Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy sa tu starsze kobiety? Jak sie zylo i wychowywalo dzieci za komuny?

Polecane posty

Gość gość

W okresie PRL? Opiszcie prosze. Chciałabym nauczyc sie bardziej doceniac swoje obecne zycie i okazac wiecej wdziecznosci rodzicom, na których ciagle narzekam i biadole ze mało mi przy moich dzieciach pomagaja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
przeklejam z innego topicu , super kobiety napisały : x gość dziś Jak zwykle smarkule mają ból d.py, bo muszą odpowiadać za własne życie. Serio widzicie tylko to, że im pomagano, a nie widzicie tego, że całe to życie w komunie było totalnie do kitu? My sobie możemy popeplać w necie na kafe, a np. moja mama po pracy musiała stać w kolejce za masłem, za butami, za kawałkiem mięsa na obiad, prała pieluchy we frani, na wielkie okazje dostawała "luksusowe" zdobyczne prezenty typu pachnące kolorowe mydełko albo szampon elseve z pewexu, a o podpaskach nawet nie marzyła ale tak! miała pomoc swojej mamy i to jest powód żeby uboleać nad tym jak to my dziś mamy cięęęęężko pechowiec.gif gość dziś Podpaski ha ha ha,kawał zwiniętej ligniny która jak namokła to był w majtach horror,albo paka waty i dokładnie to samo. Fakt ,stanie w kolejkach po drobnicę kawa/herbata/makaron/mąka/cukier.Wszystko wydzielone po 1op. Kartki na mięso 0,5 kg na osobę na miesiąc,kartki na buty etc.Tego zazdrościcie,chciałybyście tak żyć?Teraz spędzacie czas w kawiarniach,na przylepianiu tipsów,balejarzy a wasze matki mogły pomarzyć o takim życiu. Po h.... wam dzieci skoro tak ciężko,zamiast chłopa świecę i dajcie innym żyć głupie krowy. gość dziś 2016.11.09 autorko,skoro nie jestes ani matką ani babcią to zamknij twarz.Najpierw trzeba urodzić,wychować a pozniej komentować. Masz ból dooopy,więc oszczędz jakiegoś faceta,bo będzie miał cięzkie życie przy takim przygłupie. gość dziś Masz racje autorko. Było duuużo lżej. Praca na 3 zmiany. Autobus rano 5,20 - trzebabyło jeszcze dojść do niego, a po drodze oddać dzieci do żłobka i przedszkola. Wracanie ok.15-ej i stanie 2 godz. w kolejce za ochłapem na kartki (miałam 4x2,80kg mięsa w tym 4x 0,70kg kości). Głowkowanie co ugotować i z czego. o praniu i sprzątaniu nie wspomnę. Gdy dzieci było młodsze to należało się 1kg kaszy mannej na kartki i 0,5kg mleka w proszku. 1 szt.czekolady na miesiąc - też kartki. Nie wspomnę o butach czy lekrstwach. Rodzice i teściowie - pracujący - daleko. Tak autorko, był super, dla kogoś kto był w UB albo milicjii. Goowno wiesz o tamym życiu.Lepsi to byłi ludzie. Nie było tyle leniwych, roszczeniowych, plaszczących doopy pseudodam, które nawet wodę potrafią przypalić. gość dziś manny - oczywiście. Dodam jeszcze, że dzieci bardzo chcieliśmy mieć i nie pisz, że trzeba było nie rodzić. Takie było życie, i nie lamentowaliśmy z powodu, że babcie nie pomagają. Musiałyśmy same sobie radzić. Nie mówię że wszystkie, ale większość. gość dziś gość dziś dodam jeszcze soczki Bobo frut wydawane po 12/miesiac na ksiazeczke zdrowia dziecka. Mieszkalam kolo sklepu z zywnoscia dla dzieci- kolejki z wozkami od rana do wieczora, srednia stania 3 godziny. Owoce były drogie np jablka 12 zl przy sredniej pensji 2 tys, pomarancze po 4o i tylko na swieta. Potem byla denominacha, ale relacje cenowe podobne. Najgorszy horror był po Czarnobylu- kobiety staly zalymi dniami po mleko w proszku( tez na ksiazeczki), bo starch bylo dawac swieze, ludzie sie bali napromieniowanej trawy, zreszta nikt nic nie wiedzial, bo oficjalnie zadnego niebezpiecznego wybuchu nie było. Na swieta na