Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Nie potrafię sobie poradzić

Polecane posty

Gość gość

Mam dość duży problem. Mianowicie - jestem dyslektykiem ogólnorozwojowym. Czyli dotyczy to j. polskiego i matematyki. Jak zawsze twierdziłam, że dysleksja to głupota (jestem żywym przykładem, że dzięki pisaniu i czytaniu można to "zwalczyć") Niestety, całkowicie odmiennie wygląda to z problemem dotyczącym matematyki. Chce się zabić. Jestem w pierwszej klasie liceum i kompletnie sobie nie radze. Przerabiałam już depresję, ale teraz czuję, że nie wytrzymam. Korepetycje, zajęcia dodatkowe nic nie dają. Przestałam spać i jeść ze stresu. Nauczycielka ma gdzieś to, że ja naprawdę tego nie umiem. Wcześniej jakoś udało mi się ciągnąć, ledwo, bo ledwo, ale ogromem czasu i tym, że miałam wspaniałego nauczyciela, udawało mi się mieć dwa. Wracam po południu do domu i zaczynam się uczyć. Uczę się godzinami matmy, a i tak zapewne będę mieć zagrożenie. Inne przedmioty nie idą mi źle, wymaga to ode mnie bardzo wiele pracy, ale udaje mi się ciągnąć na 3,4,5. Nie radzę sobie. Całe moje życie toczy się wokół matematyki, wokół szkoły. Olewam przyjaciół, bo matma. Korepetycje zabierają mi dużo czasu (i pieniędzy moim rodzicom) Czuje się okropnie, jak ostatnie g****o. Mam ochotę tylko płakać, wiem, że jestem przez to debilem. Po prostu już nie mam sił, nie wiem jak sobie z tym poradzić. Z drugiej strony wiem, że samobójstwo to ostatnie co powinnam zrobić. Do psychologa nie pójdę. Miałam już trzech. Ostatnia pani psycholog (przy okazji także pracująca jako lekarz psychiatrii) próbowała mi wcisnąć psychotropy, więc podziękowałam od razu (jestem zdania, że manipulowanie mózgiem to nic dobrego). Od tamtej pory nie chce uczęszczać do kolejnego psychologa (mieszkam w średnim mieście, niestety, nie ma tu zbyt wiele psychologów), bo po prostu czuję, że nie pomogłoby mi to ani trochę. Wiem, że nie mam szans na zdanie matury. Myślałam nad technikum, ale tam to dopiero byłaby sieczka - jest tam przecież dużo więcej przedmiotów (poza tym nie ma niczego co by mnie zainteresowało, a raczej do czego bym się nadawała). A ja już nie potrafię sobie poradzić. Czy jest ktoś, kto mógłby mi w jakiś sposób pomóc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dodam także, że nauczycielka widzi, że mi zależy. Siedzę w pierwszej ławce, wszystko uważnie notuję, staram się nie przeszkadzać na lekcji. Niestety mimo tego, że chciałabym się zgłaszać, nie rozumiem tych zadań, a nauczycielowi zależy na tym żeby "przerobić jak najwięcej materiału", więc doskonale wiem, że tłumaczenie mi przez 15 minut jakiegoś zadania pod tablicą to kompletny bezsens. Zwłaszcza, że nim wrócę do ławki, już nie pamiętam tego, jak udało mi się uzyskać ten wynik. Nie mam pojęcia jak mam się uczyć tej matmy. Jeśli będę mieć zagrożenie na koniec, pozostanie mi chyba tylko jedno. Błagam, czy jest ktoś, kto mógłby mi coś poradzić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Proszę, potrzebuje pomocy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja też nie za bardzo kumałam matmę. Najgorzej było w liceum. Zazdrościłam ludziom, którzy trzaskali zadania jedno za drugim bez większego wysiłku. Uczyłam się, ale ciągle były 2 i 1. Najgorsze jest to, że matmy nie da się wykuć na pamięć-trzeba ją zrozumieć. Każdy dział z matmy jest dla Ciebie niezrozumiały? Może wcale z Tobą nie jest tak źle, jak mówisz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Najgorsze jest, że każdy dział sprawia mi problemy. Już pół biedy, gdy ktoś koło mnie siedzi i od czasu do czasu naprowadzi na właściwy tor rozumowania, wtedy wszystko jest bardzo dobrze, czasem potknie mi się noga, ale na swój skomplikowany sposób to prowadzę. Gorzej, gdy dostaję kartkę ze sprawdzianem. Mam wrażenie, że moje ciało ogarnia jakiś paraliż, robi mi się słabo, duszno, chce mi się wymiotować, a do oczu nachodzą łzy. Mam wrażenie, że to wszystko skrzywiło mi psychikę tak, że nie poradzę sobie dłużej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I ogólnie, sytuacja jest kryzysowa jak nigdy. Moje oceny na dzień dzisiejszy to 2+, 1/2, 1, a jutro i we wtorek piszę kolejne sprawdziany (mimo korepetycji, tego, że teraz się uczę, wiem, że nie skończy się to zbyt dobrze)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Słuchaj miałam podobnie. Nie czaiłam nic kompletnie. Brałam korki, ale potem przychodził sprawdzian i kartkówki, ja zadowolona bo my slałam, że dobrze mi poszło, dostaje kartke a tam 1.. Mialam takie problemy przez to, że nie wiesz.. Do tego baba mnie gnębiła.. Ale potem powiedziałam no cholera nie moze tak bc.. Zaczelam się uczyć sama przez neta, te strony typu matemaks i matematyka pisz pl.. i zaczelam obczajać, potem pisałam nawet kartkówki na 5!! gdy kiedyś to było w ogole nie do pomyslenia, bo miałam same pały i dwoje. Może u ciebie nie jest tak źle. Nie wiem czy znasz te strony, czy uczysz się z nich. Jeśli nie, to naprawde polecam.Nie zniechęcaj się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×