Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Anon1234

O tym, jak było i co z tego wynikło...

Polecane posty

Rzecz o tym, jak głupota i naiwność mogą sprawić, że staniesz się niewolnikiem samego siebie. Ale też i o tym, że warto pozostać sobą i wiedzieć, kiedy powiedzieć "pas". Friendzone. Dziś zjawisko powszechne tak samo, jak i z bite pięćdziesiąt lat temu. Tyle że w dobie internetu, fejsa i tym podobnych pierdółek ktoś genialny postanowił wymyślić do tego pasujący termin. Nie szkodzi, może to nawet lepiej. Wolimy w końcu nazywać rzeczy po imieniu, prawda? Niebawem minie okrągły rok, odkąd poznałem pewną dziewczynę. Z początku dobrą koleżankę, później (o zgrozo!) przyjaciółkę, z czasem potencjalny materiał na - na potrzeby tekstu nazwijmy to, choć nie lubię specjalnie tego słowa - partnerkę. Jak to zwykle (zawsze) bywa, najpierw pojawiło się zauroczenie. Bla, bla, bla, czułe słóweczka, wspólne wypady na miasto, spacery, obiadki i kolacyjki, przytulanko i tak dalej... dodatkowo dawała mi do zrozumienia, że czuje do mnie miętę i że coś mogłoby z tego być. I w tym momencie spada bomba o sile rażenia tej z Hiroszimy: tak, doskonale wiedziałem, że ma kogoś! Była z tym chłopakiem od blisko półtora roku, on jej pomógł "wyjść z dołka", czy coś takiego. Nieważne. W każdym razie ta informacja nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Pomyślałem sobie: "jestem wolny, nie mam zobowiązań wobec kogokolwiek, dlaczego niby mam rezygnować z czegoś, co sprawia mi radość czy nawet frajdę?" Wszystko fajnie, tylko czy choć raz zastanowiłem się nad tym, że moje zachowanie jest nieuczciwe? Otóż nie! Mea culpa, chciałoby się rzec. Bawiłem się wręcz znakomicie przez kilka najbliższych miesięcy, po cichu licząc na to, że ona rzuci w końcu tego "frajera" (jak go nazywałem, choć tak naprawdę nic o nim nie wiedziałem) i zwiąże się ze mną. Jak bardzo byłem naiwny, miało okazać się już niebawem... Teraz wiem, że jej stosunek do każdego nowo poznanego mężczyzny jest niemal identyczny - z każdym z lubością wchod******ontakt fizyczny. Wówczas to postanowiłem skończyć tę farsę i postawić sprawę jasno. Nie tylko ze względu na to, że sam czułem się podle, ale przede wszystkim dlatego, że byłem nie fair - wobec niej, wobec jej chłopaka, i wobec samego siebie. A właśnie wtedy to do mnie dotarło. Podkreślam - do dziś jest w związku z tym samym facetem co wtedy! Zresztą któregoś razu poznałem go - okazał się zaprawdę świetnym gościem. I mimo tego, że dowiedziałem się (od niej), że on też nie widzi problemu w bardziej "rozwiązłych" relacjach ze swoimi koleżankami, to szczerze mówiąc jest mi go trochę żal. Ale do rzeczy. Bardzo polubiłem tę dziewczynę, nie ukrywam. Nie chciałem zerwać z nią kontaktu całkowicie, żeby nie utracić naszej przyjaźni, która i tak się zawiązała mimo tych wszystkich komplikacji. Nie zamierzałem jej zmieniać, bo to byłoby głupie, chciałem jedynie, by uszanowała moją decyzję i nie wprowadzała w naszą znajomość żadnych elementów z podtekstami erotycznymi, skoro postanowiłem, że się na to nie godzę. Nie jestem pewien, czy zrozumiała, ale wiem jedno - teraz jest już ok. I wiecie co? Może i zalatuje to lekką bufonadą, ale jestem z siebie dumny. Bo prawda jest taka, że robiłem coś wbrew sobie. Dla mnie sprawa jest bowiem prosta - przytulanie (takie bardziej intymne), łaskotanie, o spotykaniu się sam na sam i pocałunkach nie wspominając, zarezerwowane są dla "drugiej połówki". Nie wiem jak wygląda wasze zdanie na ten temat, ale mam nadzieję, że moja historia pomoże tym, którzy kiedykolwiek znajdą się w podobnej sytuacji. Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z czego jestes dumny bo nie zajarzylem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też nie bardzo rozumiem gdzie te powody do dumy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×