Gość kissofthesun Napisano Luty 20, 2017 Piszę do Was, bo nie wiem już co robić i proszę o pomoc. Zacznę od tego, że od 5 lat tkwię w relacji, która odkąd pojawiło się dziecko stała się bardzo toksyczna ze strony ojca dziecka. Odkąd zaszłam w ciążę ustaliliśmy, że on pracuje, ja jestem w domu z dzieckiem do 2 roku życia,bo potem idę do pracy ,razem dbamy o dom, mamy wspólny budżet, dbamy nawzajem o to co robimy dla siebie. No i wszystko fajnie dopóki się nie urodził nasz syn. Wróciłam po porodzie do domu, po cesarce, bardzo słaba, wycieńczona... Potrafił w nocy wręcz ze złością mnie walnąć i obudzić, żebym do dziecka wstała bo on jest nie wyspany, siada rano za kółko i on nie może zasypiać. Więc wstawałam, karmiłam, przebierałam... nie pomagał mi prawie w niczym. A jeśli już to z wielką pretensją. Zaczął coraz częściej wychodzić sobie z domu. 3 razy w tygodniu ryby, koledzy, schlał się do nieprzytomności 3 razy, zostawił mnie w takiej sytuacji z maleńkim dzieckiem. Zrobiłam mu awanturę, powiedziałam, ze ma przestać chlać i skoro on gdzieś wychodzi to ja też mam prawo wyjść do ludzi a nie siedzieć w 4 ścianach. Miesiąc temu PO RAZ PIERWSZY OD 5 LAT znajomości z nim wyszłam sama z koleżanką na imprezę. Do mojego syna do opieki ściągnęłam moją mamę, został z nim jego ojciec, zrobiłam wszystko by miał na później do zjedzenia, do ubrania, ustaliłam kiedy wracam, gdzie jestem co robię. Wróciłam z imprezy w normalnym stanie kiedy maluch jeszcze spał... I zaczęła się wojna. Że ja się na pewno szmaciłam, że skoro ma się dziecko to matka siedzi w domu i nigdzie nie chodzi, że nie mam prawa mieć koleżanek, że to, że tamto. Moja rodzina nagle zaczęła mu przeszkadzać, nagle się okazało, że nie nadaje sie do niczego w domu, że jestem wyrodną matką bo wyszłam z koleżanką na durną imprezę, gdzie nie zrobiłam nic kompletnie złego. Wyzywał moją rodzinę, mnie, wypomina pieniądze, mówi że nic mi się nie należy...miara się przebrała. Powiedziałam mu głośno i wyraźnie, że nie kocham go, nie chce z nim być i nie zamierzam nawet więcej się w tym związku męczyć. No i zaczęły się schody... Powiedział, że ze względu na dziecko mam zacisnąć zęby i z nim być, bo jedyne co daję synowi to rozbitą rodzinę. Pytałam czy zdaje sobie sprawę, że dziecko bedzie jeszcze bardziej nie szczęśliwe, kiedy bedzie widziało jak matka cierpi przez człowieka, który nie potrafi jej szanować i chce z niej zrobić swoją własność. Jedyne co odpowiedział to swoją stałą gadkę "Gdybyś nie była taka beznadziejna, jak bym Cię nigdy tak nie potraktował"... Nie dociera do niego NIC co mówię,że nie chcę być z nim, że nie kocham go, brzydzi mnie i że wypaliło się we mnie wszystko co dobre w jego kierunku. Cały czas zmusza, naciska, nalega na związek. Cały czas mi wmawia i perfidnie nalega, ze trzeba ze sobą być ze względu na dziecko. I teraz tak... mieszkamy razem, ja obecnie nie mam pracy bo jak wspominałam wcześniej, ustaliliśmy, że dopóki synek nie pójdzie do przedszkola ja się nim zajmuję. Powiedział mi prosto w oczy, że dziecka mi nie, da, bo jest tu zameldowane, ma prawo tu być i zrobi wszystko zebym go nie dostała. Zaznaczył, że ja sama mogę pakować rzeczy i robić wypad, ale dziecka nie dostanę. Albo zaciskam zęby i jestem z nim, albo pakuję rzeczy i wypieprzam stąd sama. Nie przyjmuje żadnego innego rozwiązania, proponowałam przerwę, chciałam wyjechać na tydzień z dzieckiem do mojej mamy, zabrał pieniadze, klucze od domu i powiedział, ze moge jechać, jeśli i on pojedzie z nami, że żadnych rozłąk nie ma i on się na żadne przerwy nie zgadza. Zaproponowalam w taki raz, żeby dał sobie i mi spokoj i zeby mnie nie dotykał, nie naciskał, zeby każde z nas miało okazję choć na chwilę od siebie odpocząć... Powiedzał, że on tak żyć nie umie i nie będzie i zaczął na siłe wymagać bliskości, wymuszał pocałunki, namawiał do seksu... i jeszcze bulwersował się, że tego nie chcę, że się na to nie godzę. Nie godzi się ani na odpoczynek od siebie, ani na przerwę ani nawet na to żeby zwyczajnie narazie dał mi spokoj. Pasuje mu tylko to, ze mam mu prać, sprzątać, gotować, uprawiać z nim seks i udawać wielce zakochaną... Nie jestem w stanie z nim się dogadać w żadną stronę bo pasuje mu tylko to, co on sam zaproponuje. Moje decyzje uważa za egoistyczne i pełne obrazy. Nie mam z nim ślubu, więc chociaż tyle dobrego... Jeśli tylko znalazłabym dla siebie kąt i możliwość jakiekolwiek pracy uciekłabym jak najdalej... Mam kilka pytań, pomóżcie, jeśli wiecie coś na ten temat... Czy jeśli zabiorę syna z miejsca stałego meldunku w inne miejsce skutkuje to jakimiś konsekwencjami? Czy jeśli zapewnię dziecku normalne, dobre warunki, lepsze niz ma to jak duża jest szansa, że on może mi go zabrać? Przypominam, że z moim synem siedzę w domu niezmiennie od 2 lat... nie piję, nie palę, nie mam żadnych uzależnień, długów, za to on ma koncie spicie się przy dziecku do nie przytomności aż 3 razy... Mam nagrania jak mnie obraża, wyzywa, zabrania prawie wszystkiego, zmusza mnie do związku, szantażuje, wszystko wypomina... Mam dowody na jego chwiejność psychiczną, zdjęcie jak spi nieprzytomny od wódki na dywanie... Co powinnam zrobić najpierw? jak to ugryźć by dobrze zacząć wszystko? proszę, doradźcie, pomóżcie, bo ja już z nim więcej nie jestem w stanie wytrzymać :( Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach