Gość gość Napisano Luty 12, 2017 Minęło kilka lat odkąd odszedł. Niby jestem wierząca...niby,bo często mam zachwiania wiary. Po śmierci Łukasza całkowicie przestałam wierzyć, po 2 latach wróciłam do kościoła, ale to już nie jest tak silna wiara, jak dawniej. Żyjemy w XXI wieku,duzo rzeczy mozna sobie wytłumaczyc, zaczęłam myslec rozumem,nie sercem i z jednej strony to jest denerwujące,bo tracę sens życia, nie wiem dokąd zmierzam (tzn do piachu jako karma dla robali) Kiedyś gdy jeszcze wierzyłam, nic nie było dla mnie takie straszne. W młodości dużo przeżyłam. Choroby , śmierć bliskich - ale nie przeżywałam tego,aż tak bardzo. On - Łukasz - miał tak silną wiarę, tak pozytywne nastawienie do życia że to aż niemozliwe zeby mogł odejść w tak młodym wieku. Do tej pory jak o nim myślę czuję ból w sercu i żal, za każdym razem ciekna mi łzy. Raz jest lepiej raz gorzej ale jakos ciagne ten wozek, pamietam o jego radach. Dzis mam gorszy dzien. Sniegu pelno,piekne niebo, jestem w miejscu w ktorym widzielismy sie po raz ostatni i znowu sie rozklejam. Obiecuje sobie, ze w koncu sie pozbieram ale nie potrafie. Byl mi bardzo bliski i wazny dla mnie. Dajcie mi jakies rady,prosze. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach