Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Ta "przyjaźń" mnie wykończy...

Polecane posty

Gość gość

Rzadko pytam na forum o radę, ale czuję, że potrzebna mi trzeźwa ocena sytuacji. Z G. znamy się ponad 7lat. Poznałyśmy się na studiach i tak to jakoś trwa do tej pory. Póki byłyśmy singielkami dogadywałyśmy się świetnie- wspólne zakupy, spotkania na plotki, wyjazdy. Zawsze mogłyśmy na siebie liczyć, normalnie pokrewne dusze. Potem ona związała się ze swoim obecnym mężem, niedługo potem ja związałam z narzeczonym i naturalne stały się spotkania we czwórkę. Czas mijał, stopniowo każde z nas dorabiało się- a to mieszkanie, lepsze auto. W jej związku nagle zaczęło się lepiej powodzić i zauważyłam, że powoli ona się zmienia: zaczęły się drobne uszczypliwości, że np my znów jedziemy na Mazury, które kochamy zamiast tak jak oni polecieć na jakąś egzotyczną wyprawę, pojawiły się aluzje, że mój partner ma kiepską pracę, że jest mało zaradny albo przytyki, że kupiliśmy mieszkanie w mało ciekawej jej zdaniem lokalizacji, że metraż nie taki.. Kiedy mówiłam, że to mało miłe, to oburzała się, bo przecież ona to wszystko mówi z troski o mnie i że chce, żeby mi się wiodło jak najlepiej. Potem miałam trochę problemów w życiu zawodowym i prywatnym, oczywiście powiedziałam jej o nich, no bo przecież dotąd zawsze służyła wsparciem i radą- no cóż, rozmowa z nią tylko pogorszyła mój nastrój (nie chodzi o to, żeby mi słodziła, wystarczyło żeby wysłuchała, a ona dokopała tak, że potem żałowałam, że w ogóle poruszyłam temat). Powoli czułam, że coraz mniej mam ochotę jej mówić, bo coraz częściej odnosiłam wrażenie, że pisanie drobnych uszczypliwości w odpowiedzi na moje rozterki sprawia jej przyjemność. Zdarzało się, że w ogóle nie miałam ochoty do niej pisać czy dzwonić, ale przez wzgląd na dawną zażyłość przymuszałam się do odezwania się. Czasem poruszałyśmy temat, głównie z mojej inicjatywy, że nie czuję się tak swobodnie przy niej jak kiedyś, że zmieniło się między nami, że chciałabym dowiedzieć się w czym rzecz, na co G. reagowała oburzeniem i mawiała "ojej, jaka ty biedna, a ja ta niedobra", na pewno widziała, że nasza relacja uległa zmianie, ale jakoś tak wolała napisać, że to ja mam problem/ja jestem ta zła/użalam się nad sobą... Więc przestałam mówić jak się z tym czuję i udawałam, że jest ok. Nie ukrywam- pisanie czy rozmowa z nią zaczęła mnie nudzić, bo nasze dialogi zaczęły przypominać kurtuazyjną wymianę uprzejmości: rozmowy o pogodzie, o tym czy się wyspałyśmy, o tym co słychać u dalszych znajomych. Problem pogłębił się kiedy pojawiło się u nich dziecko- czułam, że jeszcze bardziej się zdystansowała, za to jeśli chodzi o złośliwości w moją stronę, to była w szczytowej formie... często mówiła, że i u mnie czas na ślub i dzieci albo że nic o życiu nie wiem, za to ona ekspertka w każdej dziedzinie, spełniona na każdym polu, ale nie daj Boże zapytać, zwrócić uwagę, że jedna teoria przeczy drugiej, to awantura, że co ja wiem... więc pytać przestałam. Nie mam dzieci, ale to nie tak, że temat mnie nie interesuje, dlatego pytałam o różne kwestie, ale skoro zachowywała się jakby zjadła wszystkie rozumy, to odpuściłam. Na majówke wyjechałam z grupą koleżanek nad jezioro, taki babski wypad, G.nic nie mówiłam, bo by było, że się chwalę- dowiedziała się przypadkiem od wspólnej znajomej, odczekała parę dni i wyskoczyła z monologiem, że jestem okropna i chyba chcę zerwać z nią kontakt, chociaż jeszcze kilka dni wcześniej wymieniałyśmy się przepisem na ciasto... Naprawdę jestem już zmęczona tłumaczeniem się, ale też pisaniem na siłę, bo momentami mam wrażenie, że kontaktuję się z nią, bo tak wypada, a nie dlatego, że chcę. I choć brakuje mi naszych rozmów o wszystkim, spotkań, to na chwilę obecną czuję ulgę kiedy nie muszę wymieniać się zdawkowami uwagami o pogodzie. Może to ze mną jest coś nie tak, ale wydaje mi się, że z nas dwóch ja starałam się bardziej podtrzymać tę przyjaźń przy życiu, bo ilekroć był problem czy zgrzyt, to ja dociekałam o co chodzi, mówiłam o tym, co czuję i co mnie niepokoi, G. potrafiła tylko wytykać mi, że się odsunęłam, że jestem mało rozmowna, a kiedy tłumaczyłam co mnie zabolało, to zaraz pretensje, że się użalam nad sobą i przesadzam. W sumie nie wiem czego oczekuję, może po prostu chcę się wygadać i wyrzucić to z siebie. Może ktoś był w podobnej sytuacji i udało mu się z nią uporać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak robi Ci jakieś przytyki i dokucza, to olej ją. Nie kontynuuj tej znajomości na siłę. Musisz zrozumieć, że ludzie często się zmieniają i wiedzieć, że czasami warto odpuścić. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Miałem takiego najlepszego kumpla. Znaliśmy się od zawsze. Gdzieś około 30-ski zaczęło się rozjeżdżać. Z wiekiem charaktery zaczynają się kształtować i okazało się, że jesteśmy kompletnie różni. W dodatku miał tendencje do toksycznych zachowań, tak jak Twoja koleżanka. Miałem w życiu kryzys i zamiast pomóc zaczął udupiać moją samoocenę. Przemyślałem sprawę i zacząłem wychładzać znajomość, aż kontakty zamarły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trwałam dość długo w takiej "przyjaźni", na koniec było tak, że z kazdego spotkania z X. wracałam rozbita i nerwowa. W końcu pożegnałyśmy się, chętnie obustronnie, bo nie tylko ja byłam zmęczona i rozczarowana, ale i ona miała mi za złe, że mówię o tym, ze jej zachowanie mi nie pasuje. Nie chciała rozmawiać poważnie, nie chciała przyznać, że mamy problem z relacją, więc z ulga sie rozstałyśmy, czego i Tobie zycze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie musicie się przyjaźnić do końca życia. Każda z was poszła w swoją stronę i nie trzeba na siłę reanimować tej znajomości. Powiedź, że jesteś już zmęczona tą znajomością, że poszła w złym kierunku. Nie tego oczekiwałaś a wcześniejsze próby zawrócenia znajomości na właściwe tory nie powiodły się. Być może dorosłyście i już nie możecie się dogadywać tak samo jak gdy byłyście podfruwajkami. Nie odzywaj się do niej a przyparta do muru powiedź tak jak ci napisałam. Po co to ciągnąć ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie szanujesz się idiotko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Chyba najlepszym wyjściem będzie stopniowe wychładzanie relacji. Wolę uniknąć drastycznego zerwania kontaktu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jej koleżanka raczej zdziecinniała. A ja mam lepsze mieszkanie, a ja mam męża i dziecko, a Ty nie, a ja lecę do Dubaju, a Ty kiszisz się w Polsce. Przecież to mentalna piaskownica :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po 30-tce dojrzałam do tego, że nie każdy musi mnie lubić i nie każdego muszę lubić ja. Zerwałam kilka znajomości, które nic mi nie dawały. Spotykać się z kimś na siłę, męczyć się - po co? Szkoda czasu... Pewnie, że sentyment jakoś tam trzyma, pamięta się te fajne chwile. Ale niestety, podejście się zmienia, charakter i zachowanie też. Trzeba przeżyć fazę żałoby po przyjaźni i ruszyć dalej :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×