Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Dziewczyna Po

Życie po gwałcie

Polecane posty

Gość Dziewczyna Po

Moje życie po gwałcie Nie mam złotej metody jak poradzić sobie z życiem po gwałcie. Jak dojść do siebie. Ale mogę powiedzieć jak przebiegało to w moim przypadku, że jest nadzieja na to, że będzie lepiej i jakich błędów teraz myślę, że mogłam uniknąć w walce o siebie. Nie jestem guru, nie wiem nic ponad to, do jakich wniosków doszłam na podstawie własnej sytuacji. Ale może chcesz zobaczyć jak to wygląda z cudzej perspektywy? Może choć trochę mogłabym Ci pomóc? Nie będę się wdawać w szczegóły wydarzenia, bo każdy ma własne, ale postaram się powiedzieć raczej o tym, jak próbowałam sobie z tym radzić. Będę pisać zwracając się do kobiety, bo taką łatwiej mi sobie wyobrazić, ale wiem, że to coś, co może spotkać każdego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczyna Po
Chciałabym Wam opowiedzieć pewną osobistą historię. Pewnie będę się plątać, więc może wypadałoby już na wstępie powiedzieć, że będzie to opowieść o gwałcie, bardzo długo nie mogłam się zebrać do tego, by podzielić się nią z kimkolwiek, co w tej chwili wydaje mi się po prostu błędem. Moi rodzice wierzyli w mój rozsądek może bardziej, niż byłoby to na miejscu, a może po prostu chcieli dać mi szansę, której nie miałabym w rodzinnej miejscowości. Tak czy inaczej skutek był taki, że do liceum pojechałam do większego miasta i raczej pozbawiona byłam nadzoru. Teoretycznie nie wpadłam w szczególnie złe towarzystwo, może trochę bardziej tej wyluzowanej części, no ale bez przesady, zapewne można było bardziej. Jak na ten wiek po prostu byłam przeciętna i jak wszystkim w nim niemal wydawało mi się, że wyjątkowa i niezniszczalna. W każdym razie któregoś dnia, kiedy miałam 16 lat, ktoś mnie odwiedził gdy byłam sama. Nie wydawało mi się, by to spotkanie miało wykraczać poza koleżeńską sferę, ale okazało się, że był to ktoś, kto nie miał zamiaru po prostu przyjąć nie jako odpowiedzi. Nie jest to miejsce na to, by wchodzić w szczegóły, ale po prostu komuś sprawiało przyjemność moje upokorzenie i ból, również w zakresie wykraczającym poza to, co było mu potrzebne po prostu do osiągnięcia satysfakcji. Jak siniaki mogły zniknąć, tak to, co do mnie mówił zdecydowanie zostało ze mną na długo. Od tamtego momentu minęło 9 lat, a ja nad pewnymi rzeczami czy emocjami związanymi z tym wydarzeniem wciąż muszę pracować. Nie wiem, czy to czyni mnie słabą czy silną, nie mnie to oceniać, nie czuję się guru – na pewno były osoby, które i po większych przejściach szybciej dochodziły do siebie, ale chciałabym przekazać kilka rzeczy, których mnie nauczono, albo do których udało mi się dojść. Jeśli komukolwiek pomogłyby one skrócić drogę do czucia się choć trochę lepiej nawet o krok, to byłabym zadowolona, że zebrałam się do tego, by to napisać. Zostałam złamana na tyle, że sprawca raczej nie przejmował się tym, bym miała z tego wyciągnąć konsekwencje. A może po prostu go to nie obchodziło, trudno mi ocenić. Fakt jednak jest taki, że nie widziałam go więcej, ale też nigdzie tego nie zgłosiłam. Ani nikomu nie powiedziałam. W którejś chwili po prostu musiałam wstać, umyć się w wodzie tak gorącej, jak tylko się dało, jakby to miało jakkolwiek pomóc. Wstać i udawać przed światem, że nic się nie stało. Swoją depresję zamykać w czterech ścianach, a światu pokazywać, że przecież nic się nie dzieje. W tej chwili żałuję nie pociągnięcia kogoś do odpowiedzialności, ale wtedy się bałam. Piętna ofiary. Tego jak będą na mnie patrzeć. Nie mogłam znieść wizji tego, że ktoś patrzyłby na mnie przez ten pryzmat. Czułam się zbrukana, czułam się winna i czułam się bez wartości. W danej chwili nie czułam się gotowa na pierwszy raz nawet gdyby miał być dobrowolny, a od tego momentu czułam się jakby mi coś bezpowrotnie zabrano. Wartość, godność, możliwość patrzenia na siebie samą z szacunkiem. Szansę na to, by ta dziedzina kiedykolwiek sprawiała mi przyjemność. Wiele rzeczy straciło dla mnie jakąkolwiek wartość, skoro ja sama jej już w sobie nie widziałam. Czułam się pokonana, czułam się słaba i czułam się współodpowiedzialna za to co się stało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczyna Po
Teraz mogę stwierdzić, że tym, co mocno podkręciło fakt, iż swoje negatywne emocje zwracałam przeciwko sobie był fakt, że w którejś chwili po prostu przestałam walczyć. Poddałam się i czekałam, aż cała ta sytuacja się skończy. Nie wierzę, by moja walka później mogła skutkować tak naprawdę czymś innym niż po prostu większa ilość bólu, ale nie potrafiłam znieść samego uczucia poddania się w własnej głowie. Nie potrafiłam się pogodzić z tym, że nie walczyłam – nie chciałam być osobą, która w takiej ekstremalnej sytuacji po prostu czeka na koniec. Wydaje mi się, że życie, zdrowie, w ostatecznym rozrachunku były ważniejsze. Że z jakiejś strony to dobrze. Ale nie potrafiłam zapanować nad obwinieniem siebie i niechęcią do siebie za to, że może już lepiej by było zginać próbując, niż żyć potem tak. Nie było dnia, by w ten czy inny sposób myśl o tym mi nie towarzyszyła. Mniej więcej po roku zaczęło mi się udawać wyjść z intensywnej depresji, przyszedł taki dzień, w którym spróbowałam zebrać siły. Nie było do końca ważne co robiłam, bo choć zbladły wspomnienia samych wydarzeń, to każdego dnia z tyłu głowy miałam myśl, że nie mam wartości. Świat jej nie ma, ja nie mam, to co się dzieje nie jest ważne, bo już tyle mi odebrano, że nic nie ma teraz, nawet mimo upływu czasu, żadnego znaczenia. Dobrze stwarzałam pozory. Zbudowałam maskę, w której byłam femme fatale, to wszyscy byli pod moją kontrolą, wszyscy tak mnie uwielbiali – to mogłam pokazywać światu, przecież nie to, że wciąż czuję się nastolatką, z którą można zrobić co się zechce i w jakiej pozycji się zechce. Której brak siły fizycznej i psychicznej do tego, by coś zrobić. Kiedy teraz o tym pomyślę, to robię się zawstydzona – pewnie ktoś patrzący uważniej widział, że to tylko poza. Ale mnie dawało to złudzenie bezpieczeństwa. Próbowałam żyć normalnie, ale pozwalałam też, by towarzyszyło mi uczucie, że świat dzieje się jakby obok mnie. Że jestem od niego oderwana. Z jednej strony wiedząc, że to niemożliwe, z drugiej nieustannie, każdego dnia będąc nieco zdziwioną, że nadal nie zniknęłam do jakiegoś magicznego świata. Nie traktowałam ludzi poważnie i wydawało mi się, że nie tylko pewnych czysto fizycznych przyjemności nie jestem w stanie odczuć, ale też głębszych emocji. Mijał czas i musiałam wybrać studia, zrobiłam to bez większych myśli o przyszłości, bo nie umiałam pozbyć się wrażenia, że wszystko jest tymczasowe, zwłaszcza ja sama. Czułam się pokonana przez tamtego człowieka i miałam wrażenie, że nigdy się od niego nie uwolnię, a z drugiej strony miałam ochotę czasem robić mu na przekór. Chciałam, żeby moje życie chociaż miało pozory, że układa się normalnie, skoro pewnych rzeczy i tak nie poczuję. Poszłam na studia i zaczęłam spotykać się z chłopakiem, którego nigdy nie kochałam, z którego jednej strony sama się śmiałam, z drugiej nie wydawał mi się być zagrożeniem, ani kimś, kto będzie usiłował ze mną za bardzo rozmawiać – cóż, chyba też czułam, że nie obchodzę go w taki sposób, by miał widzieć moje problemy. Nie chciałam rozmawiać, nikomu niczego wyjaśniać. Nawet tym, którym bardziej ufałam, czy potrafiłam powiedzieć więcej rzeczy – nie mogłam sobie wyobrazić mimo upływu lat, że ktokolwiek miałby wiedzieć. Postanowiłam udawać normalne życie. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie umiałam odnaleźć w sobie pewnych wartości i pomyślałam, że może mogłabym użyć seksu jako metody zdobycia kontroli – choćby nad swoim odruchem ucieczki, paniką. Doszło do trzech krótkich prób, które nie skończyły się nawet aktem, a ja nie potrafiłam widzieć nikogo innego, niż kogoś, kto mnie kiedyś skrzywdził. Mimo, że nie było nawet blisko samego stosunku i nie miało właściwie szansy do niego dojść nie potrafiłam widzieć nic innego niż tamta scena. Odgrywałam to w głowie od nowa i od nowa. Za trzecim razem powiedziałam, że nie będzie to miało miejsca nigdy więcej. Że sobie tego nie życzę, nie chcę. Zostało to przyjęte do wiadomości. To głupie, ale zarazem poczułam, że tego nie zniosę, jak i miałam poczucie, że przegrałam walkę toczoną sama ze sobą. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jestem normalna, że jestem popsuta, że nie mam prawa i szansy na nic wartościowego i normalnego. Pozwoliłam, by moje życie toczyło się dalej. Dalej udawałam przed światem, że jestem normalna, mogę interesować. Chciałam zainteresowania, więc mogłam stracić energię na to, by wyglądało na to, że ktoś się interesuje, albo na udawanie przed znajomymi, że jestem bardziej popularna niż jestem. Z czasem tylko coraz bardziej zamykałam się w sobie i utwierdzając w przekonaniu, że sprawa jest beznadziejna. Typowym dla mnie zachowaniem w odpowiedzi na kompleks było wyeksponuję to i będę udawać, że to nie kompleks. Nie przyznam się do czegoś po prostu. Nie szukałam miłości, bo nie wierzyłam, że ona dla mnie istnieje, pozwalałam, by obok był ktoś, do kogo nie mam uczuć, z przyzwyczajenia i lenistwa. Zaczęłam rozwijać zainteresowania w jednej dziedzinie, co mnie mocno pochłonęło – ale to tylko pomagało się tak naprawdę nie zastanawiać nad tym, co mam zrobić ze swoim życiem. Nawet największe skupienie na podręczniku nie sprawiało, że przestawałam się gdzieś w środku czuć nic nie warta, a już na pewno nie nic dobrego. Nie mogłam sobie wyobrazić prawdziwych emocji. Na koniec studiów spotkałam kogoś, do kogo nagle poczułam niewyobrażalne dotychczas uczucia. Nie umiałam sobie z nimi radzić, ani nie zachowywałam się dobrze – ale była i jest to osoba, która nauczyła mnie najwięcej w tym, jak radzić sobie z konsekwencjami gwałtu. Dalej napiszę o tym, czego mi się udało nauczyć. Mam nadzieję, że Ty się tego uczyć nie musisz – może radzisz sobie lepiej, może masz lepsze metody, może nigdy nie myślałaś o sobie tak źle, ale piszę to na wypadek, gdyby w jakikolwiek sposób mogło Ci się przydać. Nie będę udawać, że to było łatwe. Po raz pierwszy spotkałam kogoś, komu potrafiłam najpierw zasugerować, a potem opowiedzieć, co właściwie mi się przydarzyło. Po prostu praktycznie od samego początku poczułam przypływ zaufania. Wiem, że trudno na taką osobę trafić, że trudno się otworzyć i kogoś takiego poszukać, jeśli usiłujesz sobie poradzić sama czy sam ze sobą. Ale myślę, że warto znaleźć takiego człowieka – teraz myślę, że choćby był to telefon zaufania, to tak będzie lepiej. Nadal nie umiałabym otwarcie stanąć przed szerszym gronem ludzi i się do tego przyznać – ale znalezienie choć jednej osoby, która będzie potrafiła powiedzieć Ci, że nie jesteś bez wartości, że to nie Twoja wina, przyniesie ulgę. Ten moment, w którym spojrzysz na kogoś, kto o tym wie, a w jego wzroku nie widzisz całej tej pogardy, którą sama do siebie czujesz, jest bezcenny. Nie ważne jest jak mało w to wierzysz, choć w danej chwili wydaje się to nie do przeskoczenia – są ludzie, którym mogłabyś zaufać. Rzeczy, które możesz ponownie odczuć, nawet jeśli wydają się niewyobrażalne. Ja nauczyłam się czerpać przyjemność z seksu, choć potrzebna mi w tym była niesamowita osoba, gotowa podjąć ze mną tę powolną drogę. To nie tak, że nie było momentów, w których po przywołaniu tematu gwałtu czy rozmowach o nim nie miałam regresów. Ale okazało się, że na poziomie fizycznym mogę funkcjonować doskonale, jeśli tylko sobie na to pozwolę i jeśli pomyśle, że mogę być tego warta. Okazało się, że mogę odczuwać niesamowitą przyjemność i nigdy już nie widzieć twarzy, czy ciała człowieka, który mnie skrzywdził, tylko oddać się dobrym wrażeniom. Pewnie nie czujesz się ze sobą dobrze, a Twoje ciało nie wydaje Ci się już mieć takiej wartości jak kiedyś – ale uwierz mi, ma. Ma tym większą, że mimo przejścia przez coś złego potrafisz czytać porady na temat tego, jak sobie radzić – to już pierwszy krok, chociaż trochę usiłujesz o siebie walczyć, nawet jeśli nie robisz tego w pełni świadomie. Pielęgnuj tę walkę, jakkolwiek słaba by na początku była. Polecam tylko pamiętać o jednym – nie jesteś w tym sama. Próbuj mieć inicjatywę, próbuj pokazać drugiej stronie, jak ważna jest dla Ciebie. Jeśli nie chodzi Ci tylko o proces leczenia, ale o relację z drugą osobą, to absolutnie nie przymuszając się, ale próbuj iść też w jej stronę. Tak samo jak musisz pamiętać, że jeśli to ktoś Ci bliski to nie są od teraz wyłącznie Twoje emocje. Jasne, że jesteś najważniejsza, ale druga strona też może czuć to co Ty, bądź odbierać to w swój sposób – chęci zemsty, smutku, frustracji na to, że dzieją się takie rzeczy. Dodatkowo może czuć się winna, że czuje te emocje zamiast zajmować się wyłącznie Twoimi, skoro to Twoje nieszczęście - możesz chcieć, na ile potrafisz, pokazać, że to rozumiesz. Nigdy nie rezygnuj z siebie, bo to była i będzie przede wszystkim Twoja walka – ale jeśli nie prowadzisz jej sama, to pomyśl, że i tak masz szczęście i pozwól też drugiej osobie na swoje chwile słabości. Nie będę udawać, że łatwo mi było poradzić sobie z poczuciem, że mi coś zabrano, również na fizycznym poziomie. Pierwszy raz. Kawałek skóry, błona dziewicza, teoretycznie nie definiujący wartości, ale nie potrafiłam tego przeboleć. To tylko nakręcało się razem z poczuciem straty na poziomie godności i wartości. Ale udało mi się dojść do etapu, w którym mogę żałować, że się to wydarzyło, ale nie uważam, że coś zostało mi bezpowrotnie odebrane. A przynajmniej nic, co miałoby sprawiać, że teraz jestem gorszym człowiekiem. Ale związana jest z tym jeszcze jedna pułapka – gdy uznasz, że coś Ci odebrano, stracisz poczucie godności, łatwiej Ci traktować Ciebie samą w sposób pozbawiony szacunku. Podejść do tego na zasadzie – już zostałam zbrukana, więc nie ma znaczenia to, co robię. Jeśli mogę Ci coś poradzić, a czy tego posłuchasz, czy nie, to już nie ode mnie zależy – to traktuj się po tym tylko z większym szacunkiem. Może w danej chwili czujesz się bez wartości i nie ma znaczenia, czy pójdziesz na dyskotekę, żeby czegoś spróbować, czy zrobisz to w innych okolicznościach. Najpierw poczuj swoją wartość, a dopiero potem próbuj robić cokolwiek. Ja nieziemsko żałuję, że w ogóle wzięłam pod uwagę próbę z kimś, do kogo nie miałam uczuć – choć nie miałam poczucia, że mogę cokolwiek stracić i choć nie doszło do fizycznego kontaktu, to żałuję, że nie poczekałam na kogoś, do którego naprawdę miałabym uczucia. Uważam, że więcej mi zabrały jeśli już błędne wybory, nawet jeśli były próbą zrobienia na przekór, na złość mamie odmrożenia sobie uszu, niż to, że ktoś był ode mnie silniejszy i bardziej zdeterminowany. Dlatego proszę, upewnij się, że nie robisz sobie nic sama na złość. Że traktujesz siebie z szacunkiem. Jeśli masz taką pewność – to życzę Ci samej satysfakcji ktokolwiek to będzie. Wydaje mi się, że mówiłam już, że mam skłonność do ukrywania się za fasadą odważniejszej i fajniejszej niż jestem. I do robienia na przekór, nawet sobie. Wpadłam w jeszcze jedną pułapkę – gdy spróbowałam głupio, bez uczuć podejść do próby seksu nie chciałam dopuścić do siebie tego, że po prostu nie jestem ani gotowa, by próbować, ani z tą osobą. Że nie chcę, nie potrafię, że odgrywam sobie tylko w głowie tę scenę. Wydawałoby mi się, że byłabym silniejsza, gdybym była w stanie. Nie umiałam się sama przed sobą przyznać do tej emocji i dopiero niedawno udało mi się z nią skonfrontować. Zraniłam też kogoś, kto usiłował mi pomóc, udając, że dawno temu próbując byłam odważniejsza niż byłam tak naprawdę. To, że nie umiałam nie czuć choćby paniki tylko zamknęło mnie dodatkowo, przekonało o problemie. Czułam potrzebę udawać, że byłam dzielniejsza. Bo wtedy człowiek, który mnie skrzywdził, wygrałby „mniej”. Ale to nie prawda, wiem, że powinnam być szczera wobec siebie. Nic by nie dał przymus, gdy wybierze się złą osobę, nic by nie dał w chwili, w której nie jest się na to gotowym. To nie jest przegrana. Nie patrz na to, jak dochodzisz do siebie jako ciąg wygranych i przegranych. To proces, przez który musisz przejść i nie oceniaj się źle z powodu potknięć, z powodu tego, że coś do Ciebie wraca, z powodu tego, że pewnych rzeczy nie potrafisz. Daj sobie czas, zaufaj. Nie udawaj, że jesteś bardziej opanowana, uleczona, niż jesteś w rzeczywistości. Choć to kuszące powiedzieć sobie, że poradziłaś sobie już ze wszystkim, miej na uwadze, że może czasami bardziej chcesz tak myśleć, niż jest tak naprawdę. Ja wiem, że przez swoją potrzebę pokazywania „odwagi” wpadłam we własną pułapkę. Na Ciebie może czekają inne, a może żadne tego typu, czego Ci życzę, ale nie traktuj tego jako wyzwania. Nie musisz być odważna, dzielna, czy uleczona od razu. Ważne, choć trudne, byś sama była świadoma siebie i nie udawała. Sprawą, w której nie będę nic doradzać, bo nie mogę tego ocenić za Ciebie, ale mogę powiedzieć, co ja czuję po latach jest kwestia zwracania się do wymiaru sprawiedliwości. Żałuję, że w chwili w której mogłam, nie zdobyłam się na to, by wszcząć sprawę na ten temat. Wolałam nie wystawiać się na widok publiczny, bałam się konfrontacji, tego jak będą na mnie patrzeć i jak zostanę potraktowana. Tego jak zmieni się moje życie. Wiem, że wiele tego typu spraw nie kończy się skazaniem, że wymiar sprawiedliwości nie działa idealnie, że często chciałoby się wyższego wyroku. Ale boję się, że nie byłam jedyna, której ten człowiek coś zrobił, a jeśli zostawiłam go bezkarnego, to pomogłam w tym, by komuś innemu również się to stało. W tej chwili wydaje mi się to ważniejsze. Poza tym myślę, że dawałoby mi to przynajmniej jakąś formę poczucia, że walczyłam, nie zostawiłam sprawcy w pełni bezkarnym. Wiem jednak, że taka sprawa to ogromny koszt emocjonalny i decyzja, którą musisz podjąć samodzielnie. Ale myślę, że