Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kosmicznazupa

Brak instynktu macierzyńskiego.

Polecane posty

Kiedyś myślałam, że posiadanie dziecka będzie następstwem stażu pracy, związku i poczucia stabilizacji w życiu. Mam 21 lat, nie muszę wynajmować mieszkania, ani nie mieszkam z rodzicami. Mam swoje cztery kąty o które dbam jak czas mi pozwala lub korzystam z pomocy z zewnątrz. Mam też stałą pracę z przyzwoitymi zarobkami i zapewnionym zatrudnieniem tak długo jak mi się to nie znudzi. Od dwóch lat jestem krupierką, w tym roku też poszłam na studia, za które niemało płacę, ale i tak na nic mi nie brakuje. No może czasu mam trochę mniej, ale wszystko jest kwestią organizacji. Moim marzeniem jest praca na statku pasażerskim w tym samym zawodzie. Obliczyłam sobie, że po dwóch-trzech latach harówki mogłabym (z drobnym kredytem bądź nie) zainwestować w drugie mieszkanie i przy okazji opłynąć cały świat. Obecne, czy to nowe wynająć z zarobionych w ten sposób pieniędzy w międzyczasie kupić działkę w ciekawym miejscu. Niekoniecznie od razu na niej budować, ale mieć. Doświadczenie mnie nauczyło, że taki majątek jest najlepszym zabezpieczeniem, bo pieniądze się rozpływają. Niestety, nie mam prawie żadnego majątku który nabędę drogą spadku, dlatego tak zależy mi na zbudowaniu wszystkiego od podstaw. Niestety ten pomysł nie podoba się mojemu narzeczonemu. Mimo, że podziela moje zapędy i sam niejednokrotnie przyznaje mi racje, że wyprowadzka do innego kraju byłaby świetnym pomysłem (oboje kochamy Włochy, marzymy o Australii), to jakoś nie garnie się żeby faktycznie je spełnić. Niestety, rzadko kto ma tak dobrze płatną pracę tutaj, w Polsce, by spełniać wszystkie marzenia i od tak przerzucić się na inny kraj. Do tego potrzeba środków. Chwilowo moje próbuję kumulować, sporo 'ucieka' na studia, gdzie jak dobrze wiemy sama opłata na uczelni to tylko część wydatków, bardzo dużo wydaję też na książki, ksero mimo, że co się da staram się pobierać z internetu. I stąd właśnie ten pomysł ze statkami, oczywiście po licencjacie. Mam zapewnione tam wyżywienie, bazę, prawie czysty zysk dla mnie. I tu chcę przejść do sedna. Mojemu ten pomysł się średnio podoba, mimo, że ma doświadczenie, by sam się na takim statku zatrudnić (szukają tam każdego, od fryzjerek, po informatyków), to wolałby zdobywać 'normalne' kwalifikacje na lądzie, a poza tym chciałby w ciągu trzech - czterech lat pomyśleć o pierwszym dziecku. I tu zgrzyt, tak jak jeszcze kilka lat temu myslałam, że ten moment nadejdzie, coś poczuję, tak teraz... nic. Lubię dzieci, z wzajemnością, świetnie się nimi zajmuję, ale nie będę ukrywać, własne popsułoby mi wszystkie plany. Nie urodzę i nie zostawię na pół roku, bo tyle trwa kontrakt na statkach. Tyle rzeczy mam jeszcze do zrobienia. Od znajomych-matek słyszę, że nigdy nie ma dobrego momentu, ale ja nie rozumiem takiego podejścia. Większość z nich czeka na mannę w postaci 500 zł na dziecko, szarpią się z facetami o alimenty (bo rodzice lat 19-20 to umówmy się, rzadko kiedy planują), same siebie muszą przekonać o tym jakie są 'błogosławione' wrzucając codziennie zdjęcia na fejsa siebie i dzieci. Większość z tych które znam nie robią nic poza wychowaniem. Gdy dziecko śpi, wrzucają zdjęcia z dzisiejszego spaceru, oglądają Trudne Sprawy. Zero zainteresowań, tylko narzekanie, że brzuch po ciąży po roku jeszcze jest widoczny, kasy brak, chłop się nie interesuje, a jak się interesuje