Gość gość Napisano Luty 18, 2016 Moze mi pomozecie zrozumiec jedna rzecz. 1,5 roku temu w pracy poznalem mezatke pare lat mlodsza ode mnie. Oczywiscie jako przykladny maz zakochalem sie od pierwszego wejrzenia. Romansowalismy na calego, z roznymi przeszkodami, uczuciami itd. Ja po pol roku romansu wyprowadzilem sie od zony (juz rozwiedzony jestem), ona caly czas nie wiedziala co zrobic.. koniec koncow po roku takiej hustawki emocjonalnej powiedziala ze zostaje z mezem. Ale mnie kocha... Staram sie o tym nie myslec itd.. No ale od czasu do czasu ja widuje, tak jak w poniedzialek.. wszytko wrocilo, kocham ja nieprzytomnie, zagadalem. Mowi ze z mezem ok, i stara sie o nas nie myslec. Pytam czy mnie kocha, mowi ze tak. ale od MEZA odejsc nie moze (nie maja dzieci). Czy to jest jeszcze mozliwe zeby w tych czasach byc zona bo tak ja wychowano? i zeby dla kobiety nie liczylo sie milosc. Powiedziala mi ze nie mozna miec wszytkiego, nie wie czy kocha meza a na pewno nie tak jak mnie.. ale to dobry chlopak i go nie moze zostawic. Za cholere sie z tym pogodzic nie moge, mimo ze juz minelo ponad pol roku... mam wrazenie ze oszukuje siebie i meza... Normalnie czasami mam ochote zeby ktos przypadkiem mezowi powiedzial co jego zona ponad rok wyprawiala ze mna,... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach