Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość gość

Brak akceptacji siebie.

Polecane posty

Gość gość

Od kilku lat jestem zadeklarowanym gejem, normalny facet, nie popierający parad równości, publicznej walki o prawa dla osób LGBT, uważam że to jest moja prywatna sprawa z kim żyję. Moja najbliższa rodzina i przyjaciele wiedzą o mnie, ukrywam ten fakt tylko w pracy. Mam za sobą kilka krótszych, czy dłuższych romansów, ale 1.5 roku temu poznałem wspaniałego faceta. Pochodzi z mniejszej miejscowości, bardzo wierzącej rodziny o poglądach prawicowych. Był w kilku związkach z kobietami, a potajemnie umawiał się na sex randki z facetami. Już od pierwszego spotkania oboje poczuliśmy, że to jest coś innego. Pojawiło się uczucie, dla niego to było coś nowego. Nigdy wcześniej nie zakochał się w mężczyźnie. Miał na początku opory, ale zaczęliśmy spotykać się coraz częściej. Po namowach przedstawiłem go swoim przyjaciołom i rodzeństwu, było to dla niego trudne, ze względu na ich świadomość kim jest, ale z czasem jakoś to przyjął. Spędziliśmy ze sobą 1.5 roku, wakacje, wyjazdy, każda wolna chwila razem. W towarzystwie jego znajomych udawałem kumpla. Było kilka gorszych momentów gdzie atakowały go wątpliwości, potem pojawiało się to coraz częściej: strach przed ujawnieniem przed rodziną i przyjaciółmi i marzenie założenia rodziny, aby być akceptowanym. Z różnym efektem starałem się nie naciskać na niego, bo zależało mi na nim, aczkolwiek często musiałem przecierpieć pewne sytuacje. Wszystkie wątpliwości powodowały próby odejścia ode mnie ale jakoś nie dawaliśmy rady się rozejść. Przed Bożym Narodzeniem doszło do poważniejszej kłótni, stwierdził że już się męczy, że nie damy rady dłużej utrzymać tego w tajemnicy, że nie tak sobie wyobraża swoją przyszłość. Po wielu godzinach rozmowy wymieszanej z płaczem doszliśmy do wniosku, że Sylwestra spędzimy jeszcze razem z jego znajomymi, a 1 stycznia rozjedziemy się każdy w swoją stronę. Nie do końca chciałem w to uwierzyć. 4 dni w Krakowie, impreza, fajny czas i przyszły życzenia noworoczne o północy. Podszedł do mnie na sam koniec, przytulając szepnął do ucha powodzenia w dalszym życiu. Po odejściu rozkleiłem się i pech chciał, że przy jego koleżance. Alkohol, emocje i poszło - powiedziałem jej całą prawdę. Powiedziała, że akceptuje w pełni to, ale ma żal, że wszystkich okłamywał (ją nawet podrywał żeby odrzucić od siebie podejrzenia). Następnego dnia nie okazaliśmy nikomu, że taka rozmowa była. Mijałem się z nim w gęstej atmosferze, nawet nie patrząc sobie w oczy, aż rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Bolało bardzo, zastanawiałem się czy go informować o tym, że koleżanka wie. Zostawiłem mu wiadomość. Przyjął to bardzo źle. Stwierdził, że musi z nimi zerwać kontakt, z całą ekipą. Mam w swojej świadomości, że bardzo źle zrobiłem ujawniając go, że zrobiłem mu straszną krzywdę, a tym samym pogrzebałem szanse na powrót jego do mnie. Nie przyjmuje do siebie argumentów, że żeniąc się nie ukryje swojej natury, że będzie nieszczęśliwy, że prędzej , czy później skrzywdzi żonę, jej rodzinę i swoją rodzinę. Rodzina, jeżeli go kocha, to by zaakceptowała to kim jest, nie było by łatwo, ale łatwiej niż to, że będą musieli mu wybaczyć krzywdę jaką wyrządził innej osobie. Myślę, że problem polega na tym, że on nie akceptuje siebie. Kocham go z całego serca, nie chciałbym żeby tak zniszczył sobie życie... piszę to żeby trochę się wygadać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×