Gość Lavasz Napisano Czerwiec 8, 2017 Kiedyś czekałem z rodziną na peronie na nocny pociąg. Na stacji było zaledwie kilkanaście osób, wszyscy zachowywali się spokoinie. W cieniu budynku stał jeden człowiek około 30 lub 40 lat, chciałem coś sprawdzić i moja droga przebiegała obok niego. Szedłem w jego stronę i kiedy go mijałem nagle wszystkie włosy stanęły mi dęba, poczułem ogromny strach tak wielki że aż mi się w głowie zakręcilo, nogi były jak z waty tak jakbym spotkał samą śmierć. Od tego człowieka stojącego w cieniu biło niesamowicie ZŁO, wściekłość i psychopatyczna chęć czynienia bólu. Gdy odszedłem kilka metrów dalej zdziwiłem się skąd u mnie taki nagły atak paniki, mężczyzna wyglądał zwyczajnie i tak jak inni czekał na nadjezdzajacy pociąg. Po chwili wróciłem do swoich i zapomniałem o tym. Po kilku minutach nadjechał nasz transport, zaczęliśmy pakować się do wagonu, jako ostatnia wchodziła kobieta z mężem. Kobieta stała przy drzwiach gdy pociąg ruszył a ja stałem jeszcze w korytarzu przy oknie gdy nagle zauważyłem że facet stojący w cieniu budynku oderwał się od ściany i zaczął biec w kierunku drzwi naszego wagonu. Pomyślałem sobie, że spoznialski się obudził w ostatniej chwili, kobieta dalej stała w otwartych drzwiach i machala odjezdzajacemu autu. Nagle człowiek z cienia wskoczył na schodki wagonu i szarpnal torebkę kobiety tak mocno że wciągnął ją prawie pod koła, przerażający krzyk napadnietej i wiszącej cudem jedną ręką złapała się za poręcz wybił nas z szoku, wszystko działo się chwilę. Pomoglismy wciągnąć ją do środka, kątem oka widziałem uciekającego człowieka z cienia z torebka w ręku. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach