Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Przemyślenia matki pracującej na etacie

Polecane posty

Gość gość

Jestem mamą niespełna dwuletniego synka. Wróciłam do pracy po 7 miesiącach urlopu macierzńskiego w obawie przed utratą pracy. Z perspektywy myślę, że moje obawy były absurdalne ale w tamtym czasie urlop roczny był nowością a ja w moim dziale miałam być tą, która przetrze ewentualne szlaki. Kiedy zaszłam w ciążę beztrosko gdybaliśmy sobie z mężem jak to oddamy dziecko do żłobka a my tymczasem hopsa do pracy. Kiedy syn przyszedł na świat to tak jakby mi ktoś położył kamień na sercu - świat stanął i nagle jakby na pstryknięcie palcem poczułam ciężar odpowiedzialności za moje DZIECKO. Nie płód, nie "tego kogoś" tylko mojego synka. Okazało się jasne, że nigdy w życiu, za żadne skarby nie oddam syna do złobka. Kto go utuli gdy zapłacze? Kto otrze jego łzy, gdy opiekunka zajęta będzie akurat tuleniem innego dziecka? Jak w jego świecie poukłada on sam sobie, że mama i tata są owszem, ale tylko od godz. 17 i tylko w weekendy? Zaczęły się koszmary, śniło mi się jak prowadzę syna po wysokich schodach i zostawiam samego w złobku, jak płacze i zanosi się w niebogłosy. Tak nam się w życiu potoczyło, że zarabiam lepiej niż mąż na ten moment. Ja wróciłam do pracy, mąż zaczął pracować z domu tak by cały czas miał Małego w zasięgu wzroku. Znaleźliśmy młodą studentkę pedagogiki na 4 godziny dziennie do opieki nad synem. I jakoś... jakoś to półtora roku się turla... No ale... w pracy jestem od 8 do 16.30. wychodzę z domu o 7 by dojechać, w domu jestem o 17.15. Po powrocie jedyne co zdażę to umyć ręce i już jestem z moim synkiem. Czasem padam na pysk, w domu wieczny bałagan, obiad...wstyd przyznać... czasem kupujemy na stołówce... z pracy wychodzę punktualnie więc patrzą na mnie spode łba no bo gdzie się podziała ta Kaśka, która kiedyś wiodła prym w nadgodzinach. Patrzą na mnie jak na kosmitę bo jesli pojawiam się na imprezach to warunkiem koniecznym jest, że najpierw zasnie syn. Patrzą jak na świrusa bo syna karmiłam do 22 miesiąca życia. Ale i tak... jest mi przykro. Bo choćbym dwoiła się i troiła to nie wydlużę doby, i tak nie ma mnie w domu bite 10 godzin, i tak omija mnie tak wiele z życia dziecka. Jestem kwoką? W 3 godziny dziennie nie nadrobię 10 godzin podczas których jestem w pracy. Wpadłam więc na pomysł. Tak dumałam, tak rozmyslałam że wymyśliłam... muszę rozkrecić własny biznes. Jakąś niszę. Coś co pozwoli mi pracować z domu, choćby wieczorami i nocami ale dzięki czemu będe mogła być z moim dzieckiem, chodzić na stragany z warzywami, gotować obiady z prawdziwego zdarzenia, mieć czas na posprzątanie szaf z molami;/ Trzymajcie proszę kciuki. Ps. jestem w ciąży. Jesienią przyjdzie na świat moja córcia ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak się rozpisałam, tak rozpisałam ale nie o tym miałam... Otacza mnie w pracy wiele dziewczyn z dziećmi i obserwuję...znieczulicę. Znieczulicę na płacz dziecka- musi się wypłakać. Znieczulicę na choroby - chore, nie chore, z gilem czy zapaleniem oskrzeli- wysyłają do złobka/przedszkola. Powszechną praktyką jest wywożenie dziecka na tydzień do dziadków na wakację 1 na 2 miesiące i przedłużania wakacji rocznemu(!) dziecku do 2 tygodni... podczas których się go nie odwiedza;/ Powszechne są rady w stylu: jak możecie w ogole nie zostawiać dziecka wieczorem z opiekunką i nie wyjść do teatru/kina? Jak mam wyjść izostawić syna jeśli nie widzę go cały dzien? Czy ja jestem dziwna? Czy to świat zwariował?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ją mam podobnie, dla mnie dziecko to nr 1 dlatego pracuje za marne pieniądze, ale mam do pracy 15 min.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
babom feminazistyczne bzdury zryły łeb nie ma czegoś takiego, że dziecko "musi się wypłakać". dziecko nigdy nie płacze bez powodu, skoro ma sucho, jest najedzone i nic go nie boli to płacze, bo chce być blisko matki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie jesteś dziwna tez tak mam,ale jak idę na zakupy to przestaję mieć wyrzuty ze pracuję bo moje starsze dziecko ma 6 lat i mimo że oszczędzam kasy trzeba full. Jedzenie lepsze, leki, dentysta, zajęcia dodatkowe, ciuchy buty wakacje... mąż da rade nas sam utrzymać ale ja też chcę coś odłożyć, cokolwiek czy na studia czy na start dla dzieci. Ja nic nie dostałam i mega ciężko mi było więc znam wartość pieniądza. Natomiast na pewno nie zostawiłam dziecka i nie pojechała np. Wypocząć (choć czasem jak dają popalić mam ochotę uciekać :)))) może jak będą duże np w wieku nastoletnim pojadę gdzieś z mężem bez wyrzutów sumienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciesz sie, ze masz prace i wieczor dlz dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Masz rację kobiety popadają w znieczulicę, ja mam ten komfort ze jestem z dzieckiem w domu do przedszkola, tak naprawdę to taki maluch bardzo potrzebuje kontaktu z bliska osoba żeby nawiązać stala bezpieczna relacje, takie podrzucanie dziecka uczy go braku zaufania do rodziców, dziecko ma namieszane w glowie bo kazdy wychowuje je po swojemu. Tylko wiem że nie kazda rodzina może sobie finansowo na to pozwolić. Kiedys przypadkowo spotkana kobieta pracujaca w korpo powiedziała ze jej córka 11l. ma do niej ogromny żal za to ze ja wozila po babciach, ze nie ma dla niej czasu, ze zawsze jej nie ma itp. Ta kobieta musi pracować żeby za cos zyc ale z drugiej strony czas tak szybko ucieka i nie zdazyla być mama dla córki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja uważam, że to to realizm. Jak popatrzysz na społeczeństwa prymitywne to zobaczysz, że w nich też dziecko od pewnego wieku nie jest przyklejone do matki. Zaczyna chodzić, jeść więcej niż mleko, to się naturalnie od mamy oddala, zaczyna się nim opiekować cała społeczność po trochu (taki odpowiednik naszych złobków). I to ma swoje korzenie w ewolucji gatunku, kiedyś byliśmy zbieraczami, plemię nie mogło sobie pozwolić na to, żeby z tej pracy na miesiące czy lata wykluczać kobiety, i potomstwo oraz opieka nad nim się do tego dostosowały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
cd. bo mi nie chciało puścić całości: Zgodzić się można jednak z tym, że matka jednak przez te 2-3 lata powinna być blisko, a nie codziennie godzinami oddzielona od dziecka. Dlatego też super byłyby np. złobki przy zakładach pracy i czas dla mam, żeby mogły tam odwiedzać dzieci... A co do płakania... po wykluczeniu innych przyczyn wcale nie jest ono wzywaniem matki tylko po prostu nieraz "nudzi mi się, niech ktoś się mną zajmie", i dziecku jest obojętne czy zrobi to mama, tato, ciotka czy pani sąsiadka, sprawdzone na 2 swojej i 3 bratanków ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
rozumiem cie autorko bardzo dobrze. niestety musze dac dziecko do zlobka jak skonczy rok, bo wracam do pracy. zlobek super, ale co z tego jak wiem (czuje to) ze dla mojej pociechy bedzie to dramat. nie mam nikogo typu babcia, ciocia, na nianie mnie nie stac. nikt mnie nie rozumie, kazdemu sie wydaje ze "tak juz jest" i dziecko musi sie dostosowac. a jednak ja uwazam ze te 2-3 lata sa kluczowe i moje dziecko traci na tym, ze nie bedzie mnie z nim przez wiekszosc dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorkomysle podobnie, jestem na macierzynskim-konczy sie niedlugo, juz wiem ze nie wracam tam gdzie bylam bo pracowalam 12 godz ide na wlasna dzialalnosc,maly bedzie 2 -3 razy w tyg w klubie malucha po 3 godz juz mam ustalone, i co drugi weekend bede pracowac a maly bedzie z mezem rzucam wszystko bo wiem ze dziecko w tym wieku potrzebuje przede wszystkim rodziców

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak jak wyzej. Dobrze powiedziane i racjonalnie uzasadnione. Nic "cudownego" w przyklejeniu sie do dziecka. Chowamydzieci dla swiata, nie dla siebie, nie dla zaspokojenia swoich fanaberii. Ja rodzilam w kraju, gdzie urlop macieerzynski nie istnieje, w USA. Dobrze, ze mialam tesciow emerytow, ktorzy CHCIELi miec dziecko w domu. dziecko od zawsze bylo przyzwyczajone do bycia z masa ludzi oprocz mamy. Adaptacja przedszkolna to byl pikus. Do dzis mowi mi jaki wspanialy jest swiat i ilu ludzi do lubienia i kochania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W społeczeństwach prymitywnych dziecko jest non stop przy matce do 3 roku życia. Dopiero później puszczane jest samopas. Poczytaj trochę koleżanko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sorry ale czemu 10 godzin robisz a nie 8 ? To ile robiłaś wcześniej skoro prym wiodłaś w nadgodzinach ? Czy ty przed urodzeniem dziecka miałaś w ogóle jakieś życie ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Robi 8 godzin, a około dwóch jest na dojazdy. Pewnie 30 minut zajmuje jej obowiązkowa przerwa na lunch (zwyczaje w korpo). Czytałaś uważnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niestety autorko, ale takie jest zycie. Choc wydaje mi sie ze trzymanie dziecka pod spodnica do 3rz to troche przesada. Moj maly poszedl do przedszkola jak skonczyl 2 lata. Wtedy dziecko zaczyna odczuwac potrzebe kontaktu z rowiesnikami. Ja, tak jak kolezanka wyzej mieszkam w USA, gdzie nie ma urlopow macierzynskich i sa szczesliwe mamy i zadowolone dzieci wiec nie demonizujmy,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co wy myslicie ze wlasny biznes to taki miod???? NIE MACIE BLADEGO POJECIA I WKURZAJA MNIE TAKIE TEKSTY "popracuje z domu" itp musisz oplacic sobie zus 1000zł wiec czy zarobisz czy nie co miesiac musisz to placic. Nie masz wakacji - teraz jak masz urlop to dostajesz wynagrodzenie. Tymczasem na wlasnej dg nadal wszystko normalnie oplacasz nawet nie jestes zwolniona z zusu, czyli NIE PRZYSLUGUJE CI NAWET DZIEN URLOPU a w koncu NIE PRACUJESZ WIEC DOCHOD MOZE BYC NIZSZY BADZ ZEROWY. Wyobraz sobie ze masz stalych klientow np jestes radcą prawnym lub ksiegowa lub fryzjerka - myslisz ze po roku macierzynskuego klienci beda na ciebie czekac? Juz dawno poszukaja kogos innego a po roku nie wroca do ciebie chocbys byla najlepsza bo takie zmiany np ksiegowej to koszty dla firmy. Znam kilka kobiet co maja wlasna dg i czesc z nich po ur dziecka musiala zawiesic dzialalnosc, inne praktycznie od razu wracaly do pracy zeby utrzumac dzialalnosc. Koszty w PL SA ZA DUZE. Naswietlilam Ci tyllko na szybko ale uwierz ze to dopieto poczatek gory lodowej....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko myślę dokładnie tak samo, z tym że ja siedzę z synkiem 2,5 - letnim, jestem w drugiej ciąży (córka) i bardzo się cieszę że mam tę możliwość pobyć z dzieckiem, bo tego czasu nikt mi nie odda. pensja męża jest ok, teraz ja dostaję zus (L4) i mamy "przyzwoite" zarobki, ale jak byłam cały zeszły rok na wychowawczym i byliśmy na 1 pensji męża to po prostu zacisnęliśmy pasa. i nie żałowałam że ubrania kupuję na wyprzedażach, albo nawet w ciucholandzie, nie żałowałam że nie stać mnie teraz na buty za 200 zł, chociaż moje dziecko ma wszystko nowe i na synku nie oszczędzam. jestem szczęśliwa że siedzę z synkiem, chociaż niezły z niego agregat i jest bardzo absorbujący, ale uwielbiam z nim być i cieszyć się że cały czas jesteśmy razem. z córką też chcę pobyć. absolutnie nie zamierzam siedzieć z dziećmi 10 lat, ale jak córka pójdzie do przedszkola - w wieku 4-5 lat lub już do szkoły to ja spokojnie do pracy. i żeby nie było mam wyższe wykształcenie, fajny zawód, mąż też i mieszkamy w mieście. ale dzieci nie zamieniłabym na żadne pieniądze, na żadne przyjemności, one są najważniejsze. czasami tego pasa trzeba zacisnąć, ale dla dzieci warto, bo ten czas z nimi jest bezcenny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mówcie co chcecie, pewnie większość z Was, kobiet niezależnych, ma delikatnie mówiąc odmienne zdanie, ale ja jestem wdzięczna mężowi, za to że potrafi nas utrzymać chociaż przez pierwsze lata życia dziecka. Gdybym musiała oddać roczniaka do żłobka (o półrocznym nawet nie wspomnę), to chyba by mi serce pękło. Współczuję tym z Was, które musiały podjąć taką decyzję, ale nie zrozumiem tych, które uznały po prostu, że "one nie nadają się do siedzenia w domu i kochają swoją pracę, więc muszą wrócić najszybciej jak się da".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś , nie, nie jest. Jestem z wykształcenia antropologiem ;) Matka jest w pobliżu, ale dziecko od kiedy może to sobie biega "luzem" po całej wiosce. I ty to też możesz zaobserwować u swoich dzieci, tę ciekawość, chęć "zwiedzania" - dlatego "u nas" są np. "smycze" dla takich maluchów, bo one wcale nie są i nie chcą być przyklejone do mamy ;) A dla mamy też nie jest jedynym zajęciem pilnowanie takiego dziecka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziecko biega luzem po 3 roku życia. Nie mówię oczywiście o slumsach w Indiach ale prymitywnych plemionach afrykańskich. Ale co z tego. U nich cała wioska wychowuje dziecko, trzylatek biega ale sąsiadka ma na niego oko, da coś do zjedzenia itd. U nas tak nie ma więc w sumie bez sensu porównywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dla mnie dziecko to nr 1. Nawet nie myślałam o krótszym macierzyńskim, od razu wzięłam roczny. Chowam dziecko bezbutelkowo (samo odrzuciło butelkę i smoczek a ja na siłę ich nie uczyłam używać), więc siłą rzeczy przez kilka pierwszych miesięcy musiałam być praktycznie cały czas z dzieckiem (a właściwie moja pierś) ;) Moje rozstania z dzieckiem trwały 1-1,5h, kiedy jechałam na większe zakupy raz w tygodniu. Kiedy skończył 4 miesiące pierwszy raz zostawiłam go z tatą na 3h. Teraz ma 8 miesięcy i zostawiam go tak nie częściej niż raz w tygodniu, gdy chcę pobyć trochę sama i np. przejść na zakupy, na których dziecko by się tylko męczyło. Poza tym jestem z dzieckiem 24/7. Beze mnie i bez męża synek został 2 razy na godzinkę u babci. Poza tym nie podrzucamy i nie mamy zamiaru podrzucać dziecka nikomu bez ważnej przyczyny. I wbrew temu, co możecie sobie teraz pomyśleć, moje dziecko nie jest dzikusem, które nie schodzi mamie z rąk. Wręcz przeciwnie. Od początku wszędzie go z mężem zabieramy. Zwiedził już kawałek Polski, poznał większość naszych znajomych rozrzuconych na mapie. My z mężem jesteśmy bardzo towarzyscy i kilka razy w miesiącu spotykamy się raz z jednymi, raz z innymi ze znajomymi. Synek do każdej nowej twarzy szybko się przyzwyczaja i traktuje jak swojego. Po kilku minutach pobytu u nas w domu każdy może go wziąć na ręce. Również w obcych domach mój mały czuje się jak u siebie. Nie raz ludzie mnie pytają, czy moje dziecko umie w ogóle płakać. Mając 7 miesięcy synek był ze mną na weselu i do 23 nie dał się uśpić. Był przeszczęśliwy, bo ciągle ktoś się chciał z nim bawić i go nosić. Większość to byli ludzie, których widział pierwszy raz na oczy. Ja miałam z nim co trochę kontakt wzrokowy i to mu wystarczyło, żeby wiedzieć, że wszystko jest ok. I żeby nie było, nikomu go nie wciskałam, żeby sama potańczyć, po prostu jako najmłodszy weselnik został rozchwytywaną gwiazdą wieczoru. Pozwalam każdej osobie, której ufam, zajmować się moim dzieckiem w mojej obecności, bo nie chcę, żeby był maminsynkiem, który nie chce puścić maminej spódnicy i beczy, jak straci mamę z oczu na kilka sekund. Mam takich znajomych, którzy jak do mnie przyjadą, to przez calutką wizytę trzymają dziecko na rękach. Tymczasem ja będąc u nich mogę mojego położyć na dywanie i on się spokojnie sam bawi. Wiele moich znajomych ma również małe dzieci, więc mój maluch ma również kontakt z rówieśnikami. Teraz może to nie jest wiek do wspólnych zabaw, ale za rok czy dwa będą razem szaleć. Pewnie że dziecko to też jakieś ograniczenia, ale ja ich bardzo nie odczuwam. Częściej zamawiam różne rzeczy przez Internet, żeby nie biegać po galeriach. Zamiast wychodzić do pizzerii czy restauracji, często zamawiamy coś do domu. Choć teraz, jak jest ciepło, chętnie korzystamy z ogródków przy lokalach i jemy na zewnątrz a dziecko wtedy śpi w wózku. Do kina nie chodzimy, ale zawsze można coś wypożyczyć do domu czy obejrzeć film w tv. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym teraz chodzić do pracy a mój maluch by zostawał z babcią czy opiekunką. Spędzam z nim każdą chwilę i cieszę się, że mogę patrzeć na to, jak się rozwija i po prostu być przy nim. Planuję przedłużyć sobie czas wolnego o trochę urlopu wychowawczego i wrócę do pracy, gdy moje dziecko dojrzeje do dłuższej rozłąki ze mną. Może przejdę na pół etatu. Jeszcze nie wiem, ale na pewno nie wrócę za kilka miesięcy, do pracy, w której spędzałam czasem 12h + 2h na dojazdy. Nie chcę siedzieć z dzieckiem dokąd nie skończy 10 lat, chcę wrócić do pracy, bo nie po to kończyłam ciężkie studia, by z tego nie skorzystać, ale nigdy praca nie przysłoni mi dziecka, które jest dla mnie najważniejsze n świecie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś To wszystko prawda co piszesz.! Brutalna ale prawda. Autorko, nie chcę cię zniechęcać do dg i życzę ci powodzenia. Zanim jednak podejmiesz decyzję, rozważ wszystko bardzo dokładnie. Nie wiem o jakiej niszy mówisz, nie wiem jakiego rodzaju biznes chcesz prowadzić. Weź pod uwagę, że założyć firmę jest banalnie łatwo, ale utrzymać ją przez dłużej niż rok jest trudniej, a utrzymać się z własnej działalności jeszcze trudniej. Musisz liczyć się z niespodziewanymi kosztami, kaprysami rynku, określić precyzyjnie potrzeby klientów i liczyć się z tym, że trendy się zmieniają... Po drugie, przy dg jesteś zawsze w pracy... Dasz radę gotować obiady w dzień a noce zarywać? Pierwsze zarobione 1200 zł oddajesz na zus, dopiero potem pokrywasz koszty... Potem dopiero zaczynasz zarabiać... Jak pisała poprzedniczka - zero urlopów, klienci żądają dyspozycyjności, bo inaczej zwrócą się do konkurencji, w dzień nie popracujesz bo dziecko, wieczorem twoja wydajność już nie jest taka duża... zarywanie nocy na dłuższą metę nie jest żadną metodą. Rozważ to sobie. Ja mam działalność od kilku lat, i właśnie po roku pracy częściowo na macierzyńskim i teraz już po zaczynam rozważać poważnie urlop wychowawczy, bo zwyczajnie zaczynam gonić w piętkę... Tak jak piszę, nie chcę cię zniechęcać, bo dg ma wiele zalet, ale zanim się rzucisz na głęboką wodę upewnij się, że rozważyłaś wszystko, łącznie z najczarniejszymi scenariuszami, masz sensowny biznesplan i że dasz radę tak funkcjonować. To jest do zrobienia ale wymaga sporego wkładu pracy. Powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorko bardzo rozsądna i dojrzała z ciebie matka! gratulacje! dziś niewiele kobiet jest które są w stanie to zrozumieć, szczególnie na kafeterii jest kult pracy, nawet za grosze bo robić trzeba... bez skrupułów oddają dzieci do żłobka, w weekend do babci, a na wakacje to najlepiej tylko z chłopem... a dziecko znów trzeba gdzies podrzucić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
naprawdę cenie mojego męża że tak dobrze się wykształcił, że ma taką dobrą pracę ze bez skrupułów mogę "siedzieć" w domu z dziećmi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko madra z Ciebie kobieta. Ja mam ten sam problem. Oddalam dziecko do zlobka jak mialo rok. Plakalam jak wariatka. Obcy ludzie opiekuja sie moim dzieckiem 11 godzin. Chore tez chodzi do zlobka. Czuje sie z tym okropnie. Z drugiej strony wiem ze jak rzuce prace to juz nie znajde bo mam bardzo unikatowy zawod. Corka jak mnie widzi o 18stej wieczorem to przykleja sie do mnie jak plasterek. Do d**y z takim macierzynstwem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie będę sie odnosić do przemyśleń autorki dziwi mnie tylko jedno - pisze tak, jakby kiedyś było zupełnie inaczej. Przecież kiedyś macierzyński trwał kilka miesięcy, potem oddawało sie dziecko do żłobka i matka wracała do pracy. Niektóre faktycznie brały wychowawczy, ale to były jednostki. Żłobków było mnóstwo, miał je nawet każdy większy zakład pracy. Były nawet tak absurdalne instytucje jak tygodniowe żłobki, gdzie dziecko oddawało się w niedziele wieczorem i odbierało w sobotę po południu. Faktem jest, że pracowało sie tylko 8 godzin i raczej bliżej domu, więc kobieta nie była poza domem tak długo, ale była. Pracująca matka to nie jest wymysł ostatnich lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pamiętam jak moje koleżanki ze studiów rodziły kilka lat temu i po pół roku wracały do pracy. Zaczynała się walka o przetrwanie: żłobek, opiekunka, zdalna praca ojca z domu - generalnie kilka lat ciągłego zmęczenia, wyrzutów sumienia i chorujących dzieci. Obiecałam sobie wtedy, że ja na taki los siebie ani dziecka nie skażę. Na szczęście kilka lat później macierzyński wydłużono do roku, a nasza sytuacja pozwalała na skorzystanie z wychowawczego. Dzieci ma się po to, żeby je kochać i wychowywać. Do pewnego wieku idealnym miejscem dla maluchów jest środowisko domowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przeczytalam tylko twoja wypowiedz wiec nie wiem jak dalej sie dyskusja potoczyla ale calkowicie sie z tobą zgadzam. Ale uwazaj jak będziesz rozkręcać wlasny biznes, ja swój prowadzilam przez prawie 3 lata, potem ciaza, nieplanowana, firma której swiadczylam uslugi od razu mnie zwolnila, dostalam na lodzie, nie bardzo wiedzialam za co sie zabrac, jak oplacac skladki i z czego bo na początku ciąży musialam leżeć. Ksiegowa poradzila mi zebym na jakiś czas zawiesila dg aż sie poczuje lepiej, wymysle nowy sposób dzialania. I tak się stało, poczulam sie lepiej, ruszylam ze sprzedażą internetowa, w sumie kontynuowalam to co wcześniej robilam tylko z terenu przenioslam soe do Internetu. Zus przyznam macierzyński, placili przez 4 miesiące aż w końcu zaczelam dostawać pisma ze cofnęli macierzyński bo dg otwarlam żeby wyludzic zasilek (i nie nie oplacalam najwyższej skladki tylko podstawe taka jaka zawsze) teraz mijają 2 lata a sprawa w sądzie nadal sie toczy, rejonowy przyznam mi racje wiec zus sie odwolal, apelacyjny tylko mi udowadnial ze jestem zlodziejka i oszustka, czulam sie jakby za chwile mieli mnie zamknac za jakieś machlojki a przecież tylko wrocilam do pracy i zamiast siedzieć cale 9 miesięcy na l4 zawiesilam dg żeby zobaczyć co dalej, przemyśleć czy to ma sens, znaleźć pomyśl na siebie. Teraz czeka mnie kolejna rozprawa na której znów nie wiem czego się spodziewać, jestem bez pieniędzy, bez skladek, bez prawa do zasilku. Sprawa ciagnela sie tak dlugo ze zamknelam ostatnio moja dg, nie mam juz ochoty sie w to bawić, wladowalam w prawnika, w skladki, nie wiem ile będzie trzeba oddać zusowi jak przegram, nic nie wiem. Stwierdzilam ze nie będę generować dalszych kosztow bo to bez sensu.... Jak rozkręcisz wlasny biznes w ciąży to od razu ci mowie zebys brala dobra ksiegowa co sie zna na tych sprawach, tak co zus nie będzie mial sie do czego doczepić bo pewnie skończy sie jak u mnie i cię pozwą. Zbieraj dowody pracy, ja nie trzymalam wszystkiego i to byl mój blad, teraz ode mnie chcą dowod nadania jakiegoś listu sprzed dwóch lat ;) ciekawe skąd bo list doszedl, klient byl zadowolony wiec dowodow nadania nie zbieralam albo wysylalam cos nie rejestrowanym i teraz jestem w d... Bo jak udowodnic nie potrafie to znaczy ze go nie wyslalam :/ w każdym razie powodzenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tylko patrzeć jak niedługo osiwiejecie z tych rozterek.Nie można dziecka z babcia zostawic bo chce się pospać,wybrać do kina,na imprezę co jakiś czas,bo zaraz to nazywacie podrzucaniem w negatywnym znaczeniu.Wyobrażcie sobie,że można kochac mądrze,bez przyklejenia się do dziecka,tak aby normalnie zyć,no serio ,ale cos musi byc nie tak,bo skoro macie az takie wyrzuty sumienia z kazdego niemal powodu to cos nie gra...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×