Gość gość Napisano Czerwiec 18, 2017 Mieszkam w dużym mieście, więc widzę ich codziennie. Na uczelni, poza, w galeriach handlowych. Wszyscy tacy piękni, uśmiechnięci, przy kasie, zadbani. Każde z nich z tabletem, najnowszym telefonem, najmodniejsze ciuchy. Chodzą grupami po restauracjach, widać, że nie oszczędzają na jedzeniu. Stoły pełne jedzenia, wcale nietaniego. I oni. Głośni, rozbawieni, w świetnych nastrojach, pełni entuzjazmu. Takie złote, bananowe dzieci. To się widzi wśród dzieciaków z zagranicy. Żyją tak beztrosko. Trwoniąc pieniądze bogatych rodziców. Czasem im zazdroszczę, czasem się zastanawiam jakby to była gdybym ja urodził się 10 lat później. 10 lat temu. Tylko tyle wystarczyło, żeby młodzież i czasy się DRASTYCZNIE zmieniły. Podwórka i trzepaki są dla biednych albo patologii, każda dziewczynka czy chłopiec czas spędza na instagramie, Facebooku, twitterze. Wszyscy chcą być jak ich idole, gwiazdy, celebryci. Dziewczynki się malują, chodzą po galeriach, odwiedzają Starbucka, noszą wszędzie ze sobą selfie-sticki dokumentując każde zdarzenie z życia jakby były gwiazdami. Tatuują się jako nastolaki, ubierają jak dorosłe kobiety. Chłopcy biorą drogie samochody od rodziców i zasuwają nimi na imprezy. Boże... Ja miałem podwórko, trzepak, znajomych z osiedla. To był mój świat. Mój mikrokosmos. A mimo to byłem najszczęśliwszy na świecie. Miałem najprostszą czarno-białą komórkę, GG jako jedyny wirtualny komunikator, które i tak były mniej istotne niż prawdziwe spotkania ze znajomymi. Nie potrzebowaliśmy Internetu, tylko podwórka. Miałem szczęśliwe dzieciństwo, mimo, że skromne bez tego całego blichtru. Byłem nakarmiony, czysty, w domu nie było przemocy, czułem się bezpiecznie. Teraz te dzieciaki mają dosłownie wszystko. Czasem zazdroszczę, jak widzę jak się bawią, a czasem zastanawiam czy takie mega-luksusowe dzieciństwo jest naprawdę szczęśliwe... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach