Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Luniaczek

Facet z charakterem ?

Polecane posty

Gość Luniaczek

Witam kobietki! Piszę, bo potrzebuje porady. Od 4 lat jestem w burzliwym związku. Mój wybranek jest bardzo inteligentnym, odrobinkę egoistycznym, niesamowicie egocentrycznym, ale opiekuńczym facetem. Jest też nerwowy. W związku z tym, że ja też mam duży temperament od początku było niesamowicie dużo kłótni. Na początku on mi ulegał, później chciałam być fair i dążyłam do kompromisów, a teraz skończyłam z ręką w nocniku. Ale do rzeczy. Kłótnie były, ale była też namiętność. Zawsze godziliśmy się i było jeszcze cudowniej. Problem zobaczyłam zbyt późno. Mój ukochany zaczął mnie od siebie uzależniać, a ja nie widziałam w tym nic złego. "Kochanie znowu przyjaciółki?" "Myślałem, że dziś poświęcisz trochę czasu dla mnie!", "wiesz, że nie lubię jak palisz" "Zdecydowanie moim ulubionym kolorem włosów jest rudy, podobałabyś mi się jeszcze mocniej jeśli to możliwe!" I o ile rzucanie palenia jest rozsądne tak olewanie przyjaciółek już nie. A gwoździem do trumny okazało się przefarbowanie przeze mnie włosów (tak, coś takiego!) Przez parę dni oczywiście było super, a ja nie widziałam jak moja pewność siebie coraz bardziej uzależnia się od jego zdania. W końcu zaczął się coraz mocniej odsuwać, przestał walczyć o mnie a ja tkwiłam jak zaczarowana zamiast to skończyć. Wspominałam już, że zamieszkaliśmy razem ? Tak, a jakby tego było mało pracujemy razem. Im bardziej się oddalał tym bardziej spadało moje poczucie własnej wartości. Jeszcze niedawno mnie uwodził, później coraz częściej odmawiał seksu. A ja czułam się coraz gorzej i gorzej. Oczywiście odbiło się to również w pracy. Tak więc przestałam zarabiać i coraz bardziej uzależniałam się od niego, a on coraz mniej uwagi poświęcał dla mnie. Coraz częściej się na mnie denerwował, wypominał mi, że nie umiem sobie poradzić, że jestem do niczego, że powinnam być mu wdzięczna. Mówił mnóstwo okropnych słów, wiedział dokładnie co powiedzieć, żeby zabolało najmocniej. Na początku starałam się kłócić nie pozwalać mu na to, z czasem miałam coraz mniej siły. Kiedy puszczały mi emocje on tylko bardziej się denerwował. Mój płacz traktował jako swoje zwycięstwo i jeszcze bardziej starał się mnie skrzywdzić. Jak się uspokajał przepraszał, mówił, że nie powinnam go prowokować. Wmawiałam sobie, że to przez moją sytuację finansową, bo jemu podobają się niezależne kobiety. W końcu doprowadził mnie do takiego stanu, że moje poczucie jakiejkolwiek wartości dotknęło dna. Patrzyłam w lustro i zamiast atrakcyjnej 25 latki widziałam brzydala na którego strach patrzeć. Nie patrzyłam ludziom w oczy, wstydziłam się nawet przejść przez przejście dla pieszych (że stoję za długo czy ze samochód musi się zatrzymać i na mnie spojrzeć - nie wiem ). I w końcu powiedziałam stop! Chciałam odprawić go z kwitkiem, ale to nie takie proste po takim czasie. Szczególnie, że razem mieszkamy i pracujemy. Nagle zaczął się starać, zwraca na mnie uwagę i niby wszystko fajnie. Do czasu. Chwilę się postara, później znowu jestem dla niego "jak nie ma nic lepszego do roboty", ja staram się być obojętna, a wtedy on zaczyna być coraz bardziej nieprzyjemny. Mówi, że on się stara a ja nie (zaczynam mieć wyrzuty sumienia), robi się coraz bardziej przykry, znowu zaczyna uderzać w czułe miejsca. Na następny dzień mówi, że sobie zasłużyłam, ale że przeprasza (albo i nie). Zaczyna się znowu starać, jest cudowny i udaje, że nic się nie stało. Miałam go kopnąć w zadek, ale pomyślałam, że spróbuje coś powiedzieć. I najgorsze jest to, że dla niego wszystko jest ok. Pokłóciliśmy się to się pokłóciliśmy, trzeba zapomnieć, padły przykre słowa eee tam to było wczoraj. I o ile niektóre sytuacje faktycznie można odpuścić, o tyle żyć ze świadomością, że jak go sprowokuje to znowu wytrze mną podłogę nie mam zamiaru. Wiem, że muszę się z nim rozstać, ale nie wiem jak. Sama myśl, że urlop mamy raz w roku i nie spędzimy go razem.... Wiem jak to brzmi i wiem, że za parę lat będę żałować, że nie zrobiłam tego wcześniej, ale nie wiem jak to zakończyć. Szczególnie, że nie mogę zrezygnować z pracy (dobre zarobki nie mam szans nawet na zbliżone gdzieś indziej), a on został niedawno moim przełożonym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Masochistka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najwyraźniej. Mimo wszystko po takim czasie trudno mi zrezygnować bez walki mimo, że wiem, że nie przyniesie efektów. No i trochę szkoda mi czasu, który poświęciłam na ten związek. Wiem, wiem jeszcze jak będę to ciągnąć to dalej będę tracić czas. Ale to takie truuuuudne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jesteś uzależniona i zmanipulowane przez narcyza. Na co czekasz? Na jego cudowną przemianę?? Nigdy nie nastąpi. Przecież wiesz o tym. To czemu się oszukujesz? I tracisz z nim czas?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×