Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość taktaktoja

Od dwóch lat żyję na niby

Polecane posty

Gość taktaktoja

Mam 25 lat. Zawsze byłam dość radosną osobą i nie przejmowałam się głupotami. Mając 21 lat po raz pierwszy byłam w związku. Nie do końca wiedziałam jak powinna wyglądać taka relacja, co powinnam czuć - nie było fajerwerków, ale jako osoba twardo stąpająca po ziemi i niewierząca w miłość na całe życie uznałam, że widocznie to właśnie "to". Trwało to pół roku. Zostawił mnie (choć faktem jest, że duża była w tym moja rola, byłam dość zimna i sprawiałam wrażenie, że mi nie zależy). Potem były jakieś próby powrotu z jego strony, ostatecznie nie wypaliło. Było mi smutno może kilka dni i wróciłam do normalnego życia. Jakiś czas później poznałam kolejnego faceta, schemat taki sam jak wyżej. Aż w końcu poznałam JEGO. Wspólni znajomi uznali, że do siebie pasujemy. Długo nie chciałam o tym słyszeć, bo coś mi w nim nie pasowało, ale w końcu pomyślałam "czemu nie". Tak jak nigdy nie wierzyłam w żadnego "tego jedynego", tak z czasem okazało się, że to właśnie on. Podobne poczucie humoru, rozmowy godzinami, godziny śmiechu, takie samo spojrzenie na świat, chemia, jego normalność (stateczny, poukładany, ufałam mu), przystojny no i pierwszy raz naprawdę pociągał mnie czyjś wygląd. Będąc u niego wcale nie miałam ochoty wracać do domu (w przeciwieństwie do poprzednich związków), czułam się bardzo dobrze, to było właśnie TO. Trwało to pół roku. Popełniłam te same błędy co wcześniej, choć patrząc na niego obiecałam sobie, że tym razem tak nie będzie. I faktycznie, na początku nie było, potem (z pewnych przyczyn, ale to już dłuższa historia) zaczęłam odwalać różne rzeczy (nie chodzi tu o zdrady, a jedynie zachowanie względem jego). Potem znowu próby powrotu. Kiedyś cechował mnie honor, a więc nie zrobiłabym tego, co zrobiłam, ale uznałam, że muszę - wszak głównie z mojej winy się rozstaliśmy. Powiedziałam, że chciałabym wrócić. Zachowywaliśmy się jak para, parą nie będąc. Kolejny błąd, który popełniłam, to przyparcie go do muru. Chciałam wszystko szybko, już, teraz. Byłam dla niego dobra. Taka, jaka być powinnam (i jaka byłam z początku). W końcu postanowiłam to urwać, nie chcąc tkwić w takim nie wiadomo czym. Od tego czasu minęły dwa lata. Nie ma dnia, żebym o nim nie myślała. Nie pomaga fakt, że mamy wspólnych znajomych. Czasami nawet się widzimy, przy okazji czyichś urodzin itd. Od tych dwóch lat nic nie jest takie samo. Zdarza mi się wpadać w duże dołki, miewam stany depresyjne, lęki. Przez to wszystko nałożyłam na siebie ogrom obowiązków, żeby nie myśleć, ale i tak się martwię, bo chyba zbyt długo to trwa. Dodatkowo nie potrafię nikogo poznać (choć mam powodzenie). Nikt nie jest taki jak on, nikt mi się nie podoba. Początkowo topiłam smutki w alkoholu, obecnie wychodzę bardzo rzadko i prawie nie piję, bo na drugi dzień czuję się gorzej psychicznie. Czy ktoś miał podobnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zawsze szczery
za malo szczegolow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
depresję leczy się, a nie zapija alkoholem :P tak naprawdę potrzebujesz lekarza i leków. przyjmij do wiadomości, że wielu ludzi rozstaje się, to ostatnio jest b.modne w tym naszym "klimacie"ale też często wynika z niedojrzałośc***artnerów względem siebie, chciejstwa tam, gdzie powinien być już na wstępie solidny kop w zad i odczuwanej "beznadziei" bez partnera (czyli niedojrzałości). ty kobieto, masz poważne zaburzenia psychiczne już po pierwszym rozstaniu, a więc nie rokujesz, że w przyszłości będziesz umiała zapanować emocjonalnie nad kolejnym rozstaniem. "żyj sobie na niby", nikogo tak naprawdę to nie obejdzie bo to ty masz myśleć, wyciągać wnioski i nie popełniać w przyszłości błędów, które popełniłaś. sayonara 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×