Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Jak pogodzic sie z faktem

Polecane posty

Gość gość

Ze ktos nas nie kocha , po prostu nie I juz ja to Wiem ale nie potrafie tego przyjac I ruszyc dalej , moze ktos byl w podobnej sytuacji I mi cos doradzi bo sama na wlasne zyczenie niszcze sobie zycie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja byłam w podobnej sytuacji, więc mogę Ci parę słów napisać z własnego doświadczenia. Sytuacja była podobna, ale nie taka sama. Byliśmy razem przez prawie 2 lata, a potem mu spowszedniałam chyba. Rozeszliśmy się, ale po początkowym okresie złości nadal marzyłam, że do siebie wrócimy. On to podsycał. Spotykaliśmy się, czasem chodziliśmy do łóżka. Żerował na moim uwielbieniu, sycił się nim. Ale w którymś momencie zrozumiałam 1 rzecz: On mnie nie kocha i NIGDY NIE POKOCHA. Po tym co przeszłam (poczucie wartości na poziomie podłogi i szmaty itp.) było to o tyle uwalniające, że zobaczyłam, że ta droga jest po prostu ślepa i że ja tego nie przeskoczę, nie zmienię, jestem wobec tego faktu bezsilna. U mnie ta myśl, która spowodowała głębokie zmiany (otworzyłam się na kogoś innego - dziś jesteśmy od paru lat razem) była zwieńczeniem pewnego procesu. U Ciebie ten proces chyba musi się zacząć i potrwać swoje. To, co bym Ci radziła to: 1. nie tłumić uczuć, wręcz przeciwnie - wleźć w nie na ile się da, przeżywać, dotrzeć to tej myśli, która nie pozwala Ci odpuścić. 2. intensywnie się ruszać - ciało jest bardzo powiązane z umysłem, więc nie ma że się nie chce (a nie będzie Ci się chciało), tylko się ruszać. Nie musisz iść na siłownię. Odpalasz youtuba i jedziesz. Napisz więcej o sytuacji, to może dorzucę coś jeszcze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziekuje za odpowiedz , tkwie w tym stanie juz 2 lata , nie potrafie sie otworzyc na kogos innego , zapisalam sie na silownie I trrampoliny I faktycznie ruch troche pomaga ,staram sie rozmyslac Jak najmniej , znajdowac sobie zajecie ale I tak mam momenty zalamania I wlasnie ta bezsilnosc o ktorej mowilas jest najgrosza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ta bezsilność jest najlepsza, bo odbiera nadzieję. Byliście razem? opowiedz o sytuacji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bylysmy razem 2 lata Jak wtedy myslalam najlepsze 2 lata mojego zycia ale teraz nie jestem pewna , w koncu stwierdzil Ze to jednak nie go I mnie zostawil I po 2 tygodniach juz oficjalnie byl z inna wiec prawdopodonie mnie zdradzal

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie da się zmusić kogoś, by kochał, jak nie kocha, a co zrobić aby odkochać się..., na to niestety nie ma recepty, są tylko dywagacje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może jednak nasze historie nie różnią się aż tak bardzo jak myślałam. Mam trzy ważne pytania: 1. Czy będąc z nim czułaś się wyjątkowa, jakby Twoje życie zmieniło się w film, taki ekscytujący romans? 