Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Powazny kryzys w malzenstwie, czy ktoras z was przetrwala ?

Polecane posty

Gość gość

Jw

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a jak wyglada poważny kryzys? sprecyzuj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja przetrwalam bylo ciezko do dzis mnie boli zadry zostaly ale staram sie zyc dalej i kocham ciagle

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak kocham jeszcze mocniej :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tu autorka. Jesli chodzi o mnie, duzo by pisac o przyczynach. Musiałabym sie niezle rozpisać. Nie bylo zdrady ani nic z tych rzeczy, ale...aktualnie czuje, ze jestesmy w glebokim kryzysie, jesli chodzi o nasze malzenstwo. Nawet jesli pare dni jest dobrze, to potem i tak coś pęka i wybucha kłótnia. Rozmowy nie skutkują. Nie wiem juz co mam zrobic i jak to sie skonczy. Przez to oddalamy sie od siebie jeszcze bardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
przeczekaj sprobuj terapia nam nie pomogla ale czas, milosc do dzieci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ważny jest powód

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No coz, jakiegos konkretnego powodu chyba nie ma. Poprostu jakos zaczelo sie sypac. Przestalismy sie dogadywac tak, jak dawniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
U mnie przyczyną kryzysu była nowa praca partnera, stres i zmęczenie sprawiły że zaczął się oddalać. Ja z kolei czując to zaczynałam panikować, naciskać na wszystko co tylko pogarszało problem. Rozmowy nic nie dawały, jasno mówiłam o swoich potrzebach, przepraszałam za to w czym zawiniłam, próbowałam tłumaczyć. Długo się tak ze sobą zmagaliśmy, czułam że tylko ja chce ratować ten związek, on był bierny. W końcu doszło do poważnej awantury, pełnej krzyków, przysłowiowego rzucania talerzami (w moim przypadku akurat kubkiem o podłogę), płaczu. Po kłótni zapadła cisza, mieliśmy oboje przemyśleć co dalej. Byłam tak zmęczona że chciałam się już poddać, odpuścić, bo czułam że nic nie zdziałam. Pojechał do pracy, a ja napisałam mu długiego smsa, spokojnego, pełnego smutku ale też czułości i próby zrozumienia. Wrócił pokorny, postanowiliśmy sobie obydwoje się starać, wyjaśniliśmy sobie błędy. I udało się to uratować. Życzę także tobie tego szczęścia, walcz o swój związek rozważnie, ale nie odpuszczaj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U nas autorko trwa. Wydaje mi sie ze cos jak u cb :-( Nic konkretnego ale ogolnie zle. Ja nie daje sobie rady z tym, ze w kazda sobote sie upija a w niedziele lezy caly dzien. Np w piatek zabralam dzieci do babci w zamian maz upil sie jak swinia. Na wieczor bylo niemilo. Za duzo tego wszystkie. Wracajac do tej lezacej niedzieli. Chcialabym abysmy wspolnie spedzili czas, gdzies wysli. W ubieglym roku latem raz ruszyl doope, poszlismy na lody. Przykro mi bo w sasiedztwie mamy duzo mlodych malzenstw z malymi dzieciakami. Oni zawsze gdzies wychodza razem a ja zawsze sama jak samotna matka :-( No i najwazniejsze skonczyl sie tez sex. Wiesz takie rach ciach raz na miesiac. No jest kiepsko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×