Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość gość

Czeczeńskie getto to polska tragedia

Polecane posty

Gość gość

Ahmed, Usman, Said, Madina, Fatima, Aisza, Szamil, Lajla - 42 czeczeńskich uczniów z wiejskiej szkoły w Emolinku pod Warszawą odbiera świadectwa na apelu z okazji zakończenia roku szkolnego. Stłoczeni w szkolnym korytarzu, z dala od polskich rówieśników. Przekrzykują się po czeczeńsku. Wszyscy zdali do następnej klasy, choć nie mówią po polsku, nie przerobili szkolnego programu, nie mieli nawet podręczników. - To fikcyjna edukacja - mówi jedna z nauczycielek. - Jak mam czegokolwiek nauczyć dziecko, które mnie nie rozumie, a ja nie rozumiem jego. Ktoś powinien zapewnić małym uchodźcom lekcje polskiego, a nauczycielom przygotowanie do pracy z dzieć-mi po przeżyciach wojennych. To chory system krzywdzący też polskich uczniów. Szkołę w Emolinku odwiedzamy tydzień przed rozpoczęciem wakacji. Przerwa. W klasie wielkości małego pokoju stoją w rogu polskie czwartoklasistki. W przeciwległym - grupka czeczeńskich chłopców. Tylko jeden mówi trochę po polsku. Ahmed przyjechał z Groznego dwa lata temu. - My w Polsce nie zostajemy, jedziemy do Austrii, tu na chwilę - mówi nieskładnie, gestykuluje. Reszta czarnookich dzieciaków nie mówi nic. I prawie nic nie rozumie. W zerówce niziutkie stoliki ustawione w kwadrat, piętnaścioro polskich 5- i 6-latków naprzeciw siedmiorga dzieci uchodźców. Wyrywają sobie kredki. Najstarsi czeczeńscy "zerówkowicze" mają 9 lat. Są silni, niewiarygodnie sprawni fizycznie. Chłopcy bawią się w strzelanki, inscenizują bójki. - Często malują czołgi, ludzi z obciętymi głowami - mówi na-uczycielka najmłodszej grupy. Polskie dzieci są wystraszone. Kilka dni wcześniej 9-latek z Czeczenii wcisnął plastikowego dinozaura między nogawki spodni, pojękiwał. Wychowawczyni: - Nie wiedziałam, jak zareagować. Polskie dzieci w zerówce uczą się sylabizować. Czeczeńskie dostają w tym czasie kserówki do kolorowania. Ale nie kolorują - kartki zmiętoszone, kilku małych uchodźców opiera buzię na ręku, przysypiają. W ośrodku w Smoszewie, gdzie mieszkają, są budzone wcześnie, już o 7 odjeżdża autobus. Rodzice siłą wypychają je do szkoły, bo dostają dzięki temu ekwiwalent: 9 zł dziennie. Za te pieniądze powinni przygotowywać dzieciom drugie śniadania. Ale maluchy często przychodzą do szkoły bez kanapek, czasem mają ze sobą chleb z dżemem, parówkę, domowe placki albo - nic. W szkole dostają mleko, potem w wiejskim sklepiku kupują ulubione czipsy. Czeczeni w 140-osobowej szkole stanowią jedną trzecią. W swojej grupie czują się pewnie. Sami zamknęli się w getcie - nie szukają kontaktu z polskimi rówieśnikami. Matematyka. - W grupie czeczeńskiej wybieram ucznia, który trochę rozumie polski. Proszę, by tłumaczył - mówi matematyczka Joanna Tomaszewska. - Jednego dnia wszyscy wstali i wybiegli z lekcji. Mój tłumacz zrobił sobie żart, powiedział kolegom, że to koniec nauki. Czeczeńcy w starszych klasach wykonują proste obliczenia, ale zadania tekstowe są nie do przebrnięcia. Cały rok więc tylko liczą - zapisują coś na kserowanych kartkach. Potem i tak je gubią. - To już wymknęło się spod kontroli - nie kryje dyrektorka szkoły Jadwiga Policińska. - Czeczeni zamknęli się w swoim świecie, już nie ma żadnej integracji... Gdyby było po troje, czworo uchodźców w każdej klasie, to może by się udało. Ale są klasy, gdzie jest niemal pół na pół. Takie szkoły jak nasza potrzebują pomocy, szkoleń. Ale tego nie zapewniają narzekające na fatalne finanse gminy. Tylko czasem z pomocą docierają organizacje pozarządowe. W 70 polskich szkołach uczy się ponad 800 czeczeńskich dzieci. To pokolenie emigracji zarobkowej, z kraju wypędziły ich nie tylko prześladowania, ale również bieda. Zdarza się, że rodzice to analfabeci z małych górskich wiosek. Polska jest dla nich przystankiem, chcą dotrzeć do Francji, Austrii, Belgii. - W każdym ośrodku organizujemy lekcje polskiego dla dorosłych, ale mało kto jest zainteresowany - przyznaje Ewa Piechota, rzecznik Urzędu do Spraw Cudzoziemców. - W ośrodku mieszka 150-200 osób, a na te lekcje przychodzi najwyżej sześcioro. Jesteśmy bezradni. Dla części małych uchodźców polska podstawówka to pierwszy kontakt ze szkołą. Pierwszy raz widzą flamastry, zeszyty. Czasem - nawet sanitariaty. Nauczyciele z Emolinka nie mówią po rosyjsku, przeszli tylko jedno szkolenie o sytuacji prawnej Cze-czenów w Polsce. - Nie każdy nauczyciel poradzi sobie z edukacją dzieci uchodźców. To wymaga przygotowania - mówi Bogna Różyczka z Polskiej Akcji Humanitarnej. - Wśród małych Czeczenów pojawiają się szczególne problemy.To dzieci o innej mentalności, odmiennej religii, kulturze i często traumatycznych, wojennych przeżyciach - tłumaczy. - W czwartej klasie mieliśmy dziewczynkę, która w każdej stresującej sytuacji reagowała spazmatycznym krzykiem, płaczem. Nie wiemy, co przeżyła. Czeczeni są zamknięci - opowiada dyrektorka. Uchodźcy trafiają zwykle do wiejskich, niedofinansowanych szkół, bo ośrodki dla uchodźców są zlokalizowane na prowincji. Prosto z granicy, bez okresu adaptacyjnego, czeczeńskie dzieci wpadają w zamkniętą, lokalną społeczność. Na tej integracji puszczonej "na żywioł" cierpi edukacja i polskich, i czeczeńskich dzieci. Z ogólnopolskiego sprawdzianu na koniec szkoły podstawowej uczniowie z Emolinka zdobyli 17 punktów na 40. Średnia ogólnopolska - 23. We wrześniu o miejsce w zerówce w Emolinku ubiegać się będzie 17 czeczeńskich dzieci, polskich - tylko 15. Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/artykul/133364,czeczenskie-getto-w-polskiej-szkole,id,t.html

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×