Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Nerwica lękowa omdlenia

Polecane posty

Gość gość

Od czasu mojej matury (będzie już prawie pięć miesięcy) mam poważne problemy z atakami lęku. Na pisemnym angielskim zrobiło mi się słabo i musiałam wyjść z sali, więc teraz za każdym razem, kiedy robi się mi duszno, mój mózg zaczynają bombardować myśli, że zaraz polecę, choć mój puls przyśpiesza, a poziom adrenaliny skacze do tego stopnia, że zaczynają trząść mi się ręce. Co prawda dopiero przedwczoraj wyczytałam w internecie, że te objawy oznaczają, że nie ma szans na omdlenie, ale... Może jednak wrócę do początku. Ogólnie matura raczej każdemu kojarzy się ze stresem. Ja byłam przekonana, że w ogóle się nie denerwuję, a tutaj proszę. Po wszystkim nie mogłam wejść normalnie do kościoła (do tej pory zostaję na polu lub w przeciągu), galerii czy w jakieś inne miejsca, które nie kojarzyły mi się z bezpieczeństwem i komfortem. W domu jednak byłam spokojna, aż do momentu, kiedy robiło się ciemno... Na początku dzielnie próbowałam spać z zaświeconym światłem (boję się ciemności, więc to nic dziwnego), ale później nawet to nie pomagało, więc czekałam na wschód słońca, by móc zamknąć oczy. Dodatkowo czułam kilka razy irracjonalny lęk o zdrowie i życie moich bliskich, choć nic nie wskazywało na to, że może im się coś stać. Raz, kiedy miałam zostać świadkiem bierzmowania przyjaciółki, miałam tak wielki atak paniki, że myślałam, że będę musiała jechać na pogotowie - nie mogłam oddychać, bolało mnie serce, nie mogłam się uspokoić przez dobre kilka godzin. Po tym miałam wizytę u neurologa, który przepisał mi jedną tabletkę Promolanu na noc. Mogłam po nim normalnie spać, irracjonalne lęki przeszły, a ataków paniki już nie miałam. Brałam go jednak tylko przez tydzień, bo prawdę powiedziawszy bałam się zażywać tego typu tabletek. Zwłaszcza po tym, jak prawie zasnęłam na ławeczce w parku, kiedy stwierdziłam, że wezmę jedną tabletkę rano, skoro jadę do miasta (początkowo myślałam, że znowu jest mi słabo, ale muszę przyznać, że to nie chodziło o to). Reszta wakacji minęła jednak spokojnie, zwłaszcza dzięki kotkowi, który przybłąkał się do nas. Nie spałam już sama i ciągle chodził za mną, więc w sumie nawet nie miałam, kiedy się bać. Na początku tego tygodnia zaczęłam studia. Wszystko zapowiadało się naprawdę dobrze. Wydawało mi się, że nerwica mi przeszła *o tak*, jak depresja, którą kiedyś miałam (byłam w klasie o profilu psychologicznym, więc na podstawie tego, czego uczyli mnie o leczeniu depresji, samej udało mi się jej pozbyć - nie była bardzo ciężka i jestem przekonana, że od roku już jej nie mam). Problemy jednak się zaczęły na ostatnim wykładzie w tym tygodniu. Na wcześniejszych ćwiczeniach miałam trochę stresu. Dzielnie je jednak przeżyłam, ale na kolejnej godzinie w sali było dość duszno i... To było jakby ktoś przycisnął w mojej głowie jakiś guzik. Notowałam to, co wykładowca mówił i nagle poczułam, że to mój koniec. Że zaraz zemdleję... Dzielnie z tym walczyłam, nawet otworzyłam sobie okno, ale koniec końców poddałam się i wyszłam z sali. Byłam tak przygnębiona tym, że objawy wróciły, że, od razu po przyjściu do domu, zaczęłam strasznie płakać i krzyczeć. Od razu pomyślałam o rzuceniu studiów, bo nie czułam się na siłach dalej bawić w bycie studentką. Byłam naprawdę załamana i nieźle wytrąciło mnie to z równowagi. Na studiach poznałam jednak zbyt wiele świetnych osób, żeby tak łatwo się poddać, więc wzięłam się w garść i zaczęłam więcej czytać o mojej przypadłości. Już wiem, co powoduje drżenie rąk i kołatanie serca. Wiem, że nie zemdleję, a jednak wciąż bardzo się denerwuję tym. Nawet bardziej niż wcześniej. Wypróbowałam metodę ze sprawdzaniem pulsu za każdym razem, kiedy mam wrażenie, że będzie mi słabo. Bardzo mi to pomaga, choć wciąż mam wrażenie, że jeden zły ruch i wszystko runie. Biorę też leki, tak jak neurolog mi kazał i robię sobie codzienne spacerki, żeby się odstresować. A jednak od wczoraj mam problemy z normalnym oddychaniem. Czuję delikatny ucisk na sercu i wiem, że to nerwy, ale nie mam pojęcia co powinnam z tym zrobić. Czytałam o przytulaniu się do kogoś i oddychaniu tak jak on. Świetnie się to u mnie sprawdza, ale przecież nie będę miała przy sobie ciągle drugiej osoby do lepienia się do niej. Pomógł mi też spacer z psami w schronisku i wszystko była wspaniale do momentu, kiedy nie weszłam do galerii. Gorąco, duszno i do tego bardzo głośno. Normalnie już na wstępie dostałabym ataku paniki, ale tym razem dzielnie sprawdzałam sobie puls i wytrzymałam kilka dobrych minut. Powinnam być z siebie bardzo dumna, bo to jednak już jakiś postęp, ale ten ucisk nie daje mi spokoju. Od trzech godzin słucham relaksacyjnej muzyki i piszę opowiadania (bardzo mnie to zawsze odprężało), ale wciąż nic się nie zmienia. Czy ktoś wie, co powinnam zrobić? Dodatkowo planuję w tym tygodniu odpuścić sobie wszystkie wykłady i iść tylko na to, na co muszę, czyli ćwiczenia. Mam świadomość, że w każdej chwili będę mogła z nich wyjść, jakby coś miało się dziać i nawet jestem gotowa w ostateczności wytłumaczyć wykładowcom moją sytuację. Mimo tego bardzo zależy mi na ogarnięciu mojego ciała, by je uspokoić i jednak zmniejszyć prawdopodobieństwo powtórki z rozrywki. Samo branie tabletek i zwykłe próby relaksowania się nie pomagają. Dodatkowo rozważam pójście do psychologia/terapeuty, ale nie mam pomysłu od czego zacząć poszukiwania odpowiedniego. Może ktoś mógłby mi polecić kogoś takiego z Krakowa lub podpowiedziałby mi, gdzie mam go szukać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z Krakowa niestety nie pochodze, wiec niestety nie pomogę Ci z wyborem specjalisty. Uważam, że to dobrze, że próbujesz szukać pomocy u terapeuty, czy psychologa bo jak sama widzisz, nie dajesz rady. Może po prostu pora żeby znaleźć sobie jakies hobby, robić to co Cie uszczesliwia. Stres faktycznie jest czyms w zyciu uciązliwym, moze narobic wiele strat, wiec radze nie zwlekać z problemem. Życzę powodzenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kama556
Przyczyny takiego zachowania mogą być różne, czasami jest to spowodowane stresem, chociaż nie można wykluczyć poważniejszej choroby. Moim zdaniem powinnaś skonsultować się z kilkoma lekarzami, nie ma sensu polegać na jednej diagnozie, ani przyjmować leków, które wpływają na komfort życia. Mogę Ci polecić dobrych specjalistów z Warszawy, zobacz sobie http://psychomedic.pl/neurolog-warszawa/ mają dobrych neurologów, psychologów i psychiatrów, przyjmują 7 dni w tygodniu. Najważniejsze jest chyba to, aby poznać przyczynę, wtedy można zabrać się za leczenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Został mi już tylko kardiolog do odwiedzenia, ale z terminami jest ciężko, więc przed nowym rokiem raczej mi się to nie uda. Byłam już na pierwszej wizycie u psychologa, a od neurologa dostałam kolejne leki - przez pierwszy tydzień było ciężko, ale teraz czuję się O WIELE lepiej. Za dwa tygodnie mam psychiatrę, a później najprawdopodobniej czeka mnie długa psychoterapia. Na ból serca natomiast pomógł mi magnez i melisa. Polecam ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Psychoterapia bardzo pomaga... bo daje nam do zrozumienia co się z nami dzieje. Ja mam tą sposobność i doskwiera mi to os 2012 roku... mam ataki lęku i paniki. Wiem z czym to się je wiec spoko. Chodziłam na terapie 1,5 roku i bardzo mi to pomogło. Warto przebadać się też pod względem neurologicznym.... bo czasem objawy lęku to odłam padaczki. Dla tego żeby wszystko wykluczyć trzeba iść do neurologa. Ja chodziłam do tej poradni www.neurologiaplock.pl. Nic mi nie jest wiec to tylko ta niedobra nerwica :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×