Odeszła

Witam. Chciałbym opisać swój problem. Otóż odeszła ode mnie kobieta. Po 2 latach w związku. Głównym problemem było to, że się sfrajerowałem. Byłem zbyt arogancki. Często zamiast wysłuchiwać jej problemów wtrącałem swoje zdania, nie dawałem jej dokończyć. Zatruwałem jej głowę moimi problemami. Ciągle jojczałem. Wszystko się w sumie skumulowało i wybuchła, tuż przed świętami i związek się rozpadł definitywnie. Oczywiście widzę swój błąd, który popełniłem i przyznaje się (tylko sobie i tu) że po prostu spieprzyłem sprawę. Często również dawała mi do zrozumienia, że chciałaby dostać bukiet róż (to jej mówiłem że róże uwiędną i wole ci kupić coś innego). Ale to tylko kawałek góry lodowej. Po prostu wpadłem w monotonię.. nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłem zadbać o związek, przejęła stery i się statek rozbił. W momencie rozmowy zrywającej mówiła, że chce o mnie zapomnieć, jej uczucie do mnie wygasło. Przyjąłem to na "klatę".. później jeszcze pisaliśmy między sobą, wynikało z tego, że nie wie, czy dobrze zrobiła. Obawiam się, że przyjaciółka też w tym dopomogła. Przed ostatnim spotkaniem, nic nie wskazywało na to, że związek miałby się tak nagle z dnia na dzień zakończyć. Mam się spotkać z nią raz jeszcze, ma mi oddać klucze do mieszkania i cholera.. nie wiem jak w tej sytuacji się zachować? będzie mi ciężko, ale muszę pokazać, że mam jaja. Ale co później? czy da się taki związek uratować? może być ciężko, jeżeli faktycznie chce już definitywnie to zakończyć, jedyna nadzieja, że kiedyś zatęskni? Co o tym myślicie?