zakonczenie mszy dla dzieci ustawiala sie kolejka i kazde dziecko dostawalo po 1 mandarynce. Fatalne było codzienne pranie a zwlaszcza suszenie pieluch w ciasnych mieszkaniach ( wiekszość mlodych malzeństw mieszkala z rodzicami). Gdy ktos mial male dziecko doslownie caly dom byl nimi zawieszony. gość dziś A dokładnie -powyzej pechowiec.gif dodam że 30 lat temu malo kto miał własne mieszkanie -młody i norma to było kiszenie sie z rodzicami /dziadkami /pradziadkami nawet (sic!) . Dodac liczne wtedy mieszkania kolchozowe -jedno na kilka rodzin ...które sie w nim kisily ze wspólną łazienką -to był horror hard level .Te pieluchy to był (k)hit .Mieszkania cuchnęły nimi straszliwie -jak która miała balkon to była królowa .Dodam że pielucha z tetry to był wtedy luksus !!! koleżanka zostala pobita pasem bo jako dziecko taka pieluchę zniszczyła przypadkiem a w domu było jeszcze niemowlę . gość dziś I pracowało się bez narzekania,w tym na trzy zmiany.Dziadkowie naturalnie też pracujący.Fajnie było i już.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Masakrycznie źle. Kombinowanie jak tu zdobyć ciuszki, sporo szyło się samemu, ale jak ktoś miał rodzine gdzies na zachodzie to czlowiek szalal z dumy jak mogl dziecko ubrac w jakies spiochy rodem z USA. Do tego gotowanie pieluch, kiszenie sie z rodzicami/tesciami w jednym mieszkaniu. U nas sie prawie rozwodem skonczylo, tak mi na nerwy dzialala matka mojego meza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mam 27 lat i doceniam moje obecne życie . Mój tata ni opowiadał jak cały dzień potrafił jeździć po wsiach i stać w tej kolejce za kawa czy mlekiem. To były zapewne ciężkie czasy. Nir chciałabym w nich żyć jako dorosły człowiek. a jeszcze lepiej wspominam dzieciństwo ;):)Ciesz się że masz do wszystkiego dostęp. Ja nigdy nie wymagalam pomocy przy dziecku od teściowej czy taty. To nie ich obowiązek tylko mój. Chca-pomoga , nie to nie i tyle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Aha a teściowa mi opowiadała jak jej butów dla mojego męża nie chcieli sprzedać bo nie miała książeczki zdrowia czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tu edi edzicho za komuny to się żyło jak pączek w masełku...... państwo mieszkanie dało i nie było bez sęsu pindolenia o gołych d****h. smarkacze tapicery gównem nie mazały tylko siedziały cicho jak na tureckim kazaniu, bo wiedział co to jest w cymbał porządnie dostać. cwaniaka się najadł i nie narzekał. całe rodziny w ubiciu świniaczka na święta brały udział, a potem jaka pyszna była taka kaszana własnymi rękami zrobiona... tera te społeczeństwo to jedna wielka siara i patologia rosochata

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja za komuny chodziłam do szkoły, i wtedy było inaczej mocno niż teraz... niektóre rzeczy lepsze, inne gorsze. Duzo zalezało od sytuacji konkretnej rodziny... Ja mieszkałam na dole domu z rodzicami, na górze była babcia ze swoja siostrą... Mielismy spory ogród i na nim mase warzyw, prawie wszystko co się dało, drzewka owocowe.. mieso na kartki, ale można było kombinować, np. wujek kupił cielaka na pół z nami, ( sam go musiał zabic!), połowa tego cielaka do zamrazarki i starczyło na pół roku chyba.. Najgorsze to było to, ze strasznie szaro, buro i ponuro na ulicach, w sklepach było mało co i faktycznie kolejki. Ale przynajmniej nie trzeba było być zazdrosnym o lepsze ciuchy w szkole, bo każdy chodził skromnie ubrany. Po ulicach jeździło b mało samochodów- a kobieta za kierownica- to pamiętam raz na pół godziny się zdarzała, prawie sensacje budziła... Do