Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nowezyciee

Rozstania i powroty

Polecane posty

Gość nowezyciee

teraz ja: 24 lata, on: 27 Poznaliśmy się kiedy byliśmy w związkach (on 6 lat, ja 2 lata). Zauroczyliśmy się bardzo. Pisanie, spotkania. W końcu zamieszkanie razem na 9 miesięcy (ostatni rok studiów). Potem wyjechaliśmy do swoich miast rodzinnych. Dzieliło nas 120 km. Ale on przyjeżdżał na weekendy, albo ja do niego. Częściej on do mnie, czasem nawet na jedną noc w tygodniu gdy miał czas. Nie doceniałam tego, teraz do mnie to doszło z perspektywy czasu. Po dwóch i pół roku zorientowałam się, że coś jest nie tak. Zaczęłam sprawdzać mu telefon. I tak to bywa, jak chce się coś znaleźć to się wszystko znajdzie. Zapytałam o tę kobietę, powiedział, że jest mężatką i ma dzieci i tylko sobie tak piszą. Ale ja się nakręcałam. Chociaż wiedziałam, że przestał z nią pisać. Zrobił to dla mnie. A ja potem dalej drążyłam i wypytywałam. Coraz więcej kontroli, coraz mniej zaufania, coraz więcej pretensji (z mojej strony). Na początku lipca miałam wykupione wakacje (z rodziną, bez niego). Przed wyjazdem przyjechał do mnie, było normalnie, ale ja zaczęłam płakać i wkręcać sobie i pytać jego czy po powrocie mnie nie zostawi. Powiedział, że wcale nie chodzi o ten wyjazd ale od dłuższego czasu ma mieszane uczucia. Obydwoje myśleliśmy, że ta rozłąka nam dobrze zrobi. Ja bardzo tęskniłam, ale nie wypisywałam do niego. W trakcie moich wakacji czułam, że coś jest nie tak. Jak mu pisałam o swoim dniu to odpisywał zdawkowo (bez żadnej emotki), albo w ogóle. Ani raz nie odezwał się pierwszy. Bywało też tak, że w ciągu tego dwutygodniowego wyjazdu nie odzywaliśmy się np. po trzy dni. Po powrocie zadzwoniłam do niego, ale był smutny, w ogóle się nie cieszył, że ze mną rozmawia. Gdy w końcu zapytałam, czy tęsknił, to powiedział, że własciwie nie wie. Za parę godzin od tej rozmowy napisałam, że wygrał, że wiem, że się źle zachowywałam itp. (cały elaborat kobiecy). Za chwilę oddzwonił i powiedział, że chodzi o nas. Że on nawet za mną nie tęsknił, że dalej mu się podobam, że jestem bardzo atrakcyjna, ale to nie ma sensu. Załamałam się. Poszłam do koleżanek i się upiłam. Wszyscy doradzali żebym nie dzwoniła, zadzwoniłam jednak taka pijana ;/ Był u kolegi i powiedział, że oddzwoni później, jak będzie wracał. Oczywiście nie oddzwonił. Na następny dzień znów zadzwoniłam i zdesperowana prosiłam by dał nam szanse. Powiedział, że do odbudowania związku są potrzebne dwie osoby a on chyba nie chce. Załamałam się okropnie. Był poniedziałek, mieliśmy się spotkać w piątek. Dzwoniłam codziennie ale nie gadaliśmy już "o tym", tylko starałam się normalnie mówić o swoim dniu itp. Ale on był obojętny i mało go to interesowało. W piątek zadzwoniłam do niego i powiedziałam, żeby wziął rolki bo będziemy jeździć, a on powiedział, że raczej nie będziemy, bo nie przyjedzie do mnie na weekend. Gadaliśmy długo przez telefon, on nawet płakał. Prosiłam, by przyjechał na weekend, by się jednak zdecydował, że nie będziemy gadać "o tym, o nas"; powiedział, że jak on chciał już przestać o tym gadać to ja wierciłam dziurę w brzuchu i, że nie słuchałam tego co on mówi. Ale powiedział, że pomyśli czy zostać na weekend. (przypominam 120 km) Przyjechał wieczorem. Ubrałam się ładnie, dla niego. Zaprosiłam do domu, starałam się gadać normalnie, nie poruszać "naszego" tematu. On nagle uronił łzę, ja też. Płakałam i prosiłam by dał nam szansę, że się zmienię. Potem powiedział, że jestem dla niego kulą u nogi, bluszczem, że ciągnę go w dół. Że nie wyobraża sobie, że potrafiłabym się zmienić i przestać być tak chorobliwie zazdrosna. A ja wiem, że bym potrafiła. Mówiłam, że chcę mu pokazać, że potrafie. A on, że nawet sobie tego nie ppotrafi wyobrazić. Mówił, że też dla niego wiele zrobiłam. Ale że to nie ma sensu. Wychodząc powiedział, że się nad tym jeszcze zastanowi, że może faktycznie warto dać temu szanse i że zadzwoni za parę dni. Potem odprowadziłam, go do furtki, jeszcze chwilę gadaliśmy. Wsiadłam do niego na chwilę do samochodu a on, że robił dla mnie wszystko, że spełniał wszystkie moje zachcianki, a ja to wszystko spieprzyłam i miałam pretensje o to, że nie mówi, że mnie kocha (wcześniej mówił to bardzo rzadko, ale mówił. a ostatni raz powiedział to sam z siebie na sylwestra, a mamy lipiec). Mówił to wszystko przez łzy. Powiedział, żebym wyszła z samochodu i odjechał. Już czwarty dzień się nie odzywam do niego, ani on do mnie. Naprawdę liczę na to, że da temu szansę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
On chce odejść i to zakończyć, a ty nie potrafisz się z tym pogodzić i oplotłaś go jak bluszcz. ON JUŻ NIE CHCE z tobą być, rozumiesz? Nic nie wyjdzie, kiedy chce tylko jedna osoba. On już nie chce, a ty działasz tylko i wyłącznie ze strachu. Nic z tego nie będzie. Odpuść i daj mu wolność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie licz na to, że da wam szansę nic na to nie wskazuje powoli oswajaj się z myślą że to koniec związku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czyli jesteś singielka. Zamiast się zadreczac korzystaj z życia. Olej te swoje ambicje. Juz ci wkreca ze to twoja wina a może to jednak on jest z kimś a zwala na ciebie. Są wakacje korzystaj!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×