to za dużo w pracy siedzi. Nie, to nie dla mnie. Gdybym wpadła to przy okazji zniszczyłabym swoje wszystkie plany i marzenia. Chyba jestem za dużą egoistką. I w życiu nie chciałabym mieć dziecka któremu musiałabym powiedzieć, że 'nie, nie stać mnie na lekcje -tu wstaw pasję-/wakacje/własny pokój itd. I które stopowałoby mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy są tutaj kobiety które myślą podobnie do mnie? Albo które żałują, że nie zrobiły jeszcze wszystkiego i poświęciły coś ważnego dla dziecka i tego żałują? Czy może rację mają te matki, które ciągle mi gadają, że dzieci są cacy, praca się nie liczy, byt się nie liczy, 'wszystko jakoś się ogarnie', byle tylko urodzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
z tego co piszesz wydajesz się rozsądną i odpowiedzialną osobą masz 21lat a to nie czas na dzieci sama jesteś dzieckiem powinnaś się właśnie skupić na marzeniach i zarabianiu kasy niestety ale dziecko powietrzem nie żyje i potrzebuje dużo kasy jeszcze masz 15lat może i więcej na rodzenie bobasów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też nie mam instynktu macierzyńskiego, na czym polega taka praca na statku?? Może ja z Tobą popłynę zarobić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jesteś jeszczeardzó mloda.na dzieci jeszcze przyjdzie czas. To swoje narazie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Praca na statku pasażerskim polega właśnie na pracy na statku pasażerskim ;). Bardzo ciężkiej. http://www.cruiselinesjobs.com/jak-dostac-prace-na-statku-wycieczkowym/ - tutaj polska strona opisująca mniej więcej dostępnych zawodów. A są ich dziesiątki, gdyż taki rejs trwa kilka miesięcy. Są poprzedni kelnerzy, barmani, kucharze, opiekunki dla dzieci, kosmetyczki, masażystki, potrzebny jest cały dział IT i wiele, wiele innych. No i mój zawód - krupier. Praca sama w sobie jest bardzo ciężka, nie ma dni wolnych, w zależności od zawodu są też wyznaczane zmiany. Obsługa hotelowa, chyba ma najciężej, gdyż są zawsze potrzebni. Krupierzy (jak ja) jakoś najmniej narzekają, gdyż kasyna są zamknięte gdy statek przypływa do portu, nie mają też aż tak długich zmian. Praca jest na kontrakcie, przeważnie 4-6 miesięcy, dwa, trzy tygodnie przerwy i ewentualnie znowu dzwonią. Generalnie z tego co czytałam to najłatwiej się skontaktować z polskim agentem (u nas od kilku lat nie ma firm które zatrudniają z Polski), który zadba o ubezpieczenie, wizę do Stanów (stamtąd najwięcej statków wypływa i trzeba tam najpierw polecieć). Można też załatwiać takie rzeczy samemu, jak kto potrafi. Potrzebny jest język, bardzo płynny angielski to podstawa, wiele firm wymaga też francuskiego, czy niemieckiego. A wracając do tematu, teraz dzieci nie, ale z tego co sobie obliczyłam, to na pierwsze mogłabym sobie pozwolić za najwcześniej dziesięć lat. Z moim obecnym podejściem to zawsze będzie mi za mało, zawsze będzie jakieś 'ale'. I z resztą, wcale nie czuję potrzeby dziecka. Wydaje mi się, że moje wczesniejsze myślenie o dziecku nie wynikało z instynktu, ale właśnie z wrodzonego i rozbuchanego ego - po prostu szkoda było, żeby mój zgromadzony majątek rozszedł się gdzieś po rodzinie. No i szkoda by było takiego materiału genetycznego ; D. Gdy mój partner usłyszał jaki czas upłynie na spełnieniu 'planu podstawowego', to się załamał. On by mnie w pieluchach zakopał już za cztery lata najchętniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×