Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Panixyz12345678910

Facet który ma kobietę i dziecko

Polecane posty

Gość Panixyz12345678910

Witajcie. Zaczne od początku. Mam 20 lat, jestem samotną matką która wychowuje dwuletniego synka. Gdy mialam 18 lat moja mama dostala wylew po 3 miesięcznej hospitalizacji zmarła, zostalam sama z synkiem tatą i bratem byl tez moj chlopak. W tak mlodym wieku musialam szybko dorosnąć bo przyszedl na swiat maluszek ktorego kocham nad zycie, wielkim oparciem byla dla mnie moja mama po jej śmierci mocno wspieral mnie moj chlopak Łukasz. Spedzilismy razem wspaniale święta Bożego Narodzenia mimo ze nie bylo juz z nami mamy, 26 grudnia Łukasz poszedl z kolegą naprawiać auto po 20 minutach dostalam wiadomość ze mial wypadek myslalam ze to moze zlamana noga, ręka czy jakaś mała rana, mialam wielką nadzieje ze to tylko to... Gdy dotarlam na miejsce wypadku, biegnąc do miejsca gdzie widzialam rozbite auta nie bylo jeszcze karetki ani policji podbieglam do milosci mojego zycia leżał na ulicy caly w krwi mialam ciagle nadzieje ze zyje mimo ze plama krwi byla wieksza od niego, po przyjezdzie karetki dowiedzialam sie ze stracilam go tak jak dwa tygodnie wczesniej mame. Bylo mi ciezko, nadal jest, ciezko bylo patrzec na dziecko gdy otwieraly sie drzwi od domu a on wolał "tata, tata!" bo mial nadzieje ze jego kochany tatuś wrócił z pracy... Teraz zaczyna byc jakos lżej mimo ze odczuwam mocno brak Łukasza w moim zyciu. Zaczyna mi brakowac by ktos mnie przytulil, pocałował brakuje mi tego ciepła. Do rzeczy... 2 miesiące temu zmarł mój pradziadek, będąc na jego pogrzebie zauważyłam ze caly czas patrzy na mnie pewien młody mężczyzna, gdy zaczelam odwzajemniac jego spojrzenia, zaczął sie uśmiechać puszczać oczko. Jak sie okazało byl to chłopak pracujacy w zakładzie pogrzebowym obsługującym pogrzeb pradziadka. Pierwszy raz od smierci mojego Łukasza tak bardzo zwróciłam uwage na innego mężczyznę. Prawdę mówiąc bardzo mi sie spodobał, caly czas na mnie patrzył, gdy zdjął koszule mial na calych rękach tatuaże, na sam koniec pomachal mi na pozegnanie. Tak bardzo żałowałam że nie podeszłam do niego by porozmawiać. Caly czas chodzil mi po głowie nie potrafilam o nim zapomnieć. Zebralam sie na odwage i zadzwonilam do zakladu pogrzebowego ktorego nazwa widniała na karawanie. Wykorzystalam swoje stanowisko w pracy i powiedziałam ze poszukuje pewnego Pana z ktorym rozmawialam na pogrzebie w tej i tej miejscowości, tego i tego dnia na temat odszkodowania, powiedziałam ze dzwonie z Kancelarii Odszkodowawczej, ze jestem specjalistą ds. odszkodowan i mialabym do podpisania z tym panem umowe wiem ze u panstwa pracuje ale niestety nie wiem jak sie nazywa wiem tyle ze mial tatuaze na rekach i nie zdazylismy wiecej szczegółów omówić poniewaz czynil swoja powinnosc w pracy a pozniej wszyscy sie rozeszlismy. Ten Pan potwierdzil ze ktos taki tam pracuje powiedział zebym zostawila nr a on przekaże. Za 10 min zadzwonil moj telefon byl to ten chlopak, rozmawialismy dluzsza chwile po której powiedział "tak w ogóle to mam na imie ŁUKASZ" serce mocniej mi zabilo... Rozmawialismy tak przez kilka dni, dzwonil tylko wtedy gdy byl w pracy wieczorem nigdy sie nie odezwal... Spotkalismy sie raz, drugi, trzeci stwierdził ze bardzo mu sie podobam, chcialby sprobowac ale musimy sie poznac itd (no tak to logiczne) nie nalega na seks, ani nic z tych rzeczy gdy powiedziałam ze nie chce bo pomyślałam ze przeciez musze sprawdzic czy zalezy mu na znajomosci ze mna czy na moim tylku. Tak jak mowilam dzwonil i pisal tylko podczas pracy nigdy w weekend ani wieczorami, zaczelam przeczuwac, ze ma dziewczynę. Pytalam o to powiedział ze nie, kilka razy nawet zaprzeczyl. Gdy po jakims czasie, kilku spotkaniach mialo dojsc do naszego zbliżenia powiedział ze musi mi cos najpierw powiedzieć, wyznał ze ma dziewczynę z ktora mu sie od dawna nie uklada, ze chce sie z nia rozstac ale nie jest to takie proste bo mają malutkie dziecko... Nie wiedzialam co powiedzieć sama mam dziecko wiec w pewnym sensie go zrozumialam bo mi tez mogloby sie nie ukladac w zwiazku gdyby zyl ojciec mojego dziecka nigdy nic nie wiadomo, mimo tego no nie usprawiedliwia to jego zdrady i tego ze oszukiwal mnie i nadal oszukuje ją. Powiedzial ze bylby wstanie rozstac sie z nia i spróbować ulozyc zycie ze mna ale musi mnie lepiej poznac czy warto, czy ja to napewno to "coś" i ze boi sie o kontakty z dzieckiem ktore mocno kocha. ciężko mi mam metlik w glowie z jednej strony chcialabym z nim spróbować oczywiscie nie od razu na wariata ale z drugiej strony rozbilabym w pewnym sensie rodzine jego dziecku. prosze o rady i przepraszam za moje chwilami nielogicznie ulozone zdania ale nie moge sie na niczym skupic poprzez tą sytuacje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×