lekarzy tez dużo większe kolejki niż teraz, i wszystko brzydsze.. Było znacznie lepiej i łatwiej z praca, matka jak chodziła do biura, to co dzień ktoś przynosił ciasto, robili długie przerwy na kawę... Mieszkałam na małej ulicy, i co dzień po niej biegały dzieci, grały w piłke, skakały w gumę, albo się rysowało po asfalcie, a teraz to nie można, bo to patologia... I miałam małego pieska, wychodził co dzień przez dziure w płocie i biegał po całej okolicy- teraz jakby pies wyszedł choć raz to pewnie by go zaraz ktoś złapał i zawiadomił policje albo wysłał do schroniska... Okropnie było z autobusami i tramwajami- wiecznie się spózniały, nie wiadomo było w ogóle kiedy przyjadą... i na zakupy do sklepu chodziły prawie tylko kobiety, także tylko kobiety były widziane z wózkami. słyszałam często, ze kobieta powinna być matka i nie pracować, być z dzieckiem całe lata, ojciec był w zyciu dziecka nieobecny, wszystkie zawiadomienia z przychodni zawsze adresowane tylko do matek... Banany i czekolada- jak na lekarstwo :) w tv było mało filmów, dużo programów, ale niektóre super, np. Piątek z Pankracym. I pamiętam jak puszczali chyba FILM w sobote późno, był chyba tylko jeden, się mówiło, ze będziemy oglądac film, czyli ten w sobotę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja mama do dziś wspomina, jak płakała w dniu swojego ślubu, bo musiała iść do ołtarza w paskudnych brazowych buciorach, bo ślubnych, czy w ogóle jakichś ladniejszych nigdzie nie szło dostać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Było cholernie ciężko , szaro ,buro , przytłaczała ta beznadzieja...kolejki za podstawowymi produktami , stan wojenny , strach , co tu pisać . źle było i teraz lepiej się nie zapowiada , metody podobne , dla zamydlenia oczu "dobra zmiana " i te 500 + ale za jakis czas przyjdzie za to płacić ...wszystkim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z początku mieszkaliśmy u rodziców. Rodzice w jednym pokoju, ja z mężem w drugim maciupkim, dziecko spało w dolnej szufladzie od biurka (nie było miejsca na łóżeczko), mój brat na górze (łóżko było piętrowe). To, że pralka wirnikowa prała pieluchy, to nie wszystko, trzeba je jeszcze było wypłukać w wannie, wykręcić (bo ta wyżymaczka z korbką zostawiała zbyt mokre ) i powiesić w kuchni na sznurkach, bo balkonu nie było. W soboty po pracy było gotowanie pieluch. Dłonie to już miałam fioletowe. Z pracą nie było problemów. Czekała na każdego chętnego. Faktem jest, że mama, tata, ja i mąż (brat się jeszcze uczył) pracowaliśmy od 7.00 do 15.00. Do żłobka bardzo daleko, ale dawałam radę. Najgorzej było w kolejkach. Mąż/brat/ mama zajmowali się maluszkiem wtedy, gdy ja i tata szliśmy w kolejki (mieliśmy najwięcej cierpliwości). Wieczorem ja lub mama najczęściej byłyśmy w kuchni. Gotowałyśmy coś na następny dzień, robiłyśmy kolację. Dzieckiem zajmowali się wszyscy. Ten, kto akurat miał chwilę.Gdy już wreszcie dostaliśmy w spółdzielni mieszkanie na które rodzice wpłacali mi odkąd byłam dzieckiem, nie obchodziło mnie, że jest to pokój, pokoiczek i wąziutka kuchnia, że tapety gdzieniegdzie są umazane jakąś zaprawą murarską, że jest to parter w wieżowcu i ze w łazieneczce z maluśką wanną nie ma nawet umywalki, ani miejsca na nią, a zgryźliwie zielony kolor farby olejnej w łazience i kuchni gryzie mnie w oczy. TO BYŁO NASZE!!! Teraz moje dziecko mieszka w swoim domu, ja z mężem w 100metrowym własnym mieszkaniu i mamy już odłożone na porządne mieszkanie dla wnuczki. Brakuje mi jednak sąsiada wpadającego pograć w warcaby, sąsiadki wpadającej na herbatkę, wspólnych z sąsiadami wypadów nad rzekę. Ciągle tylko: praca, dom, komputer, spać i od nowa to samo. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trudno okreslic jednoznacznie, jak sie zylo, bo najwiecej zalezalo od rodziny.Jesli rodzina kochajaca, to dzieciom dobrze, niewazne, czy biedniej czy bardziej bogato. W porownaniu do dzisiejszych czasow bylo bez porownania biedniej, ale bylam szczesliwa Mnie nikt nie pomagal przy wychowaniu dzieci, mame mialam schorowaną, ojciec musial sie nia zając. Byl stan wojenny, wszystkiego brakowalo, meza wyrzucili z pracy , dlugo szukal nastepnej, po wielu latach , razem z innymi rehabilitowali, ale wtedy bylo ciezko. Nie mielismy telefonu - telefon bylo trudno zalozyc, strach, jak dojade do szpitala, gdy bedzie porod, jak sie porozumiem z mezem, do najblizszej budki telefonicznej daleko, i na ogol byla nieczynna. Potem strach, co bedzie, jak dziecko nagle zachoruje, jak wyjsc zeby zadzwonic, jak bylam sama z dwojka maluchów, bo maz w pracy. To bylo chyba najgorsze. No i czeste wylaczenia prądu, trudnosci z zaopatrzeniem. Mieszkania byly ciasne, male,wiekszosc mlodych malzenstw mieszkala z rodzicami - i to byl wielki mankament tych czasow. W dodatku wariactwo z meldunkami - nie zamelduja w miescie , jak nie masz pracy, nie dadza pracy, jak nie masz meldunku. Ludzie brali fikcyjne sluby.My zamieszkalismy w malenkim mieszkaniu babci, ktora przeniosla sie do mamy. Cala wyprawke mialam po znajomych, czym sie zreszta wcale nie przejmowalam, niestety nie było jeszcze lumpeksow, wiec tylko na znajomych sie bazowalo, W sklepie mozna bylo kupic w ramach wyprawki okreslona liczbe pieluch, jakies szkaradne spiochy w wielkich rozmiarach i bardzo brzydkie kocyki w kratke. Najgorzej było z bucikami dla dzieci. Byl do prania dla dzieci proszek Cypisek ( na kartki) , po ktorym z niewiadomych przyczyn wiekszosc dzieci miala uczulenie. Ciezko bylo bardzo z zakupami - nie moglam zostawic dzieci w domu, a zakupy trwaly godzinami, bo wszedzie trzeba bylo dlugo stac w kolejkach, jedno dziecko wylazilo z wozka, drugie wyrywalo sie z reki, no bo ile mozna stac w jednym miejscu. Ale bylam z dziecmi szczesliwa, bawilismy sie, czytalismy. Gdy z kolei ja bylam mala, mojej mamie czasem pomagala babcia, gdy dojechala, ale przewaznie siedzialam sama w domu, co mi wcale nie przeszkadzalo. Nie lubilam tylko sama wracac ze szkoly, bywalo,ze zaczepiali mnie chlopaki, walili sniezkami, czasem nawet kamieniami, najgorzej ze bywali i zboczency, czasem szli za mna do domu, na wysokie pietro, jakies typy dobijaly sie do drzwi, strasznie sie wtedy balam. Moglam teoretycznie chodzic do swietlicy, ale tam to juz bylo naprawde strasznie, wrzask, hałas, zadnych zajęc tylko chowanie sie przed rozrabiajacymi łobuzami. Calymi dniami czytalam i to bylo moje ukochane zajęcie. Nie bylo jeszcze tv, ale co dzien o 15.30 byla audycja w radiu dla dzieci, oczywiscie na nia czekalam. Ulubiona moja byla nadawana raz w miesiacu w czwartki "Uczymy. sie recytowac" , prowadzona przez Kazimierza Rudzkiego ,drugą ulubiona byla audycja Marian Walentynowicza ( tego, ktory zilustrowal "Przygody Koziołka Matołka"). w ktorej udzielał porad, jak rysowac i malowac ( przez radio!). Moje dziecinstwo bylo raczej biedne, jesli chodzi o mieszkanie, ubranie, jedzenie (inni zreszta tez tak mieli), ale zawsze mialam ksiazki i co najwazniejsze, nikt w domu nigdy nie krzyczal, byly wspolne rozmowy, zarty, dobra atmosfera ,wiec dziecinstwo wspominam jak najlepiej. Mysle,ze w kazdych czasach wzajemna zyczliwosc w rodzinie jest wazniejsza niz pieniadze, udogodnienia itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale przynajmniej nie trzeba było być zazdrosnym o lepsze ciuchy w szkole, -----chyba zartujesz? prawie kazdy mial kogos z rodziny za granica, paczki z niemiec, uk czy usa moze byly raz na rok, alke za to, kazda pie.rd.ola, nawet gumka do mazania czy piornik kolorowy to byla totalna zazdrosc! jak ktos nie mial nikogo za granica albo nikt takiej paczki nie zrobil to dopiero byl zal du.py :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale przynajmniej nie trzeba było być zazdrosnym o lepsze ciuchy w szkole, -----chyba zartujesz? x ja się nie znam na obecnych czasach, ale podobno dzieciaki teraz jeszcze b płytkie, i jak się nie ma nowego smartfona, to jest się nikim? dostałam szoku, jak widziałam niedawno zdjęcia mojej klasy - wtedy 8 - te 20 - kilka lat temu... bylismy wszyscy koszmarnie ubrani... i każdy w tych białych adidasach - to był wtedy synonim najlepszej mody.. dziewczyny się nigdy nie malowały do szkoły, bo to nie uchodziło, i fryzury tez gorsze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no a obecne dzieciaki za 20 lat spojrza na zdjecia i stwierdza ze wtedy wygladaly biednie i smiesznie, a ich dzieci to dopiero maja zycie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moi rodzice racowali w PGR Mama ksiegowa, Tata brygadzista Obiady codziennie dwudaniowe ze stołówki Do przedszkola dzieci zabieral i przywozil specjalny autobusik Dostali 2 mieszkania zakladowe- najpierw male, pozniej wieksze Mieli samochod Wszasy pod grusza, podobno odmawiali nawet wyjazdow Praca i placa godna KOmbinowali jak , gdzie cos zdobyc ale dawali rade W miedzyczasie wybudowali dom i splacili za grosze kredyt Nikt im nie pomagalm w wychowaniu dzieci( w sensie rodziny), ale nie bylo tez takiej potrzeby Kiedy system sie rozpadl nasza rodzina popadla w biede...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś Ile twoi rodzice mają lat???? Pochodzę z rodziny która wiele przeżyła ale takich bzdur dawno nie cytałam. Wiesz co oznaczają" wczasy po gruszą"? żeby na nie pojechać trzeba było mieć własną kasę .Dostawało się świstek gdzie trzeba było zdobyć pieczątki (miasta,gminy,sołtysa,wójta)w miejscu do którego przybyłaś. Po powrocie oddawałas kartkę do Działu Socjalnego i zwracano Ci grosze,jesli miałas dziecko i brałaś rodzinne to tez na dziecko.To był dopiero luksus,wez kobieto i nie powtarzaj pierdół,bo głowa boli. Ile starzy mają lat,to więcej dopowiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z perspektywy lat widze ,ze jednak nie było sprawiedliwe to,ze moi rodzice z b.dobrym, jeszcze przedwojennm wyzszym wyksztalceniem, bardzo pracowici, na odpowiedzialnych stanowiskach mieli podobne pensje do czesto obibokow, bez kwalifikacji - bo pensje były dla wszystkich podobne ( zreszta przez ten brak motywacji lezala gospodarka). Ale z drugiej strony dzieciaki mialy podobny start, wszedzie równa bieda . Dlatego nie pzremawia do mnie żalenie sie na caly swiat niektórych moich rowiesnikow - 60 i po - ten kto pracował, uczył sie, mial szanse na studia i zdobycie zawodu - oczywiscie bywały wyjatki losowe, choroba, niesprawiedliwe byly tez tzw punkty za pochodzenie, czy tez za płeć ( np chłopakom na medycynie). Ale nie wszystkim chcialo sie wykorzystac szansę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem rocznik 7O i troszkę pamiętam z tamtych czasów czyli mojego dzieciństwa. Rodzice pracowali ja chodziłam najpierw do żłobka, potem do przedszkola gdzie panie przedszkolanki wiecznie wietrzyły okna a ja ciągle chorowałam. Gdy urodziła się młodsza siostra pamiętam mamę i tatę jak wspólnie prali pieluchy we Frani, potem wyżymanie przez korbkę i rozwieszanie w mieszkaniu bo nie było balkonu. W sklepie pustki, mama często stała z nami w kolejkach żeby kupić mięso, papier toaletowy czy inne rzeczy do jedzenia albo coś mieli rzucić. Pamiętam jak mama cały dzień stała za czeskimi tenisówkami takie białe gumka na przodzie , i za dresami które po wypraniu nadawały się do wyrzucenia. pamiętam moją mamę wiecznie stojąca przy kuchni bo trzeba było coś gotować nie tak jak teraz można sobie coś zamówić, kupić gotowca itd. Kiedyś jak kobieta nie umiała gotowa to miała przerąbane. Wydaje mi się że nie było takiej zazdrości bo większość osób chodziła skromie ubrana, nawet jak dostało się coś z zagranicy to było to od ''święta i niedzieli" mimo tych kolejek , jednego samochodu(maluszka) rodzice mieli czas dla siebie. Dzisiaj małżeństwa są tak zapracowane że trudno o chwilę dla siebie mimo wszystkich udogodnień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O tym braku różnic to nie pitolcie :O Juz ok. 1950 powstała w Warszawie ZAMKNIĘTA dzielnica strzeżona przez wartowników z bronią, tylko dla "najlepszych " ze specjalnymi sklepami ,przedszkolami itp ...Po 1956 zaczęto to maskować, znikneły "sklepy z żółtymi firankami"-osobna sieć tylko dla kacyków PZPR funkcyjnych UB itp. przedstawicieli "elity" . A na niższym szczeblu -fakt z wietrzeniem w przedszkolach -było to nagminne by pochorować dzieci i panie przedszkolanki (często prymitywne kobiety) miały labę ... W szkole niby mundurki /fartuszki/szara równość ale... .Traktowanie dzieci zależało od pozycji społecznej może bardzej niż dziś .Np w elitarnym liceum gdzie patologie tępiono , dzieci lokalnych bonzów PZPR jechały na narko, przychodziły pijane na lekcje -zawsze po kościach się rozchodizło a zwykły uczeń by wyleciał za to samo ze szkoły na zbitą mordę .Już od podstawówki niektórym bylo wolno więcej ...Też z czasem dzieciom prywaciarzy czy ludzi mających kontakty z zachodem -pani dyrektor też chciała modny płaszczyk czy oryginlane buciki.Jak ktoś jak pisałyście wyżej nie miał -żadnych szans na gadgety/szmaty z zachodu /bazaru /z przemytu .Nie miał starych na stanowisku. Nie miał "obrotnych" tj wprost powiedzmy -złodziei , rodziców to lądował na dnie w hierarchii szkolnej .No chyba ze miał cechy przywódcze , patologiczne,mocny asertywny charakter .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś Owszem,były studia dla tych którzy przeszli tzw.selekcję,egzaminy ,a dziś byle tłuk,wali z lichym świadectwem maturalnym ,tam go przyjmują bez egzaminu i z biedą dostaje dyplom,ważne żeby uczestniczył w zajęciach..Takich mamy inżynierów,nie wspomnę o intelekcie tych młodych "wykształciuchów".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś weź to sie ode mnie odczep rodzice jezdzili bardzo czesto n a wczasu, ktore sponsorowaly PGRy.Pozniej domawiali, bo ile mozna jezdzic w te same miejsca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie było zwolnien w ciąży, pracowałam do soboty, od poniedziałku wzięłam urlop macierzyński, a w środę urodziłam, bo stałam w kolejce po pomarańcze i weszła bez kolejki baba i właśnie dla mnie zabrakło. W kolejce stałam dość długo, bo ciężarna była obsługiwana co trzecia. Była oddzielna kolejka dla ciężarnych. Nieraz dłużej się czekało niż w normalnej. Urodziłam 3 dzieci i nigdy nie byłam na zwolnieniu lekarskim. Na 2 tygodnie przed porodem można było iść na macierzyński.