jeśli w takiej sprawie pomyślałabyś też o innych, to może kiedyś udałby Ci się powiedzieć, że chociaż pomogłaś innym zyskać coś z powodu tego dramatu, który Ci się przydarzył. A może wtedy spojrzałabyś na siebie przychylniej. Uwierzyłam w jeszcze jedną złą rzecz. Przypisywałam sobie część winy, część odpowiedzialności za to co się stało. Mogłam być mądrzejsza, bardziej przygotowana, chociażby wpaść na to, by komuś nie odmawiać, bo tak, ale spróbować wyłgać się rzekomym okresem, który mi przeszkadza, choć nawet przecież tak bym z nim chciała. Cokolwiek. To częściowo moja wina, sama wręcz jestem sobie winna. Jeśli miałabym spojrzeć na inne kobiety – nie, oczywiście, że to nie ich wina, tylko sprawcy. Ale jeśli patrzę na siebie samą – to nagle standard się zmienia. Cóż, prawda jest jednak taka, że standard się nie zmienia. Jesteś tak samo niewinna jak inne kobiety, którym nie przypisałabyś odpowiedzialności. To nie Ty wybrałaś. Masz prawo do odmowy w dowolnej chwili. Z dowolnego powodu. To co dzieje się mimo Twojej wyraźnej odmowy nie jest Twoją winą. Oczywiście, że powinnaś dbać o swoje bezpieczeństwo. Ale tak naprawdę nie da się przewidzieć wszystkiego. W stresie nie da się myśleć tak racjonalnie jak wtedy, gdy po raz tysięczny analizujesz co się stało. Pozwól sobie samej poczuć się niewinną tak, jak uznałabyś za niewinne inne kobiety, które to spotkało. Nie wiem, jakie emocje czujesz w tej chwili. Nie wiem, jaki jest złoty środek pomiędzy dwiema rzeczami, które powiem teraz - masz prawo do swoich emocji. Czy to złość, czy smutek, czy coś innego – masz do nich prawo. Ale jeśli pozwolisz, by to wydarzenie zdefiniowało kim jesteś sama w swoich oczach, to przegrywasz. To oczywiste, że to wydarzenie Cię zmieniło. Jesteś inna niż byłaś wcześniej i zapewne straciłaś trochę czasu, a właściwie zostało Ci niesprawiedliwie zabrane trochę czasu z powodu tego, co Cię spotkało. Zapewne wpłynęło to na różne Twoje późniejsze decyzje. Możesz się do tego przed sobą przyznać, ale nie wpadaj w pułapkę myślenia o sobie jako „ofiara gwałtu”. Nie definiuj się w ten sposób. Ja definiowałam się jako „ktoś pozbawiony wartości z powodu gwałtu”, ale w ten sposób później już tylko sama ją sobie odbierałam. Nie jesteś innymi ludźmi i ich czynami, postaraj się znaleźć sobie jakąś inną podstawę niż to wydarzenie. Nie wiem, czy to dla Ciebie trudne, ale dla mnie było niesamowicie trudne. Nie uciekniesz od tego tematu. Będzie w filmach, książkach, wiadomościach. Będziesz musiała umieć nie dać po sobie tego poznać – bo na pewno nie będziesz chciała pokazywać swojej własnej reakcji i bólu przy wszystkich. Możesz sobie w części wypadków powiedzieć, że to tylko wyobrażenie, nic realnego, film, współczuć postaci, ale potrafić się zdystansować. Będą wiadomości o innych, których to spotkało, więcej, niż byś tego chciała. Powiem Ci jedno – o ile sądzę, że będziesz chciała ukryć swoje uczucia, o tyle nie będzie nic złego w wyrażeniu sprzeciwu przeciwko traktowaniu tego jako normalny fragment tego, co dzieje się na świecie. Gwałty nie są normalną częścią życia. Tak jak zabójstwa. Możesz przeciw nim zaprotestować, możesz powiedzieć, że Cię to rusza, możesz powiedzieć, że to niestosowne się z tego śmiać. Będziesz mieć wtedy poczucie, że coś robisz, pewnie nawet bardziej, niż gdybyś po prostu zbyła to milczeniem. Nie musisz od tego jednak uciekać. Spotkał i Ciebie i innych, jest czymś karygodnym, ale nie jesteś w tym jedyna. To zarazem smutne, ale z drugiej strony niech doda Ci siły – są możliwości pomocy, są odpowiednie programy, ludzie chętni, by wyciągnąć do Ciebie rękę. Nie czuję się lepsza od kogokolwiek, by dawało mi to prawo się wymądrzać. Na wiele pytań nie znam odpowiedzi. Nie wiem, czy radziłam sobie i radzę lepiej, czy gorzej niż przeciętnie. Nie wiem, czy udało mi się komukolwiek choć odrobinkę pomóc, albo choć sprawić, by nie czuł się sam. Nie wiem, jak ułożyłoby się moje życie, gdyby mnie to nie spotkało, albo gdybym potrafiła sobie z pewnymi rzeczami kiedyś poradzić inaczej. Wierzę, że byłoby lepiej, ale nie wiem, jaka byłabym wtedy. Nie wiem, gdzie jest granica tego, że ja widzę różne błędne decyzje i swoje motywacje jako powiązane z gwałtem, a gdzie powinnam już być na tyle silna, by nie szukać w tym dla niczego usprawiedliwienia. Na pewno na wiele sposobów jesteś mądrzejsza i silniejsza niż ja, nawet jeśli jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy. Nie czuję się od nikogo lepsza, by dawało mi to prawo do wymądrzania się. Ale wiem, że wyciągnięto do mnie rękę i dano mi szansę, której nigdy nie spodziewałam się dostać. Dlatego postanowiłam opowiedzieć Ci o błędach, które popełniłam – mam nadzieję, że nigdy byś na nie nie wpadła, ale jeśli któryś z nich choć trochę podobny jest do rzeczy, z którymi się zmagasz, to może pomoże perspektywa kogoś, kogo dzielą od tego długie lata i ciężkie bitwy z samą sobą. Jeśli komukolwiek jest teraz choćby o pół kroku bliżej do tego, by poczuć się ze sobą spokojnie i dobrze, to będę przeszczęśliwa. Jeśli ktokolwiek zatrzymał się i pomyślał, nawet jeśli go to nie spotkało, że może to kiepski temat do żartów, że może to poważniejsza sprawa, niż mu się wydawało – brawo, jestem z Ciebie dumna za tę empatię. Jeśli chcesz mi powiedzieć, że jestem mięczakiem, albo sama sobie byłam winna to nie będę Cię w stanie powstrzymać – ale uwierz, jeśli myślisz takie rzeczy o kimś po złych przejściach, nawet jeśli on przesadza, i nie możesz się powstrzymać od tego, by to wypowiedzieć i kogoś dobić, to nie robi z Ciebie dobrego człowieka. W niczym Ci przecież nie szkodzę po prostu próbując poradzić sobie ze swoimi problemami. Jest coś co muszę dodać na sam koniec – to prawdopodobnie nigdy nie będzie łatwy temat. Minęło wiele lat, a ja próbując to zebrać i napisać zrobiłam się zdenerwowana, trochę roztrzęsiona, z zaciśniętym gardłem. Pewnie już zawsze będzie bardziej drażliwy niż dla osób, których coś takiego nigdy nie spotkało – ale to nie znaczy, że nie może być lepiej. Że nie można żyć normalnie. Że nie można przezwyciężyć przeszkód, które ktoś bezprawnie i brutalnie postawił na naszej drodze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczyna Po
Na koniec chciałabym zostawić na siebie namiary. Nie jestem specjalistą i nigdy nim nie będę. Nie zastąpię kogoś, kto jest Ci bliski. Ale jeśli chcesz mnie o coś spytać, jeśli jakoś mogę spróbować Ci pomóc, jeśli poczujesz się nieco mniej samotnie, jeśli to z siebie wyrzucisz, to wiedz, że będę po drugiej stronie i spróbuję Cię wysłuchać. I obiecuję, że nigdy nie ocenię Cię negatywnie z powodu tego, co Cię spotkało. Mój email to: mogecieposluchac@gmail.com

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczyna Po
Nie będę udawać, że łatwo mi było poradzić sobie z poczuciem, że mi coś zabrano, również na fizycznym poziomie. Pierwszy raz. Kawałek skóry, błona dziewicza, teoretycznie nie definiujący wartości, ale nie potrafiłam tego przeboleć. To tylko nakręcało się razem z poczuciem straty na poziomie godności i wartości. Ale udało mi się dojść do etapu, w którym mogę żałować, że się to wydarzyło, ale nie uważam, że coś zostało mi bezpowrotnie odebrane. A przynajmniej nic, co miałoby sprawiać, że teraz jestem gorszym człowiekiem. Ale związana jest z tym jeszcze jedna pułapka – gdy uznasz, że coś Ci odebrano, stracisz poczucie godności, łatwiej Ci traktować Ciebie samą w sposób pozbawiony szacunku. Podejść do tego na zasadzie – już zostałam zbrukana, więc nie ma znaczenia to, co robię. Jeśli mogę Ci coś poradzić, a czy tego posłuchasz, czy nie, to już nie ode mnie zależy – to traktuj się po tym tylko z większym szacunkiem. Może w danej chwili czujesz się bez wartości i nie ma znaczenia, czy pójdziesz na dyskotekę, żeby czegoś spróbować, czy zrobisz to w innych okolicznościach. Najpierw poczuj swoją wartość, a dopiero potem próbuj robić cokolwiek. Ja nieziemsko żałuję, że w ogóle wzięłam pod uwagę próbę z kimś, do kogo nie miałam uczuć – choć nie miałam poczucia, że mogę cokolwiek stracić i choć nie doszło do fizycznego kontaktu, to żałuję, że nie poczekałam na kogoś, do którego naprawdę miałabym uczucia. Uważam, że więcej mi zabrały jeśli już błędne wybory, nawet jeśli były próbą zrobienia na przekór, na złość mamie odmrożenia sobie uszu, niż to, że ktoś był ode mnie silniejszy i bardziej zdeterminowany. Dlatego proszę, upewnij się, że nie robisz sobie nic sama na złość. Że traktujesz siebie z szacunkiem. Jeśli masz taką pewność – to życzę Ci samej satysfakcji ktokolwiek to będzie. Wydaje mi się, że mówiłam już, że mam skłonność do ukrywania się za fasadą odważniejszej i fajniejszej niż jestem. I do robienia na przekór, nawet sobie. Wpadłam w jeszcze jedną pułapkę – gdy spróbowałam głupio, bez uczuć podejść do próby seksu nie chciałam dopuścić do siebie tego, że po prostu nie jestem ani gotowa, by próbować, ani z tą osobą. Że nie chcę, nie potrafię, że odgrywam sobie tylko w głowie tę scenę. Wydawałoby mi się, że byłabym silniejsza, gdybym była w stanie. Nie umiałam się sama przed sobą przyznać do tej emocji i dopiero niedawno udało mi się z nią skonfrontować. Zraniłam też kogoś, kto usiłował mi pomóc, udając, że dawno temu próbując byłam odważniejsza niż byłam tak naprawdę. To, że nie umiałam nie czuć choćby paniki tylko zamknęło mnie dodatkowo, przekonało o problemie. Czułam potrzebę udawać, że byłam dzielniejsza. Bo wtedy człowiek, który mnie skrzywdził, wygrałby „mniej”. Ale to nie prawda, wiem, że powinnam być szczera wobec siebie. Nic by nie dał przymus, gdy wybierze się złą osobę, nic by nie dał w chwili, w której nie jest się na to gotowym. To nie jest przegrana. Nie patrz na to, jak dochodzisz do siebie jako ciąg wygranych i przegranych. To proces, przez który musisz przejść i nie oceniaj się źle z powodu potknięć, z powodu tego, że coś do Ciebie wraca, z powodu tego, że pewnych rzeczy nie potrafisz. Daj sobie czas, zaufaj. Nie udawaj, że jesteś bardziej opanowana, uleczona, niż jesteś w rzeczywistości. Choć to kuszące powiedzieć sobie, że poradziłaś sobie już ze wszystkim, miej na uwadze, że może czasami bardziej chcesz tak myśleć, niż jest tak naprawdę. Ja wiem, że przez swoją potrzebę pokazywania „odwagi” wpadłam we własną pułapkę. Na Ciebie może czekają inne, a może żadne tego typu, czego Ci życzę, ale nie traktuj tego jako wyzwania. Nie musisz być odważna, dzielna, czy uleczona od razu. Ważne, choć trudne, byś sama była świadoma siebie i nie udawała. Sprawą, w której nie będę nic doradzać, bo nie mogę tego ocenić za Ciebie, ale mogę powiedzieć, co ja czuję po latach jest kwestia zwracania się do wymiaru sprawiedliwości. Żałuję, że w chwili w której mogłam, nie zdobyłam się na to, by wszcząć sprawę na ten temat. Wolałam nie wystawiać się na widok publiczny, bałam się konfrontacji, tego jak będą na mnie patrzeć i jak zostanę potraktowana. Tego jak zmieni się moje życie. Wiem, że wiele tego typu spraw nie kończy się skazaniem, że wymiar sprawiedliwości nie działa idealnie, że często chciałoby się wyższego wyroku. Ale boję się, że nie byłam jedyna, której ten człowiek coś zrobił, a jeśli zostawiłam go bezkarnego, to pomogłam w tym, by komuś innemu również się to stało. W tej chwili wydaje mi się to ważniejsze. Poza tym myślę, że dawałoby mi to przynajmniej jakąś formę poczucia, że walczyłam, nie zostawiłam sprawcy w pełni bezkarnym. Wiem jednak, że taka sprawa to ogromny koszt emocjonalny i decyzja, którą musisz podjąć samodzielnie. Ale myślę, że jeśli w takiej sprawie pomyślałabyś też o innych, to może kiedyś udałby Ci się powiedzieć, że chociaż pomogłaś innym zyskać coś z powodu tego dramatu, który Ci się przydarzył. A może wtedy spojrzałabyś na siebie przychylniej. D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
byłaś wtedy dziewicą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczyna Po
Uwierzyłam w jeszcze jedną złą rzecz. Przypisywałam sobie część winy, część odpowiedzialności za to co się stało. Mogłam być mądrzejsza, bardziej przygotowana, chociażby wpaść na to, by komuś nie odmawiać, bo tak, ale spróbować wyłgać się rzekomym okresem, który mi przeszkadza, choć nawet przecież tak bym z nim chciała. Cokolwiek. To częściowo moja wina, sama wręcz jestem sobie winna. Jeśli miałabym spojrzeć na inne kobiety – nie, oczywiście, że to nie ich wina, tylko sprawcy. Ale jeśli patrzę na siebie samą – to nagle standard się zmienia. Cóż, prawda jest jednak taka, że standard się nie zmienia. Jesteś tak samo niewinna jak inne kobiety, którym nie przypisałabyś odpowiedzialności. To nie Ty wybrałaś. Masz prawo do odmowy w dowolnej chwili. Z dowolnego powodu. To co dzieje się mimo Twojej wyraźnej odmowy nie jest Twoją winą. Oczywiście, że powinnaś dbać o swoje bezpieczeństwo. Ale tak naprawdę nie da się przewidzieć wszystkiego. W stresie nie da się myśleć tak racjonalnie jak wtedy, gdy po raz tysięczny analizujesz co się stało. Pozwól sobie samej poczuć się niewinną tak, jak uznałabyś za niewinne inne kobiety, które to spotkało. Nie wiem, jakie emocje czujesz w tej chwili. Nie wiem, jaki jest złoty środek pomiędzy dwiema rzeczami, które powiem teraz - masz prawo do swoich emocji. Czy to złość, czy smutek, czy coś innego – masz do nich prawo. Ale jeśli pozwolisz, by to wydarzenie zdefiniowało kim jesteś sama w swoich oczach, to przegrywasz. To oczywiste, że to wydarzenie Cię zmieniło. Jesteś inna niż byłaś wcześniej i zapewne straciłaś trochę czasu, a właściwie zostało Ci niesprawiedliwie zabrane trochę czasu z powodu tego, co Cię spotkało. Zapewne wpłynęło to na różne Twoje późniejsze decyzje. Możesz się do tego przed sobą przyznać, ale nie wpadaj w pułapkę myślenia o sobie jako „ofiara gwałtu”. Nie definiuj się w ten sposób. Ja definiowałam się jako „ktoś pozbawiony wartości z powodu gwałtu”, ale w ten sposób później już tylko sama ją sobie odbierałam. Nie jesteś innymi ludźmi i ich czynami, postaraj się znaleźć sobie jakąś inną podstawę niż to wydarzenie. Nie wiem, czy to dla Ciebie trudne, ale dla mnie było niesamowicie trudne. Nie uciekniesz od tego tematu. Będzie w filmach, książkach, wiadomościach. Będziesz musiała umieć nie dać po sobie tego poznać – bo na pewno nie będziesz chciała pokazywać swojej własnej reakcji i bólu przy wszystkich. Możesz sobie w części wypadków powiedzieć, że to tylko wyobrażenie, nic realnego, film, współczuć postaci, ale potrafić się zdystansować. Będą wiadomości o innych, których to spotkało, więcej, niż byś tego chciała. Powiem Ci jedno – o ile sądzę, że będziesz chciała ukryć swoje uczucia, o tyle nie będzie nic złego w wyrażeniu sprzeciwu przeciwko traktowaniu tego jako normalny fragment tego, co dzieje się na świecie. Gwałty nie są normalną częścią życia. Tak jak zabójstwa. Możesz przeciw nim zaprotestować, możesz powiedzieć, że Cię to rusza, możesz powiedzieć, że to niestosowne się z tego śmiać. Będziesz mieć wtedy poczucie, że coś robisz, pewnie nawet bardziej, niż gdybyś po prostu zbyła to milczeniem. Nie musisz od tego jednak uciekać. Spotkał i Ciebie i innych, jest czymś karygodnym, ale nie jesteś w tym jedyna. To zarazem smutne, ale z drugiej strony niech doda Ci siły – są możliwości pomocy, są odpowiednie programy, ludzie chętni, by wyciągnąć do Ciebie rękę. Nie czuję się lepsza od kogokolwiek, by dawało mi to prawo się wymądrzać. Na wiele pytań nie znam odpowiedzi. Nie wiem, czy radziłam sobie i radzę lepiej, czy gorzej niż przeciętnie. Nie wiem, czy udało mi się komukolwiek choć odrobinkę pomóc, albo choć sprawić, by nie czuł się sam. Nie wiem, jak ułożyłoby się moje życie, gdyby mnie to nie spotkało, albo gdybym potrafiła sobie z pewnymi rzeczami kiedyś poradzić inaczej. Wierzę, że byłoby lepiej, ale nie wiem, jaka byłabym wtedy. Nie wiem, gdzie jest granica tego, że ja widzę różne błędne decyzje i swoje motywacje jako powiązane z gwałtem, a gdzie powinnam już być na tyle silna, by nie szukać w tym dla niczego usprawiedliwienia. Na pewno na wiele sposobów jesteś mądrzejsza i silniejsza niż ja, nawet jeśli jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy. Nie czuję się od nikogo lepsza, by dawało mi to prawo do wymądrzania się. Ale wiem, że wyciągnięto do mnie rękę i dano mi szansę, której nigdy nie spodziewałam się dostać. Dlatego postanowiłam opowiedzieć Ci o błędach, które popełniłam – mam nadzieję, że nigdy byś na nie nie wpadła, ale jeśli któryś z nich choć trochę podobny jest do rzeczy, z którymi się zmagasz, to może pomoże perspektywa kogoś, kogo dzielą od tego długie lata i ciężkie bitwy z samą sobą. Jeśli komukolwiek jest teraz choćby o pół kroku bliżej do tego, by poczuć się ze sobą spokojnie i dobrze, to będę przeszczęśliwa. Jeśli ktokolwiek zatrzymał się i pomyślał, nawet jeśli go to nie spotkało, że może to kiepski temat do żartów, że może to poważniejsza sprawa, niż mu się wydawało – brawo, jestem z Ciebie dumna za tę empatię. Jeśli chcesz mi powiedzieć, że jestem mięczakiem, albo sama sobie byłam winna to nie będę Cię w stanie powstrzymać – ale uwierz, jeśli myślisz takie rzeczy o kimś po złych przejściach, nawet jeśli on przesadza, i nie możesz się powstrzymać od tego, by to wypowiedzieć i kogoś dobić, to nie robi z Ciebie dobrego człowieka. W niczym Ci przecież nie szkodzę po prostu próbując poradzić sobie ze swoimi problemami. Jest coś co muszę dodać na sam koniec – to prawdopodobnie nigdy nie będzie łatwy temat. Minęło wiele lat, a ja próbując to zebrać i napisać zrobiłam się zdenerwowana, trochę roztrzęsiona, z zaciśniętym gardłem. Pewnie już zawsze będzie bardziej drażliwy niż dla osób, których coś takiego nigdy nie spotkało – ale to nie znaczy, że nie może być lepiej. Że nie można żyć normalnie. Że nie można przezwyciężyć przeszkód, które ktoś bezprawnie i brutalnie postawił na naszej drodze. D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×