2. Czy on jest ekstrawertykiem, duszą towarzystwa, lubiącym, gdy uwaga skupia się na nim? 3. Czy Wasze rozstanie było bez wyraźnego powodu, czy wyglądało, jakby się odkochiwał od jakiegoś czasu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po prosi pogodzić się. Tak jak z wieloma innymi sprawami w życiu, na które nie mamy wpływu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czulam sie Jak w bajce ale chyba widocznie tylko ja , to byl moj pierwszy chlopak psychicznie I fizycznie wiec chyba troche zylam wyidealizowanym wyobrazeniem o zwiazku , Byl dusza towarzystwa ale nie w taki chamski sposob jesli wiesz o czym mowie - zartowal , smial sie z innymi ale byl przy tym kulturalny I szarmancki Mozliwe Ze nie kochal mnie nigdy lub po prostu mu przeszlo ale wtedy tego nie dostrzegalam bo egoistycznie liczylo sie dla mnie to Jak ja go kocham a nie Jak on mnie - niestety bo moze gdybym to na czas dostrzegla teraz by tak nie bolalo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeżeli dla kogoś jesteśmy zawsze najważniejsi i zawsze na pierwszym miejscu oznacza to, że nas kocha, a jeśli czasami bywa inaczej oznacza, że łże i chce nas wykorzystać. Nie warto wiązać z taką postacią żadnych nadziei.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Taaak... to też był mój pierwszy chłopak (psychicznie i fizycznie). Mogę ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że rozumiem ból i się w nim łączę. Dlatego napiszę Ci troszkę więcej, jak to było u mnie, może ci pomoże. Nie pocieszę Cię, ale wychodzenie z tego związku zajęło mi lata. Najpierw depresja. Trzymał mnie na smyczy, bo byłam z dobrym kąskiem dla jego ego, żeby odpuścić. Spotykał się, rozmawiał, zaczepiał na skype, potem doszedł pozazwiązkowy seks i ja byłam ugotowana i urobiona. On miał wszystko co chciał: seks od czasu do czasu (wystarczyło okazać mi więcej swojej "łaski"), uwielbienie malujące się w oczach i ból po utracie kogoś "tak wyjątkowego jak on", a przy tym zero zobowiązań i możliwość nowych związków czy kobiet na boku. Trwało to 3,5 roku, choć dla mnie to była cała wieczność. W tym czasie 2 lata psycholog (jeden nie trafiony, drugi trochę lepiej), próby poskładania swojego życia itd. Aż przestałam chcieć być w tym wszystkim ofiarą. Psycholog uświadomiła mnie, że ta relacja między nami to jest jakaś forma związku. Wzięłam sprawy w swoje ręce i poszłam do niego z propozycją seksu na równych warunkach. Do tej pory po każdym razie miałam kaca moralnego i 3-6 miesięcy odchorowywania, a potem to samo od nowa. Zgodził się, ale wiesz co? On chciał tylko gonić króliczka. Okazało się, że jak tego nie ma i smycz trzyma lepiej niż krowi łańcuch to mu się nagle "nie chciało". I właśnie wtedy przyszła ta myśl, że nie wiem czy kochał (a z deklaracjami to rzucił mi się w ciągu 2 tygodni), ale już nie kocha i NIGDY NIE POKOCHA. To wewnętrzne przekonanie nie sprawiło, że nagle zapomniałam i wyrzuciłam go z serca. Nie. Ale zrozumiałam, że przyszłości z nim nie stworzę, a on, mimo, iż taki niesamowity (jak myślałam), taki wyjątkowy NIGDY już ze mną nie będzie. Wtedy, z wypalonym sercem zaczęłam spotkać się z innym, który dostrzegł we mnie coś więcej. Zaręczyliśmy się bardzo szybko. Ja myślałam rozumem, choć serce dalej tęskniło do tamtego. Mój narzeczony (obecnie mąż) wiedział dokładnie o wszystkim, łącznie z tym, że czuję coś do tamtego. Pobraliśmy się. Ja przestałam zaprzeczać swoim uczuciom, pozwalałam im przepływać. Czasem żaliłam się mężowi (!), że tęsknię za tamtym. Większość uczuć zblakła, odpłynęła przez te 11 (!) lat od rozstania, ale ciągle coś mnie trzymało przy nim. I nie były to uczucia dobre. Miałam do niego złość i żal i... coś jeszcze. Chyba czułam