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Serio? Moja najmlodsza siostra jest rocznik 79. Juz 2 miesiace przed porodem lekarz dawal matce zwolnienie i relanium (do dzos stosowane rozkurczowo), bo miala krotka szyjke i grozil porod przedwczesny Mama jednak to zignorowala, bo lubila chodzic do pracy. Jednak nie byla prosta baba na bakier z Poradnia K i bywala tam, a nie jak niektore do dzis dnia " nie pojde, bo lekarz to konowal"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Przywileje partyjne to osobny temat, zreszta teraz też są, wystarczy poczytac, jak PIS rozdaje posady. Ale generalnie jak ktos byl naprawde dobry w szkole, to nie musial miec bonzow w rodzinie - jesli zdal dobrze egzamin na studia, to sie dostal ( tzn zdecydownie dobrze, bo jak na granicy, to zawsze wybrali dziecko szychy partyjnej itp.)Bywaly szykany z powodów politycznych, ale to wypadki jednostkowe. Zreszta - PRL to dlugi okres czasu. Gdy chodzilam do szkoly, narkotykow jeszcze nie było, to zaczelo sie w epoce Gierka, kiedy troszke otworzyły sie granice, wtedy tez zaczely sie roznice w ubiorach itd. Ale specjalne sklepy były, np dla wojskowych, pewnie jeszcze dla kogos, zreszta PEwexy byly za dolary a dolary - nielegalne, ludzie kupowali bony na ogol od podejrzanych typow na ulicy. Jednak i tak w szkole rzadzily przez dlugie lata fartuszki, tarcze, czapki ,berety, granatowy kolor, biale kołnierzyki ,wiec róznic "golym okiem", zwlaszcza młodsze dzieciaki, nie dostrzegały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moje dzieci urodzily sie na poczatku lat 80tych. Przedmiotem ich marzen (i moich) byly wtedy klocki lego, dostepne tylko w Pewexie . Dziadkowie stawali na głowie, kupowali Bony PKO , zeby kupic to wnukom pod choinkę, Najtanszy, najmniejszy zestawik kosztował dolara ( a traczej bon jednodolarowy). A to bylo duzo- w zaleznosci od lat - ok 100 zl( przy mojej pensji niedlugo po studiach +1600 zl, czyli 16 dolarów). Tabliczka czekolady kosztowala 19 zl( ale na ogol czekolady nie było. Pomarancze ( tez rarytas) 40 zl kg.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wczoraj Ty to pewnie myślisz że na tym forum siedzą dziewczyny z PGR-u i niczego nie rozumieją.Piszesz bzdury i wzbudzasz litość. Wczasy po grusza nie musza byc w tym samym miejscu,jezdzisz gdzie chcesz,byle mieć podkładkę do częsciowego sfinansowania. To co dostawali twoi rodzice było zupełnie czyś innym,PGR miał swoj osrodek i tam dawał wczasy. Nie unoś się jesli czegoś nie rozumiesz,bo to jest niegrzeczne,no ale rozumiem bo nie grzeszysz inteligencją.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A propos edukacjui wtedy .Co było gorsze niż dziś -korupcja totalna przy naborze na lepsze studia Tam z mety min 30%-50% miejsc było rozdzielone przed egzaminami .Stąd potem lekarze nieudacznicy czy osobliwi sędziowie...To była gangrena To samo anglistyka- pewne dzieci miały zawsze drzwi otwarte . Najpierw brano partyjne, potem MSW potem branżowe (dzieci lekarzy prawników itp .) na koniec "zwykłe " łapówki . Aha przed 1980 studia zaoczne podobno były tylko z pozytywną opinia nie tylko z pracy ale i od komórki PZPR -jak ktoś im podpadł to finito edukacjo . Jeszcze coś niby Gierek dał wolne soboty( kilka w roku najpierw) ale do szkół weszły dopiero w 1981 dzięki solidarności .Zresztą władza po paru latach znów wprowadziła "soboty pracujące" aby młodzi nie fikali -podobno była to osobista zemsta Jaruzela za udział młodych w demonstracjach :O Wcześniej zapieprzałybyście w soboty do szkoły :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×