Zamiast być lepiej było tylko gorzej. Nie radziłam sobie psychicznie i gdyby nie to, ze tak bardzo go kochałam, nie dałabym rady. Po długim czasie stopniowo było coraz lepiej. Brat znalazł dziewczynę i spotykaliśmy się wszyscy razem. Nigdy z niczym mnie nie pospieszał. Wiedział, że jest pierwszy. Szanował to, że nie byłam gotowa. Pierwszy raz z nim był cudowny. I pomimo tego strasznego bólu wracam myślami tam często. Był tak delikatny i myślał wyłącznie o mnie. Spędziliśmy naprawdę wspaniałe chwile... Pasujemy do siebie idealnie! Jednak nie zawsze przecież może być tak pięknie... Kończę w tym roku szkołę. A raczej dwie szkoły. Od 12 lat uczęszczam do dziennej szkoły muzycznej. Siedzę czasami od 8 rano do 20 z przerwą między zajęciami na zjedzenie obiadu. Poprzedniego roku szkolnego było podobnie. W tym roku czeka mnie matura, ale to pikuś w stosunku do recitalu na skrzypcach i egzaminu dyplomowego z teorii. Staram się spędzać z nim każdą wolną chwilę...Uczę się w tygodniu po nocach i każdy piątek i weekend poświęcam jemu. Ale przecież to mało... Ja to rozumiem, że jest mu cieżko, ale mnie też. Zaczęło się od tego, że robił mi wyrzuty, ze nie mam dla niego czasu. Kłótnie występowały w tygodniu - jak pisaliśmy, rozmawialiśmy przez telefon. A jak się spotykaliśmy - wszystko po prostu mijało i byliśmy znowu perfekcyjną parą. Niestety po jakimś czasie to się zmieniło i kłótnie przechodziły też na nasze spotkania. Gdy kończyły się moje ostatnie wakacje porozmawiałam z nim szczerze o całej sytuacji. Powiedziałam, ze jeśli w tym roku będzie tak jak w poprzednim to nie damy rady i że musi mnie zrozumieć. Jest lepiej w kwestii szkoły. Niestety pojawił się inny problem. Jest wspaniały... Czuły, troskliwy, kochany, wyrozumiały, szalony, inteligentny i chorobliwie zazdrosny. O wszystko. Nawet o moje koleżanki. Czasami przecież trzeba spotkać się też z innymi. Zawsze jak już wychodzimy z kimś innym to z jego znajomymi. Niby to też moi znajomi, ale w gruncie rzeczy to jego przyjaciele. Zawsze jak wychodzimy już z kimś z mojego otoczenia to jest jakiś problem. Poza tym bardzo rzadko się zdarza, że wychodzimy z kimś. Koleżanka zaprosiła mnie na urodziny - kłótnia. Bo "jak gdzieś wychodzić to razem". Przyjaciółka miała 18 i zrobiła ją tylko w babskim właściwie gronie - kłótnia. Coroczne spotkanie z dziewczynami z podstawówki (raz na rok) - kłótnia. Poza tym strasznie się o mnie martwi, aż przesadnie. Uwielbiałam nocami biegać - już tego nie robię. Gdy skoczyłam z liny do wody to nie odzywał się do mnie... Jeśli nie napiszę gdy wyjeżdżam i gdy wracam samochodem - kłótnia. Parę miesięcy temu zmarł mu ojciec. Pomimo tego, ze mówi, że jest wszystko w porządku, wiem, że to nie do końca prawda. Ja tak strasznie Go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ale ostatnio nie wiem już co robić... Często po kłótni mówi, że to było faktycznie niepotrzebne itd. Ale mimo wszystko najpierw jest ta cholerna kłótnia, obrażanie... Poza tym jest naprawdę wspaniale i jestem najszczęśliwszą kobietą w jego ramionach. Już nie wiem co zrobić żeby było dobrze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
chce cie mieć tylko dla siebie stad takie reakcje. to się na lepsze nie zmieni, a jak już bedziecie małżeństwem to przestanie mu się chcieć o Ciebie zabiegać, bo już bedziesz jego na stałe. ten typ tak ma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
może najpierw dorośnij mimo że masz 18 lat zachowujesz się jak 13latka porozmawiaj z nim i postaw sprawę jasno albo zacznie się zachowywać albo koniec ludzie tacy jak on się nie zmieniają może go co innego trapi i się wyładowuje na tobie zacznijcie się zachowywać jak dorośli ludzie a nie jak dzieci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I to jest prawda. Brak szczerości, komunikacji prowadzi do nieporozumień. Z tego wychodzą później kłótnie, wzajemne pretensje, żale itd. Możesz jeszcze temu zapobiec, ale w pewnym momencie kiedy jest już za dużo chamstwa na linii frontu to i Tobie, i jemu będzie ciężko o chęć do utrzymywania znajomości. Ale z tym ukrywaniem w szafie to już chyba żartujesz? Poza tym wy macie chyba trochę inne priorytety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tl;dr ale wydaje mi się, że odpowiedź to "borsuk"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×