Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Dziewice jako jedyne się szanują

Polecane posty

Gość gość

szanują, szanują

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Straciłam dziewictwo po 20. roku życia. Więc dość późno z chłopakiem, którego kochałam i byłam z nim parę lat. Zaraził mnie wirusem HPV i teraz choroby mam jak rasowa qrwa. Także zacnie. Sami maczacie ch u j a gdzie byle, a potem roznosicie syfy i zakażacie bogu ducha winne dziewczyny :O Wal sie na morde, cwelu ze swoja pochwałą dziewictwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czemu nie wziełaś prawiczka do związku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś A skąd miała wiedzieć, że to nie prawiczek? My kobiety nie mamy żadnej możliwości zweryfikowania waszego prawictwa. A że większość z was to puszczalskie s*******ny i patologiczni kłamcy, proszę was tylko, żebyście używali gumek z doopodajami, żeby potem stałej partnerce nie sprzedać jakiegoś syfa. I będzie git.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeeejkuuuu wiemyyy juz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Stało się to w pewien mglisty wieczór wiele lat temu w Irlandii. Moi rodzice to z pochodzenia ojciec Irlandczyk i matka Polka. Ja urodziłem się w Polsce ale mieszkaliśmy u ojca. Niedaleko mojego wcześniejszego miejsca zamieszkania stała mała wioska. Bardziej osada. Wybudowana została wcześniej niż wioska w której my mieszkaliśmy , ale tak naprawdę nikt nie znał historii osady. Krążyły legendy że niegdyś zamieszkiwali ją " wikingowie". Mówiono że Las przez który trzeba przejść by się tam dostać jest nawiedzony i zamieszkują w nim duchy pra przodków. Tubylcy jak i moja rodzina byli bardzo przesądni i zabobonni. Mało kto przyznał się że wierzy w wieści o "duchach" , ale nikt nigdy nie przechodził przez ten las samemu. Kiedy zapytałem się dziadka dlaczego tak unika tego miejsca , odpowiadał jedynie : "Nach dtéann riamh ann tar éis dorcha" - co po Irlandzku znaczy : " Nie chodź tam nigdy po zmroku". To rodziło we mnie ciekawość i tym bardziej mnie tam ciągnęło. Pewnego dnia ja i mój kolega z sąsiedztwa zdecydowaliśmy że wybierzemy się tam. Naszym celem była opuszczona wioska , a las grodzący te miejsca był spory lecz dziurawy. To właśniej w jednej z tych dziur znajdował się nasz cel. Mieliśmy do przejśca 2 kilometry , może nawet mniej. Wzięliśmy ze sobą ostre noże , kompas , linę i kilka pudełek zapałek. Byliśmy przygotowani na każdą okoliczność. Przypominano nam w końcu że dziczyzna oraz ptactwo które są naszym pożywieniem nie brały się z nikąd. Ojciec miał licencję myśliwską i każdy dorosły obywatel naszej wsi taką posiadał. Co prawda dorośli polowali w lesie. Ale nigdy nie w obszarze do którego my się wybieraliśmy i zawsze parami. Kiedy czuliśmy że jesteśmy już blisko zaczęło się ściemniać. Tak naprawdę nie znaliśmy drogi , ale ludzie mówili że prowadzi " na północ" , a szliśmy wąskim szlakiem. Szlak ten jednak nie był dobrze wychodzony. Często zbaczaliśmy z kursu i baliśmy się że możemy się zgubić.. Jednak nasze obawy szybko rozwiewał , następny zarys dróżki. Kiedy robiło się coraz szarzej ,a wilgoć potęgowała się , przechodziły nas myśli by wracać. Wiedzieliśmy że zapałki na nic się nie zdadzą , a mgła w tych rejonach jest częsta niczym deszcz w lasach tropikalnych. Tak stało się i tego wieczora. Było około 19.00 , lecz w gęstym lesie mgła nie była największym problemem. Kłopotliwy dla nas zaś była " niepewność co do swoich przekonań " oraz " brak doświadczenia survivalu". Cały czas zdawało nam się że to może być jednak " zła droga". Wydawało nam się że szliśmy z 2 godziny , a byliśmy już cali zmoknięci i nie był to pot. Całą drogę towarzyszyły nam zróżnicowane szelesty. Albo to jakiś płaz w trawach , albo ptak wśród drzew. Co prawda Irlandia to nie Amazonka , ale ten las był żywy i czuliśmy to pełną gębą. Kiedy natrafiliśmy na wielki dąb zatrzymaliśmy się przed nim. Dziadek przestrzegał mnie przed nim a ja go od razu poznałem. Wyrastał samotnie i zdobiły go korzenie. Te korzenie były długie jak węże i grube jak anakonda. Zanurzały się pod ziemię niczym glizdy. Kiedy omijaliśmy je , notorycznie przechodziła mnie myśl że gdyby mnie splotły byłbym bez szans. To taki strach młodzieńczych lat , a miałem wtedy 15. Patrzałem jak stąpam i byłem gotów użyć noża , mierząc pod kostki. To właśnie przy tym dąbie , kolega zatrzymał mnie i chciał żebym to zobaczył......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×