Nie potrafię zagadać do dziewczyny,

która mi się podoba. Co gorsza, to ona wykazuje więcej inicjatywy, przynajmniej tak twierdzą znajomi. Znamy się z widzenia, mieszka w tej samej dzielnicy więc często jedziemy tym samym busem czy tramwajem na uczelnię. W sobotę była w tym samym klubie (przypadek ?) na imprezie sylwestrowej. Nie wiem jak to się stało, że razem zatańczyliśmy, zaczęła nawijać jak fajnie tańczę i takie tam pierdoły, mnie ogarnął blackout, nie mogłem wydusić ani słowa. Nad ranem, jak przyjechała po nas taksówka, podbiegła i zapytała, czy nie byłoby dla niej miejsca, bo jedzie w tym samym kierunku. Kumpel twierdzi, że jestem frajer, dziewczyna wyraźnie na mnie leci a ja zachowuję się jak niedomyty prawiczek. A co ja mogę za to, że sama myśl o niej mnie paraliżuje ?

Jestes facet czy c***a ?

No tak, bo faceci to roboty, nie mają prawa być nieśmiali. Oj księżniczki, księżniczki, leczcie się na nogi, bo na głowę już za późno.

Nie jestem znowu taki nieśmiały, potrafię zagadać do obcej dziewczyny na ulicy, to tylko ona tak na mnie wpływa. Nie chce niczego popsuć na przedstarciu, nad wszystkim zastanawiam się sto milionów razy, np. w busie, nie wiem, czy wystarcza wymiana uśmiechów, krzyczeć cześć czy przedzierać się przez wiecznie panujący ścisk, żeby zamienić z nią parę słów, zawsze jest w towarzystwie koleżanek i nie wiem, czy to kulturalnie, tak wtrącać się w rozmowę. A jak się już na coś zdecyduje to zwykle jest za późno.

ciapowaty frajer z ciebie i tyle do mamusi pod pierzynke, hus, hus, hus !