się w jakiś sposób znieważona, że mnie odrzucił, i to mnie w najlepszym możliwym wydaniu (nigdy wcześniej ani później nie byłam dla nikogo tak dobra). Nie wiedziałam, co ze mną było nie tak, że tak postąpił. No i się dowiedziałam. Z zupełnie innych powodów poszłam do psychologa i przypadkiem wyszła ta sprawa. Psycholożka zapytała mnie, czy mogłabym sobie to już odpuścić, ale coś w moim wnętrzu (konkretnie z trzewi) powiedziało takie suche, głębokie i zawzięte NIIIE. Opisałam jej zachowanie tego człowieka i co ważne, moje uczucia w trakcie, pod koniec i po związku. A ona powiedziała magiczne słowa: osobowość z rysem narcystycznym. Jakby mnie ktoś zapytał, czy wiem, co to narcyz, to powiedziałabym, że tak, ale okazało się, że nie miałam pojęcia. W domu poszperałam w internecie. Włosy stanęły mi dęba i zrozumiałam, że minął mnie los gorszy od śmierci. Gdybyśmy byli razem dalej, to moja bajka zamieniłaby się w koszmar. To, co brałam za miłość (i panicznie się bałam, że popełniłam błąd żeniąc się z moim mężem) było UZALEŻNIENIEM, które kiedyś by mnie pochłonęło. Naprawdę przeraziło mnie to, co wyczytałam. Mój były nie był jakiś chamski, ale uwielbiał skupiać uwagę na sobie, nie czynił mi jakiś złych uwag, ale w jakiś sposób sprawiał, że czułam się gorsza bez niego, jakaś niewystarczająca, w jakiś sposób czułam się jakby tylko troszeczkę brakowało, żebym była taka, jaką on mnie chce, ale nigdy nie udało mi się tego osiągnąć. Pozornie też nic mi nie obiecywał. Wiem, to może być też jakaś wada osobowości we mnie, ale związek z nim omal mnie nie zabił. Okazuje się jednak, że jakby to potrwało dłużej, to mogło się to skończyć dużo gorzej. Dziś 12 (!) lat od ukończenia związku czuję się wolna i nawet mu współczuję, bo on nigdy nie znajdzie kobiety, która by go w pełni zadowoliła, zawsze będzie w jakiś sposób samotny i nieszczęśliwy. A ja czuję się szczęśliwa. Jeśli coś z tej historii do Ciebie trafia zajrzyj tu: http://dziewieclatznarcyzem.blox.pl/html W moim przypadku nie wszystko zdążyło wystąpić, ale wystarczająco dużo rzeczy się zgadza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeśli mogę Ci coś pomóc pisz, bo za trochę mnie tu nie będzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Jeżeli dla kogoś jesteśmy zawsze najważniejsi i zawsze na pierwszym miejscu oznacza to, że nas kocha, a jeśli czasami bywa inaczej oznacza, że łże i chce nas wykorzystać. Nie warto wiązać z taką postacią żadnych nadziei. x Bajka bajeczka dla nastolatków. Tymczasem cała plejada toksycznych przemocowców potrafi sprawiać złudne wrażenie, że jesteśmy dla nich najważniejsi i na pierwszym miejscu. A tak wcale nie jest, robią to wyłącznie ze względu na własne egoistyczne pobudki dominacji, władzy i kontroli. Miłość poznasz po owocach, a wypisałeś(aś) tylko same jej pozory i puste słowa. Co to zawsze znaczy najważniejszy? Co to znaczy zawsze na pierwszym miejscu? To znaczy, że ma tak być, nawet jak ta osoba nas rani i nie szanuje? Wolne żarty, dorośnij.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To znaczy, że ma tak być nawet, jak inny bliski członek rodziny zachoruje na nowotwór złośliwy albo będzie potrzebował naszego czasu, uwagi i poświęcenia. :) Racja, tylko dziecko mogło napisać coś równie niepoważnego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×